27-01-2020, 18:28
|
#87 |
| Poszło prosto i łatwo, ale nie było się z czego cieszyć, bo Bruno przyniósł paskudną wiadomość, że dzieci nie żyją. Volmar poczuł się nagle, jakby ktoś zdzielił go niewidzialną pięścią prosto w serce. Przez dłuższą chwilę układał to sobie w głowie. Starał znaleźć jakieś słowa pocieszenia dla leżącego na podłodze wieśniaka, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zresztą, w takiej chwili i tak żadne słowa otuchy by nie pomogły.
Cichy nie zamierzał przekonywać się na własne oczy, czy dzieciaki naprawdę są martwe. Chociaż był żołnierzem i wiele już w życiu widział, cierpienie dzieci i zwierząt zawsze ruszało go najmocniej. Wystarczyło, że teraz stał zszokowany, próbując zebrać myśli. Widok niewinnych, martwych dzieci nie był mu do niczego potrzebny. - Zgadzam się, weźmy jednego żywcem - mruknął. Poczuł, że w gardle ma sucho. - Najpierw wyciągniemy z niego wszystko, co się da, a potem zgotujemy mu taki los, że będzie żałował, że dał się złapać. Śmierć za śmierć - powiedział beznamiętnie i podszedł do okna, by sprawdzić, czy bandyci nagle nie postanowili skrócić sobie wypadu po żarcie. W dłoni wciąż dzierżył miecz, z którego na podłogę skapywała świeża krew. |
| |