Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 20:07   #98
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Obawiam się że nie. Na tego potwora nastawało już wielu zabójców. Przeżył setki spisków i zabił wiele drużyn bohaterów. Nie znam żadnego sposobu, by go zabić.- westchnęła ciężko elfka.-Niewielu zostało przy życiu tych, którzy byli jego książętami. Po ostatnim nieudanym spisku dorżnął ostatnich niedobitków i przejął całkowitą kontrolę.
- Wpadło nam w uszy nazwisko Levistus - powiedział Kit. - Przydałaby się nam informacja, jak go znaleźć. A dokładniej, jak dotrzeć do miejsca, gdzie się znajduje.
- Levistus. Nie słyszałam tego imienia od lat… od wieków prawie.- zachichotała Aestril i skinęła głową.- Zapomniany władca. Pewnie nadal siedzi zamrożony w lodowcach Stygii.
- A jak tam dotrzeć? - spytał Kit.
-Nie jest łatwo. Mogę otworzyć wam drogę do samej Stygii, ale co najwyżej w pobliże miejsca uwięzienia Levistusa. No i to droga w jednym kierunku, jeśli chodzi o moją pomoc. Mogę umożliwić wam dostanie się tam, ale wydostać będziecie się musieli na własną rękę.- odparła smutno kapłanka.
-Nie uważasz, że skoro szukają Levistusa to chcą go uwolnić? Czy to mądre pomagać im w tym?- zapytał stary rycerz elfkę, a ta spojrzała na niego mówiąc.- Wpierw nie wiemy czy uwolnienie Levistusa jest w ogóle możliwe. Poza tym, choć jest on istotą złą do szpiku kości, to na jedno można liczyć. Bezbrzeżnie nienawidzi Asmodai’a i zrobiwszystko by mu zaszkodzić. A każdy sojusznik jest obecnie na wagę złota.
- Zły do szpiku kości?- Lili przerzucała spojrzenie między dwójką gospodarzy.- To z pewnością oznacza, że nie będzie można mu ufać.
- Można zaufać mu w jednym. Niewiele istot żywi do Asmodai’a tak zapiekłą nienawiść co on.- odparła kapłanka wzruszając ramionami.
- Wrogowie naszych wrogów mogą zostać naszymi sojusznikami - powiedział Kit. - Ja bym zaryzykował, bo i tak niewiele mamy do stracenia. - Spojrzał na Lili, potem na J.R. Milcząca zaś do tej pory Jean… wzruszyła barami.
- Szlajamy się tu i tam, szukając sposobu na sami-wiecie-co. Cały ten Levistus, to może to być jakiś konkretny cel, albo kolejna strata czasu. - Zerknęła wymownie na Lili. -No ale chyba lepszego celu chwilowo nie ma? - Następnie McAllister spojrzała na tą całą kapłankę, czy kim ona tam była.
- Trochę odbiegając od tematu, widzieliśmy tu niedaleko taką wyspę z miastem i jakby piramidą, co tam jest? - Spytała.
- Nie mam pewności… Możliwe, że kolonia yuan-ti.- odparła kapłanka w zamyśleniu. -Albo ludu który nie jest mi znany. Z pewnością nie jest to rasa należąca do tego świata. Raczej kolonizatorzy lub najeźdźcy.
- A co to są te "you-and-ti"? - Dopytywała się J.R.
- Lud powstały przez krzyżówkę starożytnych reptilian z ludźmi. Teraz przeważnie “rozmnażają” infekując ludzi i inne humanoidy specjalną toksyną. Cóż… także w ten sposób. Najczęściej.- wyjaśniła zakłopotana kapłanka.
- To dobrze, że tam nie poszliśmy - stwierdził Kit, chociaż słowo 'reptilianie' nic mu nie mówiło, na co Jean nie omieszkała wyszczerzyć ząbków, i poruszyć wymownie brwiami, co mogło oznaczać "ha, dobrze zdecydowałam".
- Czy to prawda, pani, że kapłani potrafią leczyć różne... urazy? - Kit zmienił temat. Nie wspomniał, że wiedzę tę wziął z jakiejś bajki czy basni. - W czasie ostatniej walki jakieś diabelstwo dobrało mi się do skóry. Może znasz jakieś remedium?
- Tak. Im potężniejszy kapłan, tym moc jaką zsyłają bogowie jest większa. I owszem mogę uzdrowić cię z problemów. Acz najpierw muszę wiedzieć jak się ich nabawiłeś. -wyjaśniła elfka.
- Byliśmy w sali pełnej luster, a z nich wylatywały skrzydlate i rogate stwory, z ogonami niczym skorpiony. Jeden taki mnie zahaczył żądłem i zabrał mi nie tylko trochę krwi i zdrowia. Nagle się poczułem... - Przez moment szukał określenia - ...jakbym ze zwinnego kota zmienił się w zdecydowanie mniej zwinnego.
- Trucizna pomniejszego czarta.- zamyśliła się elfka i rzekła do mężczyzny.- Nachyl się nieco ku mnie.
Kit spełnił polecenie.
Elfka dotknęła jego czoła i wyszeptała coś cicho. Od czoła Christophera promieniowało przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele i sprawiający...jakoby ciężki ciężar zdjęto z ramion mężczyzny.
Kit przez moment milczał, nie do końca mogąc uwierzyć w to, co się stało.
- Dziękuję ci, kapłanko - powiedział, do słów dołączając pełen szacunku ukłon. - Prawdę mówiąc brak mi słów, by wyrazić wdzięczność - przyznał.
- To drobnostka. - odparła elfka z delikatnym uśmiechem.
Kit miał na ten temat inne zdanie, ale nie zamierzał się spierać.
- W moim świecie magia jest tylko w bajkach - przyznał - a tu co krok spotykamy się z istotami znanymi nam tylko z opowieści. Znaleźliśmy magiczną miksturę, która pomogła naszemu towarzyszowi... Czy te przedmioty mają w sobie jakąś magię? - Wyciągnął z plecaka garść medalionów, różdżek i pergaminów. - Chętnie zostawię parę drobiazgów komuś, kto potrafi z tego korzystać.
- Nie mam talentów w tej dziedzinie. Mamy tu jednak paru mistrzów Sztuki którzy byliby w stanie ocenić takie znaleziska.- odparła elfka.
- Byłbym wdzięczny za każdą pomoc. Chętnie z nimi porozmawiam... póki jeszcze rozumiem, co mogą powiedzieć.
- Nie sądzę by to było potrzebne. Mistrzowie Sztuki są zawsze zajęci i niechętni pogaduszkom.- wyjaśniła uprzejmie elfka.
- Na temat tych przedmiotów... - odparł Kit. - Ale nie wiem, czy znajdą dla mnie czas, skoro są zawsze zajęci - dodał.
- Raczej nie. Są naszą siłą… to oni stworzyli broniące nas golemy. I są zajęci naprawieniem tylu ilu się da nim, kolejny atak nastąpi.- wytłumaczyła kapłanka.
- Może te drobiazgi im się przydadzą. Mam wrażenie, że mógłbym machać taką różdżką i machać, a i tak nie dałoby to żadnego efektu. - Uśmiechnął się, lecz uśmiech nie dotarł do oczu. - Ile ataków na razie odparliście?
- Z tuzin.- oceniła kapłanka.
- Przylatują, atakują, zostawiają trupy i uciekają, czy walczą do ostatniego tchnienia? - zainteresował się Kit. - Kiedy się spodziewacie kolejnej fali?
-Różnie to bywa.- odparła kapłanka.-Przybywają kiedy chcą… mija już dekadzień odkąd ostatnio nas zaatakowano.
- Tak też myśleliśmy, widząc stan, w jakim znajdowały się zwłoki. - Kit skinął głową w zadumie. - A wy dokąd podążacie? I dlaczego chcą zdobyć zamek?
- A dlaczego czarci jaszczur rozdeptuje wieśniaczkę? Bo może… i chce to zrobić.Nie ma innego celu. Tak jak ten zamek, który leci sobie przez nieograniczony przestwór nie kierując się nigdzie konkretnie. Być może nawet kiedyś miał jakiś cel, ale ta wiedza… jak informacje na temat kierowania zamkiem, zmarły wraz z jego twórcą zanim jeszcze się narodziłam.- wyjaśniła nieco enigmatycznie kapłanka.
Kit spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Nie zostawił żadnych notatek w zakamarkach swej pracowni? Uczniów? - spytał odruchowo. - Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to można by zadać pannie z Wieży Powietrza odpowiednie pytanie.
- Nie wiem.- stwierdziła bezradnie kapłanka.- To bardzo stare dzieje, z którymi jestem ledwo obeznana.
- Nie prowadzicie żadnych... dzienników? Nikt nie spisał historii zamku? Czy też nikt nie wpadł na pomysł, by sprawdzić najstarsze notatki w bibliotece?
- Ja nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na te pytania.- odparła ze śmiechem elfka.-Nie jestem wyrocznią znającą wszystkie odpowiedzi. A sprawy czarodziei, zostawiamy im właśnie. Tak jest bezpieczniej.
Kit miał na temat bezpieczeństwa całkiem inne zdanie...
- A może właśnie powinnaś potrząsnać jednym czy drugim brodatym mędrcem? - powiedział. - Domyślam się, że jakiś mag zbudował ten zamek i że w rękach magów leżą dalsze jego losy, ale mam wrażenie, że gdybyś ich popchnęła w odpowiednim kierunku, to zaczęliby myśleć nie tylko o obronie zamku, ale i o innych, równie ważnych sprawach.
- Widać, że nie miałeś nigdy do czynienia z magami.- zachichotała elfka.
- Prawdę powiadasz. - Kit skinął głową. - U nas magowie to tylko w bajkach, a żywego elfa nikt na oczy nie widział... chociaż opowieści o urodzie elfek dorównują prawdzie. Za to miałem do czynienia z paroma takimi, co dalej swego nosa nie potrafili spojrzeć. Za to wspomniane bajki głoszą, iż magowie nie tylko uparci bywają, ale i paru mądrych wśród nich można spotkać. Z pewnością w zamku znajdzie się niejeden, któremu na mądrości nie zbywa.
- Mają też i ważne zadanie na głowie. Przywrócić do użytku tyle golemów ile się da, nim wrogowie powrócą.- dodała kapłanka.
- Wiem. - Kit skinął głową. - Ale to nie znaczy, że nie mogliby zająć się i czymś innym. Bo mam wrażenie, że toczycie walkę, w której wasz przeciwnik ma przewagę liczebną. A wy macie coraz mniejsze szanse. Chyba warto spróbować czegoś... nieszablonowego...
- Badanie historii, nielicznych notatek i cokolwiek tam pozostało… gdy ten zamek został odnaleziony nie jest nieszablonowe. Jest traceniem czasu, a tego akurat nie mamy.- westchnęła kapłanka.- Nie ma biblioteki, nie ma uczniów, nie ma notatników, ksiąg, planów… jest tylko trochę tekstów w zniszczonej bibliotece. Jest trochę pogłosek, trochę opowieści...i tyle. Za mało, by się tym zajmować zamiast wzmacnianiem murów. Zresztą nie ma się co łudzić. Gdy Asmodai zdecyduje się uderzyć z całą siłą, to moc twórcy tego zamku niewiele by pomogła, gdyby jeszcze był wśród żywych.
- Całą siłą nie uderzy - odparł Kit. - Skoro wszyscy zajmują się wzmacnianiem murów, to faktycznie nie ma o czym mówić. Może uda nam się sprawić, że Asmodai na długo zapomni w was i o tym zamku - dodał.
- Może.- uśmiechnęła się elfka.
Kit miał mieszane uczucia. Cała sytuacja przypominała mu tonącą łódź, której pasażerowie, miast zatykać dziury, malują burty... No ale mógł się mylić.
- To jak masz zamiar nas wysłać do Stygii, skoro magowie są stale zajęci? - spytał.
- Tak... jestem w stanie to uczynić.- potwierdziła kapłanka.
- Będziemy wdzięczni - odparł Kit.

McAllister odstąpiła na dwa kroki od rozmowy z kapłanką, po czym spojrzała na tego ich całego rycerza.
- Ja przyjaciel, ty rozumieć? - Palnęła, uśmiechając się słodko.
- Tak. Ja rozumiem.- odparł stary rycerz.- Jeszcze przez około godziny będę rozumiał. A właściwie ty będziesz mówiła przez godzinę w elfim języku.
- Fajnie. To ten… skoro my wszyscy przyjaciele, możemy tu odpocząć tak z godzinę? Nasi… hmm… wojownicy są zmęczeni, odpoczniemy, może nam ten… łaskawie wody trochę dacie, a potem sobie pójdziemy? Wychodzi na to, że mamy chyba wspólnych wrogów… - Wyjaśniała kobieta.
- Oczywiście. Dostarczymy wam wody i trochę żywności.- stwierdził uprzejmie rycerz.
- Tak po prostu? Czy może chcecie coś w zamian? - Jean minimalnie zmrużyła oczy.
- Tak po prostu. Jesteśmy cywilizowanymi istotami i wiemy co to gościnność.- odparł nieco urażonym tonem wojownik.
- Te wszystkie rzeczy… te inne światy to dla nas nowość… jak cię w ogóle zwą? - Powiedziała.
- Laurentius de Forge. Mistrz Szpitalnik zakonu Opiekuńczej Pięści.- odparł rycerz.
- Jean McAllister… Lady Jean McAllister, Mistrz Sierżant z Armored Shock Troops - Wypaliła J.R. z poważną miną, po czym wyciągnęła po męsku opancerzoną dłoń do rycerza.
Laurentius zacisnął dłoń na jej dłoni, mocno i stanowczo, co nie stanowiło problemu dla Jean, a zwłaszcza jej cyber-ręki.
- Dziękuję za pomoc… i z góry za gościnę - Powiedziała całkiem szczerze, lekko się uśmiechając.
- Nie ma za co.- odparł rycerz uprzejmie.
- A czy macie jakąś mapę zamku Asmodaisa? My mamy swoje zadanie do wypełnienia i w tej kwestii przydałaby się nam pomoc- do rozmowy wtrąciła się van Erp.
- Którego zamku? Jest ich setki. I uprzedzając kolejne pytanie… nie mamy mapy żadnego z nich.- wyjaśnił Laurentius.
- Jak to jest ich setki? - Lili spojrzała zdziwiona na rycerza. - Weszliśmy do jednego i wcale z niego nie wychodziliśmy. Ciągle jesteśmy w tej samej budowli.
- Właściwie to już go opuściliście. Nie znając magii, musieliście przejść przez portal. Magiczne wrota prowadzące do innego świata. Przez takie same odeślemy was do Stygii lub gdziekolwiek indziej zechcecie. W granicach naszych możliwości oczywiście.- wyjaśnił Laurentius niezbyt zaskoczony jej zdziwieniem.
- To nie jest dobra wiadomość - powiedziala jakby do siebie sierżant. - I pewnie nie potraficie zlokalizować innych, takich jak my ludzi?
- Nie żądaj za wiele. Nie wiem czy nasi magowie będą w stanie odesłać was z powrotem do waszego świata. Łatwiej nam do Stygii, bo wiemy przynajmniej jak.- dodał smutno rycerz.
- Nie powiem, żebym była z tego powodu szczęśliwa- powiedziała Lili wykrzywiając usta w czymś w rodzaju uśmiechu. - Nie podoba mi się pomysł gaszenia pożaru dynamitem. Będziemy jednak wdzięczni i za tę pomoc.
- Ważne decyzje, rzadko są łatwe.-odparł rycerz z lekkim uśmiechem.
- I niezwykle ciężkie - przytaknęła mu sierżant, chociaż bez uśmiechu.
-Tak.- potwierdził de Forge i zmienił temat.-Nie bardzo możemy was wpuścić w głąb zamku, bo twierdza jest już przepełniona uchodźcami i nie mamy wolnych miejsc na spoczynek. Natomiast możemy dostarczyć trochę wody i trochę żywności i trochę koców.
-[i] Nie ma takiej potrzeby [i]- odpowiedziała Lili , a później dodała głośniej, tak żeby pozostala dwojka mogła ją wyraźnie słyszeć - za chwilę i tak wracamy do swoich. Będziemy wdzięczni za coś do jedzenia i picia.
- Przyniesiemy wam wkrótce.- odparł rycerz.- A potem… gdzie was mamy wysłać? Czy też planujecie szukać drogi na własną rękę?
- Szukanie drogi na własną rękę nie bardzo mam wychodzi - odparła ironicznie sierżant. - Trzeba zatem przyjąć oferowaną pomoc. A moi towarzysze i tak są za uwolnieniem zła żeby pokonać inne zło. Czy to tej całej lodówk. - zaśmiała się przy tym kwaśno.
- Myślę, że za trzy dzwony będziemy gotowi, by was tam wysłać.- odparł rycerz z uśmiechem. - Nasze modlitwy będą wtedy z wami.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline