Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2020, 16:41   #145
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Masz babo placek - mruknął Tladin i zerwał się do szarży w stronę, z której podejrzewał, strzelano do niego. Decyzję podjął momentalnie, nie było sensu się specjalnie kryć, bo mogli go podejść z niechronionej strony i wystrzelać.

Gdy Tladin dobiegł do sąsiedniego wozu tworzącego barykadę, zorientował się, że ten cień, jakiego ruch zauważył to wbita w beczkę strzała. Musiała nadlecieć gdzieś od strony miasta.

Mruknął i odwrócił się w kierunku, który wskazywała strzała. Zaczął biec w tamtą stronę zygzakami, starając używać znajdujących się po drodze przedmiotów jako osłony. Nie widział nikogo i nie rozumiał, jak ktoś mógł widzieć i celować do niego.

Krasnolud na tej opustoszałej i zawalonej truchłami i gratami ulicy nie widział nikogo. Zwłaszcza podczas biegu. Nikt i nic co by mu mogło podpasować pod jakiegoś łucznika co do niego strzela. Do czasu aż znów usłyszał charakterystyczny świst i stuknięcie. Strzała nadleciała z jego lewej i z góry. Gdy podniósł głowę do góry ujrzał dwie sylwetki strzelców. Na dachu sąsiedniego budynku.

Ruszył w tą stronę, szukając otworu, przez który mógłby wbiec do środka. Dorwie ich na tym dachu.

Budynek do jakiego wbiegł krasnolud był w środku nocy całkiem ciemny. Jeszcze ciemniej niż na ulicy. Do tego był tam istny rumosz który w pośpiechu trudno było ominąć aby o coś się nie potknąć albo nie wpaść. Przeszedł prawie omacku do jakiejś tylnej izby. Zdawał sobie sprawę, że porusza się ani prędko ani zwinnie. Musiał omijać, odwalać albo przeskakiwać przez te wszystkie w półmrokach stoły, krzesła, skrzynie i coś miękkiego jak worki czy jakieś ciała jakby uparło się aby go spowolnić. Ale w końcu znalazł schody, górne piętro budynku a w nim korytarz na którego końcu była drabina. Drewniane szczeble zatrzeszczały złowieszczo gdy krasnolud wspinał się po tych szczeblach. Do tego potrzebował przynajmniej jednej wolnej dłoni więc musiał odłożyć topór. Gdy stanął na szczycie drabiny i odchylił wieko prowadzące na dach nie dostrzegł na nim nikogo. Chociaż dach był dwuspadowy więc może był ktoś po drugiej stronie. Albo tuż za jego karkiem.

Klnąc w myślach odrzucił wieko i zanim wyszedł na dach, ostrożnie się rozejrzał.

Dach może nie był najbardziej stromy ale też nie był płaski. Strzecha pod takim kątem była średnio wygodnym materiałem do chodzenia. Ale gdy się szło w miarę uważnie można było się czuć w miarę pewnie. Gorzej gdyby okazała się potrzebna większa aktywność wówczas ryzyko upadku znacznie rosło.

Gdy Tladin wyszedł całkowicie na dach zorientował się, że po swojej połowie dachu nikogo ani niczego podejrzanego nie widzi. A raczej nie było na nim żadnych przeszkód prócz komina aby się ktoś mógł ukryć. Za kominem jednak raczej nikogo nie było.

Dla pewności ostrożnie sprawdził komin, a potem zajrzał nad kalenicą. Pochowały się, sucze syny - pomyślał.

Za kominem nikogo nie było. I po tej pierwszej połowie dachu również nie. Gdy Tladin wyjrzał na drugą połowę dachu też nie mógł dostrzec żadnego ruchu przeciwnika czy jakiegokolwiek innego. Ale gdy go sprawdzał świsnęło coś, poczuł uderzenie gdy strzała wbiła się w pancerz. Grot jednak złamał się w zderzeniu z podwójną kolczugą nie czyniąc właścicielowi większej krzywdy. Wtedy też krasnolud zorientował się, że dostrzega jedną sylwetkę przeciwnika. Na sąsiednim dachu.

Zmełł w ustach przekleństwo i ruszył na dół. Tak to on nie będzie walczył. Zabiera się do obozu. Łucznicy odprowadzali go cały czas ostrzeliwując. Szczęśliwie pancerz uchronił go przed dalszymi obrażeniami.

 
Gladin jest offline