Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2020, 13:08   #106
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Dzwonek u aptekarza Rotmanna zabrzęczał tak głośno, jak przy pierwszej wizycie. Starszy mężczyzna wysłuchał wolfenburskiego szlachcica z grzecznym uśmiechem.

- Sadza? A może i jest więcej ostatnio, ale przyzwyczailiśmy się już do tego. Nie widzę powodu, żeby się chronić się przed nią. Owszem, trochę drapie od tego w gardle, ale cóż, od takiej mąki też drapie, prawda? Nikt jednak nie przestaje jeść chleba. – Aptekarz tłumaczył cierpliwie, a może po prostu bał się zignorować szlachetnie urodzonego. – A chorych ostatnio istotnie więcej, szanowny panie, ale to z gorączką, a nie bolącym gardłem.

* * *

Oldenhaller był ich jedynym tropem. Jedynym hakiem, którego mogli się złapać. Nazwisko rzucone przypadkiem przez Markusa Wolffa, ich niegdysiejszego kompana, jak im się na początku przynajmniej wydawało. Handlarz, mieszkający w ruinie niemalże, choć przypuszczalnie ciągle figurujący na liście członków gildii kupieckiej.

Ruszyli wieczorem. Pomimo późnej pory, mijany po drodze lazaret sióstr Shallyanek przeżywał oblężenie. Ludzie tłoczyli się przed drzwiami, próbowali wejść do środka i nie przepuścić przed siebie nikogo innego. Gdzieś w tłumie wybuchła o to bójka.


Straże przy murze wewnętrznym były już bardziej skrupulatne. Zostali spytani o cel wizyty. Zmyślili go, ale strażnicy traktowali ich inaczej niż większość próbujących wejść. Choć zabójca trolli był mocno obserwowany, to jednak towarzyszył osobom godnym zaufania, szlachcicowi i kapłanom, przeszli więc bez większych problemów. W odpowiednim momencie, bez słów, rozdzielili się.

Falkenberg i Hochmeister ustawili się z przodu budynku, próbując nie budzić niczyjego zainteresowania. Kamienica Oldehallera była mroczna, za wyjątkiem jednego wątłego i migocącego światełka lampy olejnej, prześwitującego lekko przez zatrzaśniętą okiennicę na piętrze. Zgasło w końcu i ono, w chwili gdy parę obserwatorów mijał kaszlący mocno i spluwający flegmą szlachcic, któremu towarzyszył mocno uzbrojony ochroniarz. Tylko ten drugi zwrócił uwagę na Petera i Konrada, ale nie zatrzymał się żaden z nich.

Snorri i Bladin skręcili w boczną, wąską alejkę, docierając w końcu na tył domu. Gladenson wskazał zacienione mocno miejsce, gdzie mogli się schować. Zabójca skinął głową, na którą założył kaptur chowając tym samym jaskrawo pomalowany czub. Nie widać było tego wieczoru żadnego światła, żadnych oznak życia. Do czasu, kiedy uliczką do kamienicy zbliżyło dwóch zakapturzonych ludzi. Rozglądali się uważnie, ale najwyraźniej nie dostrzegli krasnoludów. W końcu otworzyli żelazną furtkę w niskim ogrodzeniu i podeszli do tylnego wejścia.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline