Pierwsza partia uciekinierów już wyjechała. Przeraźliwie wolno, dostosowując się do tempa najwolniejszych podróżnych posuwała się w dół doliny. Krasnoludy oddelegowane do asysty przy karawanie ubezpieczały głównie tył i boki pochodu, gdyż nikt nie zakładał, że atak może nadejść od frontu. W akompaniamencie skrzypu kół, gdakania zamkniętych w klatkach kur i kaczek, ujadania psów pochód rozciągał się na ścieżce wiodącej ku położonemu w dole Vasseaux klasztorowi Maisontaal.
*
Kiedy pierwsi uciekinierzy odjechali, krzątanina we wsi nie ustała. Wciąż było sporo do spakowania, a zdenerwowanie Alaina Gascoigne wcale nie ułatwiało ani nie przyspieszało wyjazdu. Widać było, że były wojskowy znajdował się na granicy wytrzymałości psychicznej i całe szczęście, że albioński gość pojechał wcześniej, bo mogłoby dojść do rękoczynów.
Znów błysnęło gdzieś na północ od wsi. Wszyscy spojrzeli na horyzont.
-
To u nas – wyszeptała Claudinne, służąca u Vernoisów, która pozostała w Farigoule aby pomóc przy pakowaniu. –
Chroń nas Panienko – jęknęła. –
Idą tu…
- Szybciej! Kurwa! Szybciej! – darł się Alain, wyrywając z rąk innego wieśniaka kołowrotek i ciskając go w błoto.
*
Podczas krótkiego postoju młody czarodziej szybko naszkicował plan doliny i zaznaczał miejsca, w które uderzały pioruny. Kiedy miał już naniesione okolice Frugelhornu i kopalnię, niebo znów przecięły błyskawice. Zwiadowcy szybko ocenili, gdzie mogły uderzyć. Wszystko wskazywało na to, że coś działo się w opuszczonym gospodarstwie Vernoisów. Caspar zaznaczył zgliszcza farmy Cassebrine’ów i lokalizację gospodarstwa Vernoisów. Mag, posługujący się zakazaną sztuką nekromancji zbliżał się do Farigoule. I poruszał się szybko. Znacznie szybciej niż ludzie i krasnoludy.