Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2020, 08:15   #15
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dopinając torbę i chowając dostęp do niej pod płaszczem, ruszyła jego śladem. Starała się nie rzucać oczy przemieszczając się wzdłuż sklepików, pomiędzy ludźmi i pilnując swego dorobku.
Z początku szło jej to łatwo. Trochę się wszak od Ameli nauczyła. Problemem jednak był jej strój… bardzo kobiecy i nieprzygotowany do śledzenia i skradania. Póki jeszcze przemierzali ludną okolicę Elizabeth jeszcze udawało się być trudną do zauważenia. Problem zaś zaczął się, gdy uliczki przestały być tak ludne, a powoli zaczęły się robić ciemniejsze, puste i brudniejsze. Tu mieszkała biedota i ludzie wypluci z portu. Biedni emigranci ze starego świata. Niemniej jej cel wydawał się być nieświadomy jej szpiegowania.
El owinęła się szczelniej płaszczem, starając się ukryć swój strój i mając nadzieję, że tak mniej zwróci na siebie uwagę. Była ciekawa gdzie udawał się ten obcy. Kim był.
Przy kolejnym zakręcie cel znikł na moment z jej oczu. A gdy weszła w uliczkę, już go nie było… przez kilka chwil.
Potem… zimna stal noża na szyi, ciężka męska dłoń chwytająca ją za okolice podbrzusza.
- Kto cię wynajął? Kto ci kazał mnie śledzić? - chrapliwy gniewny głos, ciepły oddech koło ucha. Tak jak ostatnio.
- Nikt. - Mruknęła z trudem El czując jak jej oddech się zatrzymuje. - Ja... po prostu nie mogłam zapomnieć.
- O czym ty… bredzisz ? - zapytał mężczyzna, mocniej dociskając dłoń do jej ciała. Zapach jego potu był wyraźny i drapieżny.
- Spotkaliśmy się już… Elizabeth. - Wydusiła z siebie z trudem.
- Kiedy to?- zapytał z irytacją mężczyzna, dotykając jej podbrzusza i łona przez materiał sukienki powolnymi ruchami palców.
- Mów szybko i zwięźle, albowiem dawnom nie miał niewiasty, a ty zasługujesz na karę. Więc jeśli chcesz ujść z cnotą tej nocy, to lepiej nie drażnij mnie urywkami wypowiedzi.- straszył.
- Zabiłeś wampira. - Mruknęła. - Dwie noce temu.
- A taaak… wtedy się napatoczyłaś. - przypomniał sobie mężczyzna. Dotyk ostrza na szyi zelżał. Na podbrzuszu nie. - Czego chcesz? Po co za mną szłaś?
- Mam poważną wadę… ciekawość. - mruknęła czując jedynie odrobinę ulgi. Czemu ją nadal obejmował? Czy ją puści? Pozwoli jej odejść? - A ty nawet nie powiedziałeś wtedy jak masz na imię.
- Nie. Nie powiedziałem.- przytaknął mężczyzna przytrzymując dziewczynę i pytając.- Nikt ci nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Coś chyba… obiło mi się o uszy. Puścisz mnie? - Spytała nieco niepewnie, starając się teraz, gdy już nóż odsunął się od jej szyi, spojrzeć na mężczyznę.
- Dlaczego miałbym? Sama wlazłaś w moje objęcia. - odparł złowieszczo mężczyzna przyglądając się dziewczynie w swoich objęciach.- I jak zaspokoisz swoją ciekawość, gdy cię puszczę?
- Nie.. mówiłam, że odejdę. Po za tym.. chyba nie miałabym szans przed tobą uciec, prawda? - El powoli spróbowała się obrócić, w rękach napastnika. Chyba wolała go mieć przed sobą niż za.
Co jej się udało… bladolicy odsunął ostrze chowając je do zakamarków swojego płaszcza. I teraz ściskał jej pupę przez sukienkę, gdy była tak blisko.
Spoglądał na nią czerwonymi oczami dodając.- Tak. Nie zdołałabyś ujść żywa. Co jednak nie zmienia faktu, że po co miałbym cię w ogóle puścić? Nie lepiej uwięzić w jakiejś piwniczce, do czasu aż postanowię co z tobą zrobić?
El przez chwilę starała się umknąć zaciskającej się na niej dłoni gdy jednak usłyszała słowa mężczyzny zamarła.
- To chyba… byłby duży kłopot. - Podpowiedziała.
- Dla kogo? Dla ciebie z pewnością.- odparł mężczyzna uśmiechając się ironicznie.- Ale z drugiej strony zaspokoiłabyś swoją ciekawość.
- Chyba… nie tak chciałabym to zrobić. - Odpowiedziała El ze szczerym przestrachem.
- A jak niby wyobrażałaś sobie to wszystko? Jakiś aparat z lampą błyskową, notatnik i wywiad z pogromcą wampirów przy herbatce? Jak sobie wyobrażałaś to całe zaspokajanie ciekawości?- pytał bladolicy.
Czarodziejka przypomniała sobie nagle słowa gnomki. O pocałunku. Wpatrywała się w przekrwione oczy mężczyzny nie wiedząc co ma zrobić, bo co jeśli naprawdę ją zatrzyma? Jak miała z tego wybrnąć.
- Ja.. - Zawahała się na chwilę, ale w końcu przysunęła się bardziej i delikatnie spróbowała pocałować go w usta.
Nie poszło tak jak powinno… poszło zdecydowanie… lepiej?
Usta przywarły do siebie z delikatności przechodząc w dziką namiętność. Pocałuenk El musiał go oszołomić, chyba… Mężczyzna całując Elizabeth napierał na nią dłonią podciągając jej suknię. I nie przerywał pocałunku całkowicie w nim tonąc. Czarodziejka nie wiedząc co ma robić, zarzuciła mu dłonie na ramiona i spróbowała wsunąć język w jego usta. Było.. tak jak sobie wyobrażała. Przyjemnie… zbyt bardzo.
Jej wybranek był silny, jego usta całowały namiętnie. Jego dłonie… cóż… szarpały się z majtkami próbując je zedrzeć w dół. Pod plecami czuła już zimną i wilgotną ścianę budynku.
El spróbowała odsunąć usta i przerwać pocałunek.
- Wiesz.. wypada się chociaż przedstawić. - Mruknęła spoglądając z obawą na uliczkę. - Dać kwiaty.. cokolwiek.
- Simeon.- oparł mężczyzna pozbawiając już majtek czarodziejkę. Uliczka była ciemna i pusta, podejrzana. A El czuła zimne kamienie dotykające jej gołych pośladków.
- Ładnie. - Mruknęła czarodziejka, czując jak rumieniec oblewa jej twarz. Po chwili zadała też pytanie, choć wiedziała, że odpowiedź na nie.. nie będzie raczej pozytywna. - Nie.. nie zrobimy tego tutaj, prawda?
- A gdzie? Na łóżeczku z ciepłą pościelą… romantycznie przy świecach?- zapytał retorycznie Simeon, zdjął rękawicę zębami, drugą dłonią trzymając uniesioną spódnicę panny Morgan. Przesunął palcami po jej intymnym zakątku i posmakował wilgoci oblizując palce. - Twoje ciało zdecydowanie nie ma ochoty czekać.
- Jesteś też specjalistą od kobiecych potrzeb? - Mruknęła ironicznie, choć wiedziała że ma rację. Jego dotyk niemal wyrwał z jej ust jęk rozkoszy.
- Nie… ale wiem kiedy widzę przed sobą… podnieconą.- uśmiechnął się mężczyzna. - A nawet gdybyś nie była, to sam mówiłem, że dawno… - palce zagłębiły się w ciepłą i wilgotną jaskinię między jej udami. -... nie miałem okazji. A ty jesteś śliczna.
- Dupek. - El jęknęła głośno czując wypełniające ją palce i oparła głowę o chłodny mur za sobą. Było… cudownie… Tylko czemu? Czemu na ulicy? Czemu z nim?
- Nie przeczę. Mój zawód i natura nie uczą mnie ogłady.- stwierdził spokojnie Simeon. Spódnica opadła, ukrywając jego niecne ruchy palców w intymności dziewczyny. Szybkie silne ruchy muskające jej wrażliwy zakątek ciała. On sam zaś zaczął rozpinać spodnie, by własny wrażliwy organ wydobyć na światło księżyca… nieco masywniejszy oręż od tego jakim Charles władał.
- Natura? - El przestawała móc myśleć, czuła jak jej ciało zaczynają przeszywać kolejne dreszcze, że palce w jej wnętrzu otacza coraz więcej wilgoci.
- Tak.- Simeon nie odpowiedział nic więcej. Bezczelnie podwinął spódnicę i pochwycił biodra El unosząc dziewczynę w górę i odrywając od ziemi. Wisiała na jego ramionach, a potem poczuła jak opada w dół… wprost na pal rozkoszy. Pierwszy szturm spiął jej ciało, zabolał.. kolejne już były tylko intensywnymi doznaniami wynikającymi z wypełnienia twardą męskością mężczyzny. Nie było wygodnie, gdy ciało ocierało się o wilgotny mur unosząc w górę i w dół. Simeon nie był delikatnym kochankiem. Było dziko i gwałtownie i szaleńczo. El pochwyciła jego twarz i przywarła do warg mężczyzny ustami, całując go namiętnie i starając się powstrzymać własne jęki. Czemu to się tak skończyło? Czemu go spotkała? Czemu było tak dobrze?! Z trudem zdławiła okrzyk, gdy po kolejnym ataku doszła.
Jej kochanek zaś po kilku kolejnych szturmach również dotarł na szczyt… w niej. I El mogła mieć tylko nadzieję, że zażyty wczoraj specyfik nadal działał. Na razie jednak co czuła to usta mężczyzny zachłannie duszące jej jęki pocałunkiem, nieco poobcierane ciało, spazmy nie dawnej rozkoszy oraz poczucie zakłopotania, bo… przecież miała Charles’a, prawda?
Z trudem łapiąc oddech przerwała pocałunek. Nie puściła jednak ramion mężczyzny.
- Ty… ty… - Nie wiedziała co ma powiedzieć. Simeon był brutalny… nieokrzesany. Nie wiedziała co ją w nim pociąga. To nie był Charles… nie był troskliwy, czuły. Czemu więc ją do niego ciągnęło… i jak spojrzy teraz w twarz temu drugiemu?
- Ja… pozwoliłaś mi na wiele… - wymruczał mężczyzna opuszczając ją co prawda na ziemię, ale nadal przyciskając do ściany. Spoglądał w oczy. -... na bardzo wiele. Ale mój świat nie jest dla delikatnych mieszczek szukających ekscytujących przygód. Jest pełen krwi, bólu i wyrzeczeń.
- A co jeśli… mi to nie przeszkadza? - Spytała niepewnie. Ciekawe co by było gdyby wiedział o Cycione… o jej magii. Po chwili zaśmiała się. - Wiesz, że niezbyt dałeś mi wybór ty wygłodniały dupku.
- Nie wiesz co mówisz dziewczyno. To nie jest romantyczna przygoda z książek. - westchnął cicho mężczyzna spoglądając w oczy El.- A co do głodu… kto powiedział, że już z tobą skończyłem. Nadal mogę cię porwać i całą noc zaspokajać głód.
Czarodziejka westchnęła ciężko.
- Aż tak masz na mnie ochotę? - El starała się utrzymać spojrzenie. - Ja… nie wierzę w romantyczne przygody.
- A jednak za mną poszłaś? - mruknął w odpowiedzi Simeon.- Za całkowitym nieznajomym… bez namysłu… bez strachu… trochę to naiwne… trochę romantyczne. -
Jego dłoń przesunęła się po piersi, po brzuchu dziewczyny, podwinął znów jej spódnicę, dotknął podbrzusza, przesunął palcami po wrażliwym zakątku który przed chwilą podbił.
El zadrżała.
- A co jeśli… czułam że mogę uciec… - Spytała nieco niepewnie. - że… też byłabym w stanie przystawić ci nóż do gardła?
- To byłoby naiwne myślenie… nie tylko wobec mnie ale też i wobec innych napastników.- palce mężczyzny leniwie wodziły po kobiecości uwięzionej El.
- Może… proszę Simeon… nie chcę tego robić tutaj. - Niechętnie pochwyciła przedramię kochanka, starając się go zatrzymać.
- Dobrze… pod warunkiem, że sobie pójdziesz. Do domu. - zażądał mężczyzna przerywając dotykanie.- I nigdy więcej nie będziesz mnie śledzić. A w zamian… powiedz gdzie i kiedy się mam zjawić. A przyjdę, o ile będę w stanie.
- Wiesz, że naprawdę jestem ciekawa tego co robisz? - Mruknęła zaciskając dłonie na jego przedramieniu.
- Wiem. I to twój błąd…- palce mocniej naparły na jej rozpalony zakątek, gdy rzekł twardo.- To mamy umowę?
- D..dobrze. - El jęknęła. - Za dwa dni na tyłach Pączka.
- Pączka? A co to jest pączek? I o której?- mężczyzna przez chwilę się delektował drżeniem ciała Elizabeth wywołanym jego dotykiem.
- W..wieczór… knajpa… - Czarodziejka puściła przedramię kochanka czując narastający głód. Jej myśli szalały przeskakując od planów na najbliższe dni do tego co działo się w jej wnętrzu.
- Acha… poszukam. - zgodził się mężczyzna wreszcie puszczając El i zabierając się za poprawianie własnej garderoby.- Powinienem się zjawić lub zostawić wiadomość.
- Możesz ją dać Karlowi.. to półork… barman. - El nieco rozczarowana sięgnęła do swych majtek, czując jak każdy ruch wprawia w drżenie.
- Dobrze.- odparł Simeon przyglądając się dziewczynie. Westchnął ciężko i zaproponował cicho.
- Jest tu rozpadająca się szopa. Jeśli wejdziemy na górę, to mamy chwilę dla siebie. Jeśli nie masz za dużo wymagań.
- D.. dobrze. - El podniosła rozrzucone podczas igraszek rzeczy i skupiła spojrzenie na mężczyźnie. Pewnie zaproponował to tylko dlatego, że była pierwszą lepszą chętną "mieszczką". - Jeśli to nie narusza twoich warunków.
- Jeśli nie chcesz, to się nie obrażę. No i pojawię się przy Pączku zgodnie z obietnicą.- odparł Simeon idąc przodem.- Ty decydujesz.
El zawahała się. Przez chwilę stała ściskając torbą ze swymi zakupami. Nie powinna… miała swojego Charlesa. Było coś jednak w szerokich plecach Simeona, w jego bladej cerze i obyciu, co nie dawało jej wytchnąć. Przeklęła w myślach swoją ciekawość i podbiegła do kochanka.


Oboje doszli do rozpadającej się rudery, przeszli przez dziurę między deskami i udali się po skrzypiących drewnianych schodach na piętro. Tam… było tak jak opowiedział. Stare siano i trochę świeżego. Brudne zacieki na szybach okien. Był też koc na sianie i lampa naftowa którą zapalił. Były ślady posiłku sprzed kilku dni.
- Romantycznie jak diabli.- skwitował ironicznie Simeon.
- Tu mieszkasz? - El odłożyła swoją torbę i zdjęła płaszcz. Starannie złożyła go i położyła na zakupach by się nie zakurzył.
- Nie. To była moja kryjówka gdy śledziłem ludzkiego niewolnika, by znaleźć wampirzego pana.- wyjaśnił Simeon, również zdejmując płaszcz odkładając na niego kuszę, oraz pas z dwoma pałaszami.
- Rozumiem. - Widząc jak mężczyzna zdejmuje broń sama odłożyła kaburę ze swoim pistoletem. - Polujesz tylko na wampiry?
- Tak. Głównie na nie. - odparł mężczyzna cicho i podszedł do El od tyłu. Jego ręce objęły ją w pasie… a usta zaczęły całować szyję.
- Czemu? - Spytała już odruchowo odchylając głowę tak by wyeksponować szyję.
- A muszę mieć powody?- mruknął mężczyzna całując szyję i ucho czarodziejki. Jedna dłoń rozpinała już jej skórzaną marynarkę, druga sięgnęła pod koszulę i objęła dłonią nagą pierś ugniatając ją zachłannie.- Pokaż mi się naga.
- Zazwyczaj… ludzie mają powody. - El zadrżała od jego dotyku, czując ulgę wokół swoich piersi. - Też chętnie… zobaczę cię nagiego.
-Wieeszsz… że to uczynię.- szeptał mężczyzna ściskając delikatnie pochwyconą krągłość, drugą dłonią gładząc dziewczynę po gorsecie opinającym brzuch.
Elizabeth sięgnęła do swojego gorsetu i zaczęła go rozwiązywać. Nieco się bała tego miejsca, tego mężczyzny, który wbrew swym słowom zdawał się mieć wprawę w obchodzeniu się z kobietami. Puściła gorset, pozwalając mu opaść na ziemię.
Mężczyzna rozpiął jej koszulę i zsunął ją wraz niej wraz z kurteczką, którą nosiła. Popchnął ją delikatnie do przodu… w kierunku siana. Pozbawiona wszystkich tkanin osłaniających jej ciało powyżej pasa słyszała za sobą cichy oddech drapieżnika wpatrzonego w swoją ofiarę.
El zatrzymała się tuż przed dziwnym posłaniem i obejrzała na Simeona. Starała się stać bokiem by choć odrobinę osłonić swe ciało. Czując się nieco jak sarna pochwycona we wnyki.
Mężczyzna już odsłonił już swoje ciało powyżej pasa. Blade, lekko szarawe… muskularne, zwłaszcza w porównaniu z Charles. Z wyraźnymi bliznami. Simeon wpatrywał się w czarodziejkę, wodził łakomie wzrokiem. Była jego zdobyczą… nagrodą… była jego. El obróciła się do niego tyłem i zsunęła z siebie spódnicę. Miała na sobie koronkowe majtki i dopasowane do nich pończochy.
Wiedziała, że się jej przygląda słyszała rozpinanie pasa i szelest tkaniny. Mężczyzna pozbywał się zapewne reszty stroju wpatrzony w jej plecy… i zapewne pośladki.
El zdjęła trzewiki i pochylając się zsunęła ostrożnie delikatne pończochy i odłożyła je na obuwiu. Prostując się skorzystała z okazji by jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę.
Ten rozdziewał się szybciej… mogła się już przyjrzeć jego męskości. Wodzić wzrokiem po twardym orężu miłości, który pobudzony był przez niej widok. Simeon był nonszalancki w swoim rozbieraniu. Zdejmował spodnie wraz butami i spodenkami. I spoglądał na nią rozpalonym i władczym spojrzeniem. Jakby rzeczywiście była w jego… niewoli.
El nieco niepewnie zdjęła majtki i odłożyła je na pończochach. To było… dziwne… i tak niepokojąco podniecające. Powoli obróciła się przodem do Simeona.
- I… jak? - Spytała przyglądając mu się uważnie.
- Śliczna… - mężczyzna ruszył ku niej powoli i stanowczo. Jego wzrok wodził po jej nagim ciele… sprawiał, że robiło jej się gorąco, a serce waliło jak młot.
- Masz… wiele… blizn. - Czarodziejka czuła jak jej ciało zaczyna drżeć od samego widoku kochanka.
- Tak.- potwierdził Simeon i bezczelnie popchnął El na siano. Kłuło w plecy i pośladki, ale dziewczyna nie miała czasu zareagować. Jej kochanek klęknął przed nią, bezceremonialnie rozchylił jej uda i… zaczął się ocieraćswoim orężem o jej podbrzusze, gdy nachylił się by ująć dłońmi jej piersi, całować je i ocierać jedna o drugą.
- Powiedz gdy będziesz gotowa.
- D..dobrze. - Nagle siano pod jej plecami zniknęło. El mogła skupić się jedynie na dłoniach pieszczących jej piersi i męskości poruszającej się tuż ponad jej coraz wilgotniejszym kwiatem.
Była jak ukochana przytulanka, była jak rozkoszny smakołyk. Tak się czuła gdy szorstkie dłonie kochanka ugniatały jej biust niczym ciasto, a usta wodziły po nich językiem smakując skórę. Leniwie ruchy bioder mężczyzny sprawiały, że twardy organ miłości poruszał prowokująco muskając czubkiem wrażliwy obszar.
- Już… - El zaskoczyło jak rozpalony i zachrypnięty głos ma. Simeon był niczym drapieżna bestia… wilk… a jednak obchodził się z nią niemal czule. - Weź mnie.
I czułości skończyły się momentalnie… zrobiło się dziko. Simeon chwycił ją za włosy pociągnął lekko i zmusił do naprężenia, gdy poczuła drapieżny szturm. Doznani, ból i rozkosz mieszały się ze sobą. Pocałunki na ustach, szyi, dłoń jego zaciśnięta na biodrze… gwałtowne ruchy bioder kończące się sztychami wprawiający jej piersi w falowanie. To był… wilk.
El chwyciła się jego ramion wbijając w nie paznokcie. Kolejne sztychy wyrywały z niej niemal zwierzęce jęki, nie była jednak w stanie zapanować nad swym głosem, szczególnie gdy czuła bolesny uścisk na swych włosach. Bestia… zwierzę brało ją w posiadanie, a mimo to… czuła rozkosz. A mężczyzna nie przestawał, czuła jego miarowe silne ruchy bioder. Bezlitosne. To było całkiem inne doświadczenie. Bardziej pierwotne... bardziej intensywne i pozbawione czułości. Mężczyzna trzymał ją w swojej niewoli pokazując swą żądzę, pokazując swoje pragnienie które miała zaspokoić… i którego była źródłem. A ona nie mogła oderwać oczu od jego zwierzęcego spojrzenia. Od bladej skóry i uporu na jego twarzy. Doszła z głośnym jęknięciem odchylając się mocno do tyłu i prężąc przed kochankiem.On zaś nasycił się kilka chwil później, docierając na szczyt równie mocno i intensywnie, a potem… zajął się całowaniem i pieszczeniem krągłości jej piersi łapiąc oddech po niedawnych swawolach. El drżała pod nim nie mogąc ochłonąć po niedawnym szczycie.
- Czemu… żadnej nie miałeś… ostatnio?
- Czemu cię to ciekawi? - zapytał mężczyzna wodząc językiem po twardym czubku jednej z piersi dziewczyny.
- Bo… - El jęknęła cicho. - jestem ciekawa ciebie.
- I jesteś gotowa zrobić wszystko, by zaspokoić swoją ciekawość? - zapytał mężczyzna całując jej szyję. Napierał na nią całym ciałem, nieco chłodniejszym niż się spodziewał. Nie był może zimny jak trup… ale nie był tak ciepły jak powinien.
- Już robię... Bardzo dużo…- mruknęła.- Czego jeszcze ode mnie oczekujesz?
- Chyba zbyt wiele.- rzekł żartobliwie, acz poprowadził dłoń dziewczyny w dół, pomógł jej palcami ująć swoją dumę. Lepką od ich wspólnej żądzy, ciepłą i miękką… acz reagującą na jej dotyk.
- Czemu nie miałem? Czasu na szukanie kochanek nie mam. A nie zarobiłem na luksus wynajęcia sobie damy do towarzystwo. Zresztą spójrz na nas. Spodziewałaś się że znajdziesz się dziś w takiej sytuacji.. kiedykolwiek?- zapytał cicho.
- Nie… - Czarodziejka objęła męskość kochanka palcami i poruszyła dłonią. - Nie spodziewałam się ciebie już kiedykolwiek spotkać.
- Widzisz…- odparł chrapliwie mężczyzna, gdy dziewczyna badała palcami, to co sprawiło jej tyle przyjemności. -... ja nie mam za dużo czasu dla siebie.
A propo czasu. El przypomniała sobie jak wiele czasu sama już straciła.
- T..to… niedobrze. - Czarodziejka wpatrywała się z zachwytem w rozpalonego kochanka. - P..powinnam wracać.
- Powinnaś…- zgodził się z nią mężczyzna całując jej usta i ugniatając pierś dłonią. I stając się coraz twardszy pod dotykiem jej palców.
El odpowiedziała na pocałunek sama zaskoczona swą zachłannością. Jej dłoń coraz śmielej poczynała sobie z męskością kochanka.
Jeśli mieli o czymś mówić, to w przypadku Simeona zeszło to na dalszy plan. Zachłannie całował Elizabeth, masował krągłości jej piersi, drżąc od dotyku jej palców. Wreszcie odtrącił je od siebie. Następnie odsunął się nieco od panny Morgan, rozchylił władczo i szeroko jej uda z zamiarem zdobycia jej znów. Była to wyjątkowo bezwstydna pozycja, bo odsłaniała wszelkie sekrety ciała czarodziejki przed jej kochankiem.
- Jesteś… niemożliwy. - Wyszeptała starając się nie patrzeć na wzgórza swego obnażonego ciała. Czuła znów to przyjemne podniecenie… odrobinę… nie mogąc się doczekać szturmu. Pochwyciwszy za uda Simeon ciało El ku sobie. Ciało dziewczyny zadrżało, gdy nabijało się na róg miłości kochanka. Tak głęboko go poczuła, a potem tak gwałtownie, gdy jej piersi falowały pod wpływem energicznego ruchu bioder kochanka. Tak intensywnego, że z trudem łapała oddech wijąc się pod kochankiem. Brakowało tu czułości, brakowało pieszczot, ale namiętności było w nadmiarze.
Czarodziejka nie wierzyła, że Simeon ma jeszcze siły. Ona była w stanie już tylko leżeć i poddawać się jego kolejnym szturmom. Jej ciało poruszało się bez udziału jej woli. Potrafiła jedynie jęczeć łapiąc się kurczowo nadgarstków kochanka i dochodząc po raz kolejny tego wieczoru. Mężczyzna w końcu zaspokoił swój apetyt wpatrując się wilczym spojrzeniem w zmęczone ciało kochanki. Silne ruchy bioder zakończyły się ciężkim dyszeniem i rozkoszą wypełniającą intymny zakątek El. Znowu przypomniała sobie o tym, że nie powinna być tutaj, tylko w domu. Że jeśli sama nie wyjdzie, to jej kochanek przecież jej nie wygoni.
Uniosła się na przedramionach, starając się uspokoić oddech.
- Muszę iść… - Wyszeptała nieco niechętnie.
- Już to mówiłaś.- odparł Simeon przyglądając się nagiej El i zabrał się za całowanie piersi kochanki. Nie zatrzymywał ją co prawda siłą, ale… sama musiała się zdobyć na wstanie z kłującego siana.
- Tak. - El odsunęła go delikatnie ręką i wstała, czując jak odpadają przyklejone do skóry słomki. Po chwili poczuła też jak z jej kwiatu wypływa nasienie kochanka.
Nie powstrzymał ją. Milczał. Przyglądał się cały czas obserwując każdy jej ruch. El ubierała się powoli, wciskając w kolejne warstwy garderoby. Sama też zerkała na swego kochanka.
Mężczyzna usiadł nadal nagi, nadal blady i nadal milczący. Ale on nie musiał wszak spieszyć się do domu. Jego wzrok wodził pożądliwie po jej kształtach, jakby zastanawiał się czy rzeczywiście ją porwać. Bo czy by mu się opierała, gdyby znów rzucił ją na to siano i zaczął całować i pieścić? Więc chyba dobrze, że milczał.
El ubrała się i narzuciła płaszcz.
- Więc… za dwa dni? - Spytała, niepewnie zerkając na kochanka.
- Za dwa dni.- odparł krótko Simeon i odchylił głowę przymykając oczy.- Chciałabyś szybciej?
- T..tak… ale. - El zawahała się. - Jutro mam rozmowę o pracę.
Simeon otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę dodając.- Ty masz swoje życie. Ja moje… krwawe i niebezpieczne. Lepiej żeby nasze życia się nie spotykały. Tak będzie lepiej, zwłaszcza dla ciebie.
- Nie masz pojęcia o moim życiu. - El parsknęła. - Nie zaskoczyło cię, że jakaś mieszczka nie prysnęła na twój widok po tym jak ją przydusiłeś, a wcześniej zabiłeś na jej oczach wampira?
Czarodziejka narzuciła torbę na ramię. - Jestem ciebie ciekawa Simeonie.
- I coś o sobie opowiem, jeśli będziemy rozmawiać.- mężczyzna nagi wstał i podszedł powoli do El.- Łatwo się rozsmakować w tych ustach.
Podszedł nagi i coraz bardziej podniecony… wyzwanie i pokusa wyraźnie rzucona jej sile woli.
- Musiałabym chyba spędzić z tobą dzień byś się odpowiednio zmęczył. - El zaśmiała się.
- Całą noc na pewno.- zbliżał się coraz bardziej, rzucając jej wyzwanie. Panna Morgan wiedziała, że jeśli zostanie dłużej tutaj, powtórzy się to co robili przed chwilą.
El zaczęła się wycofywać.
- Za dwa dni… dobrze? - Powiedziała czując zbierającą się wilgoć.
- Za dwa dni.- zgodził się mężczyzna podążając ku niej, nadal powoli… ale jednak bezustannie.
El obróciła się i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.


Spokój… niełatwo było się jej uspokoić po tym… szaleństwie w jakim się zatopiła. To było jeszcze bardziej lekkomyślne niż romans z potulnym Charlesem. To była zdrada. Rozgorączkowana i skonfliktowana ze sobą Elizabeth przemknęła pospiesznie drogą ignorując zaczepki i oczywiste zagrożenia. Mało przywiązywała uwagi otoczeniu i tylko dzięki szczęściu nie wpakowała się w kłopoty. Tyle, że rozmyślając o wydarzeniach jakie się wydarzyły na posłaniu ze słomy, zawędrowała w okolice “Pączka” zamiast do domu.
Zdyszana, weszła do środka. Chyba.. potrzebowała z kimś porozmawiać… napić się odrobinę. Po wejściu zauważyła oczywiście Karla za barem, kilka znajomych twarzy… stałych bywalców. Oraz Dalię i miodowłosą gnomkę flirtujących luźno dla zabicia czasu. Amelia i Mel musiały akurat pracować. Dostrzegła też Penny siłującą się z jakimś mężczyzną i na szczęście, nie dostrzegła Charlesa. El podeszła do półorka i opadła ciężko na stołek znajdujący się przy barze.
- Szklaneczkę, czegoś mocniejszego. - Mruknęła.
- Ciężka noc, co?- odparł Karl nalewając mocnej whisky i podsuwając dziewczynie szklaneczkę.
- Tak. - El wypiła wszystko duszkiem i oparłszy przedramiona na blacie oparła na nich czoło.
- Zostawić butelkę? Ma cię kto odprowadzić do domu? - zapytał barman żartując.
- Nie… jutro idę na tą rozmowę o pracę. - Mruknęła spoglądając na Karla i uśmiechnęła się.- Musiałam ochłonąć nim wrócę do domu.
- Acha… Melody jest trochę zajęta teraz, ale…- spojrzał znacząco w kierunku siedzących dwóch kobiet, w tym jednej z krukiem. - Dalia już przestała przyjmować klientów na dziś i zerka w twoim kierunku.
- Myślisz, że dzięki niej ochłonę? - Czarodziejka mrugnęła do półorka i zerknęła w kierunku Dalii.
- Myślę, że powinnaś uciekać zanim na ciebie zapoluje. Albo i nie. Może potrzeba ci wesołego towarzystwa, a Dalia chyba polubiła tą gnomkę. - odparł półork cicho.
- Lubi eksperymenty… ale masz rację powinnam wracać do domu. - Westchnęła ciężko i odsunęła szklaneczkę w kierunku barmana. - Dziękuję.
- Poradzisz sobie.- pocieszył ją Karl z uśmiechając się ciepło mimo ostrych kłów.
El przytaknęła i już chciała odejść.
- Ja… chyba… bym potrzebowała pokoju na noc… - Zarumieniła się mocno.
- To nie jest hotel. Będę musiał spytać szefowej.- zakłopotał się Karl, potarł po karku i dodał.- Poczekaj tu chwilę.
- Nie… spokojnie.. to nie dziś.. jakby co sama z nią porozmawiam. - El szybko zatrzymała półorka. Sama jeszcze nie była pewna czy tego chce.. czy powinna spotkać się z Simeonem. A co z Charlesem. - To.. to nieważne.
- Acha… niemniej dam znać szefowej.- odparł z uśmiechem Karl.
- Może… - El westchnęła ciężko. Chciała pogadać z Mel. Ale mimo wszystko przyjaciółka pracowała. I nie wyglądało na to, że szybko skończy. Za to Dalia skończyła rozmowę… bowiem z gracją i pustą szklanicą zbliżała się do baru… i Elizabeth.
El zgarnęła swoją torbę zbierając się do wyjścia.

Zdążyła to uczynić przed Dalią i opuściła przybytek zanim egzotyczna piękność mogła ją zaczepić. Na szczęście to się jej udało, bowiem gdyby została to cóż… Dalia jest charyzmatyczną osobą o silnej woli. Nie wiadomo jakby się to skończyło, choć niewątpliwie przyjemnie. Pozostało więc wrócić do domu i położyć się spać… a i nieco umyć przed snem. Czarodziejka ruszyła w obranym kierunku szybkim krokiem. Musiała się przespać z tym wszystkim. Jutro spotka się z Charlesem… jeśli ten się zjawi. Może uda się jej porozmawiać z Mel. Powrót do domu, powrót do łóżka… znajome odgłosy figlującej pary za ścianą przypomniały o Amaralde. Tak. Z pewnością był to ciekawy dzień. El umysła się w misie i już w łóżku, wsłuchując się w odgłosy za ścianą, doprowadziła się palcami. W jej głowie wciąż gościł Simeon i jego uniesiony oręż. Dopiero gdy udało się jej rozluźnić nieco ciało, zasłoniła głowę poduszką i spróbowała usnąć.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 20-01-2020 o 10:27.
Aiko jest offline