Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2020, 21:32   #149
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2037.IV.30; cz; zmierzch; g. 20:45
Miejsce: Mehlville, Sektor VIII Rzeka; przedmieścia
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho, wnętrze pojazdu, na zewnątrz chłodno i pogodnie


Z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że zima się wreszcie kończy i w powietrzu czuć było wiosnę. Zwłaszcza jak się wyjechało poza betonową plamę miasta. No a trzeba było wyjechać aby dotrzeć na miejsce wskazane przez alvarezowców jako odpowiednie do przeprowadzenia dekontaminacji. No i trzeba było przyznać, że miejsce rzeczywiście jest w sam raz. Jakieś stare magazyny kolejowe czy coś takiego. Przy samej rzece, na południe od miasta. A samochodem to był może kwadrans drogi, może trochę więcej od browaru Lempa w jakim xcomowcy mieli swoją bazę. Magazyn pozwalał na nieco prywatności czy to przed wścibskim okiem z pustych ulic czy z powietrza. Więc wydawał się w sam raz.

Trudniejsze było to, że trzeba było przejechać trochę miejskich kilometrów zanim można było wjechać z gorącym towarem do tego magazynu. Bo najpierw trzeba było przewieźć zbrojnych z pozornie opustoszałego browaru na północ, tam gdzie dawne miasto właściwie się kończyło. Do zamglonych, porzuconych przez wszystkich przedmieść. Do tego z MEC-iem i bronią. Wystarczyła by jakakolwiek kontrola i ani z pancernego X-COM-owca ani nielegalnych spluw nikt by się chyba nie wytłumaczył. Nawet gdy jechało się zachodnimi krańcami metropolii, jak najdalej od najmocniej patrolowanego centrum, nie można było wykluczyć jakiejś wyrywkowej kontroli.

Ale udało się dojechać do Old Jamestown bez przeszkód chociaż wszyscy wydawali się mieć dusze na ramieniu. Teraz gdy już wiedzieli czego się spodziewać w porzuconej fabryczce w tej mglistej okolicy sprawa wydawała się względnie prosta. Dojechali mniej więcej na ten sam adres co poprzednio ekipa Dunkierki. Tylko w przeciwieństwie do nich teraz xcomowcy założyli niedawno kupione w sklepie skafandry z demobilu. Krótkowłosy Strauss, umięśniony Faust założyli na siebie jaskrawe kombinezony. Podobnie jak jedyna kobieta w tym zespole Aija, którą oddelegowali “ciężcy” jako swojego eksperta od tej techniki sprzed dwóch dekad. Właściwie nikt nawet nie wiedział czy Aija to imię, nazwisko czy ksywa. Ponoć pochodziła ze Skandynawii i jej pełne imię i nazwisko było nie do wymówienia właściwie dla każdego. Więc zostało na Aija. Czwarty z pasażerów był zbyt wielki by wejść w jakikolwiek standardowy kombinezon. Ale jego hemetyczny pancerz sprawiał, że go nie potrzebował. Dlatego sierżant Yuan założył tylko miękki hełm od czwartego kombinezonu który ludzie Franka zmodyfikowali tak by pasował do oryginalnego pancerza MEC-a.

Aija zachichotała cicho gdy ujrzała mocarnego sierżanta “na wyjściowo”. No rzeczywiście wyglądał dość osobliwie. Taki mocarny, pancerny wielkolud z jaskrawożółtą “główką” jakby z innej bajki. Jakby jakiś wielki dzieciak postanowił pozamieniać główki swoim zabawkowym figurkom.

- Wyglądasz bardzo zabawnie. - zauważyła Skandynawka pozwalając sobie na uśmiech zanim zabrali się do roboty. Reszta jednak była bardziej wstrzemięźliwa w komentarzach albo po prostu nie mieli nastroju na żarty. Teraz trzeba było ostrożnie podjechać furgonetką przez tą wodę jak najbliżej fabryczki by było jak najkrócej do przeniesienia ten generator. Bowiem według wyliczeń Franka MEC co prawda mógł robić za jednoosobowy dźwig i ładowacz tego generatora. No ale nie transport. Siłowniki mogły wytrzymać krótką pracę pod takim przeciążeniem ale nie długotrwały wysiłek. Czyli właśnie trzeba było możliwie skrócić dystans.

Dlatego Strauss szedł przed furgonetką a Aija powoli prowadziła pojazd przez coraz głębszą wodę. Trochę to trwało ale dzięki tej ostrożnej taktyce udało im się dojechać na jakieś kilkadziesiąt metrów od porzuconego budynku. Sam budynek wyglądał na porzucony. Ale czy coś się zmieniło od wizyty zespołu Dunkierki nie dało się stwierdzić bo teraz nikogo z tamtych osób nie było. Ale poza tępym oporem sięgającej połowy ud wody i nieco ograniczoną przez mgłę widocznością nie napotkali żadnych przeszkód. Aija zidentyfikowała który z tych wszystkich gratów to ten działający generator i stwierdziła, że nadal działa tak jak to wcześniej raportował technowiking.

Trzeba było się zabrać za demontaż maszyny. Tu pod kierownictwem dziewczyny od produkcyjnych musieli coś odpinać, odkręcać, zdejmować by wreszcie na sam deser MEC swoimi mocarnymi łapami złapał za ten wielki, skomplikowany kloc i ze zgrzytem uniósł go do góry. Wcześniej musiał wyrwać zardzewiałą kłódkę i unieść żaluzje bramy aby mógł wyjść razem z tym klocem. Widok rzeczywiście był niczego sobie. Jakby jakiś legendarny siłacz mierzył się z równie wielkim ciężarem. Słychać było jak coś tam w podłodze trzeszczy, jak się zgina, jak warczą siłowniki i skacze poziom zużywanej mocy. Wreszcie ze zgrzytem wielka bryła została uniesiona w górę wciąż ociekając wodą. Niektórzy zaczęli nawet bić brawo nawet jeśli tylko uzestniczyli w tym pośrednio i siedzieli w HQ.

Później jednak nie było łatwiej. MEC szedł z generatorem przed sobą i jak sam mówił szedł na ślepo bo bryła jaką dźwigał przed sobą kompletnie blokowała mu widok. Musiał więc być nawigowany przez pozostałą trójkę która szła przed nim i obok niego aby pomóc mu w tym krótkim przedsięwzięciu.

Wreszcie wrócili do furgonetki której resory zajęczały pod ciężarem generatora a potem jeszcze MEC-a i pozostałych którzy do niej wsiedli. Wóz był wyraźnie przeciążony ale zdaniem Aiji tą dość krótką trasę na południe miasta powinien wytrzymać. Jeszcze tylko po wyjeździe z Old Jamestown musieli się zatrzymać i zdjąć z siebie kombinezony ochronne które w bardziej ludnych okolicach mogły rzucać się w oczy.

Podróż do zatoki Arnolg trwała z godzinę. Obciążona furgonetka jechał miarowym tempem zachodnimi rogatkami dawnej metropolii aby trzymać się jak najdalej od centrum. Wydawało się, że jest to jeszcze bardziej niebezpieczny kawałek niż droga do Old Jamestown. Ryzykowali tak samo ale prócz MEC-a mieli na pokładzie nielegalny generator a nie było co liczyć, że przeciążona furgonetka da radę uciec jakiemuś pościgowi. Ale po jakiejś godzinie wyjechali z miasta na te wiosenne błonia za miastem. Co prawda na upartego można było stwierdzić, że sporo roślinności jest uschnięta ale i tak wiosna wydawała się tutaj bardziej dostrzegalna niż w mieście.

W magazynie zaś już czekała załoga Leny gotowa aby przystąpić do odkażania wszystkich i wszystkiego. Generatora, załogi, skafandrów i samochodu. Nastąpił proces “prania”. Biolodzy przemywali, spryskiwali, osuszali i okadzali z dobre parę godzin. Niestety jak twierdziła Lena gdyby mieli automaty to wszystko by pewnie poszło może w godzinę. A tak jak musieli zasuwać ręcznie, czekać aż wszystko wyschnie, sprawdzić jeszcze raz czujnikami poziom skażenia no to jednak schodziło.

Ale samo miejsce sprzyjało takim zabiegom. Zresztą gdy Rando w poniedziałek zadzwonił po odpowiedź to wymiana poszła dość gładko. Umówili się na wtorek gdzie Ruben przywiózł spluwy, Rando je obejrzał, sprawdził i z kolei zawiózł Rubena “na koniec świata”. Bo jak się pierwszy raz jechało do tego nadrzecznego magazynu to tak to właśnie wyglądało. Właśnie tam, jak mu pokazywał ten magazyn rzucił Rubenowi tekst który mógł dać do myślenia.

- A z tymi naszymi kumplami to może przemyślcie jeszcze sprawę. Jeszcze trochę ich tam potrzymają. Jak zmienicie zdanie to daj znać. Teraz jesteśmy sąsiadami. Musimy sobie pomagać brachu. Mamy tych samych wrogów. Źle wam tutaj? Ktoś wam dokucza? Potrzebujecie czegoś? Źle się bawicie w “The Hood”? No? No to po co to psuć? Pomyśl o tym brachu. - zagaił gdy już skończyli obchód tego magazynu. Brzmiało jakby ot tak sobie rzucił luźną uwagę dla nowego kolegi na dzielni nie chcąc by ten wpakował się w jakieś kłopoty. Ale więcej do tego ani on, ani reszta alvarezowców nie wracał.

Gdy Ruben już znał adres tej kryjówki mógł zaprowadzić innych. Głównie tych którzy mieli tutaj przyjechać z generatorem no i Lenę która miała przygotować wszystko do odkażania oraz przeprowadzić to odkażanie. A to jeszcze z jeden czy dwa dni zajęło no aż dzisiejszego późnego poranka przeciążona furgonetka wjechała do opustoszałego magazynu. Odkażanie trwało większość dnia więc dopiero gdy dzień miał się ku końcowi znów można było zapakować już odkażony generator do odkażonej furgonetki i obsadzić ją odkażoną załogą. Można było opuścić ten magazyn nad rzeką aby zacząć powrót do browaru Lempa. Była nadzieja, że będzie się można ogrzać. Bo w tym magazynie było chłodno jak w psiarni. Dzień może i był pogodny i słoneczny ale chłodny. A w pobliżu rzeki efekt był jeszcze spotęgowany przez rzeczną wilgoć. No i babranie się w tym całym moczeniu i suszeniu podczas kilku godzin odkażania.

- Moc mi spada. Ale jeszcze nic poważnego. - zameldował Yuan gdy wyjeżdżali z magazynu. Jeszcze kwadrans, może trochę dłużej i powinni wjeżdżać do bazy.

Przeciążona furgonetka jechała już pomiędzy dawnymi przedmieściami południowego St. Louis gdy coś dupło. Dosłownie. Huknęło jak przy pojedynczym wystrzale i jednocześnie zarzuciło całym pojazdem. Zaskoczona Ayia zaregowała może o ułamek sekundy za późno a może zbyt gwałtownie. Furgonetka zakręciła w poprzek, zjechała na pobocze i tam usunęła się do rowu melioracyjnego. Wszystkimi w samochodzie rzuciło do przodu gdy zderzak i maska wbiły się w mokrą, zaniedbaną ścianę tego rowu. Przez chwilę nic się nie działo. W samochodzie panował bezruch i cisza. Ale dały się słyszeć pierwsze jęki i mamrotanie. Jedno, drugie, trzecie w końcu czwarte.

- Co się stało?! Ktoś do nas strzelał?! - zapytał Strauss ocierając krew z rozbitego barku. Nie był przypięty pasami których na pace nie było więc siedział przy tylnych drzwiach i pilnował widoku z tyłu pojazdu. Widział więc najmniej z całej czwórki. Gdy grzmotnęli w rów wpadł na generator i rozciął sobie łuk brwiowy. Ale poza tym właściwie nic mu nie było.

- Opona poszła. Mamy zapasową? - Faust który pierwszy wyskoczył z miejsca pasażera na zewnątrz z miejsca mógł zobaczyć co się stało bo akurat poszła przednia opona z jego strony.

- Tak, mamy. Tam u was z tyłu jest. - Ayia skinęła głową. Mówiłą trochę niewyraźnie bo ona z kolei rozwaliła sobie podczas uderzenia nos. Teraz szukała chusteczek aby zatamować te niegroźne ale upierdliwe skaleczenie.

- Jest. Ale na mnie nie liczcie. Nie sięgnę tam. - sierżant Yuan siedział między szoferką a generatorem wciśnięty w znacznie za małą na swoje potrzeby przestrzeń. Dojrzał zapasową oponę pod ławeczką ale miał zbyt grube ramiona aby je wcisnąć między generator a tą ławkę.

- Cholera. Mam nadzieję, że wyjedziemy. - Ayia trzymając chusteczkę przy twarzy wyszła na zewnątrz aby zobaczyć jak to wygląda. No nie wyglądało zbyt prosto. Van uderzył w zbocze rowu odwadniajacego. Ten był gdzieś do połowy pełny mętnej, bagiennej wody. Teraz samochód stał po skosie. Jedna tylna opona od strony kierowcy jeszcze zahaczała o asfalt a przednie koło było częściowo zanurzone w tej wodzie. Najgorzej było z tym kołem od strony pasażera bo ten narożnik pojazdu przygrzmocił najmocniej. I chociaż dzięki niezbyt wielkiej prędkości uszkodzenia nie były zbyt poważne no to większość tego koła była zanurzona w tej wodzie. A właśnie to koło poszło i trzeba było je wymienić na nowe. Ale by to zrobić dobrze by było mieć pojazd na równej powierzchni. Czyli trzeba było jakoś wyjechać z tego rowu. A to biorąc pod uwagę zatrawione, grząskie zbocza, zaczynając od zerowej prędkości, na wstecznym i na jednym flaku nie zapowiadało się na zbyt lekkie zadanie.

Ale tu już był nieco większy ruch i ledwo czwórka xcomowców miała czas pozbierać się i zastanowić się co robić dalej gdy za nimi pokazał się jakiś samochód. Osobówka. Zatrzymał się widząc wypadek i mężczyzna który prowadził pojazd wysiadł z samochodu nie gasząc silnika.

- Czy coś wam się stało? Potrzebujecie pomocy? - zawołał z przejęciem spodziewając się chyba jakiegoś strasznego wypadku. Był w kwiecie wieku, w modnym garniturze jakby pracował w jakiejś korporacji w centrum miasta.

- Puszczę sygnał na policję niedługo tutaj przyjadą. - zawołała młoda kobieta, też z przejęciem gdy chciała pewnie uspokoić wypadkowiczów bo zaraz przyjedzie wezwana policja i im pomoże.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline