Nie po raz pierwszy w swoim życiu Leonard pożałował braku bardziej intensywnych ćwiczeń strzeleckich. Włochata bestia z byczym łbem zajmowała całe drzwi, ale i tak bełt zdołał trafić framugę, a nie mutanta.
Sytuacja zmieniała się dynamicznie, i Geldmann zorientował się w końcu, że został sam. Odgłosy kolejnych strzałów powstrzymały go od skoku przez barierki schodowe. Na walkę z tak uzbrojonym przeciwnikiem, jak ten biegnący w jego stronę nie miał najmniejszej ochoty. Rzucił więc kuszą w stronę napastnika nie licząc na nic więcej jak uzyskanie cennych w tym momencie ułamków sekundy. Ruszył od razu biegiem próbując uciec temu wojownikowi, w stronę słyszanego przed chwilką głosu baronowej. Kobieta stała w odrzwiach, z ustami rozwartymi do kolejnego krzyku. Rozpędzony Leonard nie zwolnił ani o jotę, brutalnie uderzając w nią barkiem i praktycznie wrzucając do pokoju. Trzasnął drzwiami, łapiąc klucz i przekręcając go w zamku. Wijąca się na podłodze szlachcianka z przerażeniem patrzyła na sztylet w ręce Geldmanna. Chwilę później ostrze głęboko przecięło jej gardło, a ona zaczęła się dławić własną krwią.