Arnold
Zaczęło się, gdy tylko domknął za sobą drzwi od kajuty Hupfnudla. Krzyki jego załogantów i krótki, urwany szczęk stali, a potem migocząca dziko łuna ognia przy wyjściu prowadzącym na górny pokład. Całe schody płonęły wysokim, żarłocznym płomieniem, odgradzając mu w tym miejscu wejście na górę. Ogień trawił drewno tak szybko, iż niewątpliwie użyto tam jakiejś łatwopalnej substancji. |