Ukryty w skalnym załomie Gnimnyr miał świadomość, że jego kryjówka jest nie do końca idealna. Był jednak zaskoczony, że od razu go zauważono. A jeszcze bardziej zdziwił się, gdy zobaczył kto go zauważył. Spodziewał się jakiegoś zielonego pokurcza, ewentualnie równie zielonego olbrzyma. Goblina lub trolla… A tu naprzeciw niego stał krasnolud. I to nie byle jaki, a jeden z nie-sławnych zabójców trolli sądząc po wyglądzie. Co tu robił i dlaczego schodziło w tym momencie na drugi plan. Ważne było, że znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. A zresztą pytanie czubatego o jego motywy nie było mądrym pomysłem. Gnimnyr był raczej zasymilowany z ludźmi, jego ojciec pochodził z Middenheim i on sam również tam, w krasnoludzkiej diasporze się wychował.
- Gnimnyr z Middenheimu – odpowiedział cicho Furgilowi i wylazł zza skały. Teraz dopiero nieznajomy krasnolud mógł zobaczyć, że jego rozmówca ma wzrost niskiego człowieka, jeden oczodół zasłonięty skórzaną opaską i tatuaż na policzku częściowo skryty pod czarną brodą. – Słyszeliśmy ich i się schowaliśmy – odparł w khazalidzie, po czym zmienił język. - Rusłan, wyłaź. Wracamy!
- Przyszliśmy z dużej jamy. Mamy tam liny, żeby dostać się na górę – wyjaśnił krasnoludowi. – Jak tu się trochę uspokoi, to wrócimy szukać dalej.