Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2020, 06:00   #7
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Słonko wędrowało sobie wesoło po niebie, bosman legł na naszykowanym mu posłaniu z opatrzoną naprędce głową, a oni zajęli miejsca na pieńkach wokół improwizowanego, mocno nieforemnego stołu. Wyglądało na to, że krasnoludy po przybyciu na miejsce dość sprawnie pociachali parę pobliskich drzew i każdy miał jakiś tam swój „mebelek”, choćby była to tylko nieforemna kostka, czy poręczna deseczka z improwizowanymi podpórkami. Pachniało żywicą. I trochę onucami.

Faktycznie z obozu mieli całkiem niezły widok na śluzę, z tej perspektywy widać było też wyraźnie budynek mytnika. Całkiem wystawny, miał nawet modną wieżyczkę zakończoną kopułką, wyglądał trochę, jakby obecny właściciel przebudował stary, dość prosty i bardziej warowny budynek w coś, co bardziej przypominało pałacyk księżniczki.
W oknach widać było jakiś ruch, najwyraźniej mężczyzna nie urzędował tam sam. Cóż, rozmiar był wszak wystarczający, by spokojnie zamieszkała tam też całkiem spora służba.

- Pewnikiem kazał im bronić ukochanego dobytku - rzucił rudobrody, który jak poznał już Karl, miał na imię Thorni - niechybnie jakichś niewieścich bibelotów i fikuśnych wstążeczek!
Zaśmiał się gardłowo i zawtórowali mu inni.
Aldo wydawał się towarzystwem trochę onieśmielony. Krasnoludom niby zdarzało się mieszkać z ludźmi w miastach, ale raczej lubiły swoje towarzystwo, a z miejscowymi zazwyczaj wymieniały tylko kilka suchych słów i to też tylko, gdy miały interes. Rzadko zdarzało się też, by pływały na statkach, bo do mokrego żywiołu im się jakoś nie spieszyło. Niewielu obywateli Imperium miało więc szansę faktycznie zostać zaproszonym w ich progi i do ich grupy.

Jego twarz rozjaśniła się jednak, gdy brodacze przynieśli chlupiące pienistą zawartością kufelki.
- Niekrasnoludzkie, bo domowe żeśmy wyżłopali już po pierwszej przełęczy, ale wystarczające by gębę przemyć! - wytłumaczono im, wciskając naczynia w dłoń.
Trzeba było przyznać, że ucha kufli i ich łączenia były naprawdę masywne, jakby naczynia zaprojektowane były, by można było nimi dać komuś porządnie w łeb i to wiele razy i przy wielu okazjach. I faktycznie, budulec miejscami był mocno wyszczerbiony i gdzieniegdzie widać było niepokojące ciemne przebarwienia, ale konstrukcja całości nadal była nienaruszona.
- W taki upał to i byle szczyny smakują jak zacny browar. - Aldo z wdzięcznością wzniósł piwo do ust.

Jak się okazało wszystkie krasnoludy były ze sobą spokrewnione. Kiedy jeden z nich przy maszynerii zwrócił się do reszty słowem bracia, wyraz ten nie do końca był przenośnią. Wśród ośmiu rzemieślników, były dwie grupy kuzynostwa stryjecznego - po czterech rodzonych braci w każdej.
Reldrick, Thorni, Ognic i Thelog Svenssonowie oraz Durak, Snoraki, Katari i Bergan Thorgunssonowie. Ich ojcowie Sven i Thorgun byli mistrzami inżynierii i wraz z synami często przyjmowali ludzkie zlecenia po obu stronach gór. Karl podejrzewał, że Fuchę przy śluzie młodzi czeladnicy i średniej rangi rzemieślnicy przyjęli chyba na boku bez zaangażowania w projekt mistrzów, gdyż inaczej prawdopodobnie nie doszłoby do takich nieodpowiedzialnych niedopatrzeń biznesowych jak spisanie kontraktu i odbiór zaliczki przed wyprawą z gór w ludzkie doliny.

Findling ciągnął za krasnoludzkie języki, ale delikatnie i na tyle ostrożnie, aby nie wyjść na kompletnie wścibskiego chama. Sam również opowiadał, co nieco o sobie, i o marynarskim życiu w Imperium.
Durak, który negocjował w tym czasie z kapitanem, był jednym z najmłodszych z braci, lecz przy największej smykałce do matematyki i kupiectwa był w klanie kosztorysantem i zaopatrzeniowcem, który nie jeden raz negocjował z ludźmi ceny za towary i usługi. Brodacz, którego Findling rozsierdził przy popsutej śludzie na imię miał Ognic i zdawał się być najbardziej temperamentnym ze wszystkich ziomków. Czarnobrody Katari opatrzył głowę Taugenowi, a rudobrody Thorni dolewał każdemu z kilkugalonowej beczułki ciemnego piwa.
Thelog Svensson, mimo nadzwyczaj niskiego wzrostu, nawet mierząc standardem swej rasy, był prawdziwym osiłkiem. Tak wielkich bicepsów i umięśnionych przedramion Karl wcześniej nie widział u nikogo, no może z wyjątkiem ogra, który ochroniarzem był pewnego bardzo ekscentrycznego i skrytego szlachcica, który kiedyś kajutę wynajął z Marienburga do Nuln, i ani razu za dnia nie wyszedł na pokład…

Rozmowa kleiła się coraz bardziej i nawet Aldonowi rozwiązał język. Nim całkiem opróżnił pierwszy kufelek już sypał wesoło żartami po staremu, czym przekonywał do siebie dawi, jak o sobie mawiali brodacze.
Gossip: Karl: d100:12 (+2SL)

- Słońce praży tak, że nawet zieloni niechętnie wyściubują nosa ze swoich jam, więc w górach jakby spokojniej, choć ciężko wędrować nieosłoniętymi graniami. - opowiadał chyba najstarszy ze wszystkich Bergan. - Na północy w okolicy Ubersreiku ponoć jedne człeczyny przepędziły inne człeczyny, które do tej pory zarządzały miastem. Ci przepędzeni obwarowali się na swoich ziemiach i po zamkach i nikt nie wie, jak to się skończy.
- Edyktem cesarskim to się stało. Ześmy o tym słyszeli. - Karl słuchał uważnie i mówił poważnie. - Różnie ludzie gadają. Ja tylko nadzieję mam, że ta polityka nie odbije się czkawką prostym ludziom, bo rodzinę tam mam. - westchnął i wypił resztę zawartości kufla jak na pocieszenie.
Bergan wyczuwając przykry temat, szybko go zmienił.
- Ten odcinek sieci kanałów budowany był przez człeczych inżynierów, więc ciągle coś się tu psuje, a miejscowi, mimo że na mycie zarabiają krocie, rzadko chcą godziwie zapłacić za naprawę.
- Ten facet strasznie mnie się nie podoba.
- Aldo skrzywił się patrząc na fikuśny zameczek. – To on winien w łbem poharatanym leżeć, a nie nasz bosman.
- Aye, aye.
- krasnolud w bezradnie rozłożył ręce i jakby w marnej namiastce przeprosin za krzywdy wyrządzone nieporozumieniem dodał. - Byście nie przypłynęli, to on by pewnie, albo zmiękł, albo zwrócił koszta naszej wyprawy…
- Albo zdrowy łomot dostał!
- skwitował ryży Ognic.
- Pracowaliście dla niego wcześniej? – zapytał Karl.
- Mytnik to łajza. – odpowiedział wymijająco, który jak dobrze Findlng pamiętał, umiał wszelakie kontrakta zawierać, że mucha nie siada.
Lepiej jednak było nie drążyć tego głębiej, pomyślał.
- Ponoć w tej dolinie u podstaw Gór Szarych parę lat temu szalał najprawdziwszy smok, ale każdy gada o tym coś innego. - wtrącił Thorni.
- E to tylko takie plotki. - Findling miał ten temat już dawno wyrobione zdanie. - Byłby smok, to by zaraz obwieszczenia do śmiałków znaleźć można było na słupach, rogatkach i rynnach. Bo taki potwór jak głodny, to nie wybiera czy zeżre biedaka, czy bogatego, czy wolnych chłopom owce porwie, czy w szkodę szlachcie wejdzie. Lud prosty to się bogom pożali, a w obronie wysoko urodzonych, to majestat prawa i porządku regiment armii imperialnej by w góry posłał szukać pieczary takiego smoka… i ja bym o tym widział. - Karl pokiwał z głową z przekonaniem.
- To może jakiś zakładzik? - Snoraki z pasją tasował karty.
- Albo posiłujemy się na rękę? - zaproponował Thelog, co spotkało się ze stanowczym i jednogłośnym sprzeciwem wszystkich braci nim nawet marynarze zaczęli kontemplację pomysłu.
- Znamy dużo ludzkich gier. - zachęcał Snoraki. - Stawka tylko sześć pensów. Chyba, że macie ciekawe fanty, to i u nas coś się pewnie znajdzie.
- Nie cierpię kart od czasu, gdym przegrał wszystkie oszczędności z pewną niziołką w Altdorfie.
- westchnął Aldo. - Ale mam sygnet na statku. W brzuchu ryby znalazłem. Oj straaasznie wieeelki!
- Sygnet? - oczy Ognica rozbłysły. - Złoty?
- Sygnet złoty, ale mały. Sum był przeeeogromny! - doprecyzował majtek.
- Eeeeee… - ryży machnął ręką, bo widocznie ryb nie lubił.
- Ja mam to. - Reldrick spod koszuli wyciągnął skórzany woreczek na rzemieniu, który nosił na piersiach jak talizman. - W drodze z gór znalazłem. - położył otwartej dłoni lśniącą w słońcu, chropowatą złotą bryłkę.
Ognic z zazdrością łypał na grudkę nachylając ku niej twarz, jakby grzał się w jej blasku.
- Temu to zawsze szczęście dopisuje! - wesoło zarechotał Thorni. - Nawet, gdy się wysrać do strumienia pójdzie, to rzyć myjąc znajdzie samorodka!

Ani Karl, ani Aldo nie widzieli wcześniej naturalnego, nieobrobionego kruszcu, więc też z zainteresowaniem przyglądali się żółtemu kamykowi, jakby był co najmniej przedmiotem magicznym spoczywającym na dłoni kolegialnego czarodzieja, a nie skromnym samorodkiem na spracowanej grabie górskiego krasnoluda.
Aldo już chciał wyrwać się do zgody na taki zakład, co Karl wyczuł w porę i szturchnął lekko łokciem przyjaciela pod bok, aż tamten rozlał pianę świeżo uzupełnionego kufla.

- Zagrajmy w kości. - szybko wtrącił Findling. - Macie?
- Jak nie, jak tak? - Snoraki schował talię kart i z drugiej kieszonki wygrzebywał jedną po drugiej, pół tuzina misternie zdobionych sześcianów z perłowej kości. - Chcesz i masz. - wesoło zagrzechotał nimi w kubeczku.

Niby wszystko takie proste i naturalne, a takie niezwykłe zarazem. Bardzo podobały się ubersreikczykowi krasnoludzkie fanty. Od naczyń, po narzędzia, które widział w obozie, przez nawet w naprędce ociosane mebelki, a na ich kostkach do gry kończąc, wszystko było takie solidne i w sam raz, jakby stratą czasu i energii było odstawianie fuszerki.

Karl policzył drobniaki w sakiewce.
- Po trzy pensy. Zagrajmy po trzy.
- Niech będzie!
- Snoraki nie nalegał na stawkę i przystał na dwa razy mniejszą, byle się majtkom nie ode chciało grania.
Karl d100: 38, 87, 33,
Aldo d100: 89, 76, 84

Runda 1
Karl 38 (0SL)
Aldo 89 (-6SL)
Krasnolud 1 82 (-6SL)
K2 76 (-4SL)
Karl wygrywa!

Pierwszą rundę wygrał, ku solidarnej radości Aldo, Karl. Ognicowi i altdorfczykowi poszło najgorzej, a łysy Snoraki, który najdłużej zaklinał kości przed rzutem, podrapał się po glacy nieco zaskoczony swoją porażką, czy też może bezkonkurencyjną wygraną człowieka.
Runda 2
Karl 87 (-5SL)
Aldo 76 (-5SL)
K1 64 (-4SL)
K2 43 (-1SL)
K2 wygrywa!

Drugą partię zgarnął już Snoraki, Z tak pewnym siebie uśmiechem zbierał pensy, jakby poprzednia kolejka była tylko nieplanowanym wypadkiem przy pracy. Rudobrody z kolei zmełł pod nosem chyba jakieś krasnoludzkie, trudne do powtórzenia przekleństwo, którego ludzie nigdy nie słyszeli. A, że zabrzmiało nad wyraz zabawnie i miny ludzi również, to wszyscy parsknęli śmiechem. Rechotał i Ognic, który dobrodusznie klepał Aldo po plecach, jako kompana w nieszczęściu do kości. Thorni sumiennie dbał, aby nikt nie zobaczył z naczyniach dna, a reszta braci z ciekawością obserwowała grę komentując między sobą wyniki każdego hazardzisty.
Runda 3
Karl 33 (0SL)
Aldo 84 (-6SL)
K1 47 (-2SL)
K2 70 (-4SL)
Karl wygrywa!

Trzecia rundę znowu wygrał Karl pokonując ostatecznie rudego, który do końca liczył na odwróconą passę. Findling doliczył się do tej pory piętnastu wygranych monet! Szyling i trzy pensy.

- A też se zagram z wami.
- dosiadł się właściciel samorodka.
- Heh. Fajnie się grało! - Ognic uścisnął każdemu grabę i odwrócił na pieńku ku widokowi na maszynerię przy rzece.

Snoraki schował kości i spod krzaczastych brwi mierzył Reldricka, jakby ważąc w myślach, czy właściwie postępuje. Ostatecznie jednak nawet on nie chciał ryzykować przeciwko szczęściu kuzyna, które nie opuszczało go na tej wyprawie. Krasnoludzkie przesądy wzięły górę i skończyły się kości, a mijała właśnie godzinka od czasu, gdy operator śluzy i reszta załogi odpływała szalupą na „Perełkę”.

Ranald uśmiechnął się do majtka. Aż szkoda, żeśmy grali tylko na miedziaki, westchnął Findling wsypując pieniążki do sakiewki. Wypity alkohol pulsował mu w głowie. Jakby nie było, upicie na służbie wcale nie uśmiechało się żeglarzowi. Kapitan był sprawiedliwy i bardzo surowy, więc narażać się na jego karę było wielce durnym przedsięwzięciem. Aldo chyba, też to zmiarkował, bo odstawił kufel i zapychał usta jagodowym plackiem, który przyniósł Katari. Karl, miast picia, postanowił zaśpiewać coś wesołego. W dobrym nastroju był, a i gębę zajętą miałby czym innym, bez przesadnej odmawiania gospodarzom piwa potrzeby.
Entertain (Singing) d100: 66
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 25-01-2020 o 06:11.
Campo Viejo jest offline