Lothar zdziwił się niezmiernie, kiedy ostrze magicznego miecza zamiast przebić zbroję wojownika jak masło, zazgrzytało na metalu i ześlizgnęło się po napierśniku. Konsekwencje tego faktu, były więcej niż opłakane.
- NIE? To nie! – ryknął rycerz i z całej siły rąbnął Lothara pancerną rękawicą w twarz. Szlachcic nie miał czasu się zasłonić ani uchylić. Z krwią tryskającą z rozbitego nosa i warg wyfrunął w kierunku schodów i zwalił się na Axela, wraz z którym w plątaninie rąk i nóg stoczył się na dół, na niższe piętro.
W tym samym momencie, w którym von Essing odmówił współpracy, pzrewidujący dalszy rozwój wypadków Leonard podrzucił kuszę i wycelował w szparę w drzwiach, za którymi krył się monstrualny sługa Ulfhednara. Pociągnął za spust dokładnie wtedy, gdy drzwi się rozwarły i wielki, kudłaty i rogaty kształt wypadł na korytarz. Bełt wbił się w framugę, a jedyną szkodą dla zwierzoczłeka były drzazgi i odłamki, które go obsypały.
- Cóż się tam dzieje? Co to za hałasy? – z głębi korytarza słychać było kobiecy głos.
- Ratujemy Ci dupę, Jaśnie Pani Baronowo – odkrzyknął Ulfhednar i ze wzniesionym mieczem ruszył w stronę Leonarda. – Kratz! Na dół! – rozkazał minotaurowi, który uzbrojony w wielki, dwuręczny topór o szerokim ostrzu ruszył w dół schodów. Na jego drodze stał tylko Berni, który widząc, że nie ma szans z gigantem, wycofał się w dół, stając obok poobijanych, leżących na ziemi kompanów.