Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 04:39   #6
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Bosman spojrzał na niego zamglonym, zdezorientowanym wzrokiem, po czym nagle ryknął:
- Jak to co?! Wiosłować!!! Wy parszywe lądowe szczury! Na wro... uhh!!!
Chciał zamachnąć się ręką jakby nadal miał tam szablę, ale pusta kończyna przebyła jedynie pół drogi i opadła z wycieńczenia. Sierżant coś tam jeszcze zamruczał pod nosem, jakby chciał dokończyć swoje rozkazy, ale nic z tego nie dało się zrozumieć.
- Tośmy się dowiedzieli... - skwitował z przekąsem Aldo, mało wyraźnie, bo grzebał sobie właśnie w ustach, sprawdzając, czy kamień, którym dostał, nie wykruszył mu przypadkiem jakiegoś zęba. - Po mojemu to winniśmy wracać, niech inni mądrzejsi to umysłem ogarną. - mruknął w końcu, tym razem już jakby raźniej, bo i uzębienie najwyraźniej okazało się kompletne.

Wyglądało na to, że człek sprzeczający się nadal z pozostałą grupką brodaczy nawet go nie usłyszał. Najwyraźniej za bardzo zaabsorbowany był burzliwą dyskusją albo po prostu wrzaski khazadów skutecznie wszystko zagłuszały.

Za to jeden z pobliskich krasnoludów z jakiegoś powodu poczuł się osobiście dotknięty jego słowami.
- Porządek?! - warknął - Trzymajcie mnie bracia, bo nie zdzierżę!!! - rzucił do swoich pobratymców, choć widać było, że groźba była li tylko na pokaz, bo ani on nie zabierał się do ataku na Karla, ani też nikt nie gotował się, by go powstrzymywać. - Toż właśnie to przyszliśmy zrobić! Ten zakłamany człeczyna wynajął nas, byśmy naprawili to zasrane człecze ustrojstwo, a jak już przybyliśmy, to się wycofał, bo ponoć znalazł taniej u tych niedołężnych złodziei z tej ichniej Gildii Inżynierów, którzy nawet nie zechcieli się tu jeszcze łaskawie stawić! A my specjalnie z gór ze sprzętem zeszliśmy do tej zafajdanej człeczej nory!

Karl popatrzył na krasnoluda przez chwilę.
- A kontrakt spisaliście panowie? A zaliczkę wzięli? To ważna i nie byle jaka naprawa i na dodatek z wyprawą, więc ja to bym się zabezpieczył targując cenę usługi. Na słowo honoru, to bym ufał tylko tym, którym ufam. Przekażemy kapitanowi o powodzie opóźnienia naszego rejsu. Może on będzie wiedział jak rozwiązać problem.

Rudobrody krasnolud, który gadał z nim do tej pory, wziął się pod boki i wydął usta.
- Patrzajcie go, smark jeden, będzie nas tu pouczał jak interesa robić! - prychnął. - Wiedz ty, że ja kontrakta umawiałem, jak twoja mamuchna jeszcze u swojej w brzuchu fikołki kręciła. Też mi coś!

Po minach jego kompanów jednak widać było zwątpienie, szczególnie, gdy Karl wspomniał o pisemnym potwierdzeniu umowy. Zaś Karl zaśmiał się w duchu, że tak dumny krasnolud kontrakta zamawiał, kiedy Findlinga jeszcze na świecie nie było, że teraz to on jak smark z pustymi rękoma stoi, a raczej pełnymi bezużytecznych kamyków.
Brodacze zaszemrali między sobą. W końcu któryś pokazał innym porozumiewawczo "Perełkę" i wymienili jeszcze kilka słów.

- Kapitan powiadacie? I że opóźnienie macie? No, no, ta wasza tłusta krypa pewnie sporo złota traci jak stoi i nie płynie, co? - wyszczerzył zębiska. - Pewnikiem ten wasz kapitan sporo by zapłacił, by nie marnować tu czasu, co? - spojrzał na kompanów porozumiewawczo. - Tedy widzicie, jako znak naszej dobrej woli, moglibyśmy te wrotka dla was rozsunąć, przy obecnym wyrównanym stanie rzeki do tego nie trza naprawiać całości. Ino widzicie, tanie to nie będzie, bo to wielce specjalistyczna robota…
- Za pana kapitana gadać nie mogę, ale zostanę tutaj z Aldo, a jeden z was i tamten człek naszą łodzią na statek popłyńcie i się ugadajcie. - zaproponował.
- Jak wam pasuje, to rozmówię się z tym sknerą. - wskazał głową w stronę maszynisty.

Charm(Fel) d100(+40 za wcześniejszą grę na wyrzutach sumienia krasnoludów i potencjał szybkiego zarobku)= 8 sukces +7SL


Wydawało się, że propozycja wspólnych negocjacji na pokładzie przyjęta została ze wszech miar pozytywnie. Rudobrody aż klasnął w dłonie, a jego oczy rozbłysły od nieukrywanej żądzy zysku. Parę chwil później obie grupki krasnoludów przedyskutowały sprawę i wyznaczyły swojego przedstawiciela.

Jeden z nich, młody krótko brody osobnik o spokojnych, przyjaznych oczach wcisnął nawet coś w rękę Karlowi. Była to zaczopowana korkiem brunatna butelczyna pozbawiona jakiejkolwiek etykiety.
- To przedni krasnoludzki lek, dajcie no do wypicia waszemu towarzyszowi, z pewnością mu na łepetynę żwawo pomoże. Jak chcecie to mamy jeszcze czyste opatrunki w naszym obozie, to na miejscu go możemy należycie oporządzić, lepiej nim nie bujać, jak ma poszczerbiony łeb.
- Dzięki. - odebrał miksturę od krótkobrodego.

Odkorkował i powąchał. Z pomocą Aldona wlał w gardło bosmana krasnoludzki lek, który chyba Taugenowi posmakował, albo mało wody z rzeki się ożłopał i był nadal spragnionym.
- Zostaniecie z nami sierżancie. Chyba pod sufitem wam się wciąż buja, tak mętnymi oczyma wodzicie, że lepiej na stałym lądzie wam dowodzić nami będzie.
- Aye! - zakrzyknął z przebłyskiem entuzjazmu, co wypalił się jak dupa świetlika po wielkim rozjaśnieniu.
Stary Taugen zwiotczał i westchnął. Niepokoił Karla jego stan, ale cóż mógłby na to poradzić?
Propozycja opatrzenia bosmana w obozie krasnoludów brzmiała sensownie.

Miejscowy człek, będący jak się okazało chwilę później, zarządcą śluzy i mytnikiem w jednym, również przystał na propozycję, wszak alternatywą było pozostanie tam z bandą wściekłych krasnoludów. Ubrany w zadbany, bogato zdobiony uniform jegomość zdawał się jednak, przynajmniej we własnym mniemaniu, pochodzić z wyższych sfer, toteż w większości zignorował słowa prostych marynarzy, każąc się zawieść na pokład i rzucając jedynie na odchodnym:
- Ale ostańcie tutaj i miejcie oko na maszynerię. Jest bezcenna! Bezcenna, rozumiecie?! Zważajcie, by ta grubiańska hołota nic nie uszkodziła!

- Spokojnie. Damy radę. - Findling stanowczo, do gramolącego się do szalupy gburowatego modnisia, pomachał ręką jakby poskramiał narowistego konia lub rozszczekanego Burka.
- Oby wrzody wyległy na twej kuśce, ty kobyli zadzie... - Aldon też machał porozumiewawczo do opływającego mądrali, który już za daleko był aby jego życzliwości dosłyszeć.

I dla Karla nie przypadł do gustu ten człowiek. Z drugiej jednak strony tyle się nasłuchał w Ubersreiku o chciwości górskich klanów krasnoludzkich, co na krzywdzie jego miasta interes od wieków robiły palcem nie kiwając, aby pomóc sąsiadom w obronie, lecz tylko za każdym razem chętnie odbudowując na wysokich cenach za specjalistyczne roboty... Dopiero, gdy w warowną twierdzę Ubersreik się pobudował, wysokie mury położyły kres wyzyskowi. Złośliwi gadali, że krasnoludy co najmniej ręce w zwyczaju miały zacierać na nadchodzący pogrom ludzkiego miasta, a bardziej odważni podjudzali, że wręcz brodacze podżegać mieli gobliny do łupieżczych rajdów. Ile w tym wszystkim prawdy było, to Karl nie potrafił odcedzić, lecz jak każdy wychowany w górskim cieniu obywatel Imperium miarkował, że chciwość, samolubstwo i zemsta szły w parze u krasnoludów z honorowym słowem i przyjaźnią - jeśli raz ofiarowanymi przez nich - to już na całe życie. Lepiej przeto było mieć w nich przyjaciela niż wroga.

Negocjacje na pokładzie trwały, a oni zostali na lądzie.
- To może partyjka kart i kufelek? - rzucił jeden z pozostałych tam z nimi brodaczy. - Mamy obóz tu na skraju lasu, widać z niego wszystko, więc nic wam nie umknie, a zmyślniej będzie przysiąść wygodnie w cieniu, niż tu wystawać na tym prażysku jako jakiś kiep na polu.

Cóż, wyglądało na to, że krasnoludy go chyba przynajmniej trochę polubiły.
Karl wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Aldem i wydawało mu się, że przyjacielowi też pasuje taki pomysł.

- No to chodźta mości krasnoludowie. - osłonił ręką oczy i zapuścił długie spojrzenie pod las. - Gacie na rzyci i po drodze mnie wyschną, a panu Taugenowi od tego skwaru, resztek rozumu jeszcze gotów wyparować... To jest Aldon z Altforfu. A ja Karl z Ubersreiku. - przedstawił obu, bo do tej pory kompan mało głos zabierał, więc może dopiero po odpoczynku mu się język rozwiąże, gdybał majtek.

Pod pachy prowadząc cień bosmana, szli przez łąkę młodzi marynarze pośród niskich, barczystych brodaczy. Karl w wolnej ręce dzierżąc szablę Taugena, fantazyjnie ścinał osty fioletowych chwastów rosnących między makami i dzwonkami dzikich tulipanów.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2020 o 05:02.
Campo Viejo jest offline