Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2020, 17:58   #146
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niewiele można było zrobić, jeśli się nie miało skłonności do samobójstwa.
- Wracamy jak najszybciej do kapitana - powiedział.
Oznaczało to co prawda ograniczenie możliwości poszukiwania cennej zdobyczy, ale były w życiu rzeczy ważniejsze, niż garść złota.
Wnet się jednak okazało, iż powrót nie był taki łatwy, jak by sobie można było to wymarzyć. Kroki, a szło kilka osób, mogły oznaczać kłopoty. Z pewnością nie byli to zabłąkani obrońcy miasteczka, raczej wyglądało to na patrol zwierzoludzi, a z tymi Karl wolał się nie spotkać.
Pozostali członkowie małej grupki pochowali się po kątach, więc Karl poszedł w ich ślady, przesuwając się pod ścianę i chowając się za jakąś zabłąkaną beczką.

Długo nie czekali. Właściwie ledwo co Karl i jego towarzysze zdążyli się schować gdzie popadnie gdy coś wokół nich świsnęło. W pierwszej chwili nie było wiadomo co ale doświadczony łucznik mógł z miejsca rozpoznać charakterystyczny świst strzał. Ktoś do nich strzelał!

Skryty za beczką Karl dostrzegł kilka domów przed nimi jakąś sylwetkę. Na dachu! Tam widocznie był jeden strzelec.

- Strzelają do nas! - krzyknął przestraszony Tido kryjąc się wewnątrz domu. Zaraz po tym gdy świsnęły obok niego strzały.
- Gdzie są?! Widzicie ich?! - Ragnis próbował się wychylić zza rogu ale widocznie nie widział nikogo z przeciwników.
- Tam są! Przed nami! Chyba dwóch! - odkrzyknął Barlo machając ręką w kierunku w jakim do tej pory szli.
- Jeden jest chyba na dachu! - odkrzyknął Uwe bardziej precyzując gdzie widzi przeciwnika.
To było coś, czego Karl tak do końca nie rozumiał. Wszak patrol zwierzoludzi powinien podnieść alarm, zawiadomić innych, urządzić wielkie polowanie z obławą, a nie na własną rękę próbować upolować intruzów.
No ale kto mógł nadążyć za myślami zwierzoludzi...
- Może to niedobitki obrońców? - rzucił przypuszczenie. - Urządzili sobie partyzantkę i wzięli nas za zwierzoludzi?
- Do swoich strzelacie, durnie?
- zawołał, w nadziei, że się nie pomylił.
- Trzeba by wejść na dach - rzucił, znacznie ciszej, do swoich.
- No to idź - poradził mu jakiś szept w ciemności chociaż nie zdołał rozpoznać kto bo właśnie świsnęły kolejne strzały. Jeśli tamci z łukami nawet nie byli kopytnymi myśliwymi to jednak wzięli ich na cel. Karl zresztą miał inne zmartwienia bo jedna ze strzał przeszyła mu ciało wbijając się pomimo pancerza. Rana nie była zbyt groźna ale jednak była i krwawiła. Ragnis też stęknął głucho zaraz po nim gdy widocznie też oberwał pierzastym pociskiem.
- Na bogów! Jak czegoś nie zrobimy to nas tu wystrzelają! - jęknął przestraszonym głosem Uwe kuląc się za jakimś bambetlem.
- Są na dachu! Na tamtym dachu! Widzę jednego! - krzyknął jeden z niziołków wskazując ręką gdzieś w kierunku w jakim dotąd szli. Przez to trafienie Karl stracił z oczy sylwetkę jaką widział na dachu przed chwilą.
- Chyba tak. Ale gdzieś mi zginął. - Uwe potwierdził słowa niziołka ale głos miał niepewny gdy nie chowając się za swoją beczka albo skrzynią nie chciał ryzykować zbyt długiego wyciągania głowy by obserwować owe niezbyt odległe budynki.
Dach Karl widział, ale strzelec jakoś zniknął mu z oczu.
- Spróbuję go dostać - powiedział, lecz zamiast strzelać podjął próbę dostania się do najbliższych drzwi. A później, jeśli bogowie pozwolą, po schodach na dach.

Karl wbiegł do budynku z otwartymi albo wywarzonymi drzwiami. W każdym razie nie musiał nic otwierać. Wewnątrz było jednak jeszcze ciemniej niż na ulicy. Nawet nawykły do ciemności wzrok pomagał tylko rozróżnić coś pomiędzy plamami nocnego granatu a całkowitymi ciemnościami. Ale jakoś znalazł w tych ciemnościach przejście, potem jakieś schody i na końcu korytarza drabinę prowadzącą na dach. Gdy był na piętrze zorientował się, że słyszy kogoś za sobą. Ale po tym jak Uwe jęknął i zaklął prawie od razu gdy pewnie w coś się uderzył, to Karl mógł rozpoznać swojego. Nie był pewny co przez ten czas działo się na zewnątrz. Czy ktoś oberwał czy nie. Była nadzieja, że nie bo nikt się nie darł jakby oberwał.

Gdy Ostlandczyk uniósł wieko pokrywy prowadzącej na dach mógł się wydostać na dość spadzistą powierzchnię. Póki by się szło to jeszcze można było się poruszać jako tako. Ale wszelkie gwałtowniejsze akcje groziły już utratą równowagi i nie wiadomo czym jeszcze. W każdym razie dopiero na dachu Karl gdy przystanął mógł się przyjrzeć przeciwnikowi.

Byli na dachu. Ze dwa budynki dalej. Kilka sylwetek. W oczach mu się mieniło ile ich tam było. Mniej więcej ludzki kształt i tyle tego dostrzegał. Dla łuku nie był to żaden poważny zasięg. Ale jednak strzelanie po nocy do takich cieni stojąc na krzywiźnie dachu nie zapowiadało się na łatwe zajęcie. No ale niżej, właśnie tą ulicą wiodła najprostsza i najkrótsza trasa do bramy jaką tutaj przybyli. Póki tamci panowali na dachu ten fragment ulicy byl bardzo trudny do przebycia pod ostrzałem.

To byli ludzie, czy nie - to nie miało znaczenia. Ważne, że mieli łuki i mogli ustrzelić każdego, kto próbowałby się wydostać z miasta przez tę bramę.
Pozostawało spróbować pozbyć się ich. Za wszelką cenę.
Karl sięgnął po łuk i strzały. Starannie wycelował, po czym strzelił do jednej z sylwetek. A potem przyklęknął, by nie rzucać się w oczy.
Ku niemałemu acz miłemu zaskoczeniu Karla i ku nieukrywanej jego dumie jeden z przeciwników oberwał. Co prawda nie spadł, ale wrzaski bólu i wściekłości trafionego docierały aż do Karla. Ten jednak nie zamierzał na głos okazywać swej radości, tylko cieszyć się w ciszy i obserwować przeciwników, którzy rozproszyli się i, zapewne, zaczęli wypatrywać strzelca.
A Karl chwilowo przynajmniej nie zamierzał im tego ułatwiać. Był przekonany, że tamci mają małe szanse, by go spostrzec. Czekał więc na kolejną okazję. Chciał za moment ponownie się podnieść i ponownie strzelić.

Potem pozostawało czekać na kolejną okazję do strzału, lub na chwilę, gdy tamci się wyniosą, co stworzy szansę na bezpieczne wydostanie się z miasta.
 
Kerm jest offline