Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 23:58   #27
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rycerz przed wejściem do karczmy, przeprosił panny i Davetha i ruszył do stajni by rozmówić się z Liamem. Stary elf odpoczywał na stercie worków z obrokiem racząc się swoją fajką i brzdąkając na swojej mandolince. Zdaje się, że próbował odtworzyć jakiś akord z pieśni panny Shimboris, którą bardka uraczyła ich w Brodzie Sztyletu. Nie był z efektów zadowolony, ale się nie poddawał. Villem uśmiechnął się na ten widok.
- Liamie - przywitał się.
- Panie Villemie - elf odruchowo odłożył mandolinę i wstał na widok dziedzica - Czy dzień minął owocnie?
- Zdaje się, że tak. Jutro z rana ruszymy na bagna. Chciałbym jednak, żebyś tu w Secomber został i miał oko na ogólne wydarzenia. Oraz odwiedzających zamek.

Elf skinął delikatnie głową, ale nie wydawał się szczęśliwy z tą decyzją.
- Czy to konieczne panie Villemie? Nie chciałbym panny Fiaghruagach i pana opuszczać…
- Wszystko w porządku Liamie. Będziesz mi tu potrzebny. Szlachetny pan baron swym obyciem pozostaje daleko za możnymi Chessenty ale… mam wrażenie, że może mieć tyle samo do ukrycia. Poza tym, bagna ponoć roją się od węży.

Elf wzdrygnął się zauważalnie. Co było zresztą odruchem, którego młody rycerz oczekiwał. Wiedział, że Liam potwornie stroni od tych gadów. I nie będzie tak bardzo źle się czuł z pozostaniem w Secomber. A Villem chciał mu oszczędzić trudów bagien.
- Dobrze, panie Villemie.
- Dziękuję. Może dołączysz do nas wieczorem? Poznałbyś pannę Shimboris.

Elf uśmiechnął się przepraszająco.
- Piękną muzykę, jak mawiają panie Villemie, słychać nawet na księżycu.

W izbie po złożeniu zamówienia, rycerz zagaił jeszcze karczmarza w temacie wieśniaków, o których wspominał baron. Większość ponoć już odeszła by zbudować nowe domy. Ale niektórzy z rodzinami pozostali. Tak na przykład niejaki Bern kończył, którego karczmarz na pomywacza na lato zatrudnił miał lada chwila wrócić do izby. Poza tym karczmarz, choć uprzejmy, mimo złożenia zamówienia zbyt rozmowny nie był i widać było, że prędko mu było oderwać się od rozmowy z rycerzem i wrócić do obowiązków.
- Wybaczcie panie -
rzekł Villem tonem jednak mało przepraszającym - To obca zupełnie mi kraina stąd i pytań tyle.
- To nie tak, panie rycerzu, tylko... -
karczmarz pokręcił prędko głową napełniając kufel za kuflem, by w końcu westchnąć i spojrzeć na Adlerberga z miną kogoś, kto ma odkryć przed kimś tajemnice, że dobre wróżki nie istnieją - Radę przyjmijcie. U nas to jest tak… Jak od kogoś coś chcecie. Jakąś pracę, alibo wysługę… To pierwej dobre wrażenie musicie zrobić.
- Dobre… wrażenie? -
Villem bodaj pierwszy raz zdziwił się tak srogo, że ust nie domknął pytanie zadając - Jak to? Jak mi koń okuleje na ten przykład, to cyrulik za pieniądz nie pomoże… jeśli wpierw dobrego wrażenia nie zrobię na nim?
- Ano taki zwyczaj - karczmarz wzruszył ramionami.
Rycerz stał przez chwilę rozglądając się po gościach karczmy, jakby właśnie się zorientował że są przedstawicielami najdziwnieszej na świecie rasy. W końcu podziękował karczmarzowi i poprosiwszy o przysłanie Berna gdy ten wróci, skierował się do stolika, który zajęli.


- Chciałbym poznać jeszcze wasze zdanie w dwóch sprawach - odezwał się Villem gdy posiłek dobiegł już końca i mogli kontynuować rozmowę - Pierwsza to w zasadzie chyba pytanie do ciebie, Daveth. Co mogło rozwścieczyć młodego osobnika smoka, by wywarł swoją pomstę na całej wsi? Czy może z natury być taki niszczycielski? I właściwie ile wiemy o czarnych smokach? Druga zaś… po przebiegu spotkania nie mogłem sobie nie zadać pytania, co właściwie drużyna pana Yendaka robiła w tej jadalni, skoro o wszystkim wiedzieli zawczasu, a i nagrodę mieli już uzgodnioną.
- Zastanawiam się czy mogli położyć łapy na nieco innej wersji ogłoszenia, względnie dogadać się z owym kronikarzem. Jego zachowanie w trakcie spotkania było dość podejrzane - Amaranthe dołożyła ze swojej strony, wypowiadając na głos wątpliwości które wyniosła z owych negocjacji.
- Czarne smoki znane są jako podłe i okrutne - odparł druid. - Zapewne ten doszedł do wniosku, że to jego terytorium i chciał przepłoszyć intruzów. Może niedawno tu się osiedlił...
- Czarne smoki są złe.- stwierdził Olgrim, choć będąc rasowym krasnoludem z zasady uważał wszystkie smoki za złe. - A co do konkurencji, to możliwe że ugadali się wcześniej… lub może mają odpowiednie znajomości. Jednakże czy nas to obchodzi? Nie konkurujemy z nimi o prawo do zabicia smoka, prawda? Najważniejsze wszak by problem został rozwiązany. Nieważne przez kogo.
- Tym bardziej, że na dobrą sprawę nie robimy tego dla nagrody - przypomniała Amaranthe, strojąc przy okazji kantele. - Nie wiem jak dla was, dla mnie w zupełności wystarczy sama okazja do zmierzenia się z tą bestia i późniejszego ułożenia o owej wyprawie ballady. To ugadanie z kolei potwierdzałoby moje podejrzenia co do kronikarza. Szkoda, że nie było okazji porozmawiać z nim nieco dłużej, najlepiej na osobności - wyraziła swoje ubolewanie, chociaż nie sprawiała przy tym wrażenia szczególnie owym faktem przejętej.
- Czarne smoki są wredne, chciwe, ale i dosyć głupie- Odezwała się w końcu Carys. - Uwielbiają monety, do tego stopnia, że lubują się w torturowaniu swych ofiar przed śmiercią właśnie pytając o monety. Preferuje zasadzki z wody, ponieważ potrafi oddychać pod wodą. A i tego tu smoka, smoczątkiem nazwać nie można, ponieważ jeżeli osiągnął wielkość konia, to jak na najmniejsze ze swojego rodzaju, musi być już dorosłym osobnikiem. Trzeba uważać na jego oddech, to chmura kwasowa - recytowała z pamięci czarodziejka. - To chyba wszystko co pamiętam - uśmiechnęła się lekko zawstydzona, że tylko tyle pamiętała. - No chyba, że chcecie posłuchac o jego zwyczajach żywieniowych?
- Trzeba będzie zobaczyć co tutejsi alchemicy mogą zaoferować.- zadumał się krasnolud.-Przewodniczka radzi zabrać jedzenie na pięć dni i wodę tyle ile się da. Aczkolwiek ja z boską pomocą mogę wodę stworzyć lub oczyścić w zależności od potrzeb.
- Nie, dziękuję - odparła na propozycję arystokratki tyczącej się zwyczajów żywieniowych smoka. - Wodę zaś i tak dobrze będzie zabrać, a moce twoje oszczędzić na inną okazję - bardka zwróciła się do Olgrima, obdarzając go nader przyjaznym uśmiechem.
- Stworzenie wody to żaden problem - stwierdził druid - ale zawsze może się zdarzyć, że zostaniemy rozdzieleni. Wtedy lepiej mieć zapas na dzień lub dwa.
- Zatem - podsumował rycerz po uważnym wysłuchaniu wszystkich kompanów - gad musi zginąć. Poproszę karczmarza o przygotowanie racji dla pięciu osób na pięć dni.
- I odpowiednią porcję dla Laury - dodał Daveth. - Ona zwykle może sobie coś upolować, ale na bagnach to nigdy nie wiadomo, czy coś się trafi.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline