No.2.1
Słychać, jak skwierczą
aż gaśnie żar w popiele
moje łzy
Bashō
Słowa, słowa, słowa.
To one ponoć były na początku i miały wielką moc tworzenia i niszczenia. Słowa jakie wyleciały z ust trzech kobiet, okazały się warte tylko tyle, co para jaka unosiła się przy ich wypowiadaniu.
Nic - null - zero
Ich mowa nie miała żadnej mocy. Świat i młody chłopak pozostał całkowicie obojętny na ich brzmienie i treść.
Sytuacja nie uległa żadnej zmianie. Nadal w powietrzu pośród drobnych płatków śniegu, unosiły się strach, niepewność i metaliczny zapach krwi rozbryźniętej na ziemi.
Kozaczek, jak w myślach nazwała go Tinka, machnął rękami, jakby chciał strzepać z ramion gromadzące się tam płatki śniegu. Czarna soroczka zatrzepotała, niczym skrzydła jakiegoś nocnego ptaka. Jednocześnie chłopak uniósł głowę do góry i krzyknął:
- Hic vivi taceant. Hic mortui loquuntur
***
Podmuch lodowatego wiatru przywrócił im czucie, przytomności i świadomość otaczającego świata. Wszyscy ucieszyli się na widok znajomego zaśmieconego zaułka. Radość tym większa wypełniała ich serca, że znowu byli razem, cali i zdrowi.
Młody kozaczek przepadł tak samo, jak wizje, które zalały ich zmysły niczym wzburzone morze. Jedynie zakrwawiona twarz Drago stanowiła namacalny dowód, że to co zaszło nie było tylko jednym wielkim przewidzeniem.
Pulsujące niebieskie światło, które malowało się na jednej ze ścian pokazywało, że ich odległe podróże nie zajęły zbyt wiele czasu. Moskiewska milicja nadal próbowała uporać się z bałaganem, jaki znaleźli w kancelarii znanego adwokata, Igora Petrova.