Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 20:46   #147
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2519.VIII.13; noc

Miejsce: Ostland; Las Cieni; okolice Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); noc
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, cisza, zapach krwi i trupów



Tladin



Tamci nie wracali. A Tladin postanowił wrócić do obozu. Zostawił za sobą mroki wieży bramnej zawalone trupami i spuszczoną krajalnicą. Zostawił częściowo rozwaloną bramę i dwóch łuczników którzy go do tej bramy uparcie odprowadzali strzałami. Grimnir mu jednak sprzyjał i nie dopuścił aby krasnoludzki wojownik poległ w tak trywialny sposób. Strzały albo nie trafiały biegnącego khazada albo utknęły w kolczudze mocarnej jak i on sam.

Mocarna kolczuga jednak dzwoniła przy każdym ruchu. Z daleka więc obwieszczała pozycję właściciela. A gdy Tladin złapał oddech był już całkiem sam. Nie wiedział co się stało z grupką Karla. Ostatni raz widział ich gdy pracował przy barykadzie gdy tamci zniknęli w mrokach spustoszonego miasta. Wyglądało jakby chłodna, nocna ciemność miasta pochłonęło ich na dobre. A teraz krasnolud musiał maszerować sam przez tą noc. Najpierw przez te paskudne pobojowisko na przedpolu miasta. Tam i tu wydawało mu się, że widzi albo słyszy jakiś ruch. Jakby jacyś padlinożercy czy rabusie dobierali się do licznych tutaj trupów. Ale ani nie widział dokładnie kto to ani sam nie był przez to coś czy kogoś zaczepiany. Potem był ten las i droga przez niego. Równie paskudna co pobojowisko jakie właśnie zostawiał za plecami.





Pocieszająca mogła być ładna noc. Taka cicha i spokojna chociaż chłodna. Jednak samotny marsz przez las już mógł tak nie napawać otuchą. Dobrze, że była droga. Wydawała się być jedynym sojusznikiem nocnego podróżnika. Póki się nią szło to była pewność, że dotrze się na miejsce przeznaczenia. Ale leśne stwory nie potrzebowały dróg. Leśne stwory nie potrzebowały światła. Dla leśnych stworów droga była oczywistym miejscem do zastawienia zasadzki. A poruszały się o wiele szybciej niż ludzie. Nie mówiąc o krótkonogich istotach. Wzrok khazada nie był w stanie przemknąć dalej niż na kilka kroków poza pobocze tego rozjeżdżonego pasa ziemi nazywanego przez imperialnych drogą. Co kryło się dalej skrywała leśna ciemność. Mogło tam być cokolwiek. I ktokolwiek. Do obozu był jeszcze dobry kawałek. Poprzednio szli całą grupką z pół tuzina pacierzy. Może nawet trochę dłużej. Więc i teraz przy dobrych wiatrach podróż powinna zająć podobny czas.

Tladin szedł tą błotnistą drogą gdzie chyba każdy krok oznaczał wejście jak nie w kałużę to błoto albo zahaczenie o jakiś korzeń. Czasem mijał trupy i ludzi, i zwierząt, i półludzi. Ale chyba im dalej od miasta tym było ich mniej. Z ciemności dobiegały odgłosy nocnego lasu. Jakieś pohukiwania, zgrzyty, pomruki. Czasem coś zawyło. Równie dobrze mogło to być jakieś stworzenia Talla jakich była pora żerowania jak i coś gorszego. Raz spotkał jakiegoś czworonoga. Może jakiś wilk czy duży pies. Nie miał okazji temu się zbyt dobrze przyjrzeć. To coś było na drodze przed nim i pożywiało się końską padliną warcząc przy tym. Tladin już z ciemności słyszał odgłos rozdzieranego kłami mięsa, ścięgien, skóry i gruchot trzaskających kości. Ale padlinożerca chyba nie miał ochoty spotkać się z czymś żywym bo zniknął w ciemnościach zanim się Tladin zbliżył na tyle by mu się przyjrzeć.

Po tym nocnym, przypadkowym spotkaniu Tladin szedł dalej. Ujrzał przed sobą jakąś jaśniejszą plamę na końcu drogi. Wyglądało to na jakiś prześwit, jakby las się tam kończył. A jeśli pamięć go nie zawodziła to droga faktycznie wiodła przez jakąś polanę albo pole. Chyba stała tam jakaś farma ale jak szli do miasta nie mieli ani czasu ani ochoty by ją zwiedzać. Gdy doszedł do skraju lasu okazało się, że pamięć go nie zawodziła. Rzeczywiście było to mijane gospodarstwo zagubione w tym leśnym gąszczu. Ostatnie przed spustoszonym obecnie miastem. No to nadal nie był nawet w połowie drogi do obozu z jakiego wyruszyli no ale znaczyło, że już kawałek od miasta odszedł.

Atak kompletnie zaskoczył Tladina. Potężne uderzenie trafiło go w plecy i przewaliło na chłodne błoto drogi jaka tutaj wiodła niedaleko tej ciemnych zabudowań gospodarstwa. Upadający krasnolud jęknął tak samo jak rozdzierane kółka kolczugi. Zbroja częściowo złagodziła efekt uderzenia ale i tak to coś przebiło się przez nią raniąc mu łopatki. Dodatkowo uderzenie wybiło mu powietrze z płuc. Gdy krztusząc się podniósł głowę do góry i za siebie nikogo nie dostrzegł. Dookoła była tylko pusta droga, polana, te ciemne budynki i w końcu mroczna kurtyna lasu dookoła tego wszystkiego.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); noc
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, odgłosy walki, zapach krwi, spalenizny i trupów


Karl



Sprawy zaczynały iść pod górkę. Co prawda jak się zorientował Karl tamtych musiało być podobna ilość jak i jego grupka. Więc w razie bezpośredniego starcia pewnie by było jak 1 do 1. Z tym, że w jego grupce para niziołków nie wyglądała na urodzonych wojowników. Właściwie to chyba tylko Ragnis miał ewidentnie doświadczenie w tej materii. Niemniej przy takim starciu chociaż liczebnie siły były porównywane.

No ale tamci byli na dachach. Poza zasięgiem imperialnych. Do tego wszyscy mieli łuki a u nich tylko Karl i Uwe. Co w starciu strzeleckim dawało im przewagę jak 2 do 1. Uwe też dołączył do Karla na dachu ale pojedynek strzelecki przeciągał się. Gdyby mieli dla siebie całą noc i byli tutaj tylko ci i tamci może w końcu fortuna spłynęłaby na tych co powinna. No ale nie byli tutaj sami. I szło im tak sobie. Karl miał wrażenie, że chyba kogoś z Uwe trafili z tamtych. Ale trafiali ich zbyt wolno by można było liczyć na szybkie rozstrzygnięcie. Po kilku próbach chowania się i strzelania z dachu może wyłączyli z akcji jednego z tamtych.

A tamci też mieli prawdziwe łuki i prawdziwe strzały o czym Karl miał okazję przekonać się osobiście. Dwie strzały trafiły go pod rząd. Jedna o tyle farciarsko, że zagłębiła się w pancerzu i przeszywalnicy pod nią i ostatecznie grot tylko trochę kłuł go w skórę będąc raczej niewygodnym niż bolącym czy groźnym. Druga strzała trochę ale jednak przebiła się przez pancerz. Na szczęście grot wytracił większość mocy na pancerzu i wbił się w ciało dość płytko. No ale jednak wbił.

Po chwili zrobiło się ich dwóch z Uwe na tamtych trzech, może czterech. Tamci byli zdecydowanie bardziej skoczni i zwinni jakby brykać po dachach uczyli się od dziecka. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Bo ta dość wyrównana walka gdzie przy tak kiepskich warunkach nocnego strzelania obie strony mogły zaliczyć dość mało trafień to różnie to jeszcze mogło się potoczyć. Gdy Karl i Uwe usłyszeli z doły alarmujący głos niziołków.

- Ej, wy duzi! Ktoś tu się zbliża! Lepiej stąd spływajmy! - krzyknął któryś z niziołków. No rzeczywiście trudno było zachować dyskrecję podczas walki. Chodziło się po dachach, strzelały cięciwy, brzęczały strzały, krzyczeli ranni i strzelający. Jeszcze jakby się uwinęli w parę chwil może by zdążyli się zmyć zanim ktoś by się zorientował. No ale widocznie ta walka przeciągała się gdy jedna strona nie mogła z miejsca wyeliminować albo chociaż zmusić do odejścia tą drugą. I ktoś tym się właśnie zainteresował jeśli to co krzyczał do nich z dołu któryś z niziołków było prawdą. Musieli coś zrobić i to szybko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline