Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2020, 22:21   #126
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Szybkość Dankwortha faktycznie okazała się niewystarczająca. Nim starszy mężczyzna zdołał sięgnąć ręki Halaku, cios czworonożnej bestii targnął nim na bok, miażdżąc marzenia o ucieczce równie skutecznie jak tkanki. Ciało ogrodnika runęło na ziemię niczym pień, zraszając suchą glebę karmazynowymi pasmami. Kedy ostatnie iskry życia opuszczały jego przygasające ślepia, Celine nie mogła opszeć się wrażeniu, że wciąż tli się w nich oskarżenie wymierzone w jej osobę.


Adam - czy jakiekolwiek imię nosił za życia - miał nieco więcej szczęścia. Ich dłonie zetknęły się na chwilę... sekundę? Minutę? Kwadrans? W każdym razie na dość długo, żeby Upadła wciągnęła za sobą upiora zapadając się przez Zasłonę. Ich spontaniczna wycieczka nie trwała długo, choć wymusiła na Celine konieczność obrania dokładnej trajektorii lotu - a może raczej spadania? Umbralne podróże miały to do siebie, że czasami ciężko było oszacować, gdzie (i jak) człowiek się kieruje. Ale jako że lądowanie miało już miejsce w szarej rzeczywistości, to i związane z nim niedogodności były mocno... przyziemne. Benon zarył lewym barkiem o żwirowate podłoże, przejeżdżając w ten sposób jakieś pół metra i przyozdabiając zapożyczony niedawno strój o kilka wydatnych rozdarć. Przez chwilę kręciło mu się w głowie. W skroni pulsowały mu purpurowe świetliki i miał wrażenie, że balansuje na granicy nieprzytomności. Czy osoba opętana mogła w ogóle zemdleć? Celine nie miała co do tego pewności, jednak wolała jeszcze nie badać owego zagadnienia.

Kiedy Latynos uniósł wzrok, powitało go szare niebo przyozdobione mętnymi chmurami. W powietrzu unosił się zapach świeżo zroszonej gleby, a wilgoć między jego palcami sugerowała, że niedawno dzielnicę zrosił deszcz. Tak, znajomą dzielnicę na przedmieściach, bo, jak się okazało, wyczarowane drzwi ucieczkowe nie zabrały upadłej nazbyt daleko. Trzy działki dalej wciąż mogła dostrzec ponury dach rezydencji pani Higgensworth. Choć... biorąc pod uwagę to, co zaszło, pseudo wiktoriańskie domostwo mogłoby równie dobrze znajdować się na księżycu - tak czy siak zatraciła do niego dostęp. Skupiła się więc na bliższych kwestiach. Jak to, że wypadałoby zmienić lokalizację na jakąś oddaloną od podmiejskiego ogródka, który właśnie (mimowolnie, sobą) przekopała. Powstając rzuciła wzrokiem do tyłu, żeby zobaczyć, jak podróż zniósł Adam. Zdołała dostrzec tylko zarys jego szaro-błękitnej sylwetki znikającej za rogiem domu, przed którym oboje wylądowali. Najwyraźniej uznał dalsze spędzanie czasu w towarzystwie Halaku za ryzykowne dla zdrowia. Najwet nie podziękował przed czmychnięciem. Ale z drugiej strony, czy można go było za to winić? Lub gratulować Celine za wyciągnięcie upiora z kłopotów w które, niezaprzeczalnie, sama go wciągnęła?

Nadnaturalna jaźń powoli przygasała, jakby potrzebując czasu na pozbieranie się po tej przejażdżce. W pierwszej chwili znikł cienisty całun ciągnący się za leżącym ciałem, w drugiej szczęśliwie zniknęły wrota do Pustki. W trzeciej... w trzeciej ramię zaczęło straszliwie nakurwiać bólem, tak po ludzku, jak to na śmiertelnego przystało, zapowiadając nieco dłuższe problemy z przyziemnymi problemami. Takimi jak to, że był w obcym mieście jako gołodupiec, w środku nocy na dzielni, która - jak się spodziewał po rezonansie rezydencji Higgensworth - kojarzyła się sąsiadom z koszmarem z pewnej ulicy. Nie wspominając już o tym, że każdy kontakt z policją mógł się zakończyć przyśpieszoną ekstradycją nielegalnego emigranta.

Dzielnica należała do takich, gdzie szanse na pomoc miał najmniejsze. Ideał podmiejskiego porządku, domek, ogródek, trawnik - wszystko powielone na sztancy kilkanaście tysięcy razy. Co gorsza, zamieszkane co do jednego. Ale być może właściciele któregoś z budynków akurat byli na wakacjach. Lub mieli pogaszone światła, opuszczone rolety i nieco wyższą trawę. Może istniała szansa przekimać się w ich szopie na narzędzia bez uruchamiania zbyt wielu alarmów. Alternatywą było znalezienie jakiegoś przytułku, ale w takiej dzielnicy to wcale nie musiało być proste. Zwłaszcza, jeżeli skreślało się te prowadzone przez religijnych, bo przed tym coś w środku chłopaka ciągle się wzbraniało.

Wymagania okazały się... diablo specyficzne, zwłaszcza w miejscu, gdzie budynki (a przede wszystkim nawyki mieszkańców) bywają toczka w toczkę. Liczenie, że ktoś ulotnił się na wakacyjny wyjazd - że dobrowolnie ucieknie z raju na ziemi, jakim przecież stanowiło LA - było życzeniem bardziej wariackim niż pobożnym. W dodatku wygaszone światła mogły zwiastować tak samo nieobecność właścicieli posesji, jak i udanie się ich na wcześniejszy spoczynek - co w światku robotania za biurkiem od dziewiątej do piątej celem spłacenia hipoteki figurowało jako opcja dość popularna. A im dłużej Benon kręcił się po okolicy, tym szybciej wzrastało ryzyko, iż jakiś samozwańczy stróż porządku zadzwoni po chłopców w czarnych koszulkach z miedzianymi etykietkami. Ci zaproszą chłopaka do radiowozu, wylegitymują... a potem wykopią jego dupsko do graniczników szybciej, niż ten zdąży mrugnąć.


Ów czarny scenariusz rozegrał się (fartem) tylko w jego głowie. Jeszcze większym fartem, udało mu się wypatrzyć dom bez wszechobecnych systemów ogrodowego oświetlenia podpiętych do czujników ruchu. Nie było też żadnego ujadającego szczura torebkowego, który okupowałby budę przewidzianą dla czterokrotnie większego psa. Idealność sytuacji psuł tylko fakt, że na działce nie było szopy. Żadnej. Nawet miniaturowej, na cholerną kosiarkę. Ślepia chłopaka dostrzegły jednak... inne schronienie. Na tyłach domu ktoś zostawił uchylone na pełną szerokość okno piwniczne. Ciepło? Brak wilgoci? Cisza? A i owszem - wszystko to i jeszcze więcej. Z tym że okupione kosztem znacznie większego ryzyka.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 28-01-2020 o 21:24.
Highlander jest offline