Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2020, 20:20   #147
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - 2037.IV.26; nd; przedpołudnie

Czas: 2037.IV.25; sb; wieczór; g. 22:45
Miejsce: Old St.Louis, VIII Rzeka; klub “The Hood”
Warunki: półmrok, sucho, ciepło, głośna muzyka, wnętrze klubu, na zewnątrz nieprzyjemnie i pochmurnie






- I to jest życie brachu! Sobotnia noc! - dłoń czarnoskórego cwaniaka wskazała na salę przed sobą. Rzeczywiście było na co popatrzeć, czego posłuchać, napić się a nawet skorzystać z mniej standardowych substancji. To była wolność! Podobno nawet przed wojną nie było takiej swobody jaką mógł się cieszyć człowiek w “The Hood”. Nocny klub pod dyskretnym parasolem Alvareza zapewniał chyba wszystko. Wódę, koks, dziewczynki i lasery. Do tego wydawało się, że zjeżdżają się tutaj wszyscy spragnieni rozrywki, nocnej przygody i zapomnienia. Wydawało się, że dominują młode, skoczne, jędrne skąpo ubrane ciała które przyszły się wyszumieć. A lokal nadawał się do tego znakomicie. Jakaś policja czy ADVENT wydawały się tylko złym snem z innego życia. Do tego lasery, dym, klimatyzacja, kilka głównych sal tanecznych, ileś barów i pomniejszych pomieszczeń. Także tych nieco bardziej stonowanych, z sofami, stolikami i przyciemnionym światłem gdzie można było usiąść i pogadać. Czy to z partnerką dla towarzystwa czy z partnerem od interesów.

Właśnie taką wygodną wnękę zajmowało parę osób. Po jednej stronie siedziała jedna strona reprezentowana przez Rando i pozostałą trójkę jaka oficjalnie była tylko załogą warsztatu samochodowego w niedalekiej okolicy. Był ten gruby Eber który chyba był u nich jakimś specem, latynoska foczka o powabnych kształtach i ten Azjata który pokazywał się najrzadziej z nich wszystkich. Właściwie to siedzieli wszyscy zblazowani jakby byli kolejnym elementem lokalnego folkloru co przyjechał tutaj przetrącić kolejną, sobotnią noc. Nie oszczędzali swoich gardeł pijąc kolejne drinki a nawet wciągając jakieś białe kreski.

Rando i jego azjatycki kumpel przez chwilę bezczelnie obcinali i komentowali jakieś dziewczyny parę stolików dalej. I poziom niżej. Rzeczywiście wyglądały bardzo atrakcyjnie i jakby właśnie przybyły do klubu aby się zabawić. A takie połączenie zdawało się w naturalny sposób przyciągać męskie spojrzenia nie tylko ich dwóch.

- Mówię ci! Do północy będą moje! - Rando rzucił pewnym siebie tekstem jakby chodziło o typowo testosteronową przechwałkę.

- Nie ma mowy! Prędzej Bianca je wyrwie! - Azjata wcale nie był nie wyglądał na przekonanego. A nawet prowokacyjnie wskazał na siedzącą obok latynoską dziewczynę.

- Które?! - skoro o niej wspomnieli to ich koleżanka wyciągnęła się aby zorientować się o jakim towarze jest mowa.

- Żadne! One już są moje! - Rando zrobił odcinający ruch dłonią jakby to była tylko formalność. I trochę może by zmienić temat a może trochę dlatego, że uznał się nad stołem by zbliżyć się do drugiej strony. Bo wbrew pozorom przy okazji tego sobotniego wieczoru przyszli załatwić parę interesów z przedstawicielami lokalnego X-COM.

- A więc chcecie u nas zmyć swoje brudy co brachu? - “brachu” była chyba standardową odzywką Rando bo zwracał się tak prawie do każdego. A ci z X-COM co przyjechali na spotkanie dostali tą wiadomość wczoraj. Że spotkanie odbędzie się właśnie tutaj w dzisiejszy wieczór.

Właśnie kończący się tydzień przyniósł jednak parę dobrych wiadomości. Trójka poszkodowanych chemikaliami w Old Jamestown nadal była wyłączona z akcji. Ale rokowania mieli coraz lepsze. I załoga biolabu jaka z racji braku prawdziwego lekarza stanowiła prowizoryczny personel była zdania, że mogą jeszcze trochę poleżeć. Ale raczej powinni dojść do pełnego zdrowia. Może w ciągu tygodnia. Może trochę lepiej.

Ludzie Franka też mieli dobre wieści. W poniedziałek skończyli prace przy 1-ce czyli pierwszym z generatorów. I zanotowali zauważalny wzrost mocy. Jeszcze parę dni obserwacji i okazało się, że poszło zgodnie z planem i moc faktyczna jest zgodna z tą w przewidywaniach teoretycznych. Frank był wniebowzięty. Mówił, że to jeszcze nie wszystko i może podkręcić ten generator jeszcze trochę. No ale to już była wyższa szkoła jazdy, musiałby przeprowadzić dodatkowe obliczenia no i zrobić listę potrzebnego sprzętu. Więc na razie łatwiejsze chyba było podobnie jak 1-kę zmodyfikować kolejne dwa generatory. No a gdyby zdobyć generator alenium… Ależ to by była wydajność! Jeden taki generator alenium miał bazową moc dwóch zwykłych generatorów! No ale na razie było to równie realne jak znalezienie kolejnego MEC-a.

Co do innych MEC-ów to Yoshiaki wiele nie znalazła. Ale jednak kilka dni temu natknęła się na pewien ślad. Chociaż to było aż w Australii. W teorii można było po prostu wsiąść w samolot i tam polecieć. Albo przekazać sprawę centrali i liczyć, że ma tam jakąś komórkę. Bo nawet jakby tam tuż pod australijskim piaskiem leżał zardzewiały MEC no to rejsowym samolotem nie było szans go zabrać. A ślad był taki sobie. Po prostu niezbyt wyraźne zdjęcie czegoś o zmroku na australijskiej pustyni zrobione z dziesięć lat temu. Nie było widać co to właściwie jest. Rzeczywiście wyglądało na jakiegoś kanciastego humanoida o rozmiarach MEC-a. Ale równie dobrze mógł to być jakiś robot Ziemian lub obcych albo jeszcze coś innego. Za atutem zdjęcia przemawiało to, że Chinka nie znalazła przy nim śladów retuszu a źródło wydawało się wiarygodne. Zostało zdecydować co z tym zrobić i czy mówić o tym sierżantowi Lei czy nie zawracać mu głowy.

Lena też miała swoje sukcesy. Mniej więcej do połowy tygodnia jej zespół wyrobił się z przygotowaniem substancji odkażającej jakiej miał być poddany przywieziony z Old Jamestown generator. Zdołali też uzupełnić 4 apteczki wzmocnioną substancją leczącą. Teraz te leżały w zbrojowni gotowe do użycia. I właśnie wówczas, gdy odkażacz był gotowy Ruben skontaktował się z Rando aby rozmówić się co do tej lokalizacji. Rando nie mógł sam podjąć takiej decyzji więc musiał pogadać z szefem. Odpowiedź przysłał wczoraj, że właśnie pogadają o tym dzisiaj i tutaj. No i właśnie zaczynali o tym gadać.

- Normalnie szef bierze 10% za pośrednictwo. I 25% za współudział. - Rando oparł się na łokciu pochylając się nad stołem i w drugiej ręce trzymał swojego drinka którym niefrasobliwie sobie machał jakby dalej gadali o ślicznotkach na sąsiednim poziomie.

- Czyli za wskazanie miejsca 10%. A jak my mamy zabezpieczyć teren by nikt wam nie przeszkadzał to 25%. - wyjaśnił jakie tutaj panują zasady co do załatwiania takich spraw. Ale dało się wyczuć, że jest w tym jakieś “ale”. No i było.

- No ale 10 czy 25% waszych brudów niezbyt nas interesuje. - roześmiał się tubylczy cwaniak rozkładając do tego rękę ze swoim drinkiem jakby go to bardzo bawiło.

- Ale szef mówi, że możemy się wymienić. Usługa za usługę. - to mówiąc Rando odstawił szklankę i sięgnął po coś do kieszeni. Wyjął mały nośnik danych który położył mniej więcej na środku stołu.

- Paru naszych psy dorwały. Tutaj macie detale. - wskazał na właśnie położony nośnik. - Trzymają ich w centrum. Jak ich wyciągnięcie to my załatwimy wam tą miejscówkę na cacy. Zadzwonię do was w poniedziałek. Jeśli nie no to bulicie hajs lub fanty jak każdy. - Rando wzruszył ramionami i znów wziął w dłoń swojego drinka.


---



Czas: 2037.IV.26; nd; przedpołudnie; g. 11:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Wycieczki xcomowców do “The Hood” w ramach przepustek cieszyły się sporą popularnością. Zwłaszcza, że klub był względnie blisko i właściwie niewiele miał alternatyw w okolicy. No i w takiej dzielnicy jak ta interwencja policji czy ADVENT-u wydawała się mało prawdopodobna. W tubylcach był ten wyssany z mlekiem matki pierwiastek niechęci to wszelkiej władzy własnej czy obcej. A “dzwonienie po psy” było śmiertelną zniewagą. Ale jeśli człowiek szedł się wybawić do tego klubu na obrzeżach dawnego St. Louis to zwykle nie wracał rozczarowany.

Co by nie mówić o “The Hood” miało to miejsce swój urok. Trudno tam było zostać sztywniakiem albo narzekać na nudę. Zwłaszcza w weekendowe noce. No ale wadą było to, że jak ktoś tam zabalował to nazajutrz mógł mieć pewne kłopoty ze wstaniem. Zwłaszcza jak to była niedziela rano a przez większość swojej służby był uwięziony w budynku starego, zdezelowanego browaru.

No ale były też i niedzielne poranki po takich wizytach. I właśnie od tego rana to na skanerów spadła rola przejrzenia co takiego jest na tym holodysku od Rando. A właściwie pewnie od jego szefa. Otóż było trzech zatrzymanych. Dwóch mężczyzn i kobieta. Sądząc po dacie i miejscu aresztowania - Dutchtown - mogło być to jakimś pokłosiem obławy sił rządowych jaką sprowadził na okolicę telefon Franka.

Zostali zatrzymani za posiadanie nielegalnej broni i narkotyków. Za narkotyki i awantury byli już zatrzymywani wcześniej. Do tego doszły paragrafy za stawianie zbrojnego oporu podczas aresztowania, obrażanie majestatu władzy i podobne huligańskie zachowania. No ale jak dali się złapać z bronią w łapie i to pewnie strzelając do władzy no to już robiło się grubo.

Raz w tygodniu byli przewożeni na rozprawę. Rozprawy dopiero się zaczęły więc pewnie jeszcze z kilka takich podróży do i z sądu odbędą. Gorzej, że i sąd i areszt były w centrum miasta więc samo przemycenie broni do centrum było sporym wyzwaniem. No a trzeba by jeszcze jakoś zorganizować siłowe odbicie owych aresztowanych. A potem odwrót z tego centrum miasta gdzie siły rządowe zjawiały się w ciągu minuty czy dwóch. No chyba, że wymyślić jakiś inny fortel. Rando miał dzwonić po odpowiedź jutro. A dzisiaj po południu było cotygodniowe zebranie rady no i Lawa czekało zreferowanie tego co się dowiedział z dysku no i omówienie tego wszystkiego z innymi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline