Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 12:21   #68
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy znaleźli się w obrębie ruin, rozdzielili się, by lepiej przeszukać to - jak się okazało - dość rozległe miejsce. Było to zresztą Leithowi na rękę, bo jako “pies” najlepiej był w stanie powiedzieć w której części Vasco może się znajdować i tym samym ukatrupić go własnymi rękami.
Nie było łatwo w zetknięciu z coraz gorszą pogodą, ale wreszcie bękartowi udało ustalić się, że zapach bezsprzecznie pochodził z zawalonego częściowo budynku. Pytanie tylko czy powinien powiedzieć o tym pozostałym, czy... sprawdzać je na własną rękę?
Efektywne zabijanie polegało na wykorzystywaniu każdej możliwej przewagi, toteż Leith machnął ręką dając towarzyszom znak, gdy kierował się ku powalonej konstrukcji.
Tak oto w trójkę dotarli do ukrytej w zgliszczach kopuły - bo chyba to tylko tutaj ocalało.
[MEDIA]http://media.wizards.com/images/magic/daily/arcana/1066_overgrowntomb2.jpg[/MEDIA]
Niestety, kopuła ta - z kamienia czy innego tworzywa wykonana była szczelnie zamknięta. Leith był jednak pewien, że to pod nią zniknął Vasco. Nos nigdy go nie mylił.
Całą tą myśl przekazał towarzyszom dotykając swojego nosa a następnie wskazując na ścianę kopuły. Jeśli Ulv się do czegoś nadawał, teraz miał okazję błysnąć…
Pierwszy błysnął jednak Athos, który jako potwierdzenie znalazł odciski stóp, prowadzące do kopuły. Ulv przykucnął przy nich a potem przyjrzał się dokładnie kopule. Właściwie nie trzeba było mieć sokolego wzroku, bo zauważyć, że część kurzu została pospiesznie starta, odsłaniając wygrawerowany napis:
Ljęez Nąulą Ńóć źąśzqją ą Ókćjęć Eźjęo śjf cveźj, nókę kęśu qąńóxąńję, nókę lspłęśuxó. Qóxjęeź kęhó jnjf x nójn kfźzlv, ą xqvśźćźf ćjf eó tsóelą.

Leith popatrzył na reakcję swoich towarzyszy. Jego własne doświadczenia z czytelnictwem były ograniczone i jeśli skrzydlaci mogli się do czegoś przydać, to było choćby to.

- No to mamy zagadkę. Nie znam tego języka - wyjawił niechętnie Ulv. Tymczasem sfrustrowany Athos zamierzał chyba rąbnąć swoją wielką pięścią w powłokę kopuły.
Leith przekrzywił głowę.
- A ile znasz języków?
- Dość dużo, żebyś nie umiał się doliczyć. - Warknął Ulv. W okolicy rozniosło się zaś echo potężnego uderzenia Athosa. Aż ptaki wzbiły się ze swoich kryjówek, woląc wydac sie na pastwę nielitościwej pogody.
- Pięknie. I to tyle z motywu zaskoczenia. - Westchnął piękniś, przyglądając się efektowi działania olbrzyma. Niestety, poza lekkim odkształceniem, powłoka kopuły miała się wciąż dobrze.
Leith popatrzył na odkształcenie.
- No cóż… skoro powiedziało się “A” trzeba chyba powiedzieć i “B”... - to rzekłszy sam też zaczął napieprzać w to samo miejsce.
Po chyba godzinie czasu obaj byli zmachani, a z ich pięści kapała krew. Efekt był jednak daleki od zadowalającego. Odkształcenie, które udało im się wspólnie pogłębić nie miało nawet rysy świadczącej o tym, że zaraz pęknie.
Z każdym uderzeniem Lieth zastanawiał się nad słowami Ulva coraz bardziej. Kiedy bicie okazało się daremne jeszcze raz zwrócił się do skrzydlatego.
- Może to nie jest żaden język tylko litery są przestawione?
- Obawiam się, że... masz rację. - Powiedział Ulv i odczytał:
‘Kiedy Matka Noc zasypia a Ojciec Dzień się budzi, moje jest panowanie, moje królestwo. Powiedz jego imię w moim języku, a wpuszczę cię do środka’.
- Tezeusz? - zapytał Athos, po czym wrócił do lizania ran na rękach.
- Nie, geniuszu. - Fuknął Ulv. - Myśl bardziej plastycznie. Co jest między nocą a dniem?
- Świt? - rzucił Leith.
Ulv kiwnął głową, choć nic się nie stało.
- Tezeusz był heretykiem, bo uznawał więcej niż święte małżeństwo bogów. - Powiedział piękniś, który odsunął się kilka kroków i rzekł:
- Cóż za niechybnie celowy zbieg okoliczności... bogini świtania miała mieć wszak na imię Aurora.
Na te słowa jedna z pokryw kopuły zadrżała, a potem zaczęła się odchylać, ukazując schody do wnętrza.
Athos splunął i poprawił wielki topór, który niósł na ramieniu.
- Przeklęte miejsce! - warknął i nie oglądając się na pozostałych ruszył ku nowo odkrytym schodom.
Leith pozwolił by skrzydlaci weszli pierwsi, zawsze mógł powiedzieć, że osłania plecy Ulva gdyby „zdradziecki wróg zdecydował się zaatakować z tyłu”... A po prawdzie, skoro nikt od niego nic nie chciał i we wszystkim tym wielkim wojownikom przeszkadzał… po prostu zdecydował, że nie będzie przeszkadzał. W tym zdradzieckim miejscu każda pozycja i tak miała swoje ryzyko. Leith nie wyciągnął jeszcze żadnej broni bo i po co - przecież wiedział gdzie jest.

Kiedy zeszli ze schodów, w półmroku objawił im się korytarz. Ciężko było odgadnąć dokąd prowadzi, dość często bowiem skręcał. To irytowało Athosa, który wściekle parł do przodu. Nieuwaga, na którą sobie pozwoliła miała wysoką cenę. Nagle uderzenie spadło nań z góry, Broń - szabla chyba, wbiła się w ramię tak głęboko, że skrzydlaty wypuścił z ręki topór. Co gorsza - jego gabaryty całkowicie uniemożliwiały dwóm pozostałym mężczyznom włączenie się do starcia. Ulv i Leith patrzyli jak przeciwnik zeskakuje z góry, wykorzystując siłę pędu, by całkiem odrąbać ramię wyjącego z wściekłości i bólu pół-olbrzyma.
Kiedy obalony Athos padł na kolana, pozostali dwaj mogli zobaczyć jego oprawcę. Rudzielec wyszczerzył się, po czym rzucił w głąb korytarza, niknąc po chwili w ciemnościach.
- Kurwa. - warknął Ulv, klękając koło Athosa, który przestał krzyczeć, tracąc przytomność. Albo i gorzej.
Leith zrobił krok ponad powalonym Athosem i klęczącym Ulvem i ruszył za rudzielcem. Przeciwnik nie używał czarów, bękart też ich nie potrzebował. Jaskinie, tunele, ciemność, to było jego powietrze. Miał swój węch, miał swój słuch.
- Zniszcz artefakt, wtedy nam nie ucieknie - rzucił za nim Ulv.

Mroczne korytarze zawijały. Pięły się to w dół, to w górę. Leith spodziewał się zasadzki, jak na Athosa, ale na żadną nie natrafił. Rudzielec widać postanowił zwiewać, a nie się na niego zasadzać.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline