Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2020, 22:23   #13
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

3 Grudnia 1950 r., godz. 22:00
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Występ się skończył. Na początku większość osób skupiona była na swych trunkach, w sumie wszyscy nie licząc tych kilku fanów Michalczewskiej, którzy z uporem pojawiali się na każdym jej występie. Większość z nich byli to smętni budowlańcy, jakich było pełno na terenie obecnej Warszawy. Dwóch jednak już od paru miesięcy przykuwała jej uwagę. Byli dosyć młodzi, a ich stroje świadczyły o nieco wyższej randze w społeczeństwie. Przysłuchując się pewnego dnia jednemu usłyszała charakterystyczny rosyjski akcent. Drugi raczej się nie odzywał i chował w kącie, trochę jakby nie powinno go tu być.

Po pierwszym utworze większość klientów Kawiarni Próżna spoglądało już na nią. Część spoglądała na nią tylko sobie podrygując inni wpatrywali się w jej figurę zachłannie. Jeszcze inni zaczynali się rozklejać. Dla Igi nie było to jednak nic nowego. Nie bez powodu ochroniarz zawsze odprowadzał ją do powozu, który zabierał ją bezpośrednio do domu. Witold Załuski nie pozwoliłby by córce jego ulubienicy coś się stało.

A jeśli o nim mowa… Iga nigdzie go nie widziała i już zaczęła czuć obawy, że nie dostanie dziś swojej wypłaty. Na szczęście gdy tylko zeszła ze sceny podeszła do niej Hanna.


Młodość kobiety przeminęła jeszcze przed wojną, a walki odcisnęły także na niej swoje piętno. Teraz pracowała w kawiarni, trochę jako szefowa kelnerek, trochę jako zarządca dostawami. Michalczewska była pewna, że gdyby nie Hanna to miejsce szybko by upadło.
- Dostałaś sporo napiwków. - Wręczyła Idze kopertę, gdy już znalazły się na zapleczu. Głos Hanny był zachrypnięty od papierosów, które paliła w szokujących, jak na te czasy i ich dostępność, ilościach.


Fryderyka Poświst

4 Grudnia 1950 r., godz. 8:00
Warszawa, Praga, Biblioteka

Biały puch zdawał się wypełniać całą otaczającą ją przestrzeń. Zimno kaleczyło bose stopy. Wiedziała jednak, że nie może się zatrzymać. Niemal czuła oddech na swych plecach, słyszała odgłosy łap zgniatających śnieg i… i ten dziwny cichy śmiech. Biegła ile sił, ale wiedziała, że nogi zaraz się poddadzą, mięśnie bolały od zbyt dawna… Biały puch… nic tylko biały puch. Ani śladu po jakimś schronieniu, nikogo kto mógłby jej pomóc. Trzask ugniatanego sniegu wydawał się być nie do zniesienia.. Jeszcze chwila i ją dopadnie.

Śmiech… coraz głośniejszy… ha… ha...ha… czy to był dziecięcy głos? Ha… ha… ha… Jakiejś kobiety… Jadwigi?

Obudziła się gwałtownie. Była spocona i zmęczona, a jej oddech był nierówny. To był tylko sen. Dziwny i niepokojący, ale tylko sen. Słyszała znów głos Jadwigi. Teraz jednak rozpoznała w nim szloch. Dziewczyna leżała zwinięta w kłębek na rozłożonej wersalce.

Poprzedniego wieczoru także się rozkleiła, po ciągu pytań jakie zadała jej Fryderyka. Widząc to Anna pożegnała się dyskretnie i opuściła bibliotekę, pozostawiając kobiety same. Widać sen nie pomógł i jej podopieczna nadal przeżywała zniknięcie swojgo chłopca.


Leopold Kula

4 Grudnia 1950 r., godz. 10:00

Lekarz wyprowadził go przed budynek.

- Zajączek to jeden z naszych weteranów wojennych. Niestety ma problemy z pamięcią uniemożliwiające mu normalne funkcjonowanie. - Mężczyzna poprowadził go w kierunku sąsiedniego budynku, wyraźnie zbudowanego po wojnie i prowizorycznego. - Nie miewa ostatnio zbyt wielu gości… nawet Rosjanie przestali się nim interesować.

Lekarz wprowadził go do przedsionka, w którym zamiast miłej pielęgniarki na wejściu stał mężczyzna, który także mógłby być weteranem wojennym… albo zwykłym zabijaką. Widząc doktora jedynie skinął głową.

Jego przewodnik poprowadził go w lewo. Znajdował się tam pokaźnej długości korytarz ze znaczącą ilością drzwi. Wszystko zbite było z desek i malowane na biało, a wewnątrz panowała temperatura niewiele wyższa od tej na zewnątrz. Lekarz nie ruszyła jednak dalej, zamiast tego spoglądając na Kulę.
- A co Pana sprowadza do naszego Zajączka? - Pytanie zawisło w przestrzeni i wydało się nawet… nieco złowrogie.


Feliks Dąbrowski

4 Grudnia 1950 r., godz. 12:00
Warszawa, Szpital na Ujazdowie

Gdy Hania opisywała mu objawy u mężczyzny spod czwórki Feliks nabrał przekonania, że jest to jakiś budowlaniec, który nieodpowiednio ubrany wykonywał jakieś prace. Kto inny w takiej pogodzie pracowałby na zewnątrz?

Jakie było jego zdziwienie gdy wchodząc do sali, zastał przy łóżku oznaczonym czwórką młodego chłopaka. Ten był wyraźnie przerażony i nerwowo spoglądał w kierunku swojej nogi. Twarz miał bladą, a zaczerwienione oczy wyglądały jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie dziwota. Pewnie dotarły do niego wieści, co miało czekać jego nogę.

Widząc wchodzącego lekarza spiął się i po chwili delikatnie rozluźnił. Zupełnie jakby spodziewał się, że Dąbrowski przyjdzie z piłą i na miejscu dokona amputacji.
 
Aiko jest offline