Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2020, 20:51   #114
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Naszym celem jest chatka. Jak ją powalimy, to ona będzie musiała wyjść! - krzyknęła Salamandra z szerokim uśmiechem na twarzy. Jako jedyna była zadowolona z sytuacji w jaką się wpakowały. Wycelowała rusznicę w kierunku chatki i strzeliła, pocisk uderzył w budowlę z siłą kuli armatniej odrywając kawałek dachu. Pozostałe czarownice nie czuły się tak pewnie. A potwór który przywołany został przez Roberta wyraźnie szarpał się kręgu przez niego “rozrysowanym” na ziemi. Tak samo migotała pieczęć na jego dłoni. Czarownik najwyraźniej walczył o zachowanie kontroli nad przyzwaną kreaturą. Ta używała swoich wężowych głów do plucia jadem w kierunku tych latających. A Wilga skuliła się odruchowo… zagęszczając mgłę wokół nich niczym kopułę utrudniającą dotarcie potworków do dziewczyn.
Tak po prostu… bez sięgania po gesty, słowa… mgła posłuchała jej jakby była posłusznym zwierzątkiem.
Ściskając w dłoniach dwa wianki Perka przeszła do świata duchów. Jej zadanie było proste… musiała dogadać się z duchami. Nie odezwała się do cioci. Tak bardzo pragnęła, by był inny sposób… by mogła zostać z nimi. Ale z matką były bardzo podobne… uparte.
Świerga tymczasem zawodziła cicho, rozsypując popiół dookoła siebie i zawodziła. I ten głos dochodził do Zofii… był głośniejszy niż reszta batalii, która obecnie była szarym tłem dla niej… rozmazanym nieco i niewidocznym. Świat się zmienił, jej percpecja wykrywała te różnice. I Perka zobaczyła je… duchy…
Zimne spojrzenia martwych oczu… ciała lekko nadgniłe. Podniszczone stroje. Było ich tak wiele… powstańcy zarówno z czasów powstań narodowych jak i ci drugowojenni, ofiary zbójów, ofiary rozstrzeliwań. Zarówno radzieckich jak i hitlerowskich. Pogrzebani w błotnistej glebie puszczy kampinoskiej, bez księdza, bez mszy. Opuszczeni i zapomniani przez czas i ludzi. I właśnie tego łaknęli… prawdziwego pogrzebu, przywrócenia imion, modlitwy i pamięci. Ale o ich grobach nikt nie wiedział, imiona zatarł czas. Więc ich żal zmieniał się w chęć skrzywdzenia innych… zadania bólu, jaki im zadano.
A Świerga wabiła tu ich coraz więcej. Tych szarych, przepełnionych nienawiścią, widm.
Perka wyciągnęła przed siebie jeden z wianków.
- Zmierzacie w złym kierunku. - Powiedziałam pewnym głosem. Tu nie mogła pozwolić sobie na wątpliwości. I choć wiankami mogła uwięzić co najwyżej dwa upiory to… choć przez chwilę mogły być jej tarczą.
Odpowiedziały jej szepty, zlewające się w jeden szmer wiatru targający liśćmi. W jeden głośny i niepokojący szept. Setki głosów, męskich i kobiecych, młodych i starych. Szept bez słów, ale… Perka wyczuwała ich intencje. Zapytanie… zdziwienie jej słowami… oczekiwanie wytłumaczenia. Zosia była ich krwi, była Polką. A ci którzy zginęli w większości uśmierceni zostali w obronie swojego ludu lub zabici przez obcy lud. To ją chroniło… acz tylko odrobinę.
- Jeśli pragniecie krwi. Tam jest kobieta, która zabiła wielu. - Zofia wskazała wiankiem ciocię, czując ukłucie w sercu. Od tej decyzji nie było odwrotu.
To ich nie przekonało… zbliżyli się bardziej do Zosi. Tłum gęstniał. Szepty był pełne gniewu i wściekłości, ale pragnienia sprawiedliwości w nim nie było. Jakie znaczenie ma sprawiedliwość, dla dusz uwięzionych pomiędzy światami?
- Żyła gdy i wy żyliście. To baba jaga. Przeżyła pierwszą wojnę… drugą… czy tak powinno być? Wy tkwicie tu… pomiędzy światami… a ona dalej stąpa po ziemi. - Mówiła starając się podjudzić bestie przeciwko ciotce. Coraz mocniej ściskając zrobione własnoręcznie wianki.
To… nie było dla nich wystarczająco przekonujące. Ale przynajmniej przestały zaciskać okrąg wokół Zosi. Niemniej były już wystarczająco blisko, by Zosia czuła i trupi smród i lodowaty chłód promieniujący od owych duchów.
- Ilu z was mogła zabić hm… - Strach działał motywująco na Zosię. - Współpracowała z Rosjanami… Niemcami? Czemu nie? Wszystko w imię potęgi.
Lód zmieniał się w żar… gniew. Nie rozpoznawali oczywistego kłamstwa i szept zaczął wypełniać się intencją: zabić. Zosia trafiła w czuły punkt zapomnianych dusz.
- Co za różnica ilu was musiało przez nią zginąć. Dla jej satysfakcji… setki... miliony? - Zosia mówiła z trudem powstrzymując się przed wymiotami. - Czy mogła założyć dowolny mundur? Mogła. Strzelić do dowolnego z was? Mogła. W tył głowy… gdy leżeliście związani w śniegu.
Uderzył w nią psychiczny ryk… wściekłość oślepiająca, ból wypełniający czaszkę. Mogła się tylko cieszyć, że to rykoszet. Dusze przestały zwracać na nią uwagę. Teraz ich gniew skierowany był na chatkę.
- Zniszcie chatkę… - Powiedziała z trudem opadając jednocześnie na kolana i chwytając się za brzuch. - A dostaniecie się do niej. Już nikt nigdy nie zakopie was żywcem w ziemi… nie zastrzeli gdy uniesiecie ręce w geście poddania… nie poddacie się.
Dusze opuściły ją przechodząc między światami. Szare cienie zaczeły przemykać w powietrzu i uderzać w chatkę, niczym pociski. Ta już zresztą zmagała się z potworem czarownika i zielonymi kulami ognia przywoływanymi przez Liszkę. Salamandra leżała nieprzytomna i Kassandra się nią zajmowała. Świerga oddychała ciężko, bowiem na niej spoczęła obrona dziewczyn, podczas gdy Jagoda podtrzymywała rannego w biodro Roberta, który musiał skupić się na kontroli swojej bestii, atakując zaciekle wężowatymi wypustkami i nie dbając o kolczaste łańcuchy, które wynurzyły się z chatki i smagały potwora po ciele… parę z nich chwycił nawet w zębatą paszczę.
Perka spróbowała się podnieść ale zwymiotowała. Zapach śmierci nadal wypełniał jej nozdrza, ale mimo to wyciągnęła z wianka gałązkę ostrokrzewu i po tym jak rozcięła swoją dłoń zaczęła prosić mokosz by ta osłoniła swe córy, by duchy ziemi i lasu wziosły wokół nich mur. Roślinność zaczęła się wokół nich piąć… maliny i jeżyny tworzyły coraz gęstszy żywopłot otaczający ich murem. Joanna pochwyciła Perkę ramieniem pytając.- Jak poszło? Chyba.. dobrze.-
Zosia dała radę jedynie przytaknąć ruchem głowy powstrzymując kolejną falę mdłości. Przez szczeliny obserwowała co dzieje się z chatką baby jagi.
- Możemy… potrzebować Żmija. - Wyszeptała z trudem.
- Raczej na pewno… to co wezwał twój czarownik długo nie pociągnie. A nie jestem pewna, czy starczy mu siły na przyzwanie następnego szkaradzieństwa.- zgodziła się z nią Świerga. - Idzie nam nieźle… ale nie cudownie.
Perka przytaknęła ruchem głowy i podała jeden wianek Świerdze. - Zajmij się Salamandrą. - Sama ruszyła w kierunku Roberta. Miała przy sobie maści leczące. Będą potrzebowały Wilgi.
Podeszła do maga i przyjrzała się jego nodze.
Krwawiła całkiem mocno. Jednej latającej głowie udało się prześlizgnąć. Na szczęście tętnica nie była uszkodzona. Robert oddychał ciężko próbując utrzymać władzą nad swą bestia, a Jagoda go podtrzymywała na swoim ramieniu panikując.
- Chyba źle z nim. Strasznie blady i się poci.
- Pomogę. - Perka przyklęknęła przed mężczyzną. - Trzymaj go. - Naderwała spodnie by mieć dostęp do źródła krwawienia i sięgnęła do przypasanej nerki po słoiczek z maścią leczącą. Chwyciła ranę by złączyć jej krawędzie i szepcząc modły do Mokoszy zaczęła nakładać maść na ranę. Jej lecznicze sztuczki pomagały… rana zasklepiała się szybko, co było ważne zważywszy na sytuację. Mściwe dusze szarpały domkiem na prawo i lewo, ale potwór Roberta zginął. Chatka zaś się osuwała w dół przyjmując w siebie kolejne gniewne dusze.
Gdy rana się zasklepiła Perka podniosła się i zwróciła do Wilgi.
- Zacznij przyzywać Żmija… zaraz dołączę.
Musiała coś sprawdzić. Coś czego nie robiła od wielu lat.
- Dobrze…- odparła Jagoda i pisnęła. - Mam nadzieję, że układ zapamiętałam.
Zosia jednak nie martwiła się tym detalem. Wilga nie potrzebowała znać kroku, by użyć mgły do swojej ochrony. Instynkt poprowadzi malarkę do celu… wszak była wyjątkowo utalentowana. Być może najpotężniejsza z nich wszystkich.
Barbara zerknęła na Roberta.
- Nie opieraj się. - Mruknęła i zaczęła szeptać kolejną modlitwę do swej opiekunki. - Matko… zabierz mi siły i daj je temu człowiekowi, który wspiera nas w walce przeciwko tej… - zbliżyła się, niemal stykając się nosem z Robertem. - który pomaga nam w walce z córą, która zdradziła twe zasady. - Pocałowała roberta. Jeśli dobrze pamiętała miała kilka sekund na wyczucie momentu, nim zemdleje. Była potrzebna Wildze… nie mogła oddać wszystkiego.
Czuła to zimno przy pocałunku… to nie była rozkosz… to było umieranie. Czuła dreszcze przekazując witalność mężczyźnie. Ale to akurat pomogło.
~ No no. Za nic masz zasady siostrzenico. I w czym się różnisz ode mnie.?- chatka eksplodowała rozpraszając krąg dusz. Cioteczka się wyłoniła… i jeszcze paskudniejszym maszkaronem niż ten z obrazu Jagody. Była duchem przywiązanym do kości i nienawiści. Była Babą Jagą która poświęciła całe człowieczeństwo, całą swą moc by przetrwać wrzucenie w zimną otchłań Bałtyku. Tylko jej silna wola przetrwała w tym ciele. I im więcej mocy musiała wkładać w walkę, tym słabsza była iluzja jej normalności.
~ Będę się wami pożywić musiała.~ rzekła sadystycznym tonem cioteczka.
Perka przerwała pocałunek i opadła na kolana z trudem łapiąc oddech. Czuła się potwornie zmęczona, ale musiała jeszcze coś zrobić.
- Pomóż nam ją zabić. - Szepnęła do Roberta starając się stanąć na nogach.
Czarownikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Baba Jaga atakowana wściekle przez widma i unikając kuli zielonego ognia ciskanych przez Liszkę, nagle pochwyciła jego widmo i pożarła je “żywcem” odzyskując część sił.
- Myślicie, że potraficie mnie pokonać… dobre so…- strzał z flinty prosto w brzuch odrzucił ją do tyłu. Salamandra wróciła do gry. A Robert gestem dłoni przywołał kolejny krąg, zarówno na dłoni jak i na ziemi.
Perka miała problemy ze wstaniem. Oddała dużo. Musiała jednak dotrzeć do Wilgi. Zaczęła się rozglądać, szukając jej rozmywającym się wzrokiem.
Ta już tańczyła, nieco niezgrabnie i panicznie… ale na swój sposób kusząco. Jej gibkie ciało wabiło do pocałunków i pieszczot. Jakby pragnęło przywołać owego burzowego kochanka.
Świerga też tam podążała, by dołączyć do tańca, a Robert… on przyzywał już kolejne wyzwanie dla starej wiedźmy, która stała ponad życie i śmiercią. Lwiogłowego… pająka o ognistej grzywie, kolejną kreaturę która stała poza zasadami tego świata.
Perka podniosła się i na chwiejnych nogach ruszyła w kierunku Wilgi by samej dać się porwać tańcu.
Krok za krokiem, szło jej coraz lepiej… brak sił nie miał znaczenia. Porwała ją moc Jagody, która była w centrum tańca. To jej moc nadawała ruch ich ciałom. To jej gesty synchronizowały ich wspólne gesty. Gdzieś tam toczyła się bitwa… ryki bestii mieszały się z sykiem ognia, eksplozjami, rykami błyskawic. To wszystko działo się jednak poza świadomością Zosi. Ona tańczyła poddając się melodii ruchów Jagody… już pewnych już silnych.
Zagrzmiał grom nad gromy. Ogłuszający wręcz. Żmij przybywał. Perka nieświadomie rozbierała się. Czuła że już od dawna nie ma sił, że powinna leżeć nieprzytomna na ziemi. Wiła się tuż przy przyjaciółce czując, że jedyne co jej zostało to głód burzowego kochanka.
Coś się stało później… właściwie było rozmytymi wspomnieniami… rozkoszy, błyskawic, eksplozji, błysku miecza. Unoszenia i się opadania, ekstazy i bólu. Zimna… zimno zaczęło dominować… zimno i ciepło tulących się drżących ciał.
 
Aiko jest offline