Reorganizacja trwa
-
Piwnica dobra rzecz… Przyznaję się do takiej z piłkarzykami i indiańskimi wyrobami. Mój wujek prowadzi psiarnię z psami rodem z Białego Kła. –napisała na Facie. Zobaczymy czy to wystarczy.
-
Oj, to potem musiała byś walczyć z panem Joshuom, a pamiętasz jakie ładne prezenty ci dawał na gwiazdkę? - odparł dziadek poważnie.
-
Coo!! to przywiozę ci batoniki, komiksy i podręczniki do dungeons an dragons i będziemy mieć prawdziwą bazę! - odpisała Abigail.
-
Ohh lubie pieski prawie tak samo jak koniki! - odparła Diana.
-
Choćby dlatego nie chciałabym sprawiać mu przykrości - odparła dziewczyna. Zyskała 2 głosy. Wliczając jej własny będą 3. Ale warto byłoby przeciągnąć Vincenta na jej stronę. Napisała niewiele myśląc "
Przy okazji Vincent moja mama mówiła, że chciałaby cię poznać
Przez kilka chwil od telefonu biła aura Konsternacji
-
Ah… No to kiedy zebranie? - odpisał Vincent.
Jill postanowiła poczekać na rozwój dyskusji na Facie. Miała w końcu i inne sprawy do załatwienia. Wzięła Dziadka pod ramię.
Mój pies potrafi się zmienić
-
Dziadku, musimy pogadać o potencjalnym członku watachy. Choć, Eddie. Idziesz z nami - spróbowała odciągnąć nestora do piwnicy.
-
Tak, przyda się o tym porozmawiać - rzekł dziadek ściszonym głosem.
-
Czyli nawet mój pies spiskuje na boku, świetnie - rzekła Kora do siebie widząc jak jej córka i ojciec wychodzą do innego pokoju.
-
No widzisz wnuczko, tak wygląda polityka wśród nas. Znaczy się zazwyczaj jest więcej warczenia i gryzienia, ale chyba rozumiesz? O co chciałaś zapytać w związku z Eddym. Jest trochę członkiem szczepu - rzekł dziadek.
-
Uczciwsze reguły niż w moim liceum... - skwitowała wnuczka szamana. Druga uwaga Dziadka sprawiła, że na moment zamilkła, by potem wybełkotać: -
Dziadku... A da coś się zrobić, żeby nauczyć Eddiego świadomie się zmieniać w człowieka? Albo na komendę...
Eddie nagle z pewnym wysiłek zmienił się wy wysokiego mężczyznę o rdzenno-amerakańsko-nordyckiej budowie odzianego w bokserki, hawajską koszulę i słomkowy kapelusz, wszystko rodem z lumpeksu. Potem znacznie szybciej wrócił do postaci wilka .
Kolejny nieproszony gość
-
Widzisz, nauczyłem go… Tylko muszę cię przestrzec, że nasza rodzina ma pewne tajemnice - rzekł Dziadek, ale nagle Jill usłyszała odgłos gwałtownego hamowania przed domem. Gdy tylko dotała do jadalni, zobaczyła stojącą w drzwiach kobietę w wieku trzydziestu kilku lat, o indiańsko-afrykańskim pochodzeniu, którą widziała na wilkołaczym zebraniu. Kora trzymała rękę na dubeltówce.
-
Ja po Jillian Waterson
Jillian nie potrafiła kompletnie skojarzyć jak miała na imię kobieta. A że Biblii nie miała- więc to chyba nikt w sprawie nawrócenia. Dlatego zapytała: -
A o co chodzi?
-
Będę uczyła ciebie i twoją watahę, aby przeprowadzić wasz trening przetrwania. Pewnie nawet nie rozmawialiście. W ogóle mam nadzieje, że nie planujesz zrobić “I am wherewolf” party? Połowa pierwsze co robi to dzwoni do koleżanek i szczebiota. Zresztą, nie ważne. Umiesz posługiwać się bronią?
- W naszej rodzinie wszyscy potrafią strzelać i nie tylko - Warknęła Kora
-
Wiem… Choć dzieci nie zawsze są podobne do rodziców
-
Umiem o siebie zadbać i jak się obchodzić z bronią... - Jillian skrzyżowała ramiona na piersi. Dziadek uczył swoje wnuki obchodzeniu i robieniu broni "tradycyjnej"- łuk, ostrze z krzemienia, parę pułapek, które przysparzały Korze pracy. Choć nie widział też problemu w nauce obchodzenia dzieciaków powyżej 10 roku życia jak obsługiwać się bronią palną. Chociaż jak masz w rodzinie wilkołaki, to nabierało upiornego sensu... Nie zmieniało to faktu, że ta baba u progu wie podejrzanie sporo, choć Wattersonówna nie mogła sobie jej przypomnieć ani z okolicy, ani chociażby z ostatniej wilkołaczej imprezki u Suworowów. Odrzuciła głowę do tyłu zanim spytała spokojnym tonem (na akordzie groźby):-
A pani w ogóle kim jest?
-
Jestem Michele z plemienia Uktena i przyglądałam ci się na przyjęciu, jak i całej waszej watasze. Nie był to widok, który nastraja optymizmem. Moim zadaniem jest nauczyć was walczyć. Bo jak zapewne zapomnieliście, trwa wojna, którą przegrywamy, a jak przegramy, Gaja, świat umrą, rozumiesz? Zabiłaś już kogoś, nie licząc pierwszej przemiany? Tak z zimną krwią?
-
Nikt nie zginął z mojej ręki, a nad integracją grupy sama osobiście pracuję. - Jillian ułożyła przed Michelle ręce w geście "Uspokój się człowieku". -
Niech zgadnę- obserwacje są na zlecenie Amandy Suworow? A ta metafora z Gają to idzie w złym kierunku. W kierunku nadużyć jak dla mnie, droga pani Logika nie poszła w parze z Prawdą
Doprawdy mogą być wilkołakami- to już wydawało się dostatecznie ciężkie do poniesienia. A jeszcze te dziwaczne ducho-sfery z drzewem genealogicznym w formie jakiegoś duchowego 3D. Ale gadka o Gai i jakieś walce w jej imieniu brzmiał jak już bełkot metafor po jakimś paskudnym zielksu
Po prostu odrzucało logiczne myślenie u Jillian.
-
Uktena? - rzekła Kora patrząc spode łba na Michele -
Niewielu z was opuszcza południe - rzekła oschle
-
To ja ją zaprosiłem do szczepu. I wszystko co mówi jest prawdą. Mówiłem ci, że możesz być ostatnim pokoleniem Garou, które kroczy po ziemi. Widziałaś sługi nieprzyjaciela. Walczyłaś z nimi - dziadek stanął przy wnuczce.
-
Tak, ponoć walczyłaś z Tancerzami. i przeżyłaś, co jak na szczenię jest pewnym sukcesem - rzekła przybyła
-
I dlatego chciałam, żebyś wyjechała do Seatle - mruknęła Kora.
Wnuczka Szamana rozmasowała skroń czując nadchodzącą wielkimi krokami migrenę. Rozkazy na dodatek przeczące jej Logice- wyznawanej przez Jillian Chanatę Watterson jak i te ogólną. Ma grzecznie słuchać poleceń jak małe dziecko, albo ciemniaki wierzące w oszołomów, którzy po przeczytaniu o jeden raz za dużo tych samych Świętych Ksiąg nagle słyszą głos Boga?! Bez samodzielnej interpretacji i pomyślunku?! W po za tym, te ich polecenia się nawzajem wykluczają do cholery!
Posłuchaliście siebie, durni!
Ale podjęła się dalszej rozmowy:
-
A tak poradziłam sobie z Tancerzami, pani Michele z plemienia Ukten. Szkoda, że Dziadek łaskawie mnie nie uprzedził o pani przybyciu. A w ogóle to może by dla odmiany ktoś by mnie o czymkolwiek powiadomił zamiast kazać radzić sobie ze skutkami?! Skoro już każecie mi wierzyć w jakieś przepowiednie godne Nostradamusa. Wiecie ten wielki jasnowidz. Przynajmniej miał na tyle logicznego myślenia, że wierzył, że trzeba wypatrywać znaków zanim coś tam nadejdzie, wiecie?!
-
Powiadamianie kogokolwiek o czymkolwiek nie jest po wilkołaczemu. Nie mówiąc już o pytaniu o zdanie. - mruknęła Kora z przekąsem.
-[i] Z tego co wiem, to Nostradamus jest właściwie magiem i większości jego książek nie opublikowano… mruknął dziadek
-
Poradziłaś sobie z jednym i to przy wsparciu starszych… O twoim karygodnym braku wiary nie będę dyskutować. świat umiera, natura jest niszczona, ludzi jest coraz bardziej za dużo
-
Mógłbyś włączyć Discovery, ale tam nie ma już programów naukowych
Jillian po raz kolejny wzniosła oczy ku sufitowi. To mają być ludzie dorośli? Wykłócają się o swoją rację dla samej zasady, że akurat któreś z nich ma rację? Postanowiła pójść w dyplomację: -
Mniejsza o kwestie wiary. Podobno w tym kraju mamy wolność religijną, nie? Rozumiem, że pani Michelle będzie na najbliższym spotkaniu mojej watahy? Gdzie się pani zatrzymuje? I jak mogę się z panią skontaktować? Niech przynajmniej to babsko sobie pójdzie z JEJ terenu, a sprawy z Dziadkiem i Mamą może rozejdą się po kościach
Michele pokręciła głową z dezaprobatą.
-
To nie kwestia wiary, tylko faktów. Ale skoro nie chcesz widzieć prawdy, to bądź jak ta czarna mrówka. Przyjdę na wasze spotkanie. Nie pytaj mnie gdzie się zatrzymałam, bo i tak się nie dowiesz i jeśli będziesz mnie śledzić, to oberwiesz. Nie istnieję w sieci, żeby nie wyśledziła mnie Inteligencja. - wyszła z mieszkania nie czekając na pytania. Edie szczeknął na odchodne.
-
Żąda posłuszeństwa i wiary, a sama się nie otwiera. Nie Eddie? - skwitowała Jillian po pokazaniu gestu"Fuck you" po wyjściu Michele. Mniejsza już nawet czy wiedźma widziała -
A przyszłość to nie jest coś zacementowanego. Tylko mnóstwo możliwości. Dziadek! Co to była za pinda?! I lepiej powiedz to zanim jakieś głosy każą jej realizować boski plan z realizowaniem "Księgi Sędziowskiej" czy innego karania pseudo-winnych przy pomocy pseudo- boskich prawd.
-
Znajoma z szczepu Stepowego Wilka z Arizony. Przyjechała tu, aby jako ktoś z zewnątrz was podszkolił - rzekł dziadek. Jego historia brzmiała nawet prawdziwie… Edie odprowadził Michele wzrokiem powarkując. Gdy zajrzała do telefonu otrzymała potwierdzenie od Aby, Diany i vincenta. Amanda wysłała zembatą Emotkę...
-
To już wiem. Ale Dziadek- powiedziałbyś coś o jej pochodzeniu, charakterze. Urodziła się taka, czy poszła do szkoły? Miała trudne dzieciństwo, ojca alkoholika, potrąciło jej psa? - zerknęła jeszcze na telefon, by odpisać Amandzie
"To znaczy się, że chcesz przyjść do mnie? "
-
No jej matka była z Belize, ale zamieszkała w Arizonie… Była wilkołakiem tak jak jej ojciec, ale lepiej jej tego nie mów. Wychował ją szczep i bardzo poważnie traktuje to, czego ją nauczono. Jej plemię to najwięksi znawcy świata duchów … Ale mówi się, że zgłębiają sekrety, jakich nie powinno się zgłębiać. No i ponoć jest świetną wojowniczką, brała udział w polowaniu na pełzacza.
-
Mi też się nie podoba. Coś w niej strasznie mnie irytuję... - rzekła Kora.
Amanda odpowiedziała.
“Nie lękam wkroczyć do jaskini smoka”
-
Właśnie wygrałam lokację dla swojej watahy, to mogę sobie poradzić i z jedną zołzą więcej. Może przynajmniej przykręci śrubę na Amandzie?