Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2020, 02:36   #104
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
„Chyba się nie będziemy lubić”
Pomyślał pod adresem dowódcy Huntersów.
„Przecież to samo powiedziałem” Już miał się odezwać ale… w sumie po co? Żeby popyszczyć jak w szkole. Jak musiał mieć ostatnie słowo. Grunt że robił co trzeba. Poza tym poza ich dwoma skrzydłami działy się dużo ciekawsze rzeczy. Victoria w końcu zaczęła pokazywać że jej nazwa nie jest pustym frazesem. Cowboy poczuł ciarki na plecach. Widok był straszny i piękny jednocześnie. Zwłaszcza że na powrocie nie mieli już wpływu na przebieg starcia i pozostało mu jedynie obserwować jak…

- O w dupę… - Wyrwało mu się na kanale ogólnym gdy Newman ostrzelał Waszyngotna. W tej chwili odeszła mu wszelka ochota dowodzenia. Z jednej strony doskonale rozumiał sytuację taktyczną a jednocześnie wiedział że on nie był by zdolny do podobnej. Widok eksplodującego niszczyciela wrył mu się bardziej w pamięć niż śmierć Shortiego.
W końcu dotarli na lądowisko obsługa uwijała się jak w ukropie. Z ich skrzydła posadził anioła jako ostatni. Jak na cowboja przystało dopilnował by całe jego stado dotarło bezpiecznie do zagrody. Nim zdążył wygasić silniki chwytaki magnetyczne zaczęły jego maszynę na stanowisko. W pierwszej chwili zdziwił się że nie było to jego stanowisko. Komputer hangaru rozpoznał maszynę kadeta i odstawił ją na jej pierwotne miejsce.

- Kij diabeł… - mrukną niezadowolony. Jedno spojrzenie na zdjęcie dziewczyny przypomniało mu że jednak zaparkowali myśliwiec na właściwym miejscu. Charakterystyczny szczęk zacisków zabezpieczających podwozie był jak ostatni akord w piosence i działał na niego uspokajająco. Opadł na fotel rozkoszując się chwila spokoju. Kabina anioła tłumiła większość dźwięków chaosu który rozgrywał się poza maszyną.
Nim zdążył cokolwiek zrobić rozległ się komunikat skoku.

- Skoczyli. Cholera tak od razu…

„To było dziwne.”

W nicości która zapadła nie powinien mieć czasu na takie myśli. Po chwili, poza wrażeniem że miał coś ważnego na głowie nie pamiętał nic z tego wydarzyło się jeszcze godzinę temu…
Liczyło się tylko to że dosiadał swojego wierzchowca. Siedział wyprostowany w siodle. Na głowię miał kapelusz który pachniał nowością. Nowa skóra siodła skrzypiała, jeszcze nie zdążyła ułożyć się na grzbiecie. Za jakiś czas będzie idealnie dopasowana do wierzchowca i jeźdźca. Wiatr we włosach, słońce na twarzy. Zapach świeżej wyprawionej skóry…

„Tak musi wyglądać szczęście. Koń, siodło, przestrzeń… ”

Po chwili zaczął widzieć siebie jakby w trzeciej osobie… Kamera odjechała…

„Gdzie jest preria?”

Mknął przez czarną przestrzeń usianą drobnymi światełkami gwiazd. Kamera odjechała jeszcze trochę, mknął jeszcze szybciej. Wierzchowiec niósł go z
nieprawdopodobną prędkością.

„Gdzie ten cholerny koń?”

Siodło było założone na piękną lśniącą nowością rakietę z charakterystycznym opalizującym znakiem głowicy nuklearnej a on siedział na niej okrakiem.

Kamera odjechała jeszcze dalej. Mkną przez kosmos wśród całego stada rakiet. Siedzący okrakiem na rakiecie Cliff zaciągną kapelusz popędził rakietę niczym wierzchowca. Rakieta bryknęła i jeszcze przyśpieszyła. Cliff ze swoim stadem odlecieli w czarną przestrzeń kosmosu. Po chwili obraz przyśpieszył i zaczął się zmieniać. W kilka uderzeń serca zobaczył całą dzisiejszą walkę. Ostatnią sceną był Cliff siedzący w kabinie anioła. Najazd kamery przyśpieszył. Ostatnią myślą był strach że rozmaże się na kabinie anioła. Uderzył i wszystko stało się czarne ...

- AAA!!! – Obudził się drąc na całe gardło w kabinie myśliwca. Światło koło w oczy, alarm świdrował uszy. Czuł się tak, jakby roztrzaskał się razem z kamerą na swojej kabinie. Każdy ruch bolał. Zaczął szukać blistera z tabletkami od Chou. Nim zdążył zażyć zdał sobie sprawę że dzwonienie w uszach to nie alarm radiacyjny.

– Uch, na szczęście to nie to… - odparł z ulgą. Hangar wyglądał jeszcze gorzej niż przed skokiem. Kabina zaczął się otwierać z cichym sykiem pneumatyki. Powoli zaczął się gramolić z kokpitu. Czuł się jakby muł kopną go w głowę.

- Ale rodeo… - sapną gdy postawił nogi na pokładzie i zatoczył opierając o kadłub anioła.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline