Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2020, 15:57   #169
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 43 - 1940.IV.12; pt; popołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:25
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: korytarze, plamy światła i ciemności, wilgotno, zimno, bujanie fal



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Birgit



Właściwie to nie do końca było wiadomo co się stało. Jak i dlaczego. Najpierw padł strzał a potem potoczyło się błyskawicznie. Pierwszych dwóch marines weszło do magazynku pełnego skrzynek ułożonych jedne na drugich. Skrzynki zdecydowanie “szatkowały” teren. Dało się iść tylko gęsiego i w rzadkich ścieżkach pomiędzy nimi. A, że magazyn zbyt wielki nie był to właściwie były te ścieżki tylko przy ścianach i dwie krzyżujące się na środku magazynu. To się okazało gdy któryś z marynarzy zapalił światło. O dziwo działało. Światło wydało się przynosić jakąś instynktowną ulgę w tych ciemnościach. Ale nie zapobiegło chaosowi.

Z powodu tej ciasnoty marynarze z krążownika musieli kolejno przechodzić przez wąskie drzwi a potem ruszać jeden za drugim tymi wąskimi ścieżkami pomiędzy skrzynkami. Ci co szli pierwsi widzieli tylko na kilka kroków, do pierwszej ściany czy narożnika. Skrzynki ustawione jedna na drugiej blokowały widzenie co jest za nimi.

Gdy jednak zapaliło się światło coś zaczęło się dziać. Jakby obecność Brytyjczyków nie pozostała niezauważona. Na moment zapadła cisza a potem w głębi magazynu coś gwałtownie zaczęło się przemieszczać. Momentalnie chyba wszystkim udzieliła się atmosfera polowania. Tylko nie do końca pewna była obsada ról. Brytyjczycy w tych ciasnych przestrzeniach nie mogli zbyt efektywnie wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Na raz strzelać mógł tylko ten który szedł pierwszy. Co by było gdyby eksplodował tu granat to lepiej było nie myśleć.

Noémie a za nią Birgit przechodziły właśnie przez drzwi. Większość marynarzy w hełmach i z karabinami rozeszła się po tych trzech ścieżkach pomiędzy skrzyniami. Nie było jak się minąć w tej ciasnocie. Marynarze po 2 rozeszli się na lewo, w prawo i na wprost. Obie kobiety widziały głównie ich plecy i te charakterystyczne płaskie hełmy. Szli powoli z wycelowanymi przed siebie karabinami które miały nałożone bagnety do walki bezpośredniej.

Wtedy coś się ruszyło. Coś brzdęknęło. W głębi, za tymi skrzyniami. Gdzieś przy ścianie padły dwa albo trzy szybkie strzały. - Tam jest! - krzyknął jeden z marines. Odpowiedział ogniem z karabinu strzelając do niewidocznego z drzwi celu. Pozostalłe dwójki ruszyły do ataku. Marynarze błyskawicznie pokonali te kilka kroków aby wesprzeć zaatakowanych kolegów. Krzyki, strzały, pośpiech wymieszany z adrenaliną i strachem. Przez to wszystko przebił się gromki głos bosmana.

- Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień! - krzyczał podnosząc wolną rękę do góry. Chaotyczna strzelanina skończyła się zanim się zaczęła. Marynarze zerkali ponad swoimi ramionami aby dojrzeć coś co tam się działo.

- O cholera… - szepnął któryś z nich z nagle pobladłą twarzą gdy chyba dojrzał coś wreszcie. Gdy sytuacja po kilku sekundach chaotycznej strzelaniny wreszcie się zaczynała wyjaśniać.

- Mamy rannego! Chodźcie tu, trzeba go zabrać do lazaretu! - bosman przez chwilę też wydawał się zakłopotany. Ale tylko przez chwilę. Szybko ponaglił swoich ludzi i ci rzucili się do przodu, do jednego z narożników z dala od drzwi aby złapać tego rannego. Angielska pani kapitan i niemiecka jeniec o specyficznym statusie musiały się odsunąć i wrócić na korytarz aby zrobić miejsce dla powraających marynarzy. Ci nie mieli łatwo by nieść ciało. Jeden szedł z przodu i ciągnął je za sobą drugi zarzucił karabin na ramię i niósł je za nogi. Ten pierwszy aż do samych drzwi zasłaniał sobą całą resztę więc dopiero gdy wrócili na korytarz obie kobiety mogły zobaczyć kogo nieśli. To był Dickens. Ten co na początku nalotu miał biec do maszynowni aby im pomóc rozruszać maszynę. Teraz jego koledzy położyli go na podłodze aby móc go wygodniej złapać do dalszego transportu. Dickens był zakrwawiony. Ale na pierwszy rzut oka nie szło stwierdzić czy to od postrzałów z karabinów kolegów czy od czegoś innego.

- Przykro mi pani kapitan ale obawiam się, że nastąpiła straszna pomyłka. - bosman Robinson zameldował oficer wynik tej akcji co zdawała się trwać mgnienie oka gdy doszło do owej strasznej pomyłki.

- Zaczął do nas strzelać. Był schowany. To stało się strasznie szybko. Nie spodziewaliśmy się, że to może być ktoś od nas. - podoficer miał minę jakby musiał przełknąć tą straszną pomyłkę. Jego ludzie zdążyli już wyjść z tego feralnego magazynu i teraz zbierali się wokół dogorywającego mechanika maszynowni.

- Dobrze… że was widzę… dobrze… że to wy… dorwał Arthura… gonił mnie… dobrze, że to wy… tak się bałem… ale jak to wy chłopcy… to już dobrze… - niespodziewanie dobiegło ich z podłogi ochrypły głos umierającego marynarza. Mimo bólu w głosie i twarzy dało się słyszeć jakąś ulgę.

Birgit miała chyba najmniejsza percepcję ze wszystkich. Najpierw ruszyłą za tą brytyjską kapitan ale prawie od razu zatrzymały się w drzwiach bo po prostu zrobił się korek i musiały poczekać aż marynarze przeszukujący magazyn wejdą głębiej by ruszyć za nimi. Widziała, że szli ostrożnie i gotowi do strzału. A potem chyba rzeczywiście ktoś strzelił. Bo zaczęła się strzelanina. Marynarze strzelali do kogoś ależ drzwi nie było widać do kogo. Ale wszystko skończyło się w trimiga. Bosman podniósł rękę i chyba coś krzyczał. A po chwili zaczęli kogoś wynosić. Dopiero jak wynieśli na korytarz okazało się, że to brytyjski marynarz. Ten sam jaki im towarzyszył w ładowni a potem gdzieś pobiegł. Teraz wyglądał źle. Bardzo źle. Krwawił i był poważnie ranny. Może nawet umierał. Dużo krwi miał na sobie. Podoficer chyba składał meldunek pani oficer. Ale przerwał bo ten ranny chyba coś próbował mówić.



Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 15:25
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, szalupa na wodach zatoki
Warunki: szalupa, jasno, mokro, ziąb, pochmurno, bujanie fal


George (por. M.Finney)



Marynarze naparli na wiosła i mimo nie tak małych fal szalupa całkiem raźno zaczęła skracać dystans. Na sąsiednich statkach widać było coraz większe zbiegowisko gdy pewnie wieść o kraksie samolotu wywabiały kolejnych marynarzy na pokład. Ale aktualnie nie było szans by ktoś z okolicy mógł jakoś wpłynąć na sytuację przy wraku. Zanim by skompletowano obsadę szalupy, spuszczono na wodę, dopłynięto na miejsce no to szanse na uratowanie lotników na przeżycie gwałtownie malały.

Ale już dopływali. Brytyjczycy z marynarki wytężyli wszystkich sił aby uratować Brytyjczyków z lotnictwa. A wydawało się, że każdy człowiek moża czuje instynktowną wręcz chęć pomocy rozbitkom wszelakim. Teraz też już dopływali do tego tonącego wraku. Jednemu z lotników udało się wydostać. Pływał w tej arktycznej wodzie czy raczej unosił się na wodzie która błyskawicznie wysysała z niego siły i życie. Najpierw odruchowo krzyczał w stronę łodzi jakby bał się, że go nie zauważą. Potem już tylko machał. Gdy marynarze podali mu wiosła i linę co prawda się jej złapał ale to był ostatni wysiłek na jaki miał siłę się zdobyć. Marynarze z szalupy złapali go i zaczęli z mozołem wciągać go na burtę.

Gorzej było z pilotem. Chyba był zamroczony czy ranny. Szedł na dno wraz z wrakiem chyba nie mogąc się uwolnić. Poruszał się i chyba próbował wypiąć się z fotela ale widać było, że słabnie i przegrywa walkę z naturą. Wtedy ku zaskoczeniu wszystkich jeden z szalupy bez wahania zdjął płaszcz i hełm po czy wskoczył do wody. Raźno zaczął płynąć ku wrakowi. Ci koledzy którzy nie wyciągali przemocznego lotnika zaczęli krzyczeć i mu kibicować aby im się udało.

Młody marynarz dopłynął do pilota w ostatniej chwili. Gdy już było widać tylko jego głowę. Zaczął zmagać się z zapięciami. Koledzy z szalupy krzyczeli by wziął nóż i go odciął. Nie było wiadomo czy tamten ich słyszy czy nie. Już obu ich słabo było widać spod tej wody a drugiego lotnika wreszcie udało się wyciągnąć już prawie w połowie z wody. Ale przez te wygibasy szalupa wyraźnie przechyliła się właśnie na tą stronę.

- Jest! Ma go! Wyciągnął! Dawaj Barry! Dawaj do nas! - przez marynarzy przeszła fala radości gdy w końcu ich kolega wynurzył się z wraku i zaczął holować bezwładnego pilota. Ale wtedy coś się zapaliło. Pewnie rozlana benzyna lotnicza. Momentalnie objęła płomieniami całą rozlaną plamę wokół wraku. Barry’ego i pilota otoczyły płomienie. Przynajmniej tak to było widać od szalupy, że odcięły im najkrótszą drogę odwrotu. Przez marynarzy w szalupie przebiegł jęk zawodu.

- Panie poruczniku? - bosman Morton spojrzał na jedynego oficera w szalupie. Ta się nieco wyprostowała bo obserwatora udało się wreszcie wciągnąć do środka szalupy. Teraz marynarze próbowali na szybko zdjąć z niego bezużyteczną obecnie przemoczoną skórzaną kurtkę i przykryć własnymi płaszczami. Koców przecież nikt nie pakował jak mieli tylko przepłynąć na drugi statek. Ale trzeba było podjąć decyzję co z Barrym i pilotem. Jeden z marynarzy już zdjął płaszcz i chyba chciał wskoczyć by im pomóc gdy zastopował go Morton. Aby oficer mógł podjąć decyzję.

Sytuacja była o tyle jasna, że ani Barry ani pilot nie wytrzymają zbyt długo w tej wodzie. Widać było po obserwatorze jak błyskawicznie zabija arktyczna woda. Ratunek musiał przyjść natychmiast. Ale chociaż nie byli dalej niż jakieś 20 kroków od szalupy to odcinały ich płomienie. Może dałoby się popłynąć komuś pomiędzy nimi. Albo spróbować podpłynąć szalupą z drugiej strony. Ale nie było pewności czy zdążą. Wątpliwe by marynarze mieli ochotę zostawić tych dwóch biedaków na pastwę zimna i płomieni. Ale akcja ratunkowa mogła przynieść kolejne ofiary i z tym też trzeba było się liczyć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline