Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2020, 08:03   #28
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pisane wspólnie z Marrrtem

Znowu mieli dzielić jedną sypialnię. Carys ucieszyła się bardzo. Już nie czuła takiego niepokoju jak poprzedniej nocy. Zamieniło się ono w podekscytowanie. Villem był jej przyjacielem, towarzyszem i to od dawien dawna. Naturalnym zatem było, że w czasie przygody ich życia będą nocowali razem. Przygotowując sobie miejsce spoczynku czarodziejka znów czuła wyrzuty sumienia. Villem znowu będzie musiał spać na podłodze.
To była jedna ze spraw, może ta bardziej przyziemna, która zaprzątałą jej głowę. Drugą była sama wypraw.
- Villem? - Zwróciła się do rycerz gdy siadając na łóżku - Co tak naprawdę sądzisz o tym wszystkim? O całej wyprawie? Z nimi? I o smoku? O smoku najbardziej - Westchnęła głośno. - Ta całą Amaranthe wydaje się dość miła. Tak wesoła i pewna siebie. I w ogóle - Carys zaczerwieniła się lekko na wspomnienie kilku rzeczy jakie zauważyła u bardki.
Rycerz zamyślił się. Carys zadała wiele pytań, a on miał mieszane zdanie na temat większości z nich. Ponadto… nie spodziewał się. Prędzej by pomyślał, że rozwinie temat smoka tam na dole. Czarodziejka jednak jak i on musiała mieć więcej wątpliwości niż nakazywałaby sytuacja. Uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na towarzyszkę.
- Byłem pewien z początku, że smoczy atak nie był przypadkiem. Jakby chłopi coś uczynili. A może baron… Wziąłem smoka za sprowokowane zwierza, a nie złą na wskroś bestię. Rad jestem mieć Cię u boku i dzięki Tobie się takich błędów wystrzegać. - spojrzał na nią ze szczerą niczym nie skrępowaną wdzięcznością, po czym wrócił do zzuwania butów - A co do nowych towarzyszy… wzbudzają moje zaufanie. Krasnolud zdaje się bystry, a panna Shimboris spostrzegawcza. Chyba jednak nie uraziliśmy jej na targu. Najmniej umiem powiedzieć o Davethcie.
Odstawił buty na bok i zmarszczył brwi ściągając je jak zwykle gdy coś go frapowało.

- Powiedziałem Liamowi, by został w Secomber. Bagna nie będą mu służyć.

- To bardzo dobry pomysł - czarodziejka pokiwała głową i przerzuciła nogi tak by siedzieć na łóżku wzdłuż. Przesunęła się robiąc miejsce.

Dłonią poklepala je, zachęcając w ten sposób swojego przyjaciela by usiadł koło niej.

- Zostawienie Liama w mieście, to bardzo dobry pomysł. Koni też zabrać nie możemy - rudowłosa zrobiła krótką pauzę. - Więc wszystko będziemy nosili sami. Zapasy na pięć dni. Sporo tego będzie.

Villem spojrzał na wolne miejsce niemal jak na samego smoka. Zawahawszy się usiadł obok czarodziejki i… odetchnął.

- Mamy jeszcze konia pociągowego - ozwał się - Będę go prowadził. Na pięć dni to wystarczy.

Obrócił głowę niemal muskając nosem jej włosy. I czując pełen ich zapach. Szybko spojrzał przed siebie.

- Niepokoi mnie jeszcze jedna sprawa. Ta drużyna Yendaka. Sprawiali wrażenie jakby wiedzieli… znacznie więcej o tym co tu się dzieje.

- To chyba nie jest dobry pomysł brać konia. Nawet pociagowego. Zwierzę może się sploszyc. A wtedy nie utrzymasz go [/i]- na twarzy panny Fiaghruagach pojawiła się troska.

- Dobrze. Wszystkie konie zostaną - rycerz przemyślawszy sprawę przychylił się do słów czarodziejki - To niepotrzebne ryzyko dla zwierząt i dla nas, a mamy jeszcze twoją zaczarowaną sakwę. Bo pomieści niezbędny ekwipunek, prawda?

- Zachowanie drugiej drużyny było dziwne. Może to część rozgrywki Bloomwooda? Bo skoro uzgodnili już wcześnie warunki i pan tych ziem miał tylko potwierdzić, że się zgadza, to po co całe to przedstawienie?
- [i]I ja takie wrażenie odniosłem. Jakby baron miał jeszcze jakiś inny cel[/i - przyznał rycerz po czym po chwili milczenia wzruszył ramionami, przegonił dłonią coś niewidzianego sprzed nosa, a jego oczy zalśniły wesołością - Ale po ostatnich doświadczeniach nie można wykluczyć, że ludzie zachodu po prostu tak już mają.
- Oni są tak różni od nas - czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. - To takie… takie ekscytujące - w jej głosie wychwycić się dało mieszankę owej ekscytacji i radości.
Carys przechylila głowę w bok opierając ją o ramię mężczyzny. Westchnęła przy tym.
- To nasza przygoda Villemie. Cieszę się że z Tobą ją przeżyję.
- Mam nadzieję, że dopiero jej początek - odparł rycerz, choć tym razem już całkiem poważnie - Secomber ma kilka przyjemnych twarzy, ale… po historii ze smokiem szybko bym je opuścił.
- Gdy tylko pokonasz bestię, uwalniając nieszczęsnych wieśniaków od niej, będziesz mógł w chwale wrócić do domu - powiedziała czarodziejka pełnym przekonaniem i zasmiala się cicho. Villem bardziej wyczuł to niż usłyszał.
- Dla wieśniaków oczywiście zrobię co w mojej mocy. Ale jak to wrócić do domu Carys? - Powaga go nie opuszczała - Mówiąc “opuścić Secomber” miałem na myśli ruszyć dalej. Może na południe? A może za nowymi towarzyszami. Swoją drogą… czy to oni tak hałasują? - Obejrzał się na ścianę pokoju.
Carys przeciwnie, rozmarzyła się nieco.
- Kolejne przygody. Niebezpieczeństwa...- może to senność która ją powoli ogarniał dawała o sobie znać. A może, to że było jej naprawdę przyjemnie tak opierać głowę o ciepłe męskie ramię. Tak niespodziewanie przyjemnie. - Chcesz do nich dołączać?- Zapytała całkiem poważnie.
Rycerz zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. A poczuwszy ciężar głowy czarodziejki na ramieniu postanowił się więcej nie obracać.
- Zrezygnowali ze złota barona, a mimo to też chcą pomóc. Po miesiącu wędrówki z karawaną kupiecką, wydało mi się to bardzo interesujące. Ale dość już o nich. To był długi dzień.
- Długi i męczący - Carys przyznała mu rację. - Teraz najchętniej położyłabym się spać.
Villem drgnął by się unieść i zejść z łóżka. Karcąc się jednocześnie w myślach, że i tak przeciągnął ten moment.
Rudowłosa powoli, z wyraźnym ociąganiem, odsunęła się by mu ułatwić to zadanie.
Rycerz zaś po chwili stał już przy oknie wyglądając na zewnątrz na wieczorne uliczne życie Secomber. Górujący daleko w tle nad ulicą zamek zasłaniał teraz księżyc podświetlając zarys murów. Patrzył przez chwilę na ten widok nim położył się na drugim łóżku.
Carys szybko zapadła w sen. Nim to nastąpiło pożegnała przyjaciela.
- Dobranoc Villemie Adlerbergu, Panie na Falsie, obrońco ucisnionych. - I chociaż Carys mówiła to prawie przez sen, to mówiła to szczerze i z wielkim uczuciem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline