Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 00:05   #185
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 53 - IX.09; pt; południe

Czas: IX.09; pt; południe
Miejsce: okolice rzeki w dżungli; obsada kombi;
Warunki: jasno, skwar, zachmurzenie



Marcus i Anton



Czekanie można było brać na lekko lub poważnie. Z jednej strony praca nie wydawała się zbyt ciężka. Ot, siedzieć, kucać albo leżeć w cieniu drzew, zarośli i budynków gapiąc się na okolicę. Z drugiej strony zbliżała się najgorętsza pora sjesty gdzie trudno było trzymać oczy otwarte. Do ogarnięcia tego co się dzieje przy rzece nie była potrzebna cała czwórka. Właściwie to wystarczył jeden no może dwóch. Pewnie dlatego Bruce rozsiadł się na jakimś starym ganku, na starym fotelu, przykrył twarz kapeluszem i tak zasnął. Z początku obserwowali wszyscy. No ale obserwacja z każdym kolejnym kwadransem robiła się bardziej gorąca i nużąca. Pot spływał z twarzy i całego ciała strumieniami. Na skórze tworzyła się śliska warstwa nigdy nie wysychającego potu. Albo tutaj było aż tak goraco i wilgotno, że się zbierała wilgoć nawet na ludzkim ciele. Manierki osuszały się w zastraszającym tempie. Mimo, że południe się zbliżało już były prawie puste.

A i widoki na rzekę na dłuższą metę nie wydawały się już tak ekscytujące jak na początku. Tamci znosili te wszystkie graty, wiązali coś, próbowali wjeżdżać samochodem, potem zjeżdżali, znów coś poprawiali no i też ruszali się jak muchy w smole więc pewnie im skwar też doskwierał. Ale jednak słychać było te rąbanie i piłowanie narzędzi oraz pokrzykiwanie. Nawet w pewnym momencie wszystko ustało jak zrobili sobie przerwę obiadową i coś tam sobie jedli. Przy okazji to i czwórka wynajęta przez Federatów zgłodniała od porannego śniadania. Ale aby nie zdradzić swojej pozycji trudno było ryzykować rozpalenie ognia. A jak już to gdzieś dalej co z kolei oddelegowałoby przynajmniej jednego z nich aby się tym zajął.

No ale w samo skwarne południe coś tam się jednak ruszyło. Kilku mężczyzn weszło na swoją konstrukcję z przymocowanym do niej pojazdem i zaczęło żerdziami odpychać się od brzegu. Zupełnie jak to sobie zaplanował Marcus. Chociaż niezupełnie. Bo ruszali w rzekę ci z którymi był Hayes. Mieli mniejszy samochód bo osobówkę przeciw furgonetce to i mniej roboty mieli z budową mniejszej tratwy od tego drugiego zespołu. Dlatego tratwa obciążona osobówką chybotała się wraz z nurtem oddalając od wschodniego brzegu. A raczej od wschodniego krańca częściowo zatopionego miasteczka czy co to kiedyś tu było. Płynęła całkiem gładko dawnymi ulicami aby wreszcie wypłynąć na szerokie wody otwartej rzeki.

Druga obsada też już była na etapie prac końcowych bo furgonetka już stała na tratwie i ją właśnie mocowali i wiązali linami do tratwy. Ale raczej nie było co liczyć by ruszyć lada chwila i chociaż zrównać się z tymi co już wypływali na mętną, brunatną rzekę.

- To co teraz? - zapytał Lamay patrząc pytająco na autora tego planu. Nikt inny innej propozycji nie przedstawił więc się przystali na pomysł Marcusa. No ale w tym planie mieli ostrzelać obie płynące tratwy a tu się im tymczasem rzeczna sztafeta szykowała. Ale teraz jeszcze obie tratwy były na tyle blisko brzegu aby być w zasięgu broni palnej. Może poza strzelbą Antona z którą musiałby podejść gdzieś pod opłotki tamtych aby coś nią zdziałać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline