Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2020, 23:37   #10
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Ubrana była w czarną sukienkę ozdobioną złotymi haftami i białym futerkiem. Gdy Oktaw pojawił się w salonie, uniosła głowę znad książki i zaczęłą się mu przyglądać z ciekawością.
Drugą osobą był białowłosy castanic.


Ubrany był w skórzaną zbroję i sprawiał wrażenie jakby niedawno wrócił z treningu. Siedział w jednym z foteli i popijał z kryształowego kielicha wypełnionego szkarłatnym trunkiem. Na widok Oktawa wstał i zmierzył gościa chłodnym spojrzeniem.
- Zapraszam - wskazał na drugi fotel. - I od razu proszę o wybaczenie, niedawno wróciłem z treningu i nie zdążyłem się przygotować do wieczerzy - jednocześnie słowa te potwierdzały pierwsze wrażenie, a z drugiej strony zdawały się być testem tego, jak się gość zachowa. - Zwą mnie Narsh - przedstawił się.

Bankier powstrzymał grymas cisnący się na twarz. Nigdy nie przepadał za tą rasą. Każda elinka wyglądała jak dziecko, a ubierała się niewiele skromniej niż castaniczki. Widok półnagiego dziecka nigdy nie wydawał mu się pociągający. Niemalże wzdrygnął się na samą myśl. Zamiast tego zgiął się w dworskim ukłonie z jedną ręką wyprostowaną ku tyłowi wzdłuż linii ciała. Nigdy nie należało podawać ręki kobiecie. Nawet, jeśli była dziewczynką. Należało dać ku temu okazję.
- Oktaw - przedstawił się.

Na szczęście sukienka tej była nieco bardziej odpowiednia. A czytała ona “Wojny Bogów”, co dostrzegł, gdy skinęła mu głową. Poważna lektura. Zatem zapewne nie była dzieckiem. Nie dostrzegł kolorowanek ukrytych w środku.
Podszedł w kierunku, w którym został zaproszony i uścisnął wyciągniętą dłoń, po czym usiadł.
- Dbanie o dobrą formę to cnota, za którą nie trzeba przepraszać. Szczególnie w obecnych czasach - odparł uprzejmie bankier.

- Zdecydowanie - gospodarz także usiadł, a lokaj w międzyczasie zniknął. Biorąc pod uwagę to, że na stole nie było widać zastawy pełnej zachęcających do jedzenia potraw, zapewne właśnie w celu ich dostarczenia się oddalił.
- Muszę przyznać że zdziwiłem się gdy Sejanus pojawił się w mym progu prosząc bym spotkał się z jego znajomym. Zwykle nie otrzymuję od niego takich próśb. Musisz zatem być nie lada człowiekiem - mówił, przyglądając się Oktawowi czujnie, acz nie nieprzyjaźnie. Raczej jak ciekawemu okazowi na wystawie. W międzyczasie elinka, której imienia nadal nie znał, wstała i podeszła do nich. Jak się okazało nie miała zamiaru się przysiąść, a jedynie nalać wina do pustego kielicha stojącego obok karafki i dolać do tego, który trzymał Narsh. Zaraz po tym oddaliła się na swoje miejsce i wróciła do lektury.
- Częstuj się - zachęcił gospodarz. - To Traliońskie, młody rocznik jednak pełen aromatu - poinformował, sam dając dobry przykład i upijając łyk.

Oktaw zachowywał na twarzy uprzejmy uśmiech, choć miał ochotę się roześmiać. Lekko podniósł się i ukłonił w podziękowaniu elince.
- Dziękuję bardzo. Muszę przyznać, że nieczęsto przydarza mi się pić jakąkolwiek formę alkoholu - bo ojciec skąpił na każdą flaszkę, a jak kupował, to wyjątkowo dobre wino jabłkowe rocznik zeszła środa. I trzymał je na specjalne okazje. Czego oczywiście nie powiedział. Chwycił kieliszek i zakręcił trunkiem ciepłem dłoni podgrzewając go, by wydobyć bukiet. Odetchnął głęboko, wziął niewielki łyk pozwalając, by płyn rozlał mu się w ustach. Uśmiechnął się szerzej.

- Jednakże dla smaku oraz towarzystwa z przyjemnością. Jeśli chodzi o mnie, to z całą pewnością mam kilka talentów. Fałszywa skromność to kłamstwo ubrane w ładne słowa, lecz nie wydaje mi się, żebym przesadził, gdy powiem, że nasz wspólny znajomy jest postacią znacznie bardziej barwną niż ja.

- Niektórzy mogliby rzec że to wskazuje na rozsądek - podsumował castanic, nie zdradzając czy sam należy do osób pochwalających abstynencję. - Co zaś się tyczy Sejanusa… Ma on swoje historie, schowane głęboko i z rzadka widujące światło dnia. Sprawia to, że jego towarzystwo zawsze jest interesujące. Nie mówiąc już o tym że od czasu do czasu zdarza się mu wpaść na nieoszlifowany klejnot, który wymaga jedynie troskliwej dłoni mistrza by zabłysnąć z pełną mocą. To z kolei czyni go osobą nie tylko przydatną ale i cenioną. Niestety, dość często zdarza się także, że ów klejnot jest tylko malowanym szkiełkiem - dodał, utrzymując neutralny ton. Wzrok wbił w zawartość kielicha, jakby powierzchnia wina była w stanie zdradzić mu głęboko skrywane sekrety.

- W tej materii muszę uwierzyć na słowo. Tego z jego talentów nie poznałem, co dowodzi tylko złożoności jego osoby. A i wybitnym specjalistą w tematyce klejnotów także nie jestem. Oszacować wartość zapewne mógłbym, jednakże znacznie precyzyjniejszy w tej materii byłby jubiler. Moją specjalizacją jest pieniądz i sposoby jego mnożenia.

Narsh uśmiechnął się zdawkowo. Elinka zaś, nadal trzymająca się z boku i milcząca, wstałą ponownie, tym razem po to by odłożyć książkę na półkę. Po wykonaniu tej czynności powróciła na swoje miejsce, tym razem podwijając nogi i układając się w pozycji półleżącej. Opartą na ramieniu twarz zwróciła w ich stronę.
- Tak, słyszałem - potwierdził, jednocześnie zdradzając że Sejanus zapoznał go z planami jakie Oktaw miał na unowocześnienie systemu bankowego. - Doprawdy, interesujący pomysł. Wymaga jednak nie lada nakładu pracy. Stare nawyki nie odchodzą w zapomnienie w ciągu nocy. Do tego potrzeba wiedzy, znajomości i wytrwałości. Z tego co mi wiadomo, wiedzę posiadasz - uniósł wzrok by spojrzeć Oktawowi prosto w oczy. Miał niepokojące, srebrne tęczówki, przypominające nieco ostrza mieczy. Wytrzymanie tego spojrzenia nie należało do najłatwiejszych zadań. Bankier zdawał się tego nie zauważać. Przeniósł spojrzenie na przysłuchującą się rozmowie elinkę, po czym zawiesił wzrok w przestrzeni.

- Jak mówiłem, fałszywa skromność jest równa kłamstwu. Mam nie tylko wiedzę. Mam pomysł, zdolność do jego wykonania, podsuszoną trawę oraz iskrę. Dla każdego liczy się praktyczność i wygoda. Jaki jest poziom praktyczności oraz wygody, gdy każda moneta ma nominał równy jedności? Gdy zachodzi konieczność dokonania dużych zakupów, sakwy pękają w szwach. Jest to pożywka dla kieszonkowców oraz złodziei na pierwszy rzut oka widzących osoby, które warto okraść. Mając jeden, cienki arkusz papieru warty, powiedzmy, sto monet, należy zadbać wyłącznie o to, by go nie zgubić. Nie jest ciężki, nie przyciąga spojrzeń. Ale w rzeczywistości mam jeszcze więcej niż to, co powiedziałem.

Spojrzał wprost na Narsha.
- Mam pewność, że to chwyci i stawiam na to każde pieniądze. Nie w ciągu jednej nocy. To rewolucja, ale z perspektywy historii, dla której ten okres czasu będzie ledwie mgnieniem oka, nie człowieka - wzniósł nieznacznie kielich i wypił nieco większy łyk.

Gospodarz nie wzniósł swojego kielicha, a wręcz przeciwnie, odstawił go na stolik.
- Od tego mamy banki - przypomniał. - W każdym mieście znajdziesz co najmniej kilka takowych. W wioskach i małych miasteczkach co najmniej jednego. Nawet większość osad takowych posiada. Gdy potrzebujesz dokonać zakupy na wyższą kwotę, wynajmujesz ochronę, idziesz do banku, pobierasz kwotę, a następnie udajesz się do sprzedającego - przypomniał raczej niż poinformował. - System ten działa od wieków. Korzystają na nim nie tylko złodzieje, jak wspomniałeś ale i najemnicy, którzy za odpowiednią opłatą podejmują się chronić posiadaczy złota. To jedna kwestia. Drugą jest stosunkowo niska wytrzymałość papieru w stosunku do monety. Moneta wpaść może do rzeki, może ją zmoczyć deszcz, jeżeli przez chwilę przebywać będzie w ogniu także nic się jej nie stanie. Papier z kolei… - nie dokończył. - Jakie rozwiązanie dla tych problemów proponujesz?

- Wydaje mi się, że nie do końca pojmujesz istotę pomysłu, mości Narsh. Spójrz ponownie na czynności, które musi wykonać osoba chcąca pójść na zakupy. Znaleźć najemników, opłacić ich, pobrać worek monet, dokonać zakupów. O ile wygodniej będzie po prostu udać się do banku i wybrać żądaną kwotę? A mówię tu wyłącznie o samej wygodzie. Nie poruszyłem jeszcze kwestii praktycznych, którą jest oszczędność pieniędzy. Nie chcę tutaj powiedzieć, że system istniejący obecnie jest niemożliwy do zaistnienia, ponieważ istnieje. Mówię, iż mój jest wygodniejszy i praktyczniejszy. Wystarczy, że skorzysta z niego niewielka grupa osób, a rozprzestrzeni się. Nikt nie lubi dokładać sobie pracy, jeśli nie musi.

Oktaw ponownie zwrócił spojrzenie oraz uprzejmy uśmiech ku elince. Jej ramię spoczywało na oparciu szezlongu, zaś głowa leżała na ramieniu. Wrócił wzrokiem do castanica.
- Kwestię wytrzymałości rozwiążę współpracą z krawcem. Aby kupon stał się trudniejszy do ukradnięcia musi być przechowywany w miejscu innym niż sakiewka. Skóra, która może być z powodzeniem trzymana pod ubraniem powinna załatwić sprawę. Jednakże to plany długoterminowe. Obecnie będzie istniało tylko jedno miasto na całym świecie honorujące kupony. Zatem nie trzeba będzie się z nimi przemieszczać poza jego granicami. Wystarczy pójść do banku, wybrać odpowiednią kwotę i cieszyć się przyjemnością wydawania. Tutaj skorzystam z przyzwyczajeń wybierania tylko po to, by wydać.

Narsh westchnął, po czym wyprostował się w fotelu.
- Nie mogę powiedzieć żebym nie widział w tym pewnego potencjału. Gdyby tak nie było, cóż… - nie dokończył. - Wygląda na to, że potrzebujesz przede wszystkim dojść - zauważył i ponownie przerwał, chociaż tym razem miał ku temu inny powód. Powodem tym było pukanie do drzwi, a w jego efekcie powrót lokaja. Mężczyzna powrócił z wózkiem zastawionym srebrną zastawą, który to wózek podprowadził do stołu i z wprawą którą nabyć można jedynie przez lata służby, zaczął rozkładać przyniesioną kolację.
- Dobrze zatem - gospodarz podniósł się. - Wybacz ale nie wypada siadać do stołu ubranym w strój do ćwiczeń. Pozwól zatem że opuszczę cię na kilka chwil. Dotrzymaj towarzystwa naszemu gościowi - ostatnie słowa skierował do elinki, a następnie ruszył w kierunku drugich drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, a które zapewne prowadziły do sypialni.
Króliczoucha dziewczynka skinęła lekko głową, po czym posłusznie wstała i podeszła do zwolnionego przez Narsha fotela by na nim usiąść. Przysiadła na samym brzegu, poprawiła sukienkę, a następnie, z pewnym wahaniem, sięgnęła po kielich z winem, pozostawiony przez gospodarza.
- Nie powiesz mu, prawda? - zapytała, odzywając się po raz pierwszy. Miała dość przyjemny głos, tylko delikatnie pobrzmiewający nutami typowymi dla dzieci. Gdyby oceniać jej wiek tylko na jego podstawie, można by uznać iż ma lat około trzynaście. Niemniej nie bez powodu nie lubił oceniać wieku elinek. Zawsze były w jego oczach dziećmi. Przynajmniej fizycznie. A o wiek nie wypadało pytać. Oktaw uśmiechnął się nieco szerzej.

- Czy mógłbym rzucić okiem na książki? - zapytał w odpowiedzi, zaś elinka skinęła głową. Wstał i podszedł do biblioteczki.
- O czym miałbym nie powiedzieć? - zapytał niewinnie nie oczekując odpowiedzi.

Znajdowały się w niej w większości historie bogów i ich wojen. Przynajmniej trzy traktowały o powstaniu świata. Jeden z nich mówił o powstaniu ras, inny o historii wampirów, jeszcze inny o rodach szlacheckich Alamantei, ale nie dotyczyła elfów, co zaskakujące z uwagi na to, iż było to miasto elfów. Ostatnia z nich była bardzo cienka. Prawie wszystkie były historyczne oprócz zielnika roślin rosnących w Arborei.
Gdy wrócił do stołu, z kielicha Narsha ubyło nieco płynu, chociaż nie tyle by rzucało się to w oczy. Elinka siedziała dalej tam gdzie siedziała, zajęta zwijaniem i rozwijaniem kosmyka włosów. Przyglądała się mu z zainteresowaniem uśmiechając lekko, w ów dziwny, domyślny sposób. Jakby wiedziała coś, czego on nie wie i ta wiedza poprawiała jej humor.
- Widziałeś zbroję Narsha? - zapytała nagle, przerywając zabawę.

Bankier skinął głową.
- Tak. W pewnym sensie - odparł.

Powtórzyła jego gest, także kiwając głową.
- Skoro znasz Sejanusa to widziałeś także Zilf - stwierdziła, nie było to bowiem pytanie. - I jej zbroję - dodała, ewidentnie do czegoś zmierzając.

- Domyślam się, że rzeczywiście widziałem, chociaż nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Jeśli mam na myśli właściwą osobę, to… tak, jej zbroję także widziałem. Również w pewnym sensie - odrzekł Oktaw.

- I zapewne nie są to jedyne zbroje tego typu jakie widziałeś - było to kolejne stwierdzenie. Prawe ucho pochyliło się nieco do przodu, zginając w połowie, a głowa elinki przechyliła nieco na prawo.
- Każda z nich chroni właściciela przed ciosami przeciwnika - kontynuowała. - Sztukę ich wyrabiania rasa castaniców doprowadzała do perfekcji przez długie lata, wieki nawet. Nie wykorzystują przy ich produkcji dużej ilości materiału, a jednak, gdy porówna się je ze zbrojami ludzi, które chronią całe ciała, ich skuteczność jest taka sama. Dlaczego? - wykład zakończyła pytaniem.

- Mało materiału to delikatne ujęcie kwestii. W niektórych przypadkach odnoszę wrażenie, że więcej materiału jest na moich… butach - dodał pospiesznie.
- Domyślam się, że stoi za tym magia. Nie widzę absolutnie żadnego powodu, dla którego miałyby osiągać równy stopień efektywności bez niej. Choć specjalistą od magii nie jestem.

- Dobrze - skinęła głową. - A teraz weźmy taką kartkę papieru... - dodała. - Jedyne co potrzeba to magia. Właściwa magia - sprecyzowała, po czym wzruszyła ramionami. - Może też trochę inżynierii. Połączyć wiedzę z mocą. Pomysł ciekawy i nowy - pochwaliła, a następnie zeskoczyła z fotela i ruszyła w stronę stołu. Niemal w tym samym momencie Narsh powrócił. Tym razem zamiast zbroi miał na sobie skórzane spodnie i biała koszulę. Nadal nie był to strój tłumaczący jego status na statku, jednak pasował on do kolacji znacznie lepiej niż to, co mężczyzna miał na sobie wcześniej.
- Wybacz że zajęło to tyle czasu. Mam nadzieję że nie nudziłeś się zbytnio i że apetyt ci dopisuje - dodał, dłonią zapraszając do zajęcia miejsca przy stole. Lokaj właśnie się od niego odsuwał, trzymając w dłoniach butelkę wina, gotowy by w razie potrzeby uzupełnić kielichy.

- W takim towarzystwie nie sposób się nudzić.
Podszedł do stołu, po czym zasiadł z pozostałymi.

Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Rozmowy oscylowały wokół tematów ogólnych, pasujących do tego typu posiłku. Elinka odzywała się niewiele, głównie by poprosić o podanie jej czegoś, co znajdowało się poza zasięgiem jej rąk. Sama kolacja składała się z pieczonej dziczyzny w sosie grzybowym, ziemniaków i gotowanych marchwi. Do tego była kremowa zupa warzywna, świeżo pieczone bułki oraz ser w kilku odmianach. Na stole nie zabrakło także winogron oraz ułożonych w kunsztowny sposób rurek wypełnionych świeżym kremem. Była także, stojąca na podgrzewaczu, gorąca czekolada. Króliczoucha elinka właśnie na niej skupiła większość swojej uwagi. Nie tknęła za to dziczyzny.

Po skończonym posiłku panowie ponownie znaleźli się w fotelach. Tym razem młoda panna przysiadła na podłokietniku, opierając się o oparcie fotela Narsha. W dłoni trzymała filiżankę czekolady, do której miała wyraźną słabość.
- Wróćmy zatem do interesów - zaproponował Narsh gdy tylko lokaj zniknął za drzwiami, wraz ze swoim wózkiem i naczyniami. - Sejanus powiedział, że będziesz potrzebował pomocy, a ja mogę ci ją zapewnić. Pytanie jednak co też otrzymam w zamian.

- Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć właściwie przy obecnym stanie wiedzy. Po cóż mieszkańcowi Elenei miałbym oferować pierwszorzędny piasek? Natomiast w zamian za pomoc można by prosić kowala o zebranie ziół pewnego rodzaju. Oczywiście jest to możliwe, lecz nieefektywne. Żeby wiedzieć co mogę zaoferować, musiałbym znać aspekty, w których pomoc nie jest potrzebna oraz te, w których mogłaby się przydać. Jest to optymalny sposób wymiany.

- Dobrze zatem - castanic skinął głową. - Podam ci moją cenę. Ceną tą będzie przysługa. Nie teraz, zapewne nie jutro ale kiedyś na pewno. W zamian pomogę ci zdobyć odpowiednie dojścia potrzebne byś mógł wprowadzić swój plan w życie. Możliwe nawet że dorzucę coś ekstra, w ramach dobrej woli, na szczęśliwy początek, bo taki będę miał kaprys - dodał, po czym podniósł ze stolika kielich i upił odrobinę jego zawartości.

- Jest to dość niepewna waluta. Dla obu stron. Z wielu powodów. Najbardziej oczywistymi są brak spłaty, przysługa niewykonalna, nakazująca wybór między dwoma równie ważnymi stronami zarówno w warstwie materialnej jak również moralnej. Przypomina trochę polecenie wydania pieniędzy z pustym polem na kwotę. Chyba, że dołożony zostanie kilka dodatkowych warunków usuwających wszystkie te niepewności.

- Taką mam cenę - powtórzył. - Z ciekawością jednak wysłucham jakie to warunki ze swojej strony chciałbyś wprowadzić do tej transakcji - wykazał pewną dozę zainteresowania, chociaż nie była ona duża. Z kolei elinka ani na chwilę oczu z Oktawa nie spuszczałą, obserwując go znad brzegu filiżanki.

- Cenę, którą jestem w stanie zaakceptować to przysługa zawierająca warunek mówiący o możliwości odmowy w przypadku wystąpienia istotnego po temu powodu. Dzięki temu będę mógł, dla przykładu, odmówić prośbie oddania całej mojej własności. Lub zapłaty niewspółmiernej do pomocy, która, swoją drogą, nie wiem nawet jak miałaby wyglądać. Kolejnym byłoby zapewnienie dołożenia wszelkich starań, jak na moje możliwości z chwili zapłaty, do zrealizowania prośby. To sprawia, że w przypadku konieczności wyboru między dwoma lub większą ilością opcji, między którymi nie mogę wybierać z istotnych powodów, będę zobowiązany szukać satysfakcjonującej alternatywy. Na taką cenę mogę przystać - rzekł mówiąc zarówno do Narsha, jak również elinki.

Gospodarz przez chwilę myślał nad propozycją. Nie sprawiał przy tym wrażenia ani szczególnie zachwyconego ani też rozdrażnionego. Była to nader chłodna kalkulacja.
- Pozwól zatem że przemyślę twoją propozycję owej umowy. Tej nocy i tak wiele już nie zdziałasz, a moja odpowiedź powinna pojawić się nie później niż wraz z chwilą lądowania - zaoferował.

- Naturalnie. Pośpiech w interesach zwykle bywa złym doradcą, a jak rozumiem, nam wszystkim chodzi o to, by umowa ta była dla obu stron wygrywająca. Ażeby mój sukces przekładał się wprost na wasz sukces, który ostatecznie nie obróci się w obustronną porażkę. Uważam, że takie porozumienie jest w interesie nas wszystkich. Dziękuję za udany wieczór - uśmiechnął się uprzejmie, ukłonił elince i uścisnął dłoń castanicowi. O dziwo elinka pomachała na pożegnanie.

Oktaw ukłonił się ponownie i wyszedł z tobołkiem na plecach. Pospiesznie zszedł na poziom, na którym miał kajutę i odetchnął głęboko. Wszedł do pustych łazienek, gdzie ponownie się przebrał, a następnie rozczochrał nieznacznie.
- Pieprzenie - mruknął gardłowo wracając do poprzedniego akcentu. Mnóstwo pustych słów. Czasem wolał towarzystwo żołnierzy. Mniej gadali, więcej pluli i okładali po pyskach. Gdyby otrzymał odpowiedź odmowną od tej dziwnej pary, nie przejąłby się zbyt mocno. To nie był jedyny sposób na wprowadzenie jego pomysłu w życie.

- Ani kropli na wynos! - poskarżył się Oktaw współlokatorom. Natychmiast rozległo się przyjacielskie buczenie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline