Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 20:06   #84
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Magica Icaria

Eidith obudziła się w łóżku szpitalnym Magica Icaria. Nie miała już na sobie pancerza ani niczego innego poza bandażami. Obok niej znajdował się stół z narzędziami operacyjnymi. Za nim, znajdowały się trzy postaci zajmujące się innymi pacjentami. Osobnicy ci nie wyglądali jak pielęgniarki, a bardziej jak kosmici bądź demony. Mieli powyginane, kościste twarze, chropowatą skórę, z której wyciekała jakaś wstrętna, czarna posoka, ich dłonie kończyły się pazurami, a nogi kopytami. Ich pacjenci byli dość podobni.
- Co jest… czym… gdzie ja… - mamrotała dziewczyna, chcąc podnieść się z łóżka. Jak tylko opuściła jego kraniec runęła na podłogę. - Fiend… are you here? - Wymamrotała na głos. - Gdzie ja kurwa jestem?! - Spoglądała na demoniczne proporcje postaci. Z całych sił próbowała się wgramolić z powrotem na łóżko.
"What do you want?" - spytała obecność. Koszmarne postaci zbliżyły się do Eidith.
- Nothing... Im just glad you still here. - Powiedziała, po czym dodała. - Zostawcie mnie… wy… - Eidith w końcu wciągnęła się na łóżko. Spoglądała na demoniczne postaci, nie chcąc wierzyć własnym oczom co widzi. To na pewno nie było piekło, to miejsce nie styluje się jak Magica icaria. Więc skąd te monstra?
- Fiend… my rifle please. - Wyjęczała widząc jak kreatury się do niej zbliżają. Nie miała nawet sekundy do stracenia.
"What fucking rifle, do I look like a wizard?" - spytała obecność, gdy jedna z kreatur pochyliła się nad Eidith.
- Już po mnie… chcą mnie wpierdolić za mój grzech… to nie moja wina. - Eidith majaczyła jakby była czymś dobrze naćpana. Ale była pewna co do kreatur które widzi. Z łzami w oczach, zaczęła sięgać po narzędzia operacyjne… pierwsze które ją skaleczy, powinno być odpowiednio ostre.
Jedno z monstrów położyło rękę na czole Eidith, gdy ta wbiła mu skalpel w szyję. Z rany zaczęło tryskać krwią, pozostałe monstra krzyknęły i zaczęły wybiegać z pokoju.
"What was that for?" - spytała obecność, gdy Eidith trzymała umierającą kreaturę w dłoniach. - "You're in a hospital dumb bitch. Vlad dropped you off like three days ago".
- NIE WIDZISZ KURWA?! To potwór chce mnie dorwać! - wypuściła skalpel z dłoni. Zaczęła nawet myśleć, że to się jej śni.
- Uciekły chcą… się roznieść po Icarii… nie pozwole. - Eidith złapała za największy przyrząd chirurgiczny jaki widziała.
"Wait." - Zatrzymała ją obecność. Wzrok Eidith stał się dużo bardziej rozmazany, ale przestrzeń nabrała nieco więcej kolorów. - "It was just a nurse." - wytłumaczył wilczycy towarzysz. Patrząc na truchło kreatury, Eidith zaczęła widzieć zwłoki zwykłej kobiety, choć nie była w stanie wyróżnić szczegółów. - "Don't tell me my eyes are THAT different. Either way yours are still broken. Good luck counting your fingers with all this blurr".
Gdy do Eidith dotarło co zrobiła, ponownie wyskoczyła z łóżka. Złapała za najbliższy skrawek prześcieradła i zaczęła dociskać do rany na zwłokach.
- Przepraszam...Przepraszam… ale ja naprawdę. - Dyszała ciężko, po czym zawyła. - POMOCY! Pomocy. - Widocznym było że Eidith to morderstwo zabolało bardziej niż pielęgniarkę. Na pewno dzielnie służyła Icarii, tylko po to by zostać zaszlachtowanym przez jakąś maniaczke z próbówki. -”I really seen them… as monsters. Please believe me.” - Dorzuciła w myślach.
- "Pfft. I don't know the difference".
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się bez ostrzeżenia. Stał w nich wkurwiony Doc Belly z pistoletem strzałkowym w ręku. Nic nie powiedział, po prostu wystrzelił w Eidith.

Gdy inkwizytorka ponownie się obudziła, znajdowała się w tym samym łóżku. Tym razem jedną rękę miała przykutą do kaloryfera kajdankami. Jej wzrok był już dobry, ostry jak wcześniej, a pozostali pacjenci wyglądali jak ludzie.
Eidith rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Ale miałam pokurwiony sen… chyba? - stwierdziła bardziej niż zapytała. Kajdanki trochę rozwiały jej wszelkie wątpliwości.
- Aaah… shit… - stwierdziła w końcu. Nie mając nic lepszego do roboty zagadala do obecności.
- I fucked up. Mission and that nurse.-
"I don't know if there was a mission. Vlad didn't take that stone with him." zauważyła obecność.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Weszła przez nie pielęgniarka, u której boku był Doc Belly z pistoletem strzałkowy w ręce.
- Jak się dzisiaj czujemy? - spytała pielęgniarka.
- Jak gówno prosze siostry. Ale nie mam już halucynacji. Co z moimi ludźmi? - zapytała unikając kontaktu wzrokowego z Doc'iem.
- Hm? Tylko ciebie dostaliśmy pod opiekę. - odpowiedziała pielęgniarka.
Doc pociągnął za spust. Eidith poczuła ukłucie strzałki. Jej wizja zaczęła się rozmywać, a słuch słabnąć.
- Zeskanuj ją i zbadaj. Jak coś z nią jest to niech leży pod IV. W innym wypadku każ owcą zanieść ją do jej pokoju. - Doc brzmiał na równie zmęczonego, co podczas ich wspólnej misji. - Ile była martwa? - spytał.
- Łącznie trzydzieści godzin.
Doc westchnął.


Jeszcze później.

Eidith obudziła się w swoim pokoju, już bez kajdanek. Czuła się całkiem zwyczajnie.
Przyciskiem obok łóżka odpaliła telewizję na której leciały jakieś kreskówki, zwlokła się z łóżka lecz kołdrę zabrała ze sobą w którą była teraz owinięta. Cieniste dłonie zaczęły przygotowywać kawę w jej ekspresie.
- Did that fucking egghead just said i was dead? That’s… weird. - Przemówiła na głos dop obecności patrząc jak parzy się jej kawa.
”Don’t look at me, I feel pretty alive.”
- But you were awake when i wasn’t. What happened, did i really flatlined? - Dopytała, a cienista ręka złapała za kubek z kawą z którego od razu się napiła.
"I live through your body. If your eyes are closed, I can't see shit either. You zoned out after Vlad closed you in that crystal thing. Then we were at the hospital. There were probably a few days in-between the two events."
Eidith jedynie westchnęła. Od niechcenia zaczęła patrzeć w telewizor.
- Naprawdę go odjebałam… kurwa. Mam nadzieje że reszta watahy nie będzie miała o to pretensji. Ale jak będą… Nie hamuj się zmoro. - Rzuciła raczej smutno. Mistrz był zajęty nowymi rekrutami więc nie za bardzo miała się gdzie podziać. Ubrała się w swój standardowy uniform i postanowiła pójść coś zjeść do kantyny. Prędzej czy później i tak musi się skonfrontować z watahą na temat Sina.
-”If those pups try to get their revenge on me for that traitorous fuck, punch them. Hard.” - Przemówiła do obecności i udała się do kantyny.
Pomimo wyraźnych dźwięków z środka kantyny, jej drzwi były zamknięte.
- Aha… zaczęło się. - Eidith uderzała pięścią w drzwi. Nie uzyskała żadnej odpowiedzi więc, więc postanowiła skorzystać z pomocy obecności.
-”Fiend pull these doors apart for me please.” - Przemówiła w myślach. Była głodna i chciała coś zjeść, nie pozwoli na to by humorki watahy stanęły jej na drodze.
Bez większego trudu, choć z głośnym zgrzytem, obecność rozparła drzwi na boki. Wewnątrz kantyny S3X oglądała telewizję, Falco spała na kolanach Bonnie, Mors ostrzył miecz, a Yse piła burbon z Alice. Większość nie zareagowała na usilne wejście kapitan, nie licząc Alice, która rzuciła wilczycy bardzo nieprzyjemne spojrzenie.
- "I haven't see that much bloodlust since you've last looked in a mirror" - skomentowała obecność.
Za ladą nie było barmana. Zamiast tego, znajdowała się na niej karteczka z napisem "nieczynne".
- Gdzie jest Danpa ten jebany kłamca?- Rzuciła na głos przechodząc przez środek pomieszczenia do lady. Skoro barmana nie było chciała się obsłużyć sama. - Co on wam nagadał?! - Dorzuciła przeszukując lodówki za ladą.
- Spierdalaj. - odburknęła Alice. - Danpa poszedł aplikować o awans.
Yse i Mors donośnie westchnęli. Nikomu nie imponowało podejście Eidith.
Wilczyca wyciągnęła z lodówki jakieś zapiekanki, po czym wsadziła je do piekarnika na zapleczu.
- Awans? Chyba na arcy kloszarda. A spierdalaj możesz sobie do matki mówić mała pijaczko. - Odrzuciła w stronę Alice. Gdy nastawiła piekarnik wróciła do głównego pomieszczenia, opierając ręce na ladzie pociągała za sznurki snajperki.
- Dupa cie boli że zdrajcę odjebałam? A może to był twój kochaś? Wiesz z jego zdolnościami mogłaś łykać końską pałę na komendę. Ktoś poza tą suką chce bronić tego skurwiela? Przykro mi że mogłam go zabić tylko raz. - Zakomunikowała wszystkim obecnym. Była gotowa do walki, jeśli któryś za watahy będzie na tyle głupi.
- Wiedzieliśmy, że w końcu się zabije. - przyznała Yse.
- Ale nie zabija się swoich. - stwierdziła stanowczo Alice, po czym łyknęła z butelki. - Czyli nie jesteś jednym z nas. - oceniła. Nikt nie zaprzeczył.
Falco otworzyła jedno oko leżąc na kolanach Bonnie. - To ty go zdradziłaś, zabierając go na pewną śmierć. Potem zamordowałaś go, żeby zapunktować z Vladem. Jak jesteś głodna, to idź mu obciągnąć. - zasugerowała kobieta. Alice uśmiechnęła się, słysząc ten komentarz.
- Danpa wygrał ostatnio planetę w karty. - Bonnie stoczyła lekko z tematu. - Apeluje o zostanie jej nadzorcą inkwizycji.
- Chciałam być jednym z was, ale zmieniłam zdanie. Będę was traktować jak piechury póki się nie skończycie. Banda rozpieszczonych pierdolców nagle mi wyjeżdża z kręgosłupem moralnym. I bronią zdrajcy który działał przeciwko mnie i misji. - Wilczyca robiła się powoli zła.
- Falco podejdź do mnie i powiedz to jeszcze raz. - Kiwnęła palcem na nią.
- Moralność? Pierdoli mnie moralność! - zezłościła się Alice. - Nie jestem w tej grupie za grzeczne zachowanie na służbie. Jestem tu, bo zabijam za dobrze. Bo trafiłam kilka bezdomnych dzieciaków za wiele i ten kutas Klaus wyrwał mnie z głównej gwardii. - Alice wstała z miejsca. - Ale o swoją rodzinę się dba. Przed tobą to była moja grupa. Jakoś Sin sobie radził.
W czasie tego monologu Falco wstała z miejsca i podeszła do Alice. Położyła jej rękę na ramieniu, powstrzymując dziewczynę przed nagłymi ruchami.
- Jak ci papa nie chciał dać, to zawsze możesz moją dupę wylizać, kurewko. - Zaproponowała, patrząc Eidith w oczy.
- Wyrucham cię kurwo we wszystkie otwory. - Wilczyca już nawet nie udawała spokojnej, stanowczym krokiem, zbliżyła się do Falco - A każdy z was śmieci niech się nie waży obrażać mojego mistrza - Dodała do reszty, po czym spojrzała prosto w oczy Falco.
- Chcesz mi przyjebać? No dalej zrób to. - Oczy Eidith zaszły bielą. -”Fiend get ready to KO this bitch.” - Przemówiła w myślach.
"I dunno, maybe I should let you work this one out yourself? Those are your people after all. Hell, maybe I should riot with them, for the fun of it? I want a rise! And a healthcare plan! HAHAHA!"
- Nie jestem tu od zamiatania podłóg. - odparła Falco.
- Wiesz, gdzie są drzwi. - Skomentowała Alice.
Eidith napluła prosto w twarz Falco. - Pizda. - Dodała czule. -[i]”You’re ,my only ace against this bunch. Dont you dare fuck me over”.[i/] - Dorzuciła w myślach. Eidith miała serdecznie dość. Może i to było jej winą że się nie zaaklimatyzowała wśród watahy, ale oni też nie dawali jej żadnych forów pod tym względem. Mutant z laboratorium nie posiada szerokiego wachlarza zdolności socjalnych, co też mieli w dupie.
Falco skrzyżowała ręce i odpowiedziała własnym splunięciem, któremu towarzyszyła też salwa od Alice. Eidith skończyła z oślinionym czołem i policzkiem.
"I dunno, what do I get for this? It's not like they can kill you. I don't feel very obligated to help you right now."
-”YOU dont ever get anything from anything. You acting solely on your whim. These are not my people anymore, and i want you to hurt them. Sweep both of these cunts.” - Ponaglała w myślach nie ruszając się z miejsca. -”Like right now” - dorzuciła.
"You said it princess. I act on my whims. Your will isn't my whim. These guys? They can't do shit, they know it. Me? I'm the one making terms, girly. You want to show off my power right here and now? You'll have to strike a deal. I want your body. For a day. From this midnight to the next."
-”As long if you show them their place. But dont kill them, they have to die while serving the Icaria.” - Dorzuciła w myślach, po czym przybrała dość nieprzyjemny uśmiech.
Czarna macka wyskoczyła spod nóg Eidith, zrzucając Alice na podłogę i odpychając Falco, która wrzeszcząc złapała kończynę zębami. Ku zdziwieniu Eidith, nie stała przed nią umięśniona kobieta, tylko przerośnięty, warczący, dwunogi wilk.
Nie mając Falco przed oczyma, Eidith spostrzegła, że Bonnie opuściła kantynę jakiś czas temu. Na widok zawieruchy S3X uciekła do toalety. Mors dalej ostrzył swój miecz, a Yse odskoczyła w tył. Nie było jednak oczywistym, czy planuje atakować.
Eidith poczuła się zimna. Patrząc w dół, spostrzegła liczne, czarne wici obecności oplatające jej ciało, tworząc kolczasty pancerz.
"I was playing with you when you were unconscious. I call this one the Dark Knight. It makes you look like an edgy virgin, but it should make you punch harder and die slower. Try it for size."
-”Play along with me, keep them from stabbing me in the back. And this one already is in bed with corruption.” - rzuciła w myślach, po czym przemówiła na głos.
- To jest ta chwila w której mnie przepraszasz Falco. - Z tymi słowami z całej swojej siły wymierzyła cios w czoło Falco.
Wilkołak cicho zaskomlał, gdy stróżka krwi zaczęła lecieć z jej czoła. Bez zwłoki Falco oddała pięknym za nadobne, skacząc w przód i łapiąc w zęby wycofujące się ramię po pięści. Eidith nie była w stanie nim ruszyć i czuła wyraźny ból od nacisku szczęki kobiety, choć jej zęby nie były w stanie przebić się przez warstwy obecności.
Z drugiego końca lady Eidith usłyszała przeładowanie magazynka. Alice wycelowała do niej ze swojej snajperki, po czym zapadła cisza przerywana tylko miarowym ruchem ostrzałki Morsa.
- Alice… masz czysty strzał… no dalej. - Ponaglała siłując się ze szczęką Falco. Każdy umie bić, każdy umie gryźć… ale nie wtedy gdy brakuje powietrza. Eidith wymierzyła kolejny cios w gardło Falco. - Już raz oszukałam śmierć… jakie wy macie szanse? -
Falco spróbowała złapać pięść Eidith. Udało jej się, lecz pazury wilkołaka zdrapały wyłącznie warstwy czarnych wici. Uderzenie wylądowało prosto w gardle Falco, przez co drgnęła. Donośny strzał opuścił lufę Alice.
Kula uderzyła Eidith prosto w głowę. Zablokowały ją warstwy obecność, lecz mimo tego Eidith o mało nie straciła przytomności. Jej wizja stała się mniej wyraźna a czoło wyraźnie zaczęło krwawić.
W tym czasie Falco zasłabła i upadła na kolana, uwalniając ramię Eidith.
- Alice… oficjalnie próbowałaś mnie zabić. - Eidith złapała się za głowę. - Teraz powiem wam co powiedziałam Sinowi… - Wilczyca odetchnęła głęboko. - Zapomnę wam co zrobiliście, naprawdę. Ale jeśli chcecie to dalej ciągnąć, zginiecie tutaj. Jako zdrajcy. Sin miał dwie takie szanse… postanowił mnie olać. Co wy zrobicie? - Zapytała na koniec, szykując mackę do pochwycenia Alice za gardło. Odcinanie powietrza działa na nich perfekcyjnie. W jej dłoni powstał podłużny czarny szpikulec, który uniosła nad Falco. Nie otrzymanie żadnej odpowiedzi uzna za odmowę i zgładzi Falco na miejscu, przebijając jej mózg.
Falco wstała z nóg, chwytając łapą szpikulec. Jej krtań wyglądała na nienaruszoną.
- Zapomniałaś srebra suko.
Alice bez słowa przeładowała kulę.
- Wystarczy. - rozbrzmiał pozbawiony tonacji głos. W przejściu stał mężczyzna w garniturze, którego twarz zastępowała seria rytmicznie poruszających się zębatek i wahadeł. Był to biskup, Tim Turner. - Zaatakowałaś pierwsza. Alice i Falco mają prawo do samoobrony. - ostrzegł. - Jak mi wyjaśnisz tę herezję?
- Dyscyplinowanie podkomendnych proszę pana.- Przemówiła kłaniając się w stronę biskupa z ręką na sercu. - Mają mi za złe, że wyeliminowałam zdrajcę w naszych szeregach. - Dodała Eidith nie zmieniając postury.
- To nie pole walki tylko kantyna. Złóż odpowiednie wnioski i zostaw sprawę administracji. - brak tonacji Tima pozostawiał jego emocje zagadką. - Czeka nas ogromna operacja w przyszłym tygodniu. Do tego macie wolne. Przygotujcie się na wasze najtrudniejsze zadanie do tej pory. - poinformował, odwrócił się i odszedł.
- Tak proszę pana. - Ukłoniła się jeszcze niżej. Gdy się wyprostowała powłoka obecności z niej zniknęła. - Odjebcie coś takiego na misji… proszę was. - Eidith zaczęła się kierować w stronę wyjścia po drodze złapała za serwetki ze stołu, i wytarła twarz. Zanim jednak opuściła pomieszczenie zakrzyknęła. - SEXY! Do mnie. -
Alice splunęła na zimię i wróciła do butelki, Yse stoczyła się na ziemię pod ścianą z westchnięciem, a Falco zmieniła w swoją ludzką fromę, masując się po szyi.
S3X od jakiegoś czasu przyglądała się wydarzeniom przez szparę w drzwiach do toalety, na zawołanie Eidith niemrawo wyjrzała przez drzwi. - Tak..?
- Sexy kochanie proszę cię byś podeszła. - Ponagliła Eidith ścierając strugę krwi z czoła.
Zielonoskóry android podszedł do Eidith z odrobiną niepewność.
Wilczyca objęła toborkę i zaczęła jej mówić do ucha.
- Sexy… jesteś jedyną w tej bandzie, której ufam. Te kurwy będą próbować cię nastawić przeciwko mnie. Nie chcę tego, nie wiem co zrobię jak i ty mnie zdradzisz. - Odsunęła się od jej ucha, lecz jej nadal nie puściła. - Od dzisiaj mój pokój jest twoim pokojem, a ty jesteś moją prawicą. Muszę teraz się gdzieś udać od tej północy do następnej, by coś załatwić. Jak się czujesz odnośnie roboty papierkowej? - Zapytała Eidith.
- ...Nie znam ani jednego protokołu... - przyznała zielonoskóra. Jej pobyt w Magica Icaria był krótki. Nigdy nie odbyła żadnego kursu czy treningu.
- Nie szkodzi, po prostu opisz zdarzenie z Sinem tylko samą prawdę! A także te tutaj i podkreśl jak Alice uważa zdrajcę Icarii za rodzinę. Falco puszcze to płazem bo jest tępa. Tak kurewsko głupia. JAPIERDOLE jak można być tak zretardzonym jest ponad mnie. Po prostu opisz co powiedziałam, ale nic z tym nie rób muszę się pod tym osobiście podpisać, zrób to w moim pokoju tam ci nikt nie będzie przeszkadzał. No i zjedz te zapiekanki co przygotowałam. Mi zdrajcy apetyt odbierają. - Stwierdziła, po czym pocałowała toborkę w usta. - No a teraz sio. - Dorzuciła, samemu kierując się do wyjścia. Miała wiele pytań do Vlada i jedną dość nietypową prośbę, więc postanowiłą się do niego udać.
Oparta o ścianę na korytarzu czekała Bonnie, bawiąca się nożem.
- Ja chcę tylko wkurwić ojca, więc mi wszystko jedno. - wyznała, gdy Eidith się do niej zbliżyła. - Mogę trzymać Falco na smyczy. Zresztą, nikt ci nie dotknie, póki ty pierwsza tego nie zrobisz. - westchnęła. - Mors też będzie się słuchał. Programowali go od małego. Wylądował w tej jednostce, bo nie potrafi działać bez polecenia, ani się im sprzeciwiać, gdy są głupie.
- Huh… Bonnie czym ja dla ciebie jestem? Proste pytanie. - Odpaliła od razu wilczyca.
- Kolejnym nieudanym eksperymentem papieża? - odparła dziewczyna. - Jak ja i cała reszta.
Wilczyca uśmiechnęła się szeroko. - Ja myśle, że jesteśmy całkiem udani. Dysfunkcyjni marginalnie, fakt. Ale udani. Nie trzymano by nas jakby było inaczej. Ale doceniam twoje.. Jak to się nazywa… zaangażowanie? Tak czy inaczej Bonnie, cieszę się, że postanowiłaś się do mnie normalnie odezwać, a nie zgrywać trudną do zdobycia. - Wilczyca oparła dłoń na jej ramieniu. - Mogę ci też parę sztuczek pokazać z nożem jeśli będziesz chciała się czegoś nauczyć. Chyba lepiej się kroi cel który się stawia? Nie wiem, ja wolę kogoś zastrzelić. Tak czy siak, chętnie cię nauczę tego co mi wjebano strzykawkami, kablami, cewkami i innym chujstwem w ciało. “Pamięć mięśniowa” tak mi mistrz mówił. - Odsunęła rękę od dziewczyny, po czym puściła jej oczko. - A teraz spadam się dowiedzieć paru rzeczy. Dasz wiarę że zdechłam trzy dni temu? Beka. - Minęła Bonnie kierując się do Vlada.
Bonnie wzruszyła ramionami, jej twarz nie zdradzała żadnego entuzjazmu. - Falco, do nogi! - krzyknęła, wracając do kantyny.

Znalezienie drogi do biura Vlada było równie irytujące za drugim razem, co konfundujące za pierwszym. Jego nora ukryta głęboko w kompleksie w mało oświetlonym labiryncie przejść i pięter nie była w żaden sposób gościnna.
Eidith przedostała się przez sekretarkę Vlada do jego biura, zobaczyła mężczyznę siedzącego na fotelu pod ścianą przed stołem pełnym stert dokumentów. Na widok gościa, mężczyzna zerwał się z ekscytacją, ręką zrzucając papiery ze stołu:
- EIDITH! Potrzebuję tu towarzystwa i wymówi na przerwę. Właź, właź! - zaprosił, po czym opamiętał się i zaczął zbierać dokumentację z podłogi.
- Umm. Oczywiście Panie Vlad. Proszę mi wybaczyć moją postrzępioną aparycję, ale musiałam porozmawiać z podkomednymi… nie… psami. - Poprawiła się na koniec. - Mają focha za Sina, ta mała pijaczka Alice najchętniej by mnie strzeliła w tył głowy. - Przyznała przeczesując kosmyk włosów za ucho.
- To złóż podanie o przeniesienie jednostki do innego ugrupowania. - zasugerował Vlad. - Zoana nie stać, żeby agenci zabijali siebie nawzajem. - stwierdził biskup, zasiadając z powrotem na fotel. - Coś potrzebujesz, czy przyszłaś się chwalić?
- Chciałam zapytać… czy pan może wie co się ze mną działo zaraz po misji? Doc ewidetnie powiedział, że byłam martwa przez trzy dni… -
- Czy ja wyglądam jak twoja sekretarka? - spytał Vlad, kładąc nogi na stole. - Chyba Doc wie najlepiej o czym gadał.
- Ten jajo… Znaczy Pan Doc wiele razy zaznaczał by mu nie przeszkadzać, więc nawet się nie ośmieliłam do niego wybierać. - Przyznała jawnie zakłopotana.
-”Fiend about our deal, what do you want to do with my body? Your answer is very important. For your benefit”. - Rzuciła naprędce w myślach.
- Jeszcze chciałam zapytać… jak właściwie rozwija się korupcję? Widziałam jak Pan nią włada jak chce, gdy ja z moją muszę się użerać i walczyć o kontrolę nad ciałem. -
- "Doesn't matter. We've already made an agreement."
Vlad pomasował się po podbródku. - U każdego inaczej. Stres czasem pomaga, ale też nie zawsze. - Westchnął. - Korupcja sama sobą rządzi, taki jest jej urok.
-”Welp you might regret not telling me. Last chance fiend.” - Ostrzegła zmorę, po czym przemówiłą do biskupa.
- Mhm… stres. - Eidith oparła rękę na podbródku. Cenna uwaga, ale jak mówił Vlad korupcja robi co chce więc będzie musiała poczekać aż się rozwinie. Cały czas ma przed oczami obraz gdy Saria jedną ręką zatrzymała tego behemota.
- A ten kamień… zanim się wyłączyłam jestem pewna że go Panu rzuciłam. Jeśli mogę zapytać do czego on był potrzebny? -
"I'm not going to tell you, because it doesn't matter. The deal has been struck. No backsies from the devil."
Vlad głośno ziewną. - Już mówiłem na misji, do czego on służy. Tak słuchasz swoich biskupów? Wybatożyć cię trzeba? - spytał.
-” Oh im not backing off from the deal no matter what. I was just curious but if you insist to be a dick about it…” -
- Nie… nie dziękuję. Ale miałabym inną dość nietypową prośbę. Czy jest jakaś wolna cela? Taka żeby prawdziwe monstrum zamknąć w środku. -Dla Vlada ta prośba musi brzmieć skrajnie debilnie, ale uparta zmora nie chciała jej nic powiedzieć. Nie mogła pozwolić by zrobiła coś głupiego używając jej ciała.
- Przynajmniej pół lochu jest puste. Nie mamy tu co i po co trzymać. - westchnął Vlad. - Co ci do tego? - uniósł brew.
- Chciałabym zostać zamknięta od tej północy do następnej. Jedna z gorszych dla mnie rzeczy być zamkniętą w izolatce, a skoro stres katalizuje korupcję może uda mi się nabyć jakąś nową zdolność. - Wytłumaczyła. -”Still no?” - rzuciła w myślach.
"Ask me for something again. No more dark knights. Hope you can fight your battles on your own." obecność nie była zadowolona z cwaniactwa Eidith.
Vlad schylił się do szafy i wyjął stertę papierów, przynajmniej dwieście stron. - Nie mam zamiaru przeprowadzać dokumentacji dla twojego dziwnego fetyszu. Jak sama to przerobisz, to możesz spać, gdzie chcesz.
Eidith jak tylko spojrzała na stos papierów dostała migreny. - Może po prostu się zamknę w pokoju. Przepraszam za marnowanie pańskiego czasu. - Eidith ukłoniła się delikatnie i opuściła biuro biskupa. Przechadzając się przez ten labirynt z debilnym uśmieszkiem przemówiła. - To uczucie które teraz czujesz zmoro. Ja tak mam, gdy ty mi coś takiego odpierdalasz. - Skrzyżowała palce za głową, kierując się do swojego pokoju. Dawno nie przeglądała swojego CKP, jakby coś w nim się popsuło to by się chyba popłakała. Ciekawa też była jak idzie toborce ze zleconą jej robotą.

W swoim pokoju Eidith zastała S3X oglądającą telewizję. Na pytanie o postęp, odpowiedziała:
- Zapytałam księdza jak to zrobić, to powiedział, że jak na misji był biskup, to on odpowiada za sprawozdania.
- To by wyjaśniało sterty papierów na jego biurku. - Pokiwała głową Eidith, po czym mijając toborkę przeczesała jej delikatnie włosy. Z gabloty zamkniętej na szyfr, wyciągnęła swój karabin i postawiła go na specjalnym biurku pod ścianą na którym przeprowadza wszelką konserwację swojego sprzętu. Maskę też położyła, by sprawdzić czy w niej wszystko działa jak należy.
- Sexy, jak ci się tutaj podoba. Lepiej niż setki metrów pod wodą? Reszta zespołu nie uprzykrza ci życia? - Zapytała siedząc pochyloną nad karabinem, który bardzo szybko był rozbierany na części.
- Umm...ignorują moje istnienie. - stwierdziła S3X. - Wolę to od tego co było w laboratorium - stwierdziła.
- Ja też. - Przyznała od razu białowłosa. - Lata w laboratorium to był koszmar. - Dodała wycierając środek lufy karabiny wyciorem.
-”Our deal is still a deal. You get what you want. You always do… I envy you sometimes.” - Rzuciła w myślach.
- Sexy… jesteś najbardziej ludzkim robotem jakiego widziałam. Wiem, że nie wbijesz mi noża w plecy w środku misji. -
- To chyba...dobrze? Chyba oto im chodziło przy...tej, budowie. - S3X szukała poprawnego komentarza. - Zresztą, co to znaczy być człowiekiem?
- Nie wiem szczerze mówiąc. Mówię ci to ze swojego stanowiska. Jestem mutantem z laboratorium. Ale jakbym miała strzelać… Współczuć komuś? Troszczyć się o kogoś? Chciec z kimś przebywać? Zabiłaś mi klina w chuj teraz. - Przyznała wilczyca, przeglądając komorę podająco naboje w karabinie.
- Więc… nie jesteś człowiekiem? A ja jestem najbardziej ludzka w drużynie? - spytała skonfundowana.
- Basically… No to by się zgadzało. - Spojrzała na toborkę przez ramię. - Mnie też te rzeczy mylą, więc się nie przejmuj. - Dodała. Wydmuchała jakieś drobinki kurzu z podajnika amunicji w karabinie, po czym się odezwała.
-”Człowieczeństwo”, widziałam to wtedy gdy wystrzeliwałaś tobory, którym odjebało. Maszyny nie myślą by skrócić czyjeś cierpienie. Wtedy mi zaimponowałaś. Ktoś się naprawdę spuszczał nad twoim projektem. W sumie to nas łączy, nam obu ktoś narzędziami w głowach gmerał. - Nie widząc więcej zanieszczyszczeń w karabinie zaczęła go powoli składać do kupy.
S3X zastanowiła się przez chwilę. - Wobec tego, człowieczeństwo nie występuje naturalnie? - zasugerowała. - Ale jest wytworem ludzkich rąk.
Powieki Eidith poszerzyły się.
- I guess? Chyba? Kurwa mać sexy jesteś naprawde mądrzejsza niż wyglądasz. - Przyznała zdumiona, składając lufę karabinu.- A może… człowieczeństwo jest wtedy gdy, właściwie doceniasz czyjeś życie? Wiesz, że masz we łbie że oni też mieli swoje życie, rodzine, znajomych, aż do momentu gdy rozjebiesz im łeb? - Zapytała kompletując CKP.
- Ja tego nie mam. To nie tak że mnie bawi rozpierdalanie ludzi. - Powiedziała, po czym na moment się zawiesiła. - Zaraz… to mnie właściwie bawi. Kiedyś mi mistrz mówił, że mój mózg produkuje dopaminę podczas rozpierdalania istot. Zgadzało by się, zresztą sama mnie widziałaś na tej jebanej pustyni. - Złożony Karabin chwyciła jakby gotowa do strzału, mierząc przez niego przez muszkę i szczerbinkę. - A ty sexy? Kiedy czujesz się radosna? Szczęśliwa? - Zapytała odkładając karabin i biorąc się za maskę.
- Gdy...gdy poznaję nowe rzeczy. - stwierdziła po chwili namysłu. - Możesz nam kiedyś załatwić dostęp do biblioteki! - zaproponowała.
- To dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? Tobie to załatwię… postaram się. - Powiedziała, po czym przemówiła do obecności. - “You’re still mad?” - Zaczęła czuć się winna za ten przekręt, który opracowała.
- Powinniśmy sprawiać sobie przyjemność. Co to za życie bez tego? - Zapytała bardziej siebie niż toborkę.
- He he… - zaśmiała się S3X.
- No, just excited. We’re doing cocaine tonight, so why wouldn’t I be. - odparła obecność. - I’mma let you enjoy talking to your only friend at peace, before you try stabbing her like you tried me.
Eidith czoło zalało się potem.
- Sexy. Od północy do następnej masz mnie unikać. Nie ważne co powiem i zrobię. - Odwróciła się do niej patrząc na nią. - Nie będę sobą. O ile jako tako ręcze za siebie to nie za niego… nią… to… - Wyjaśniła. Naprawdę polubiła toborkę, więc ostatnie czego chciała to by jej stała się krzywda.
- Urok mutanta… nie przeskoczysz. - Dodała, jakby to miało ją uspokoić.
-’Please don’t hurt her. Im sorry for being an asshole earlier”. - Rzuciła w myślach.
- I’ll think about it.
- Mam swój pokój, więc nie ma problemu. - stwierdziła Tobor. - Po prostu tam pójdę, jak zrobi się późno.
Wilczyca odetchnęła.
- Dobrze… dobrze. - Rzuciła przeglądając maskę. Jeśli o ten sprzęt chodziło nie miała się czego doczepić. - Pamiętaj by drzwi zamknąć. - Odłożyła maskę na stojak, po czym dosiadła się do toborki i razem z nią oglądała telewizję. Wilczycy było bardzo miło tak z kimś posiedzieć, nawet nic nie mówić tylko patrzeć na ten sam ekran.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline