Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 19:18   #96
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Człowiek, czy demon? - spytał Kit, ruszając w stronę drzwi po prawej. - Wejście na wyższe piętro jest z pewnością naprzeciw nas - stwierdził.
- Nie czekał, aż zdołam mu się przyjrzeć.- stwierdziła krótko Switch.
- I nie jest przyjaźnie nastawiony - stwierdziła sierżant van Erp.
- Nie zaczął od strzelania do nas. Więc nie jest tak źle.- ocenił Guerra.
- Po takim napadzie też nie witałbym niezapowiedzianych gości chlebem i solą - odparł Kit, oglądając drzwi, przy których stanął.
- To gonimy tego kogoś czy nie? - Spytała Jean. - No i uważajcie na siebie… te wielkie zbroje mi się nie podobają.
- Przeszukujmy metodycznie zamek - sprostowała Lili. - Switch i Kit z przodu, Gurerra, ty w środku, za Tobą Collier i Pearson, a my, droga sierżant McAllister, zamykamy nasz pochód.
- Dobrze, mamo - Szepnęła jedna sierżant do drugiej, mrugając teatralnie (i niewinnie) ślipkami.

Switch nie była zadowolona z sytuacji, ba… znów zaczęła panikować. Widać było że plan van Erp nie podobał się jej całkiem. Bo byli w zamku w zamkniętych pomieszczeniach. Tam gdzie jej snajperka będzie mniej użyteczna, kamuflaż mało skuteczny, a pancerz słabszy niż u innych AST. Niemniej w głównej sali drużyna nie napotykała zagrożeń. Tylko więcej poszatkowanych potworów i olbrzymie zbroje zamarłe w ruchu. Wiele z nich wyraźnymi uszkodzeniami sięgającymi do środka pustych pancerzy. Nie było tu czego zbierać, miecze stalowych olbrzymów nawet w trybie overdriwe były za duże i zbyt nieporęczne by były użyteczne. Potem ekipa z Kitem wkroczyła w korytarz zamkowy, na którego ścianach widać było ślady krwi, wybuchów i walki. Były też trupy demonów wzdłuż korytarza… aż do prowizorycznej drewnianej barykady, zrobionej z szaf, stołów innych mebli, tarasującej przejście. Barykada była niczym dwumetrowy mur dochodząc prawie do sufitu i została zbudowana tak, aby swobodnie przejść się jej nie dało.
- Uprzątnąć to!- Poleciła van Erp.
- Może sprawdzimy najpierw, co jest za barykadą? - zasugerował Kit, patrząc na prześwit między barykadą a sufitem. - Podsadzimy Switch, niech zapuści żurawia
- Może być. A potem jakiś ładunek, żeby zrobić przejście? - Powiedziała J.R i przywołała gestem dłoni do siebie Meyes, żeby ją podsadzić.
- Wolałabym nie.-odparła krótko dziewczyna jakoś niezbyt zainteresowania samotnym zerkaniem przez barykadę. Ogólnie Switch nie czuła się zbyt pewnie w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie wszystkie jej atuty były niwelowane przez brak pola do manewru.
- Matko jedyna!- Mruknęła Lili. - Ja to zrobię - powiedziała już głośno wybranym z emocji głosem. - Podsadź mnie!
- [/i]No to dawaj[/i] - powiedział Kit, stając obok JR i splatając dłonie tak, by Lili mogła się wspiąć i wystawić głowę nad barykadę.
Sierżant van Erp skorzystała z zaoferowanej pomocy i ostrożnie rozejrzała się po pomieszczeniu za barykadą.
Uniesiona przez dwójkę towarzyszy i wdrapawszy się nieco zobaczyła pusty korytarz ciągnący się jeszcze przez kilka metrów,a potem kilkanaście schodów prowadzących do zamkniętych drewnianych drzwi.
-[i] Pusto [/]- powiedziała Lili spoglądając w dół na podtrzymujących ją towarzyszy. - Dalej są jakieś drzwi. Schodzę. - Opierając się o ramię J.R. płynnie zaskoczyła na podłogę. - Zrobić przejście i idziemy.
Kit złapał jeden z mebli, będących elementem barykady, i szarpnął z całej siły. Pearson i Guerra poszli w jego ślady mozolnie rozmontowując barykadę, co by wszystko nie runęło im na głosy. Po chwili i Charlotte dołączyła do nich.
Meyes trzymała się z tyłu i trzymała broń w pogotowiu. Co by osłaniać drużynę, na wypadek gdyby ktoś chciał zajść ich z tyłu. Podobnie postąpiła więc i McAllister, żeby ci przy barykadzie mieli więcej miejsca dla siebie…
Po chwili udało im się przebić przez barykadę. I mogli ruszyć dalej, ku kolejnym wrotom. Tym razem zawartym. Po drodze widzieli zgubione strzały, porzucone garczki i szmaty.
- Hamato, BFG? Co u was? - Kit przypomniał sobie o pozostawionej na zewnątrz dwójce.
- Jakieś latające poczwary okrążają zamek, ale nie zbliżają się na odległość strzału. I raczej bardziej zainteresowane ściganiem takich małych ptaków... czy czymkolwiek są te ptaszyska z kobiecymi głowami.- odparł BFG.
- To syreny.- wtrącił Hamato.
- Syreny przecież mają rybie ogony.- odparł Hauser.
- Orginały z greckich legend, miały postać ptaków z ludzkimi głowami. Później przerobiono je na półryby - dodał Hamato.
-A kogo to obchodzi.- sarknął gniewnie Pearson.
- Nas - odparł Kit. - Jeśli to syreny, to lepiej zatkajcie uszy - rzucił w eter, nie do końca serio.
- Schowajcie się gdzieś, schodząc im z widoku. W razie jakiś kłopotów meldować się - Powiedziała przez komunikator Jean. Następnie zaś stanęła przed zamkniętymi wrotami na ich drodze. Próbowała je jakoś otworzyć, może wystarczyło je pchnąć czy coś.
- Może po prostu zastukamy i poprosimy o rozmowę? - zasugerował Kit.
Uderzenie dłonią nie otworzyło wrót, za to sprawiło że na drzwiach pojawił się


… świecący złowrogim niebieskim światłem znak. Zresztą po całych wrotach przeszedł niebieski błysk. To… było niepokojące.
Po chwili jednak zza drzwi usłyszeć można było, głośne słowo wypowiedziane męskim tonem głosu.- Exite.-
Co van Erp znała z lekcji języków starożytnych… i oznaczało: odejdźcie.
- Nie rozumiem... Możesz mówić w jakimś bardziej zrozumiałym języku? - powiedział Kit, na wszelki wypadek odsuwając się o krok od drzwi.
- Coście za jedni i co tu się działo?! - J.R. zadała pytanie głośnym tonem, waląc do tego metalową piąchą po wrotach.
- Przestań, to nie ma sensu. - Lili zwróciła się do J.R. - Mamy stąd odejść.- Kobieta obejrzała raz jeszcze symbol. Odchrząkneła i rzekła po chwili zastanowienia. - Venimus in pace.
- Chcesz powiedzieć, że mamy się obrócić na pięcie i odlecieć? - Kit spojrzał zaskoczony na Lili. - Między te niby-syreny?
- Cum armorum et arma - odpowiedział głos po drugiej stronie. Z bronią i w zbroi. Najwyraźniej wzięto ich za żołnierzy. Słusznie zresztą.
- Co to jest? - Kit wskazał na drzwi. - Łacina? - upewnił się. - Czy oni nie wiedzą, że to martwy język?

***

- Cum armorum et arma - odpowiedział głos po drugiej stronie. Z bronią i w zbroi. Najwyraźniej wzięto ich za żołnierzy. Słusznie zresztą.
- Strój odpowiada wymaganiom stawianym przez gospodarzy- odpowiedziała Lili zdejmując hełm z głowy.
-Nie wiem o jakich gospodarzach mówisz, ale tu zbrojni oznaczają tylko najeźdźców.- odparł głos zza drzwi.
- Ja również ich nie poznałam. Ale masz rację z tymi najeźdźcami. Ponieważ ktoś z tego miejsca najechał nas- powiedziała Van Erp.
- Nikt z tego zamku nikogo nie najeżdżał.- odparł męski głos.
- Raczej się nie zgodzę - powiedziała spokojnie sierżant. - Zamek, czy może raczej forteca, wylądowała na naszej, amerykańskiej ziemi, a hordy zbrojnych bestii, takie jak te tam - wskazała za siebie - zaatakowały bogu ducha winnych ludzi spędzających urlop w Yellowstone.
-Horda Asmodai’a. Zaatakowali także i tu. Ale zamek ten nie był dość ważny, by posłać coś więcej niż jednego diuka z hordą. - odparł głos zza drzwiami.- To podbój waszego świata i się nie skończy. Wojna krwi się zakończyła, więc nic nie zmusza Asmodai’a do oszczędzania sił.
- Jak na kogoś kto nie zna gospodarza, to zadziwiająco dużo o nim wiesz - wypowiedź kobiety była lekko podszyta ironią.
- Znam mego wroga… walczyłem z nim wiele razy. Te trupy które mijałaś same się nie zabiły.- odparł sarkastycznie męski głos.
- Te trupy wskazują, że komuś nie najlepiej idzie w walce z tym całym Asmodai’em.
- A wam idzie lepiej?- zapytał rozmówca z powątpiewaniem w głosie.
- My się przed wami nie chowamy - Lili uśmiechnęła się krzywo do zamkniętych wrót. - Ale dosyć tych złośliwości. Jesteś kolejnym, który wspomina o Asmodaisie. Coś wiecej o nim opowiesz?
- Jest starym czartem, jednym z najstarszych. I zawsze był potężny… kiedyś sprawował władzę na wszystkimi kręgami przez pośredników. Przez książęta. Ale już tego nie czyni… wybił i zniewolił ich wszystkich podporządkowując sobie wszystkie kręgi. Pokonał Otchłań i podporządkował sobie większość ich mieszkańców. A teraz…
- Chwila , chwila- Elizabeth uniosła rękę abe przerwać rozmówcy. - Tak przez drzwi? Może w akcie dobrej woli wyjdziesz do nas? Albo nas ugościsz? Tak trochę głupio przez zamknięte drzwi krzyczeć sobie.
- Troje… bez żadnej broni. Będziecie mogli porozmawiać z najwyższą kapłanką Aestril. Ona odpowie na wasze pytania. Reszta musi się cofnąć, a troje wpuszczę bez broni do środka.- zadecydował mężczyzna.
- Chwila, muszę to przedyskutować.
- Poczekam.- odparł mężczyzna.

***

Rozmowa, którą odbyła Lili z kimś kto musiał być mężczyzną i to starszym, była niezbyt długa. Już przy pierwszych zdaniach kobieta zdjęła hełm, a później nieco gestykulowała, wskazując na trupy za nimi.
- To tak - sierżant odwróciła się do swoich. - Wygląda na to, że ten tam, wie coś o niejakim Asmodaisie, który ma dowodzić tą całą zgrają. Może przyjąć troje z nas i opowiedzieć więcej. Ale bez broni.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline