Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 11:02   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Karczma “Niebieski Wagon” dzień przed wyprawą Leandera.


Dla Cassiry cała misja zaczęła się dzień wcześniej. Wtedy to zwabiona pogłoskami o misji castanka przybyła do miasta. Pogromczyni szukała nowych wyzwań, nowych doświadczeń i zdobyczy. Taka wyprawa była wszystkim czego Cassira pragnęła.
W “Wagonie” zjawiła się wieczorem. Wysokie ciało castanki otulone było zielonym płaszczem, nie dość jednak by ukryć zbroję popularną wśród początkujących awanturników… jak i atrybuty które ukrywała. Cassira zsunęła kaptur ze swoich białych włosów otulających jej twarz i spojrzała srebrzystymi tęczówkami na kontuar karczmy. Potrzebowała pokoju na noc i czegoś do zjedzenia. I na te “zbytki” zamierzała przeznaczyć resztę zawartości swojej sakiewki. Odruchowo sprawdziła dotykając rękojeści, czy jej miecz spoczywa na swoim miejscu, po czym ruszyła ku kontuarowi właśnie.
Za kontuarem stała kobieta w średnim wieku, przyglądając się grupie graczy, siedzących przy kominku. Było tam dość głośno, złoto przewalało się po stole wraz z innymi cennymi przedmiotami. Raz po raz rozbrzmiewał krzyk, ryk, czy też salwa śmiechu.


- Co podać? - zapytała karczmarka, gdy tylko Cassira znalazła się dość blisko by przyciągnąć jej uwagę.
- Specjalność szefa kuchni dobrodziejko. I piwo? - zaproponowała kastanka przyglądając się im także. Uznała jednak że dziś woli trochę spokojniejszy stoliczek dziś. I rozejrzawszy się za takim dodała. - Są jeszcze wolne pokoje? Bo potrzebowałabym jednego na dzisiejszą noc.
- Masz szczęście kochana - karczmarka uśmiechnęła się. - Właśnie zwolniły się nam dwa pokoje. Nie są duże ale czyste - zapewniła, nalewając piwo do kufla. - Nie mogę jednak obiecać, że będzie to cicha noc. Ostatnio niewiele takowych tu mamy - ostrzegła, stawiając napitek na kontuarze.
- Ależ nie narzekaj, Anqui. Zabawa trwa, złoto płynie, powinnaś się cieszyć - do rozmowy wtrącił się castański mężczyzna. Oparł się o kontuar, zmierzył Cassiry wzrokiem zatrzymując się dłużej na piersiach, po czym stuknął palcem w kufel.
- Polej kochana, usycham tu - poskarżył się, robiąc do karczmarki maślane oczka.
- Nawykłam do sypiania w hałasie. Dla mnie to nie nowość.- odparła wesoło
castanka opierając się o kontuar rękami i biustem przy okazji.- Ci tam… też na wyprawę ?
- Oni? - castan uniósł brwi ze zdziwienia. - Gdzież tam, toż to stała klientela. Sejanus - przedstawił się, pochylając głowę w ukłonie. - Biorąc pod uwagę pytanie, zgaduję że i ty się wybierasz w nieznane - rzucił szybkie spojrzenie na miecz. - Niebezpieczne miejsce dla tak pięknego kwiatuszka. Nie lepiej podbijać serca na nieco bardziej cywilizowanym terenie?
- Taki duży miecz nie nadaje się na podbijanie serc na cywilizowanym terenie. Kończy się to tłumaczeniami u straży.- odparła żartobliwie Cassandra i wydęła usta dodając.- Mieczem zarabiam na chleb. Nie umiem nic innego.
- Oh, moja droga, jestem pewien że to nie jest prawda. Jesteś zbyt skromna - przy tych słowach uchylił się, dzięki czemu ścierka wymierzona w jego głowę, opadła na podłogę omijając cel o włos.
- Nie zwracaj na niego uwagi, kochaniutka - karczmarka sięgnęła po inną ścierkę i powróciła do wycierania dużych rozmiarów kielicha. - Ten idiota nie panuje nad własnym… językiem.
- Auć - Sejanus przyłożył dłoń do serca. - Ranisz me uczucia Anqui.
- Ciesz się, że tylko uczucia - pogroziła, chociaż z uśmiechem.
- Nie przeszkadza mi.- stwierdziła pojednawczo castanka i westchnęła.- Pewnie mogłabym wrócić do eskort karawan. To łatwa i całkiem dobrze płatna praca, aaaaleee taaakaa nuuudnaaa. Nie chce mi się.
- No nie wiem. Może eskortowałaś nie te co trzeba, moja piękna - zasugerował. - Gdy wrócimy będę bardziej niż szczęśliwy mogąc podróżować z taką zdolną wojowniczką.
- Nie brałabym tej oferty - poradziła karczmarka, podając kufel piwa i butelkę wina dziewczynie, która obsługiwała gości. - Współpraca z tym typem to gwarantowane kłopoty.
- Łamiesz mi serce - poskarżył się po czym pomachał kuflem, zwracając uwagę na to, że czegoś w nim brakowało.
- Kłopoty mogą być ciekawe, o ile nie są to kłopoty z prawem. -oceniła nieco naiwnie Cassandra nie dostrzegając komplementów Sejanusa.-Niemniej liczę, że ta cała wyprawa przyniesie mi nowe szanse. Może w wojsku, albo w nowej grupie najemnych żołnierzy, albo… nie wiew. Ale cały nowy świat, to brzmi ekscytująco, prawda?
Po czym zmieniła temat.-Co takiego mówią na mieście o przywódcy tej wyprawy, Leanderze?
- To bogacz i do tego mag jakich mało - zanim Sejanus zdążył się odezwać, głos zabrała Anqui. - Porządny z niego elf jednak.
- No, wpływów to mu nie brakuje - przyznał castanik, odbierając od niej napełniony kufel. - Jego rodzina od lat zajmuje się handlem i są w tym dobrzy - w jego głosie pojawiła się nutka zawiści.
- Tak jakbyś mógł narzekać na brak złota czy wpływów - karczmarka przewróciła oczami po czym oddaliła się na drugi koniec szynku by obsłużyć klienta.
- Raczej nie ma się co martwić o to, że wrócimy z tej wyprawy z pustymi sakiewkami. Bardziej bym się już obawiał o nasze życie - dodał Sejanus.
- Bez ryzyka nie ma nagrody.- odparła wesoło castanka, która wszak ryzykowaniem życia zarabiała na chleb.
- Kalkulowanego ryzyka - poprawił ją, uśmiechając się przychylnie. - Co zatem powiesz na to żeby na ową wyprawę wybrać się wspólnie? Wiesz, przydałaby mi się w sumie jakaś ochrona.- zasugerował.
- Kusząca propozycja…- odparła uprzejmie Cassira po czym zaprzeczyła gestem głowy.-... ale nie. Nie lubię być krępowana jakimiś zobowiązaniami. Może… później zmienię zdanie? Zobaczymy jak się wyprawa potoczy.
- A! Typ trudny do zdobycia - roześmiał się. - Niech ci będzie śliczna, poczekam. Cierpliwy jestem - i nawet chciał jeszcze coś dodać, ale nie zdążył bowiem jego uwaga została brutalnie odwrócona przez celnie wymierzone jabłko, które na szczęście dla siebie samego, zdążył złapać zanim trafiło go w twarz.
- Tak trzymaj, kochana - Anqui pochwaliła Cassirę, podając jej przy okazji klucz do pokoju.
- Dziękuję.- odparła z szerokim uśmiechem Cassira chowając klucz między piersiami, czyli tam gdzie mało kto mógł sięgnąć. Po czym sięgnęła sakiewkę i odliczyła monety.-Można jedzenie zamówić wprost do pokoju?
- Można, można - zapewniła karczmarka. - Za noc i kolację będzie piętnaście brązowych - podliczyła. - Łaźnię mamy z tyłu chociaż obecnie jest tam dość tłoczno. Możesz zawsze zamówić balię do pokoju za dodatkowego brązowego - wyjaśniła.
- Hej! - oburzył się Sejanus. - Mi policzyłaś trzy razy tyle…
- No i? Jak masz z tym problem możesz zawsze iść spać i zawracać tyłek komuś innemu - Anqui podparła się pod boki robiąc przy tym groźną minę.
- Nie, nie, spokojnie kobieto, ja tu tylko tak żartuję - castanic uniósł dłonie w obronnym geście. - Potrzebujesz pomocy przy myciu pleców? - szybko też powrócił do przyjemniejszych tematów, uwagę ponownie przenosząc na Cassirę.
- Moje plecki wolę zostawiać pod opieką specjalistek. Bez obrazy mój drogi, ale z pewnością lepiej sobie radzisz językiem. Niemniej dziś potrzebuję wypocząć.- odparła wesoło castanka nie zdradzając w ogóle tonem głosu, czy w jej wypowiedzi kryła się dwuznaczność. Po czym zwróciła się do karczmarki. -Dzięki.
Zapłaciła należność i udała się w swoją stronę.
- Odpuść jej - usłyszała jeszcze jak karczmarka zwraca się do kupca. Jego odpowiedzią był wesoły śmiech.

Pokoje znajdowały się na piętrze. Ten, do którego klucz dostała, a który to klucz miał dopiętą zawieszkę z cyfrą cztery, znajdował się po prawej stronie korytarza. Był, jak karczmarka ostrzegła, niewielki. Łóżko, krzesło i szafa stanowiły całe jego wyposażenie. Miał jednak okno, które wychodziło na ogródek warzywny i zgodnie ze słowami Anqui było w nim czysto. I dla niej był to wystarczający luksus. Wszak wychowała się pod namiotami. Odłożyła większość bagaży, poza mieczem. Jakoś nie mogła się z nim tak po prostu rozstać. Nie po tym ile wysiłku kosztowało go jego zdobycie… nawet jeśli przy okazji to się stało. Poza tym jaką by była pogromczynią bez miecza? Więc udała się w kierunku łaźni wraz ze swoim wiernym ostrzem.

W łaźni, wedle ostrzeżenia właścicielki przybytku, było tłoczno. Na szczęście nie należałą ona do tych dostępnych zarówno kobietom jak i mężczyzną. Balie pełne ciepłej wody oddzielały parawany. Na taboretach czekały świeże ręczniki i szkatułki z mydłem. Niestety, było także jasne że na swoją kolej castaniczka będzie musiała poczekać.
Cassira westchnęła ciężko, ale cóż… mogła się tego spodziewać. Usiadła więc i czekała cierpliwie na swoją kolej. Nie trwało to długo, wkrótce rozchichotana ludzka dziewczyna opuściła parawan otulona ręcznikiem. Łaziebne szybko zmieniły wodę na nową i castanka mogła się rozkoszować w balii wypełnioną gorącą wodą i obmywać swoje ciało.
Warto było nieco poczekać…
Potem udała się spożyć smaczną kolację i zasnąć w miękkim łożu. Sen przyszedł szybko, bo choć w karczmie było głośno przez niemal całą noc, to nie było to nic nowego.
Cassira wychowała się w różnych obozach wojskowych, zasypiała przy dźwiękach dogasających bitew. Ten hałas był więc tym, co dla innych było szmerem wiatru wśród liści. Pomagał zasnąć.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline