Powiedzieć "nie było źle" byłoby zdecydowaną przesadą. Zdecydowanie nie było dobrze, a na dodatek nie wyglądało na to, żeby mogło być lepiej. A dobiegające z dołu głosy niziołków sugerowały, że za chwilę może być jeszcze gorzej.
Karl strzelił po raz ostatni, po czym, starając ukryć się przed przeciwnikiem, ruszył w stronę klapy, przez którą wszedł na dach. Tym razem jednak planował odbyć drogę w drugą stronę.
- Schodzimy jak najszybciej na dół - powiedział cicho do Uwe - a potem przemkniemy się pod ścianą.
Miał też inne plany zabezpieczenia się przed strzałami z góry, ale przedstawienie ich mogło spokojnie poczekać, aż znajdą się na ulicy.
Planował też, gdy znajdzie się wewnątrz domu, niewidoczny dla przeciwników, pozbyć się wbitych w pancerz strzał.
Powrót z dachu poszedł bez większych kłopotów. Wystarczyło wrócić do klapy, zejść po trzeszczącej drabinie a potem kierując się pomiędzy ścianami ledwo widocznego korytarza wrócić do schodów. Z pokonaniem schodów po ciemku było najwięcej ambarasu. Na parterze Karl zastał niziołków. A raczej słyszał ich zdenerwowane szepty. Strzały jakie trafiły strzelca dały się wyjąć bez większego trudu.
- Zaraz tu będą! Co robimy?! - chyba Tido a może i Barlo rzucił w ciemnościach zdenerwowanym szeptem. Zaś z góry dołączył do nich Uwe, też poruszający się po omacku mało zgrabnie w tym wybebeszonym i splądrowanym domu.
- Idziemy na podwórze - powiedział cicho Karl. - Stamtąd przejdziemy na inną ulicę i pójdziemy do bramy okrężną drogą.
Nie wyglądało to zbyt dobrze. Po ciemku, jakimiś obcymi ulicami gdzie w każdej chwili, zza każdego rogu czy drzwi mógł wyskoczyć jakiś przeciwnik. Gdzie jest ta brama przez jaką weszli można było tylko zgadywać mniej lub bardziej. A do tego pościg był coraz bliżej. Teraz Karl też słyszał odgłos kopyt na bruku które za ich plecami zbliżały się coraz bardziej. Słychać też było pokrzykiwania i wycie. Zupełnie jak polowanie z nagonką. Tylko w wymarłym mieście. I gdzie zwierzyną był Karl i jego towarzysze. Szybko stało się jasne, że Ragnis i niziołki zdecydowanie zaniżają tempo ucieczki. Ci co ich ścigali jakoś nie mieli kłopotów z nadążeniem za nimi.Na dłuższych odcinkach gdy ktoś się odwrócił już widział ich sylwetki kilka domów dalej.
- Szybciej! - rzucił Karl do swych kompanów, jako że to oni opóźniali jego ucieczkę. A, jak na razie, nie miał zamiaru ich zostawić, by ratować własną skórę. - Jeśli nie dacie biec szybciej, to gdy znikniemy za jakimś rogiem, będziemy musieli się rozdzielić. Pochowacie cię po domach i wleziecie na dachy. No chyba że wolicie walczyć.
Walczyć nikt nie chciał. Dlatego też dzielna drużyna pochowała się... Najpierw w bramę jakiegoś na pół spalonego domu zanurkowały niziołki, Ragnis wybrał dom znajdujący się o 50 kroków dalej. A sam Karl? Pobiegł jeszcze kawałek i zrobił to samo, co pozostali zwiadowcy - gdy nikogo nie było dokoła, skoczył w jakąś bramę, wbiegł na piętro.
Gdyby ktoś miał zamiar przeszukać dom - pozostawało wejście na dach. |