Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 14:38   #119
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


- A co w tym wszystkim robią lupini? One przecież nie lubią miasta i tego co w nim mieszka, nieważne czy żywe czy nieżywe?- Healy miał… sporadyczne kontakty z wilkołakami (a dokładnie Dziećmi Gai, o czym sam nie wiedział) w Belfaście. I nie uważał zmiennokształtnych za agresywne bestie zahipnotyzowane pełnią księżyca. Tylko za zarośniętą Werbenę… taką bardziej hardkorową proeko niż ustawa przewiduje. W każdym razie, te wilkołaki nie żyły z wampirami w bliskich stosunkach… ani z kimkolwiek miastowym.
- To dość skomplikowana rzecz - Marta zaczęła ostrożnie, patrząc na Olafa, zrobiło się jej raźniej gdy nie reagował - tutejsi lupini to ledwo chore, wymierające kundle. Po prostu czasem Książe ma od nich informacje, zazwyczaj za pośrednictwem Oprawcy. Z tego co mi wiadomo, zwykle po spotkaniu z lupinami wraca mocno obity, ale czegoś się dowie.
Przebudzona wzruszyła ramionami.
- Prawda - Olaf dokończył - nie wojują z nami, utrzymujemy pewne smutne porozumienie. Nie wymieszają się do walk.
- To dzika północ. Lasy aż po horyzont. Gdzie jak gdzie, ale tu wilkołaki powinny czuć się jak w domu i mieć bicepsy jak koło młyńskie.- zdziwił się szczerze Irlandczyk.- Przecież one lubią naturę, a tu jest jeszcze mało skażona.

Jonathan przysłuchiwał się wszystkiemu z dziwną uwagą. Iwan natomiast podjął temat.
- Zgadzam się z Patrickiem - duchowny powiedział lekko - jeśli nie jest to dla was kłopot, wdzięczny byłbym za przybliżenie tej sprawy. Nie będziemy jednak naciskać.
Olaf milczał kilka, może kilkanaście sekund. Gdyby był człowiekiem, zapewne westchnął ciężko, tak się zdawało. Zamiast tego zrobił dziwną minę i rozsiadł się wygodniej na krześle, lekko odchylając do tyłu.
- To nie jest tajemnica, nie w tym gronie. Lupini silni są dalej na północ. To wymierająca rasa, a ci którzy tutaj osiedli to po prostu najsłabsze osobniki. Większość zostałaby prędzej czy później zabita przez własną rasę, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Wiele nocy temu Książe udzielił im azylu. Ceną są wyłącznie informacje. Tak sobie wegetują, głównie na skraju miasta już długi czas. Gdybyśmy chcieli, wybiliśmy ich… Tyko po co? Niech sobie żyją, krzywdy nikomu nie robią, czasem ostrzegą nas w porę, a eliminacja potencjalnych wrogów na zapas - Olaf skrzywił się z obrzydzeniem - to byłaby potworność. Proszę, to krótka historia. Czujesz się usatysfakcjonowany, ojcze?
Iwan przytaknął analizując słowa wampira.
Healy zaś niewiele z tego zrozumiał. Czyż wilkołaki przypadkiem nie rozmnażały przecież przez zarażanie? Tak jak wampiry? Irlandczyk podrapał się po karku.- Może na początek wymienimy się informacjami. Trochę się poczochraliśmy z demoniszczami i dzięki temu, trochę się dowiedzieliśmy.

Mervi natomiast była dość cicha jak na siebie. Pojawienie się Marty i jej słowa o karach najwyraźniej jednak bardziej rozbudziły zainteresowanie technomantki niż spotkanie z wampirem per se...
- Marto... - odezwała się nagle do kobiety i zapytała z niepowstrzymaną ciekawością - ...a co zrobiłaś, że cię tak pokarali?
- Zadawanie się z wrogami Wstąpienia, działanie wbrew Regule Cienia oraz nie poprzestanie tych niecnych praktyk - wymieniła ze znużeniem jakby cytowała dawny wyrok, uśmiechając się przy tym lekko.
- Brzmi ciekawie. - wsparła brodę na dłoniach - Ale z kim się przytulałaś za mocno dla Rady? Nie mów, że z Technolami…
- Rada takimi płotkami się nie zajmuje - stwierdziła rozbawiona - to nie jest ważne. Chyba wszyscy wiemy, czemu to spotkanie jest tak ważne. Te istoty, Sabat, ten cały chaos…
Verbena jakby szukała słów. Wyręczył ją Olaf.
- Mam silne przypuszczenia, iż Sabat działa z tymi stworzeniami. Jest to jakiegoś rodzaju sojusz.

- Ktoś nieco bardziej cyniczny - Iwan podjął w mig - uznałby, iż to zręczna metoda na zaangażowanie nas do waszej wojny.
- Nie chcę tego - Olaf powiedział dziwnie ciepłym głosem - uważam, iż po zlikwidowaniu tych istot, Sabat osłabnie na tyle, iż sami sobie z nimi poradzimy. Chciałem zarysować skalę zagrożenia. Spotkaliście oboje, faceta i dziewczynę?
Magowie przytaknęli.
- Zmieniają postacie, zwykle kogoś mordując. Do tej pory mieliśmy kontakt głównie z facetem. Mało mówił, zaatakował naszych kilka razy. Dziewczyna, mam wrażenie, że wspiera ich swoją mocą. Na szczęście zabiliśmy głównego czarownika Sabatu.
- Udało się nam to zabić - Iwan wtrącił się - tylko, że… To dalej żyje. Jakby kompletnie zniszczenie fizycznej powłoki nie dawało skutków. Powiem więcej, podjąłem środki które byłyby w stanie spalić duszę każdego z obecnych.
Marta przyglądała się chórzyście z zaciekawieniem. Jonathan milczał, a Olaf uśmiechał się lekko.
- Potrzebują jednak ciała… najlepiej obdarzonego talentem, by móc je zasiedlić. Po to próbowali nam porwać towarzyszkę. Tak przypuszczam. Więc to nie jest tak, że strata ciała ich całkiem nie boli.- wtrącił Irlandczyk przedstawiając swoje przypuszczenia.
- Mam pewne hipotezy… - Marta wtrąciła lekko - ...co do natury tych istot. Jak zapewne wiecie, to miast stoi w prawdziwym węźle mocy. Przed wiekami można było stąd sterować pogodą całej Skandynawii. Dziś wydaje się to dość błaha władza, lecz dawniej była to straszna potęga. Niestety, rozregulowało to okoliczną pogodę.
- Taaa… kontrola nad pogodą na skalę kilku państw. Sprowadzanie olbrzymich śnieżyc na tak duży obszar. Rzeczywiście błahe.- zażartował Irlandczyk i dodał poważnie. - To nawet teraz olbrzymia potęga. Kogoś to musiało skusić, kogoś kto… nie zapanował nad takim węzłem. Kogoś kto mi pasuje do wampira, który śpi pod miastem.

- Czy macie tu wiele miejsc dawnego kultu i tak przypadkiem są Węzłami? - zapytała Merv.
- Odyn nie śpi - Olaf wtrącił spokojnie, lecz z wyjątkową mocą w głosie - pradziad linii Książąt Liliehammer diabolizował go wieki temu. To co obecnie znajduje się pod miastem, to ledwo wspomnienie.
- Poniekąd - verbena dodała z pewnym sceptycyzmem - pogoda jest zasadniczo bezpieczna. Opiekę nad nią sprawuje inna przebudzona, której imienia wam nie podam. Nie jestem to jednak ja. I nie wszystkie węzły to miejsca kultu - wyjaśniła - proszę, nie rozpowiadajcie tego. Powiedziałam wam to, gdyż i tak dużo się dowiedzieliście, poprzednim razem mówiłam o tym biorąc informowanego na honor - coś smutnego pojawiło się na jej twarzy.
- Zapieczętowałem jeden z węzłów - Iwan powiedział ostrożnie - mam nadzieję, że to nie wywrze negatywnych skutków. Wydaje się mi, iż te istoty, aby z powodzeniem się… rozmnażać, potrzebują dużo kwintesencji. Najlepiej w węźle. Temu trzeba było sprowadzić jedną z naszych na jego teren, a raz im się nie udało.

- Przydałby się nasz Tremere do tej rozmowy - Olaf wtrącił robiąc minę jakby bolała go głowa - będę to wszystko chyba dwa dni referował naszemu Księciu.
- Pocieszające jest, że mamy możliwą pomoc. Gdzie w sumie podziewa się ten wasz znajomy wampir, co miał z nami się kontaktować? Leif?
- Nie żyje - Olaf powiedział cierpko - nasz Szeryf wbił mu nóż w serce i spalił ciało Starszego. Smutna historia.
- Taaak - Marta przytaknęła błądząc po czymś myślami, po chwili jakby chcąc zmienić temat strzeliła - tutejsza pogoda, to jakby echo pierwszej burzy która nawiedziła świat. Ścierają się tu pierwotne mocne, chaos który był u zarania dziejów. Pogoda to tylko najbardziej spektakularny skutek - dokończyła na jednym wdechu jakby chcąc ominąć temat Leifa.
Mervi skryła twarz w dłoniach.
- Że co ten Szeryf zrobił? Czy was naprawdę... - westchnęła ciężko.
-Mervi bardzo liczyła na pomoc Leifa - Jonathan powiedział chcąc wytłumaczyć wirtualną.
- Nie szkodzi - verbena powiedziała smutno - też na niego liczyłam. Okazał się kimś o wiele mniejszym niż sądziłam. Poprosił tutejszą rodzinę o odwiedzenie grobu pierwszego Księcia, a także spoczywającego w tym miejscu truchła Odyna. Chciał wykraść zwłoki, być może próbując napoić je krwią. Nic by to nie dało, jak sądzę - głos jej się zawahał - lecz podczas sprzeczki ranił dotkliwie jednego z tutejszych. Gdy go schwytano odmówił zaniechania tych czynów. Przed wyrokiem śmierci uchroniła go osobista interwencja Szeryfa. Marek chciał spętać go krwią i umożliwić mu to czego pragnął, walczyć z tymi burzowymi pokrakami. Ostatecznie, odmówił i tego. Nie można było trzymać za plecami wroga.
Verbena miała lekko podniesiony głos. Olaf położył jej dłoń na ramieniu.
- Spokojnie - zaczął cicho - to wyłącznie nasza wina. Nie porozmawialiśmy z nim, wydano wyrok…
- Nie - verbena rzuciła twardo - ale to nie miejsce o tym rozmawiać. Leif nie żyje.
- Tak więc kończy się rozdział o wielkiej pomocy Einherjarl... - westchnęła z bólem technomantka.

- Myślicie, że ktoś.. mógł wpływać na umysł Leifa? Manipulować nim… zarazić jakoś? Strasznie dużo sojuszników się udało tym burzowym istotkom zebrać mimo ich szalonego planu apokalipsy.- sam Healy naliczył już troje. Miejscowy mag “nie gej”, zdrajca i mistrz wieży w jednym, orazi sabatnicy (potraktowani jako jeden byt).
- Ktoś mógł z nim rozmawiać - Olaf lekko przeciągnął się na krześle - lecz wątpię aby cokolwiek siłą zmusiło go do służby.
- Prawda - Verbena zawtórowała - ani ja, ani tutejsi Tremere nic nie wykryli. Zresztą… nawet ja miałabym problemu zmusić go do poddaństwa, a miałam ku temu szczególne predyspozycje. To był po prostu stary pierdziel. Kościół to najeźdźcy, dobry tatko Odyn wróci, i będziemy wszyscy razem opijać krwawy miód, a reszta niech wypierdala i zostawi ziemi rodowitym synom, najlepiej pięć pokoleń w tył mieszającym tutaj - verbena skomentowała gorzko.

- Prawdę mówiąc - Jonathan podjął wątek - przydałby się jednak taki wojownik.
- Wojowników u nas pod dostatek - Olaf rzucił bardziej z przymusu.
- Tak… - verbena znowu się zamyśliła - po co wam był Einherjal?
- Gdy mnie chciała Ktulu zapłodnić gadałam z Lokim w time stop. On mi powiedział, że Einherjarl, których uwolnił pomogliby z burzowymi... ale patrząc na to, że Leif był fanboyem Odyna... to słabo z nadzieją...
Verbena nagle zakrztusiła się ze śmiechu. Śmiała się pod nosem, dość cicho kilka chwil.
- Oczadzieć można z wami wszystkimi - powiedziała dziwnie wesoło - to wszystko wygląda mi na jakąś grupę rekonstrukcyjną. Gdy dwadzieścia lat temu Krąg przywracał Leifa światu, prosiła o to Freja. Wszyscy gadają o Einherjarl, w Sabacie jeden wampir gania z młotem, posługuje się starymi runami i wołają na niego Tor, a w gruncie rzeczy szczeniak z niego. Te istoty też ciągną do burzy. Ale dobrze, potwierdzasz moją teorię. Pieczęcie nad węzłami padają, Sabat interesuje się tym wszystkim, istoty celowo osłabiają ochronę węzłów… Mówiliście, że chcą magów. Na pewno kradną ciała.
Zawahała się.
- Co jeśli oni muszą być grupą rekonstrukcyjną? Jeśli nie chcieli wybrać mitów albo nie mogli, nie do końca, lecz wybrali tutejszą Burzę. Muszą mieć ciało jako maskę, tak samo muszą mieć wierzenia aby katalizowały ich moc. Cholery są tak entropiczne, iż wątpię czy mają cokolwiek, co możemy nazwać postacią w naszym tego rozumieniu.
- Czyli - Iwan rozpoczął delikatnie - jakby posiedli, na przykład ciało Odyna.
Verbena pacnęła się w czoło.
- Niech Bogini strzeże, to oczywiste. Ale to też ich słabość. Einherjarl mogą… nie. Nie ma tematu.

Olaf milczał dając się przebudzonej wygadać.
- To jest ich więcej? - zainteresowała się Merv.
- Dwójka - Olaf zaczął delikatnie.
- Dwójkę widzieliśmy, z naszych źródeł wiemy o czterech. Przesłuchany zdrajca nazywał… Piątka - chórzysta zasępił się - Iluzja, ta dziewczyna najpewniej. Drugie Rój. Reszty nie znam. Piąty miał umrzeć, ale biorąc pod uwagę przeżywalność tych stworów, to wątpię.
- Zakładam, że z jednym gadałam i ochrzciłam go Creep. Ale ja nie o Ktulu Gang pytam. Czy jest więcej Einherjarl?
- Toooo może być kluczowe. Bo rój składał swoje ciało z wielu istot. - mruknął Healy wspominając.- Rój je budował. Iluzja więc pewnie też dotyczy jej formy… jakoś.
- Możesz opowiedzieć o tym “creepie” - Olaf spojrzał na Mervi z lekkim uśmiechem - proszę.
- Głupi i głupszy z Sabatu przyszli do mnie. Jeden wszedł, byłam śpiąca i zła, oberwał sonicznie, a później przejrzałam mu umysł z nudów. Gods, puuuustka. Dosłownie i w przenośni. Była tam linia do Creepa. Z takim nieokreślonym czymś gadałam przez kompa, trochę obrażał, wyśmiewał, bulgotał i pachniał burzą.
- Ci sabatnicy nie wyglądali też… normalnie. Bardziej jak potwory - Jonathan dopowiedział.
- Przepraszam za wtrącenie - Olaf nie wyglądał na skruszonego - wszyscy młodzi magowie tak mówią?
- Tylko Wirtualni Adepci - Jonathan uśmiechnął się szeroko - magia danych i kart kredytowych.

Wampir przytaknął jakby średnio wiedząc co powiedzieć. Może tylko pozornie udał zainteresowanego? Zamiast tego wrócił do wątku.
- Ostatnio doszliśmy z Ojcem - spojrzał na Iwana - do konkluzji, iż Sabat choruje. Sądzę, iż chyba wiemy w takim przypadku jak ta choroba się nazywa. Rój.
- Czy można wysłać jakieś ploteczki, do zdrowych grup Sabatu, że ich ziomkowie są kontrolowani przez obcą siłę? I czy to coś by dało nam?- spytał Irlandczyk zamyślony i szukający dodatkowych możliwości wzmocnienia ich wątłych sił.
- Będziemy iść w tym kierunku - Olaf powiedział naturalnie - ten cały Tor wydaje się być przedstawicielem starszego Sabatu, a przynajmniej tego nie angażującego się w konflikt. Może przekazać wieści mocodawcom.
Mervi dopiero teraz zauważyła, iż ciągle przygląda się jej Marta. Zbyt natarczywie.
Mervi odwzajemniła spojrzenie, nieznacznie przechylając z zaciekawieniem głowę.

- Po co ci tak naprawdę Einherjarl? - Verbena zapytała nagle.
- Żeby pomogli z mackowymi istotami. - odparła zdziwiona - Jak powiedziałam.
- Ale czemu właśnie oni? Nie wystarcza wam inna pomoc?
- Avatar mojego Avatara ich poradził. - wzruszyła ramionami.
- Przyda się nam każda pomoc i każdy plan i każda nowa sztuczka. Bo mam wrażenie, że podobnie jak szczury laboratoryjne burzowe istotki nie nabiorą się dwa razy na ten sam numer.- zaczął pojednawczo Healy i spytał.- Jak sądzicie, gdzie teraz mogliby uderzyć?
- Einherjarl są z tego samego mitu - Jonathan podsumował - co znaczy, iż operują z tym samym modus operandi. Jeśli wasza teoria, Marto, jest prawdziwa, a brzmi wiarygodnie, wszystko co pochodzi od tego, w co się aktualnie wcielają, musi być dla nich bardziej namacalne, być może śmiertelne. Patrick ma rację. Osobiście sądzę, że Iluzja będzie nas szukać. Nie wiem jak szybko się regenerują, pewnie ten facet… nazwijmy go Wojna, będzie musiał poszukać nowego ciała.
Marta przełknęła ślinę.
- Tor jest Einherjarl, ale to sabatnik. Zobaczymy czy się z nim skontaktujemy. Mamy też jednego w mieście - Olaf spojrzał przelotnie pytająco na Martę - pełni urząd naszego Oprawcy.
- Nie słodź mi Olaf - verbena skrzywiła się - to potomek Leifa, ale już dziesiąta woda po kisielu. Młody jest. Nie odmawiam mu umiejętności, ale sam wiesz do czego to zmierza. Drugi Einherjarl dawno temu wyłączył się z wojny krwi. I jest moim mężem - rzuciła do Mervi zaczepnie - już wiesz za co mnie ukarano.

- A mnie chcieli tylko za niezrozumienie priorytetów przez innych... - uśmiechnęła się do Marty - Czy ma, no... Rigor Mortis gdy i gdzie trzeba?
- Waruj na słowa piesku Unii - Marta skrzywiła się - męża wam na bój nie wydam. Jest pod ochroną księcia.
- Spokój - Iwan rzucił mocarnie - odsuńmy ten temat. Patrick wspominał o przypuszczeniach na następne uderzenie. Olafie?
- W sprawie burzowych macie aktualniejsze informacje. Być może pojawią się na spalonym wysypisku, lub w okolicy innych, tych waszych miejsc mocy. Sabat teraz chwilę będzie lizał rany po ostatnich starciach. Na pewno damy wam znać jak czegokolwiek się dowiemy. Mam nadzieję, że nie wystraszy was Kościtrzask, to nasz mistrz szpiegów. Wygląda…
- ...jak gówno - Marta rzuciła ostrzej - nosferatu to taki klan wampirów, potworki straszne.
Mervi wyglądała na niesprawiedliwie urażoną. To było szczere pytanie!
- Ja cię nie chciałam urazić... Wtedy... Nekrofilu.
- Certamen - verbena powiedziała chłodno - masz tydzień.

- Nikt nie będzie zabawiał się w pojedynki podczas wojny.
Iwan rzucił ostro. Olaf przytaknął z przekonaniem, bazując chyba na słowach chórzysty.
- To niech wasza wirtualna przeprosi - Marta spojrzała na magów poważnie - sądzę, że obrażenie przyjaciół Księcia w jego gościnie jest wyjątkowo podłe, nie sądzisz Olafie?
- Sądzę, że magyiczne pojedynki możemy sobie zostawić na chwile, gdy poradzimy sobie ze śmiertelnym zagrożeniem. - westchnął rozdzierająco Irlandczyk i spojrzał po wszystkich.- Nie czas teraz na dziecięce niesnaski. Po wszystkim… o ile przetrwamy, możecie się popisywać.
- Przeprosić? Przecież to ty zaczęłaś! - fuknęła do Marty.
Marta fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Olaf wydawał się zachowywać neutralność.
- Możemy chyba przejść do następnego punktu, mam na myśli bardziej materialną pomoc - wampir zmienił temat - macie miejsce pobytu?
- Tak - Iwan powiedział szybko, jakby chcąc wyprzedzić Jonathana - w tej chwili najważniejsze są dla nas informacje, szybki do nich dostęp. Jak rozumiem, nie znacie lokalizacji węzłów, Marto?
- Z grubsza, i tak trzeba szukać - verbena powiedziała wciąż ziejąc wrogością do Mervi - wysypisko znam i tą kaplicę w okolicy której widzieli was lupini. Ta kaplica, to znałam obszar, ale wątpię aby były tam aż dwa węzły.
- O ilu z nich burzowe istoty mogą wiedzieć? Może dałoby się zastawić tam na nich pułapkę. I uwięzić?- zadumał się Healy myśląc głośno.
- Muszą szukać w podobny sposób co my - verbena stwierdziła naturalnie - dokładne ich miejsce zna tylko opiekunka. Ale skoro doszliśmy do lokalizacji dwóch, nie jest to trudną sztuką, więc mogą zrobić coś podobnego.
Merv wybrała milczenie teraz. Nie było co jeszcze bardziej zaogniać, choć Marta pewnie już płonęła. Sama wirtualna nie patrzyła na nią z nienawiścią czy wrogością, raczej z irytacją oraz poczuciem niesprawiedliwości. Zakładała, że J. i Iwan rzucą się na nią po spotkaniu... ale co było nowego w nierównym traktowaniu wirtualnych?

Healy zaś zamyślił się przez chwilę skupiony na najważniejszych, według jego problemach.
- Co mówią o naszych przeciwnikach miejscowe legendy, historie? Może wspominają coś o jakichś ich słabościach? Albo o silnych stronach? - zapytał w końcu.
- Nie są stąd - Marta powiedziała z pewnością w głosie - jestem co do tego przekonana.
- Zatem wybrali Liliehammer tylko z powodu tutejszych mocy? - Iwan bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak - verbena wzruszyła ramionami, chyba się uspokoiła - osobiście wolałabym aby było inaczej, mielibyśmy jakiś punkt zaczepienia.
- Wiadomo kiedy się pojawili?- zapytał Irlandczyk.
- Dokładnego czasu… ale sądzę, że… - verbena myślała.
- Ponad pół roku temu, lecz nie w mieście. Wtedy byli dyskretniejsi. Wnioskuję to po tym, iż mam częsciowy dostęp do ich ofiar, znaczy - Olaf posmutniał - akt sprawy. Seryjne zabójstwa zaczęły się wcześniej, poza granicami miasta, dużo wcześniej. Tutaj są nie dłużej niż dwa tygodnie, licząc od ostatniej sprawy kryminalnej, chociaż mogli przybyć nawet i miesiąc temu, nikogo nie mordując.
- Skórozdzierca - Iwan zapyta.
- Widzę, że wiecie tyle co ja - Olaf odpowiedział.
- Nie do końca - duchowny pokręcił bladym obliczem - słyszałem tylko kilka faktów.
- Można zgadnąć skąd przybyli, z której strony? Bo być może… właśnie tam można by było znaleźć.- naiwnie stwierdził Healy.
- Mogę wam dać mapę zabójstw. Nie widzę w niej porządku ani czegokolwiek co można nazwać stroną przybycia - Olaf przetarł dłonie - chociaż bardziej z południa. W opozycji do Sabatu, uderzającego z północy.
Irlandczyk tak jakby oklapł słysząc to. Bo wszak potrzebowali wszelkiej pomocy i wszelkich informacji. A gdyby poznali źródło pojawienia się wroga, to mogli by znaleźć ich słabe punkty.
- Jak oceniacie siłę Sabatu? - Hermetyk zaczął nagle - Są dla nas zagrożeniem?
Wampir analizował chwilę jego słowa.
- Mają śmiertelnych najemników, chociaż została już ledwo jedna, dwie grupy. Stracili głównego czarownika, stary Sabat odmówił wsparcia ich w walce. W centrum miasta mieli przyczółek który został zniszczony, poza tym wiadomo mi głównie o posiadłościach na zewnątrz i takich bazach wypadkowych. Ostatnio zaatakowali dzielnicę muzułmańską, razem z tą burzową dziewczyną. Nasz zaufany Assamita…
Widząc niezrozumienie na ich twarzach, wytłumaczył.
- ...jeden z naszych Klanów. Nie należą do nas, są najemnikami… w każdym razie, został ciężko ranny. Obronił się jednak.
- Byliśmy tam z Patrickiem - stwierdził Iwan.
- Rzeczywiście to była jatka, ale ci Sabatnicy nie wyglądali na szczególnie groźnych.- potwierdził Healy.
- Bo chyba trafiliśmy na niedobitki - Iwan uśmiechnął się lekko.
- Może jesteście potężni - Olaf dyskretnie ich komplementował - i to co nam wydaje się wielkim bojem, jest dla was ledwo igraszką. My pamiętamy to jako trudne chwile.

- Ostatnie boje z potworkami nauczyły nas jednego. Musimy zewrzeć szeregi i atakować kupą. Jak na zadufane w sobie nieśmiertelne bestie nie mają dość odwagi, by walczyć honorowo. Lub boją się nas bardziej, niż otwarcie przyznają.- stwierdził Irlandczyk.- Przydałoby się zorganizować jakąś twierdzę, dopóki inicjatywa nie będzie po naszej stronie.
- Ostatnie walne boje nie skończyły się dla nas najlepiej - raczył wspomnieć Jonathan - będziemy potrzebować kontaktu na szczeblu miejskim.
- Załatwione - wampir uśmiechnął się jak akwizytor.

- Wasza wirtualna jest w stanie ogarnąć co z Technokracją się dzieje? - Podjęła Marta - Jak zwalą się nam na głowę, to nikt nie wyjdzie z tego cało.
- Affirmative. - odezwała się w końcu Mervi patrząc w sufit.
- Część moich wpływów zablokowała Unię - Jonathan dodał - nie zaszkodzi jednak sprawdzić.
- Tych samych wpływów, które miały odsunąć Unię od bycia fe? - zapytała Mervi - Co nawaliły z Wieżą?
Olaf spojrzał na na nich zaciekawiony, podejmując temat.
- Sądzę, że nie chcecie rozgrywać swoich wewnętrznych spraw przy naszej obecności. Sam nie życzyłbym sobie również tego w drugą stronę - wampir uśmiechnął się polubownie.
- Ja tylko głośno rozważam. - Mervi odparła niewinnie uśmiechając się słodko do Jonathana.
- A potem będziesz szukać sekundanta - hermetyk zaśmiał się bardziej rozbawiony niż obrażony - zostało nam coś jeszcze, Olafie?
- Miałbym do was jedną prośbę. Następnym razem nie omieszkacie poznać naszego wspaniałego Księcia.
Na twarzy Marty pojawiło się coś dziwnego, jakby powstrzymywała uśmiech. Ostatecznie tylko przytaknęła jaki to władca miasta jest kochany i wspaniały.
Na koniec rozmowy, Olaf wymienił się z magami dodatkowym kontaktem do swego kolejnego sługi. Prawa ręka Księcia w postaci tego gładkiego w obyciu wampira pożegnał się serdecznie, a nawet przeprosił zarówno Martę jak i… Mervi, za to, iż dopuścił do przepychanek na spotkaniu, które sam zorganizował.

***


Gdy wampir i czarownica odeszli, przy stoliku przez moment panowała cisza. Iwan i Jonathan wymienili się zakłopotanymi spojrzeniami. Ostatecznie pierwszy głos podjął Iwan.
- Mervi - zaczął delikatnie, nie wiadomo czy ze względu na podejście czy zmęczenie.
- Cokolwiek nie powiem, będzie źle, o ile nie zacznę się kajać, prawda? - odezwała się Mervi.
- Na początek wystarczy wyjaśnienie - Iwan odparł naturalnie.
- Wszyscy widzieli. Pierwsza mnie obraziła. - wzruszyła ramionami.
- Sądzę, że ona mogła to odebrać inaczej - duchowny pokręcił głową - zachowałaś się Mervi jak najbardziej stereotypowy hermetyk - Iwan nie mógł omieszkać wytknąć czegoś Jonathanowi.
- Och, czyli awansowałam społecznie! - zakpiła.
- Kosztem fundacji. Nie trzeba nam dodatkowych wrogów - Iwan rzucił niechętnie.
- Więc powinnam dać się bić komuś, kto jest gorszym typem ćpuna, ma na sobie wyrok ostracyzmu i całej reszty, a do tego przepraszać, że jestem wirtualnym adeptem? - parsknęła.
- Nazywamy to sztuką dyplomacji - Jonathan wtrącił z krzywym uśmiechem.
- Chyba sztuką obłudy. - Mervi oparła się, jakby znudzona aferą.
- Tak, dokładnie - Jonathan zaśmiał się - czyli wiesz co to, ale nie potrafisz.
Iwan milczał. Mętne spojrzenie mistrza wyglądało jak zasmucone.
- Nie czuję potrzeby. - mruknęła - Nie moja wina, że ten ghul jest tak wrażliwy.
- Tak samo Mervi powiesz jak ktoś odstrzeli kolejnego z naszych?
Jonathan lekko podniósł głos.
- To nie są szkolne gierki kto ma rację lecz wredna polityka, liczy się skutek - hermetyk rzucił z goryczą - idę do Hannah, może już obdzwoniła co
jej kazałem - mówiąc to nie spełnił obietnicy, gdyż, jak to zwykle, pojechał na wózku.
- Przynajmniej się w czymś zgadzacie. - rzuciła za Jonathanem, przelotnie patrząc na Iwana.
- Nie uważam, że powinniśmy się ze sobą kłócić - duchowny powiedział poważnie - należało jednak zaznaczyć, iż takie zachowanie jest nieakceptowalne. Przemyśl sobie to Mervi.
- Ale jej zachowanie już było akceptowalne?
- W tej chwili chcemy jej pomocy. Jeśli będzie nam niechętna, za dużo z tego nam nie przyjdzie. Tak niestety działa świat. Do tego - duchowny zawahał się - nie wiem jak długo pije krew, nie wykryłem nic, musi się świetnie maskować. Lecz nie mam co do tego wątpliwości. Wampirza krew uzależnia mocniej niż cokolwiek na ziemi. Wrażliwość z temacie wampira od którego pochodzi krew i dziwne zachowania są spodziewane. Ty Mervi powinnaś wiedzieć najlepiej jak destruktywne są nałogi.
- Wampirza krew daje takiego kopa, smaczna jest? - parsknęła.
- Trzy razy wypijesz - Iwan zaczął poważnie - i stajesz się niewolnikiem. Tylko, że z własnej woli pragniesz dobra pana. Jest to niesamowicie silna więź, nawet ja po prostu nie wiem jak można ją zerwać. Jeśli pije się krew regularnie, człowiek nie tylko uzależnia się od dawcy, lecz od samego uczucia krwi. I zapewne od mocy. Wampiry moc krwi nazywają więzami. To o tym dokładnie mówił Olaf w sprawie Leifa. Na ile znam wampiry, a nie jestem specjalistą, nawet do końca nie dziwię się, że Leif odmówił.
- Więc oczekujecie, że teraz ją będę błagać o wybaczenie?
- Mleko się rozlało - Iwan skrzywił się ze smutkiem - po prostu za często nie pokazuj się tej verbenie na oczy, to wystarczy. Wspomniałem o tym bardziej filozoficznie. Może na to nie wyglądam, ale bardzo cenię u ludzi empatię.
- Cholera by z mistykami, entitled pricks. - fuknęła - Idę do Firesona, najwyżej po prostu przy nim posiedzę. - Mervi wstała gwałtownie i ruszyła do wyjścia z sali.

***


Technomantka zrobiła tak, jak powiedziała (w przeciwieństwie do Jonathana). Od razu skierowała się do wciąż śpiącego Firesona, przy którym zajęła miejsce na krześle. Przez chwilę po prostu obserwowała jak śpi zastanawiając się czy Legionista ratowałby ją wtedy, gdyby wiedział do czego może to doprowadzić. W końcu odsłonił swoje istnienie przed Ktulu...

Może go zapyta jak ten się w końcu obudzi.

Słyszała, że jakąś miejscówkę skołowali dla nich, więc jak się w niej zamelinują miała zamiar spotkać się w Pajęczynie ze swoim kocim zbyt wyrozumiałym mentorem, do którego wysłała już wiadomość z informacją o potrzebie spotkania. Miała przesłać później szczegóły.

Ciekawe czy Joel już próbuje zgadnąć co przeskrobała TYM razem...


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline