Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2020, 22:16   #97
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Niziołek niewiele spał tej nocy. Cały czas przyklejony był plecami do drzewa, w dłoniach przyciskał swój plecak. Jedyną własność jaka mu pozostała. Wodził tylko mętnym wzrokiem po okolicy spodziewając się ataku z każdej możliwej strony. Praktycznie nie reagował na jakiekolwiek bodźce, czy próby rozmowy. Wydawało się jakby wraz z „błogosławieństwem” kapłana Morra uleciała z niego jakakolwiek wola. A może był to po prostu efekt szoku.
Nie zwrócił uwagi na triumfalny powrót elfów ze zwierzyną. Zignorował nęcący zapach oprawianego mięsa. Po miskę sięgnął po tym jak ten, który mu ją przyniósł, odszedł na znaczącą odległość. A i tak nawet wtedy zaczął jeść dopiero po dokładnym obwąchaniu, sprawdzeniu kawałka i wyglądaniu pozostałości po trujących ziołach czy psychodelicznych grzybkach.
Kiedy pozostali członkowie wyprawy powoli kładli się spać, on nie zmieniał swojej pozycji zapadając w pół jawę pół sen. Wyobrażenia wydarzeń ostatniego dnia mieszały się z sennymi koszmarami, z trudem umożliwiając mu rozróżnienie jednych od drugich. Cała wyprawa zdawała się być dla niego wyłącznie majakiem. Z jednym wyjątkiem…

***

Poprzedniego wieczoru

Niziołek przebierał stopą w powietrzu. Opierał się o kawałek skały u wylotu jaskini i spoglądał w przestrzeń z nogą zarzuconą na nogę. Noc była chłodna. Wydawało sie jakby całe życie opuściło te bagna. Może to sprawa ośmiornicy.
- Ciekawa sprawa, nie uważasz? - zagaił do swojego towarzysza. Małomównego członka opactwa, wyglądem odbiegającego od klasycznego pojęcia kapłana Morra. - Nigdy wcześniej nie słyszałem o potworze pałętającym się na bagnach. Chociaż nigdy nie były to bezpieczne tereny. Myślisz że ojczulek nie kłamał?
- Ja też pierwszy raz to słyszałem i nie podobają mi się te sekrety. Nie mam zupełnie pojęcia, do czego Morrytom miałaby się przydać wielka ośmiornica. Jestem kompletnie zagubiony - odpowiedział niziołkowi Leon. - Chyba powinienem o tym porozmawiać z ojcem Markusem. Nie podjąłem wcześniej tego tematu, bo zbytnio mnie zdumiał. Jak myślisz, o co może chodzić? Z twoim doświadczeniem, może odkryłeś coś, co ja przeoczyłem?
- Doświadczeniem? - prychnął niziołek. - Jedyne co zauważyłem to, że ktoś potrzebuje mnie tutaj z innych powodów niż otwarcie mówi. A ciebie co pchnęło na wyprawę?
-Wiara. Po latach służby jako żołnierz, gdy niejednokrotnie zetknąłem się ze śmiercią, zacząłem głębiej się zastanawiać nad sensem istnienia. Odnalazłem go w przemijalności i porządku, w których występuje śmierć. Mam nadzieję, że moja będzie godna i odnajdę odkupienie. A ty? Przecież mogłeś czmychnąć. Co cię trzyma?
Niklas napił się z piersiówki.
- Mogłem? - zapytał ni to siebie ni to żołnierza. - Może. I co by mi z tego przyszło?
Ponownie przyłożył piersiówkę do ust i pociągnął łyk. Zerknął w pustą przestrzeń poza jaskinią.
- Znowu uciekać przed czymś czego nie zrobiłem? Zresztą, zgodziłem się zanim wytłumaczono mi na czym będzie polegać odpust. A zwykłem dotrzymywać słowa. Nie mam jednak zamiaru tutaj umierać. Chyba że w spiżarni tego trupola.
- Właśnie po to tam podążamy, by nikt więcej już przez niego nie umarł. I by zniewoleni przez niego odnaleźli spokój w Ogrodach Morra. - stwierdził ze spokojem żołnierz. - Wiem, że niziołki mają swoich bogów. Który z nich zajmuje się śmiercią?
- Może i mają. Mną nigdy się nie interesowały. Jedynie Ranaldowi mogę cokolwiek być winnym. On przynajmniej ma poczucie humoru.

Dalsza rozmowa przebiegała już w sposób mniej systematyczny. Tematy pojawiały się i znikały, bez jakiegokolwiek znaczenia dla obu. Niklas wstał, żeby udać się na obrzeża obozu zrobić to co robi każdy mężczyzna po piciu. Nie zamierzał oddalać się daleko, tyle żeby Leon nie widział jak wyciąga z kieszeni paski suszonego mięsa. Kiedy obudzili ich na wartę, cichcem otworzył ukrytą przegródkę plecaka i wyciągnął część swoich zapasów. Nie starczyło to, żeby się najeść, ale na pewno nie miał zamiaru głodować z powodu mizernej jakości pożywienia wyprawy. Posiłek był podstawą każdej wyprawy w głuszę, a kto nie potrafił zadbać o samego siebie, szybko dołączał do pobielałych szkieletów przykrytych igliwiem.

***

Poderwał nagle głowę, brzęcząc przyczepionymi do plecaka miską i sztućcami. Zmęczonym wzrokiem powiódł po okolicy. Wybrani do pilnowania siedzieli cały czas na swoim miejscu. Mało co zwracali uwagę na jego osobę. Ogień tlił się dając delikatne ciepło. Brzuch zaburczał w oburzeniu z powodu małej ilości dostarczonego paliwa. Niklas pospiesznie rzucił spojrzeniem. Zamarł niczym drapieżnik polujący na tłustą sarninę. Nie chciał zdradzać się ze swoimi tajemnicami. Jego zapasów starczyło by może na dwa dodatkowe dni dla całej drużyny i to nawet wliczywszy słynny apetyt jaki zdradzali przedstawiciele jego gatunku. Przeczuwał jednak, że wyprawa potrwa znacznie dłużej. A kiedy głód przybliży kapłana do jego boga, on, razem z sojusznikami, rozprawią się z prawdziwym zagrożeniem. Jeżeli zaś nie uda się zdobyć sojuszników, to chociaż warto zadbać o to ziarno niepokoju, pielęgnować je. Wtedy spadną łuski z oczu wszystkim ślepym i odkryją to co Ranald przekazywał staremu Niklasowi od tak dawna, a co sam dopiero zrozumiał. Obnażone zostanie zepsucie całego opactwa i ich mroczne knowania.
Wydobył kilka pasków mięsa i suszonych owoców. Żując je dyskretnie spoglądał na śpiących, przypominając sobie wszystko czego się dowiedział. Uwagę zwrócił zwłaszcza na Leona, młodą czarodziejkę i tego milczącego rycerza na koniu. W głowie wykluwał się powoli plan, który płynnie przeszedł w senną marę. Znowu zapadł w letarg.

***

Rano, zaraz kiedy oporządzili obozowisko. Nad niziołkiem zapadł wyrok. Po usłyszeniu kary, Niklas tylko mocniej wydmuchnął powietrze nosem ale powstrzymał się od komentarza. Najwyraźniej pomylił się w ocenie Albrechta, traktując go wyłącznie jako kapłana. A Panowie rycerze jak zwykle musieli pokazać gdzie ich miejsce. Zwykle tracili rezon gdy wyskubało się ich z pancerza niczym raka, ale dosyć było tego wszystkiego. Nie mógł pozwolić sobie na robienie wrogów, kiedy w okolicy panoszyło się to morryckie dwulicowe ścierwo.
- Rozumiem, Panie Rycerzu, a jaka jest kara za morderstwo? – zapytał szlachcica, ale nie oczekiwał odpowiedzi bo momentalnie zalał go potokiem kolejnych słów, wskazując wymownie w kierunku Marcusa.
Bo jak inaczej nazwać kazanie mi podróżować po tej kniei bez uzbrojenia? Mam pozbierać kamieni i ciskać nimi w jakiekolwiek plugastwo mnie zaatakuje?
- Rób co ci dowódca pozwoli. Niczyja to wina, że gubisz sprzęt jakby to były guziki - rzucił Albrecht bardziej niechętnie niż dotąd.
- Co zaś do twojego pytania, to widziałem twych towarzyszy na rynku gdy odebrali swoje kary. Był wśród nich morderca, pamiętasz na pewno - wtrącił się Marcus łagodnym tonem.
- Jeszcze jedna taka złośliwość a cię tu zostawię - zagroził po chwili.
- I tak czeka mnie śmierć jeżeli nie odzyskam mojej broni. Sigmar jeden wie jakie plugastwa jeszcze się tutaj panoszą - odparł bez namysłu niziołek, szczypiąc się w nogę przez materiał kieszeni aby się uspokoić.
Róża miała dość tej rozmowy. Podeszła do Niklasa i wyciągnęła z buta swój nóż.
- Prosze, abyś czuł się bezpieczniej - powiedziała podając go niziołkowi. Skierowała swoje spojrzenie na kapłana.
- Nie wiem czego winien jest ów niziołek, ale skoro pozwoliliście mu odbyć pokutę na tej wyprawie to teraz nie odgrażajcie się, że go zostawicie.
- Dziękuję ci Pani - ukłonił się niziołek po tym jak schował nóż za pas. - Widać, że ty jedna dbasz o los tych najmniejszych. Widać kłamstwem i potwarzą są plotki jakie narosły dookoła waszego cechu.
Po tych słowach skinął jeszcze głową zarówno Marcusowi jak i Albrechtowi, chociaż rycerzowi z większym poważaniem, po czym ruszył dołączyć do elfów na czole wyprawy. Nie czuł się co prawda bezpieczniejszy, ale przynajmniej miał coś ostrego pod ręką. Po drodze w lesie znalazł odpowiedniej wielkości kamień, którym w najgorszym wypadku mógł cisnąć na odległość. Wiele by pewnie to nie dało, ale niziołek rzuca, Ranald kamienie nosi...

***

Po napotkaniu totemów Niklas momentalnie chwycił za ukryty pod koszulą medalion. Mamrotał coś ustami po czym splunął przez lewe ramię i tupnął trzy razy prawą stopą. Widywał takie rzeczy na północy, a zwykle oznaczało to, że jego banda musi szybko zmienić kierunek podróży, jeżeli nie chce skończyć w garze jakiegoś plugastwa. Wątpił, żeby jego obecni towarzysze mieli równie dużo rozsądku.
Przy oględzinach chaty niewiele mógł się przydać. Mógł stwierdzić to samo co wszyscy. Dwa trupy i zgliszcza. Postanowił wspiąć się na okoliczne drzewo, może z wysoka zobaczy coś co umykało pozostałym.
Odkąd pamiętał uwielbiał się wspinać. Szło mu to też całkiem nieźle, a na wysokościach zawsze lepiej mu się myślało. Także tutaj powiew chłodnego powietrza schładzał jego przepoconą i pobrużdżoną twarzyczkę. Oczyszczał umysł od natłoku myśli. Nie pozwalał sobie jednak na wędrowanie razem z chmurami. Słuchał, na ile był w stanie, słów Marcusa. Zauważył też, że wzrok rycerza Albrechta. Uśmiechnął się zatem do niego wcale życzliwie. Poprzednio źle go ocenił. On też mógł mu się przydać.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline