Już w Trójrożcu, wszyscy wymienili swoje uwagi, zdając raport z sytuacji.
Tajny raport dla Estiree nie zobrazował się, przez co widziałem ganguskę i gwardzistę żywych. Nikomu nie życzyłbym takiej śmierci, ale kim jestem by ingerować w wolę Imperatora? Jeśli mieliby być ofiarą w walce Złotego Tronu o dobro ludzkości, to ofiarę tę należy zaakceptować.
- Żona Madrigala potwierdza to, co wiemy o buncie z danych od logosów. Oczywiście na swój denerwująco-arystokratyczny sposób. - dodaje gdy psykerka mówi o tym, co przeczytała. Później i tak mam zamiar osobiście przeczytać wydruki, nie omijając szczegółów raportu. W dokładność logosów nie mogę wątpić.
- Jak dużo materiałów wybuchowych musieliby zgromadzić, Metalusie, aby wysadzić siebie i uszkodzić statek na tyle poważnie, by Duch Maszyn włączył procedury awaryjne? - kieruje pytanie w kierunku gwardzisty. Wersja z niemal fanatycznym wysadzeniem się w powietrze jest tak wspaniała, aż szyta grubymi nićmi. Im więcej słyszę o całej tej załodze, tym większą ochotę mam przesłuchać ich w starym, Arbitratorskim stylu. Mandrigal wyśpiewałby wszystko i nikt, włącznie z jego wysoko postawionym znajomymi, nie pisnąłby słowa czy wszedł w drogę Adeptus Arbites. Za próbę spoufalania się z podejrzanym o najcięższe zbrodnie w najlepszy wypadku grozi długa odsiadka w więzieniu o ostrym rygorze, w najgorszym egzekucja. I to ścierwo, Krane.
Zgniatam papierek w który owinięty był baton. Proteinowa papka, mająca napełnić mój brzuch. Jakbym nie jadł tego przez całe moje życie. Proza przeciętnego obywatela Imperium.
Podchodzę do dataslate'u, który podsuwa Ariel. Zdjęcie denata w nieprzeciętnie dobrej jakości. Nad wyraz spokojny, lekko opalony. Gdy tylko mówi o tym, iż Dalid posiadał kunsztowne bransolety o wężowym splocie, iskra zaskakuje w mojej głowie.
Przełykając ostatni kęs, beznamiętnym głosem mówię:
- O, już widziałem te błyskotki. Mandrigal ma identyczne.
Obraz, namalowany sześć lat temu. Sugestia, której uległ.