Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 09:09   #11
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Sen wreszcie przyszedł, do jednych szybciej, do innych wolniej. Para, z którą przyszło im dzielić domek postanowiła na szczęście zakończyć na razie swoją kłótnię, ciemność zupełnie otuliła okolicę - w dużej części Granite Falls zgasły światła latarni. Deszcz bębnił o dach drewnianego domku, stukając, w irytujący dla nieprzyzwyczajonych do tego osób, sposób. O'Harę obudziło lekkie skrzypienie zawiasu. Otworzył oczy, widząc jak drzwi uchylają się, a do środka wsuwa się Erica w bardzo krótkiej, cienkiej nocnej koszuli na ramiączkach. W tych ciemnościach widział tylko zarysy, ale to wystarczyło. Dłonie miała puste, co minimalizowało zagrożenie z jej strony. Rozejrzała się, na pewno nie była w stanie w tych warunkach rozeznać się, który z nich gdzie śpi, ale mogło być jej wszystko jedno. Ruszyła w stronę łóżka Foxa, macając dłońmi otoczenie.
Nagły wybuch gdzieś relatywnie daleko na południu obudził nagle pozostałych najemników. Zaraz za wybuchem rozległo się kilka następnych. Wystrzały z ręcznej broni docierały jedynie jako ledwo słyszalny szum, rozróżnialny dzięki doświadczeniu żołnierzy fortuny. Zaskoczeni, wyrwani ze snu, zwykle błyskawicznie się zbierali w sobie. Może oprócz sytuacji w jakiej znalazł się Raver, ze stojącą tuż obok półnagą kobietą, zastygłą w bezruchu z wyraźnym przestrachem na twarzy.
Zbliżało się w pół do piątej nad ranem.
Pierwszy wybuch praktycznie postawił Shade na nogi. Działała automatycznie. Prawie odruchowo na bieliznę w której spała włożyła skafander z kamuflażem, a na to ciepłą, długą do połowy uda bluzę dla zmyłki, bo od czasów wyprawy na Syberię miała w nim zamontowane funkcje grzania. Wciągnęła buty, zapięła pas z nożami na biodrach, z tyłu za pasek pod bluzę wsunęła pistolet, a do ręki wzięła karabinek. Gotowa do walki ruszyła do drzwi. Wszystko to nie zajęło jej nawet minuty.
Fox zerwał się z łóżka i odruchowo sięgał już po pistolet, który nawet podczas snu trzymał niedaleko, gdy zobaczył, kto dokładnie przed nim stoi. Nie zastanawiał się długo.
- Na co czekasz? Wracaj i kryj się! - syknął do kobiety zwanej Ericą, łapiąc ją za ramiona i przesuwając w kierunku drzwi. Nie chciał tracić na nią czasu, słuchać lamentów czy nawet gadać z O’Harą w jej obecności.
Nie żeby było tu wiele do gadania. Dźwięki walki ewidentnie dochodziły z daleka, dla najemnika był to jednak wyraźny sygnał, że trzeba było gotować się do akcji. Zakładał już pancerz, zaraz sięgnął po pokrowiec z bronią.
- Nie mamy nawet gdzie jechać - rzucił do Kane’a, wyciągając szturmówkę. Mówił ogólnikami, wiedząc, że mogą być na podsłuchu. Faktem jednak było to, że nie mieli żadnych konkretnych informacji na temat miejsca przebywania celów, ani żadnej kryjówki na terenie Republiki. - Ale możemy sprawdzić co się dzieje i pokazać, że jesteśmy przydatni.
Dawn leniwie otworzyła oczy i westchnęła, wpatrzona w sufit. Strzały i wybuchy były zbyt daleko, żeby wymuszać tak gwałtowne ruchy jakie wykonywała obok Shade. Scrap zsunęła się z łóżka powoli i zaczęła ubierać w bardzo zwyczajnym tempie. Wcale nie chciała lecieć na pierwszą linię frontu, jak zwykle - w tym przypadku nie chciała też zdradzać innych swoich możliwości, więc zgodnie z zaleceniami O’Hary prezentowała się bardziej niczym młoda uczennica swoich starszych przyjaciół z klanu. Owszem, wyjęła pistolet i sprawdziła czy jest naładowany, jak w filmach. Na razie nie wezwała natomiast żadnego drona, jako ostatnia z najemników podchodząc pod wyjście z domku.
Irlandczyk odrobinę żałował straconej możliwości na zobaczenie Foxa z kobietą. Na dalekie wybuchy poderwał się sprawnie jak zawsze, sięgając po ubranie. Dochodziły z południa, z daleka. Strzelać się mogli Jeźdźcy z Czerwonymi, albo nawet rządowymi. Nic co obchodziłoby ich w obecnym położeniu, Republika nie rozciągała się w tamtym kierunku. Mimo to założył górną część pancerza i zabrał broń, zanim wyszedł z pokoju w celu zbadania sytuacji. Nawyki umierały ostatnie.
Myśl o walce była zdecydowanie przyjemniejsza niż perspektywa udawania kogoś kim zupełnie nie była: Uległej kobietki godzącej się z faktem, że jest tylko ciałem dla męskich potrzeb i fantazji. Tutejszy świat był dokładnie tym czego nienawidziła najbardziej i z czym nigdy nie byłaby w stanie się pogodzić. Miała teraz ogromną ochotę pojechać w kierunku odgłosów i sprawdzić co się dzieje. Wyszła jednak jedynie na zewnątrz czekając na pozostałych.

Szybko się okazało, że jechanie tam może i było impulsem, ale tym złym. Erica uciekła do swojego pokoju, twarze obojga pojawiły się w oknie, ale żadne nie wyszło na zewnątrz. Granite Falls nadal spało, latarnie świeciły tylko co piąta. W październiku świt następował po siódmej rano, co przekładało się na panującą zupełną ciemność, okraszoną nieprzyjemnym deszczem. Od południa nadeszły następne odgłosy wybuchów i błyski, odbijające się od grubej warstwy chmur. Odległość szacowali na kilka kilometrów, pogoda nie niosła dobrze dźwięków więc Snohomish było za daleko. Te walki musiały toczyć się gdzie indziej. Tu, w położonym w lesie ośrodku, panował spokój. Wyglądało na to, że póki co niewiele mogła tu pomóc zabrana przez nich broń. Nie mieli nawet pojęcia jakie frakcje walczą. I czy ich to obchodziło? Nad głowami niespodziewanie pojawiło się brzęczenie drona, który śmignął nad koronami drzew w drodze na południe.
- Jak na twoją zabawkę jest trochę mało dyskretny… - Odezwała się pytająco zwiadowczyni spoglądając na Dawn.
Ta pokręciła głową, owijając się kurtką i zmierzając do wyjścia z terenu ośrodka dla petentów. Były rzeczy bardziej nieprzyjemne od deszczu i zimna, na przykład kamery i podsłuchy. Dopiero za bramą ostrożnie włączyła holo i poderwała Frugo do lotu, wysoko i cicho. Niewidoczny duch w ciemności nocy, dodatkowo korzystający z osłony chmur.
Kane poszedł za nią, dał też znak pozostałym. Wyjście poza teren brzmiało jak dobry pomysł, uniknięcie na dobry początek podsłuchu.
- O ile nie atakują Republiki, nie chcemy się w to mieszać - powiedział z wykorzystaniem komunikatora. - Gorzej jak to odwoła wizytę przywódcy. Pomysły? Sugestie?
- Może dron zarejestruje coś przydatnego. - Powiedziała Valerie przystając obok reszty. - Zobaczymy co się stanie. Jeśli walki się przybliżą powinniśmy jechać dalej na północ. W zamieszaniu może nie będa nas od razu szukać. Zawsze możemy powiedzieć że pojechaliśmy dalej bo mieliśmy już dość ciągłej walki.
- Jechać tak po prostu przed siebie teraz nie ma sensu, bo w sumie nie mamy żadnych konkretnych tropów i będziemy się tylko włóczyć bez celu - stwierdził Fox. - Jeśli to Republika, moglibyśmy potencjalnie pomóc i zyskać jakiś kredyt zaufania u ich przywódcy. Jak nie, to póki co czekajmy na rozwój wypadków i zapowiedziany przyjazd. Zmienią się ich plany, to zmienimy też nasze.
Frugo nie był najszybszym z dronów, ale pokonanie tej odległości zajęło mu zaledwie kilka minut. Scrap dostała podgląd pola bitwy, z dużej wysokości łatwo było pojąć sytuację. Strzały i wybuchy już się kończyły. Na drodze stał rozciągnięty konwój ciężarówek i wozów terenowych. Pierwszy leżał przewrócony wzdłuż drogi, blokując przejazd. Inny chyba dostał, gdy próbował go wyminąć. Część ciężarówek stała nieco w poprzek, jakby próbowała zakręcić zanim ich też nie dostali. Jedna płonęła, za dwoma środkowymi broniło się jeszcze kilku ludzi, inni napierali od strony lasu. Trudno było powiedzieć kto był kto, używano przeróżnych broni, a stroje nie były jednolite. Tylko po prostu ciemne.
- Nie będziemy stąd odjeżdżali dopóki jest szansa poznania ich szefa - Kane skomentował słowa Shade. - W którą stronę jechał konwój, która to droga? - zapytał, zaglądając przez ramię drugiej najemniczki. - Jeśli to zabawki Republiki są rozkradane to może to nasza karta wstępu.
Nietrudno było zauważyć, że konwój jechał na północ, drogą, z której oni sami skorzystali wcześniej.
- O ile zdążymy. Wygląda, że jechali do nas i musielibyśmy tam jechać przez miasto - Scrap starała się dyskretnie pokazać wszystkim co widzi na holoekranie.
- Tych pojazdów jest wiele, mamy szansę zainterweniować zanim napastnicy zakończą całą akcję - skomentował Raver. - Spieszmy się zatem. Dzięki dronowi nie wkroczymy tam na ślepo.
- Jeśli to zrobimy, to od razu myślmy nad dobrą wymówką na temat tego skąd tyle wiemy… - skomentowała niezbyt pewnym tonem Dawn, wyraźnie niepewna co do tej interwencji. To ryzyko mogło nie poprawić, a skomplikować ich sytuację.
- Nasze motory będzie słychać - po chwili zastanowienia Kane zaczął wydawać polecenia. - Podjeżdżamy ile się da, potem pieszo. Zdążymy albo nie, w razie czego zgrywamy głupa, że słyszeliśmy wybuchy i odruchowo pojechaliśmy sprawdzić czy możemy pomóc. Skąd mogliśmy wiedzieć, że to już nie teren Republiki. Scrap, trzymasz się z tyłu i robisz za wsparcie. Jaki ma zasięg sprawne sterowanie dronem bojowym?
Ostatnie zdania wypowiadał już kierując się w stronę maszyn.
Shade bez komentarzy poszła w kierunku swojego motoru. Foxowi również nie trzeba było dwa razy powtarzać.
- Przez Frugo mogę na wiele kilometrów, ale wolę nie być od niego dalej niż pięćset metrów, nie ma wtedy przerwań i opóźnień nawet w najgorszych warunkach - odpowiedziała Scrap, niezbyt zadowolona z ich planu. Mimo to robiła to co inni, nie komentując.

Chwilę później motory zawarczały i ruszyły. Jazda drogą inną niż bezpośrednio przez Granite Falls wymagałaby nadłożenia kilometrów i czasu, jeśli chcieli reagować, musieli przejeżdżać przez miasteczko. Obudziło się tak samo jak i oni. Gdzieniegdzie paliły się światła w oknach, w innych miejscach ludzie wyszli na ulice. I właśnie kiedy byli mniej więcej w okolicach "kościołów", kilku z nich wybiegło na środek, machając do nich rękami i próbując zatrzymać. Scrap widziała na ekranie, jak napastnicy gaszą ostatni opór i zaczynają wchodzić do ciężarówek, w tym także do szoferek.
O’Hara nie chcąc się przebijać na siłę, zwolnił, ale nie zatrzymał.
- Chcemy pomóc! - krzyknął do wybiegających na jezdnię ludzi.
- Nie jedźcie tam! - odkrzyknął jeden z nich.
- To nie nasz teren, pewnie gangi się strzelają! - dodał inny.
Shade zatrzymała motocykl dając się wyprzedzić jadącemu za nią Irlandczykowi i popatrzyła na miejscowych:
- Często macie takie pobudki?
Fox nie zatrzymał się, jadąc razem z Kanem, wolniejszym tempem. Wątpił, by ci ludzie wiedzieli o konwoju lub by w ogóle mieli pojęcie o tym, co się teraz dzieje poza miasteczkiem. Co najwyżej później mogą pojawić się pytania, czy to nowo przybyła grupa wiedziała coś więcej, i skąd, ale na ile to może być problem to nie coś, nad czym teraz był czas się głęboko zastanawiać lub analizować. W chwili obecnej mieszkańcy tylko najemników spowalniali.
- Nie mamy czasu na gadki z przypadkowymi ludźmi - snajper powiedział do komunikatora. - Jedziemy, a jak nie, to trzeba zarzucić cały pomysł i wracać.
Scrap starając się nikogo nie potrącić, omijała próbujących ich zatrzymać. Nie miała czasu na wdawanie się w dyskusje, za miastem musiała jeszcze przecież złożyć Boba do kupy, jeśli miał się do czegoś przydać. Nie spieszyło się jej do interwencji, co nie oznaczało jednak, że nie da z siebie wszystkiego, kiedy już decyzja została podjęta.
O’Hara wciąż jechał, rozganiając ludzi jeśli było trzeba.
- Jak się okaże, że są daleko i nie zbliżają to nie pojedziemy dalej! - rzucił fałszywą obietnicę.
- Tak blisko i intensywnie to rzadko - odpowiedział Shade jeden z mężczyzn, nie odrywając spojrzenia od miejsca skąd wcześniej dochodziły wystrzały. Teraz już ucichły. Przepuszczono ich, być może słowa Irlandczyka były dla nich wystarczające i wkrótce znaleźli się na wylotówce z miasteczka, mijając ostatnie zabudowania. Wtedy też dostrzegli światła samochodów pędzących drogą od wschodu. Wyglądało na to, że mieli wyjechać z bocznej drogi oznaczonej na mapie jako Waite Mill Road, mniej więcej w tym samym czasie co motory zaniosłyby tam najemników.
Zwiadowczyni ruszyła za resztą. Tym razem trzymając się na końcu. Czyli zaraz obok Scrap.
- Muszę gdzieś złożyć Boba - poinformowała pozostałych. - Spotykamy się z tymi co jadą? Jak to Republika to lepiej żeby wiedzieli, że jesteśmy po tej samej stronie!
- Jedziemy do nich, z zapalonymi światłami. Od tej strony to musi być Republika, a lepiej żeby wiedzieli, że jesteśmy po tej samej stronie - zdecydował Kane. - Jadę na szpicy, gdyby spanikowali.
Fox bez komentarza zwolnił, pozostawiając Irlandyczka na przedzie, i dalej jechał za nim.
Decyzje były na tu i na teraz. Jadąc dalej wystarczyło dziesięć sekund, aby dokładnie zobaczyli nadjeżdżających. Dwa samochody terenowe i dwie ciężarówki pędziły ile tylko mogły po wąskiej, nierównej drodze. Zauważyli ich wchodząc w zakręt i zamykający kolumnę Jeep zjechał w bok, a przez szybę pasażera wysunęła się ręka, machając żeby się zatrzymali. Druga szyba też się odsunęła, stamtąd wysunęła się lufa.
- Gdzie jedziecie?! Nie słyszeliście strzelaniny?! - krzyknął ten na siedzeniu pasażera, brodaty mężczyzna w średnim wieku. Między kolanami sterczała mu lufa jakiejś długiej broni. Trzy pozostałe samochody nie zwolniły, kierując się na południe.
- Możemy pomóc! - odkrzyknął mu Kane, pokazując broń. - Jesteśmy nowi, ale w tym wreszcie możemy się przydać!
Na tłumaczenia i dyskusje czasu nie było, ich decyzja czy zechcą mieć wsparcie. Rzeczywiście nie było i ci w samochodzie o tym wiedzieli. Nie zastanawiali się też długo, widząc z której strony nadjeżdżali.
- Tylko nie właźcie w drogę, zaatakowali nasz konwój, nie pomylcie celów - rzucił rozmówca Irlandczyka i samochód ruszył z piskiem opon.
Kane ruszył zaraz za nimi, jednocześnie nadając przez komunikator.
- Wchodzimy. Podjeżdżamy na wyłączonych światłach sto metrów przed cel, zostawiamy motory i podchodzimy lasem. Korzystamy z zamieszania, unieruchamiamy ich transport najpierw. Scrap, ty zostajesz pół kilometra od celu, jesteś naszymi oczami. W razie możliwości wyślij nam Boba. Uwagi?
- Wyślę go za wami najszybciej jak się da - zgodziła się od razu Dawn, dodając gazu. Znając plan mogła nie trzymać się w tyle za pozostałymi, a po zjechaniu na pobocze od razu zająć Bobem. Obraz z kamery Frugo pojawił się nad prędkościomierzem, gdy kobieta próbowała rozeznać się co teraz działo się na miejscu akcji.
- Brak - odpowiedział O’Harze Fox z pomocą komunikatora. Plan był prosty, nie było co go teraz komplikować. Szczegóły będą zależały już od tego, jaką sytuację zastaną na miejscu. Skoro Republika ruszyła do kontrataku, zapowiadał się spory burdel, który można było wykorzystać. Pytanie, na co przygotowani byli napastnicy. Przy relatywnie niewielkiej odległości od terenu Republiki, zapewne spodziewają się jakiejś reakcji, jednak raczej nie z udziałem dodatkowej grupy dobrze wyposażonych najemników.

Jeszcze przed celem dogonili nie mogące rozwijać zbyt dużej prędkości ciężarówki, zrównując się z nimi na wąskiej drodze. Wjechali w dziko rosnący las, mniejsze drzewa i krzaki zaczynały się tuż przy asfalcie, utrudniając taktyczne podejście. Scrap zwolniła i zatrzymała się zupełnie w wyznaczonym punkcie, jej oczy szybko raportowały to co widziała na ekranie z kamery Frugo. Napastnicy mieli wyraźne problemy z odpaleniem zaatakowanych ciężarówek, nie mogąc tego zrobić podprowadzili swoje pojazdy - niedużą ciężarówkę, busa i dwa pickupy. Ludzie nosili po dwóch ciężkie skrzynie, ładując je na samochody. Najemniczka zaczęła składać Boba, kiedy dwieście metrów przed pierwszymi wozami zaatakowanego konwoju, jadący na przecie jeep eksplodował.
Fox miał rację w swoich myślach, spodziewali się.
Gwałtowny błysk oślepił na dłuższy moment jadących z noktowizorami najemników, zmuszając do redukcji prędkości, wręcz zatrzymania. Zaminowany teren i tak nie zachęcał do szybkiego podejścia. Odłamki poleciały we wszystkie strony, zniszczony samochód przekoziołkował kilka razy i wpadł w młode drzewka. Nie było mowy, aby ktokolwiek przeżył. Trzy pozostałe samochody zatrzymały się z piskiem opon. Klapy ciężarówek otworzyły się i wyskakiwali z nich uzbrojeni "Republikanie". Scrap widziała jak napastnicy reagują na wybuch. Część z nich zaraz zniknęła w lesie, lub ukryła się za wrakami pierwszych samochodów konwoju. Reszta ciągle ładowała. Wiedzieli już o odsieczy, ale nie zamierzali od razu porzucać zdobyczy. W końcu nawet bez możliwości policzenia tych skrytych pod koronami drzew, Dawn szacowała ich liczbę na conajmniej trzydziestu.
Kane zjechał w krzaki i zatrzymał się, porzucając motor i zdejmując broń z pleców. Przykucnął, lustrując otoczenie przy pomocy noktowizora. Możliwość współpracy z żołnierzami Republiki porzucił od razu, byliby tylko zawadą.
- Idziemy lasem, Shade pięćdziesiąt metrów z przodu. Czyścisz teren, nie wchodź daleko. Chcemy być przydatni, a nie dostać kulkę w plecy.
Irlandczyk w pełni zamierzał wykorzystać tę jednoosobową armię, w tych warunkach z takim przeciwnikiem Valerie mogła robić prawie wszystko co chciała w swoim kombinezonie.
- Robi się - Zwiadowczyni zasalutowała z lekkim uśmiechem i włączyła kombinezon rozmywając się w ciemności. Na karabinek nałożyła tłumik i ruszyła w kierunku terenu walki równym tempem, by nie wpaść przypadkiem na kogoś czającego się po krzakach i nie narobić wielkiego hałasu. Noktowizor nastawiła na temperaturę. To dawało jej gwarancję bezbłędnego wykrycia wszystkich istot wydzielających ciepło w zasięgu wzroku. Scrap relacjonowała na bieżąco zmiany obserwowane w obiektywie kamery, z zaznaczeniem tych przeciwników, których widziała. Jednocześnie na poboczu drogi montowała gorączkowo Boba, szybko przywracając go do sprawności. Na tych dwóch rzeczach skupiała się w stu procentach, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Fox natomiast w tym czasie złożył swoją snajperkę, po czym przywdział hełm bojowy. Rzadko kiedy gdziekolwiek pchał się pierwszy i tym razem nie było inaczej - puścił zarówno Val, jak i Kane’a przodem. Przechodził między krzewami, od drzewa do drzewa, przeczesując okolice z pomocą swojego sprzętu i wypatrując jakiegokolwiek zagrożenia, zwłaszcza na flankach, które mógł obserwować lepiej dzięki poszerzonemu polu widzenia. Nie był niewidzialny, ale jego broń również była wyposażona w tłumik, więc w razie czego mógł osłaniać Shade bez natychmiastowego zdradzania swojej pozycji.
Zebrali się i ruszyli, w tym samym czasie Scrap dokręciła ostatni element drona bojowego. Bob ruszył czym prędzej na pole akcji, a Shade prawie bezszelestnie przemykała się między drzewami dzikiego lasu. Było niemal zbyt gęsto, aby widzieć dalej niż na dziesięć metrów, żeby unikać poruszania roślinności podczas podchodzenia pod czającego się gdzieś tam przeciwnika. Serce zaczynało bić szybciej, adrenalina uderzała do głowy. Wreszcie nie było rozmów z ludźmi, zamiast tego to dla czego żyła. Gdyby nie termowizja to weszłaby na trzech wrogów, leżących przy ziemi, skupionych blisko siebie przy zwalonym konarze dużego drzewa. Może coś słyszeli, może nie. Jak się okazało przestało mieć to znaczenie - z drugiej strony drogi rozległy się pierwsze strzały, pojawiły błyski. Kane i idący na końcu Fox widzieli jak wcześniej Republikanie rozdzielają się, większość poszła właśnie tamtą stroną drogi. Teraz wdawali się w narastającą strzelaninę.
Dawn mogła tylko patrzeć. Na ekran z dwóch dronów, jednego dopiero zmierzającego na pole bitwy, drugiego latającego wysoko nad nim. Widziała jak ludzie wskakują do busa i pickupa, najwyraźniej uznając, że na tych dwóch już im wystarczy. Ciężarówkę ciągle ładowano.
- Dwa samochody odjeżdżają - zakomunikowała Scrap od razu, jak to zauważyła. - Ciężarówkę ciągle ładują. Mogę śledzić lub zostać na miejscu.
Nie miała nic innego do roboty, wróciła więc na motor, zakładając rękawice i gogle operatora drona, podłączając się pod wizjery Boba. Obraz z Frugo wciąż pozostawał na podglądzie w rogu.
- Zostań na razie na miejscu - Kane szeptem odpowiedział Bailey, przykucając za jednym z drzew. - Jak odjedzie ciężarówka to ją obserwuj - dodał instrukcję i wznowił podążanie za zwiadowczynią, która zajęła się szybkim oczyszczaniem drogi, chcąc dopaść tych z ciężarówki zanim spróbują odjechać. Wycelowała pistolet maszynowy w ich kierunku i oddała serie strzałów po kolei do każdego z trzech celów.
Fox nie ruszył od razu za pozostałą dwójką, tylko osłaniał ich, skryty za drzewem. Zamierzał ruszyć za nimi gdy przejdą kolejny fragment bezpiecznie lub zacznie tracić Kane’a z pola widzenia, i powtarzać ten manewr, tak by zminimalizować szansę, że pozostaną bez żadnego wsparcia lub że snajper wpadnie przypadkowo na przeciwnika pierwszy. Zanim jednak cokolwiek mógł zacząć powtarzać, Valerie - sama niewidoczna z racji na kamuflaż - zaczęła strzelać. Przykucnięty Fox natychmiast skierował lunetę w stronę wystrzałów, namierzając przeciwników i odpalając do każdego, który jeszcze się ruszał.
Kilka szybkich serii po trzy kule, dla pewności trafienia. Dopiero trzeci cel zdążył się odrobinę poruszyć, ale nie mieli szans zauważyć co ich trafiło. Nawet Fox w swojej termowizji nie zauważył nic przy tej odległości w gęstym lesie. Z trudem utrzymywał O'Harę w zasięgu termowizji, cieplejsza lufa pistoletu maszynowego zwiadowczyni zupełnie unikała percepcji snajpera. Ostrzegły ich bardziej dźwięki stłumionych wystrzałów słyszane w komunikatorze. Zaledwie kilka kroków dalej i prześwicie widziała już pierwsze samochody konwoju. Głębiej w lesie mignęły kolejne sylwetki, większość oddalała się od drogi. Napastnicy nie szykowali się na większą bitwę, to zauważyła też Scrap w kamerze Frugo. Jeszcze jedna skrzynia i wskakiwali do szoferki i na pakę. Dron zwiadowczy nie widział już żadnych pojedynczych sylwetek napastników. Strzelanina po drugiej stronie drogi narastała przez jeszcze moment, zanim zamilkła, przeradzając się w nieregularne, pojedyncze wystrzały lub serie.
- Ciężarówka zbiera się do odjazdu - zakomunikowała od razu po ujrzeniu tego Scrap i bardziej skupiła się na wizji z drona bojowego, doganiającego już pozostałych najemników. - Bob blisko was.
- Zwiększmy tempo i spróbujmy ją zatrzymać - zasugerował Fox z pomocą komunikatora. Mówił szeptem, ale z przyzwyczajenia, gdyż nie podejrzewał, by którykolwiek z napastników mógł go usłyszeć. Wyglądało na to, że zależało im na wywiezieniu tego, co zabrali z konwoju, i niczym więcej.
- Wchodzimy, Fox osłaniasz mnie, Shade pilnuj tych w lesie, Bob niech wali w co widzi - Kane działał w trakcie mówienia, podrywając się i nie dbając już o wrogów, wypadł na drogę. Wstrzyknął dopalacz, czując jak krew natychmiast przyspiesza i ruszył do biegu, zmuszając wszczepy w nogach do maksymalnego wysiłku. Przez krótki dystans potrafił być szybszy od ciężarówki. W zależności od okoliczności zamierzał strzelać w kierowcę jak zdąży zanim wykręcą lub sięgnąć po granat odłamkowy i cisnąć go z odpowiednim opóźnieniem pod koła.
Valerie była na tyle blisko, by spróbować dosięgnąć ich z karabinu, ale drzewa stanowiły pewną przeszkodę, dlatego po chwili wahania ruszyła biegiem w kierunku ciężarówki:
- Pojedynczy napastnicy rozproszyli się po lesie. Oddalają się od naszych pozycji. - Przekazała jeszcze reszcie.
Raver szybko zmienił pozycję, skracając dystans do pojazdów i zbliżając się bardziej do drogi, na skraj lasu, w poszukiwaniu miejsca, z którego będzie miał widok na ciężarówkę albo chociaż jej okolice, tak by ubezpieczać tyły Kane’a. Gotowy do ustrzelenia każdego potencjalnego zagrożenia, odruchowo wręcz przejechał się swoim sprzętem po znajdujących się w jego polu widzenia flankach i poboczach, na które szarżujący, przepełniony adrenaliną Irlandczyk mógł nawet nie zwracać uwagi.
Przeciwnik był w pełnym odwrocie i co więcej, najwyraźniej sądził, że ten odwrót mu się uda. Musieli to robić nie po raz pierwszy, pewnie znali sposoby reagowania Republiki. Najemnicy stanowili jednak wystarczające wsparcie, aby zatrzymać przynajmniej część z nich. Ciężarówka już zawróciła, gdy O'Hara przebiegał z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę obok unieruchomionych pojazdów konwoju. Właśnie się rozpędzała, gdy granat pofrunął łukiem i wylądował blisko tylnego koła, eksplodując niemal w tej samej chwili i wyrywając oponę prawie z całą ośką. Ciężarówką zatrzęsło, skręciła w bok i zachybotała się gwałtownie. Nie przewróciła się, stając w poprzek drogi, tylko dlatego, że nie zdążyła rozwinąć większej prędkości. Z paki wyskoczyło prawie od razu trzech ludzi i od razu zostali zdjęci. Jednego Fox złapał jeszcze w locie, drugi i trzeci może jeszcze zdążyli zauważyć co ich atakuje, ale już nie unieśli broni, gdy nadeszły kule najemników. Zaraz po tym nastała cisza. Dwóch z szoferki ukryło się po przeciwnej stronie ciężarówki, korzystając z osłony kół obstawiali obie jej strony, co doskonale widziała Scrap na swoim ekranie. Bob nie zdążył jak na razie włączyć się do akcji.
- Widzę dwóch, chowają się za kołami - zameldowała usłużnie Dawn. - Bob może ich zajść od góry, powinni się poddać jak próbujemy zdobyć jeńców.
Fox trzymał na celowniku skraj ciężarówki - jedyne miejsce, z którego jeden z wrogów mógł się wychylić. Snajper był za daleko, by kogokolwiek w praktyczny sposób wzywać do poddania się, ale w razie czego, jeśli ktoś jednak spróbuje się wychylić, mógł równie dobrze ustrzelić, jak i oddać strzał ostrzegawczy.
- Mam na celu skraj wozu od zachodniej, wroga nie widzę - zakomunikował krótko.
- Zachodzę ich od tyłu dajcie znać jaka decyzja: Zdejmujemy czy bierzemy jeńców? - Zwiadowczyni dotarła do ciężarówki i obeszła samochód tak, by stać z tyłu przeciwników. Jej broń mierzyła prosto w ich plecy. Mogła to zakończyć tu i teraz, ale jak dla niej świat i tak był pełen bezsensownej śmierci.
W pewnych sytuacjach Kane nie wahałby się i już zneutralizował przeciwnika. Gangi i anarchia zawsze przynosiły mnóstwo śmierci i agresji, nie czuł wyrzutów sumienia przed pozbywaniem się takich jak oni. Obecnie jednak chciał zdobyć punkty w Republice.
- Shade, pokaż im, że wystarczy sekunda i nie żyją - szepnął do komunikatora. Następnie odezwał się głośno. - Poddajcie się, jesteście otoczeni, a wasi kumple zwiali - Irlandczyk cały czas, już powoli, zbliżał się do ciężarówki z uniesioną bronią.
Jak tylko ostrzegawcze kule trafiły w koła tuż obok nich, obaj rzucili broń i unieśli ręce.
- Dobra, dobra, poddajemy się! - krzyknął jeden z nich. Trudno powiedzieć na co liczyli po tym co tu zrobili, lecz mało kto chciał umierać. Zwłaszcza bez wzniosłej idei, której ci tutaj raczej nie posiadali względem Republiki. Bez wątpienia napastnikami byli członkowie gangu, w skórzanych strojach. Rysami w ciemnościach przypominali latynosów bardziej niż kogoś z Jeźdźców Apokalipsy. Z lasu po drugiej stronie zaczęły się wyłaniać sylwetki żołnierzy Republiki.
Shade, kiedy tylko Kane zbliżył się na tyle, by mieć przeciwników na celowniku, wycofała się z terenu walki. Nie chciała wyłączać kamuflażu w miejscu, gdzie ktoś mógłby ją zauważyć. Postanowiła poszukac jakiegoś odleglejszego miejsca gdzie mogłaby to zrobić, a potem wrócić do reszty udając że ganiała po lesie uciekinierów.
Dawn obleciała Bobem ciężarówkę i zamarła, celując w obu jeńców. Tego drona i tak nie mogli kryć jako swojego asa w rękawie. Frugo zatoczył szerszy krąg nad polem walki, jego kamery szukały oddalających się gdzieś w pobliżu pojazdów, czy to samochodów czy motorów. Sama Scrap nie ruszała się z miejsca, nie ufając drodze przed nią.
- Sprawdźcie co z ładunkiem i spytajcie co to za jedni - rzucił Fox przez komunikator, nie zmieniając jeszcze pozycji. Słowa kierował do Kane’a i Shade, w przypadku tej drugiej nie będąc pewnym, gdzie się obecnie znajduje. Wyglądało na to, że walka zakończona, ale mimo to snajper nie oderwał się od lunety, upewniając się, czy gdzieś na drodze lub obrzeżach lasu znajdują się jeszcze jacyś wrogowie.
- Złapaliśmy dwóch - głośno odezwał się Irlandczyk, kiedy ludzie Republiki się zbliżyli. Jednocześnie trzepał obu jeńców, w poszukiwaniu broni, granatów i innych ciekawych rzeczy. Kazał im też wyłączyć holofony. - Uciekł pickup i bus.
- Reszta pieszych zwiała? - zapytał jeden z nadchodzących. Z lasu wyszło ich dziesięciu, każdy z noktowizorem i bronią gotową do strzału. Część poruszała się jak żołnierze, reszta jak ich uczący się naśladowcy. Oczy najemników szybko wychwytywały takie szczegóły. Kane nie znalazł dodatkowej broni u przeszukiwanych, jedynie zapasowe magazynki, zanim jeńców przejęli nadchodzący. Holofony zostały wyłączone. Zanim ktoś zdążył zareagować, rozbrojeni napastnicy oberwali kilka ciosów i kopów. Irlandczyka na bok odciągnął ten sam, z którym wcześniej rozmawiał.
- Dobra robota. Kim wy właściwie jesteście? - zapytał, zezując wyraźnie na unoszącego się na swoich silnikach Boba.
Frugo tymczasem wznosił się na takiej wysokości, że bez większego problemu jego kamery wychwyciły pojawiające się na południowym zachodzie pojedyncze snopy światła, szybko oddalające się na południe. Mógłby je śledzić, ale tylko przez jakiś czas, motocykliści bez wątpienia byli szybsi od zwiadowczego drona.
Zgodnie ze swoim planem Shade wróciła w bezpieczne, zacienione miejsce i wyłączyła kamuflaż. Pojawiła się na tyłach wychodzących z lasu i odpowiedziała na pytanie o uciekających przeciwników:
- Trzech martwych leży trochę dalej w głębi lasu.
- Odjeżdżają na południe, nie dogonię ich. Będę ich śledzić ile zdołam - usłyszeli głos Scrap, która skierowała Frugo za uciekającymi. - Zapytajcie tutejszych czy sprawdzili czy na drodze nie ma więcej min.
- Ludźmi, którzy ostatni rok uczyli sobie radzić z gwałtownymi sytuacjami i akurat trafili do was, szukając miejsca dla siebie na tym świecie. Cieszymy się, że mogliśmy coś pomóc - odpowiedział nieznajomemu O'Hara, podając skróconą wersję ich historii. - Weźcie tych dwóch na początek i niech sprawdzą czy na drodze nie ma dalszych niespodzianek. W konwoju byli wasi ludzie?
Fox dołączył do pozostałej dwójki najemników, gdy Irlandczyk zadał swoje pytanie. Nie wtrącił się jednak do rozmowy, czekając na odpowiedź “Republikanina”.
"Republikanie" uwijali się jak mrówki wokół nich. Zbierali ludzi, sprawdzali pojazdy.
- Chłopaki już się tym zajmują. Ci tutaj to częściowo nasi, częściowo współpracownicy z zewnątrz. Skurwysyny musiały wiedzieć z wyprzedzeniem co się planuje, a to oznacza szpicla - splunął na ziemię, ale też wyciągnął rękę do O'Hary. - Wracajcie do miasta, powiem o was szefowi. Jeśli faktycznie chcecie miejsca dla siebie, to możemy się dogadać. Te pierdolone testy zgodności są dla frajerów do spławienia, jeśli mnie pytać.
Scrap zgodnie z oczekiwaniami, wkrótce zgubiła uciekających. Nabrała natomiast pewności, że nie jechali do Snohomish, a wybierali drogi jak najbardziej na wschodzie.
- Wiedziałem, że znajdą się tu rozsądni ludzie, umieścili nas w domku z plastikową blondi - parsknął Irlandczyk, ściskając dłoń. - Jakby wasz szef zmienił plany, to pamiętajcie o nas. W pewnych miejscach możemy się przydać bardziej niż w innych.
Po tej krótkiej wymianie zdań skierował się w stronę pozostawionych motorów, na wszelki wypadek omijając drogę. Sprzątanie burdelu zostawiał innym.
- Zbieramy się, koniec rozrywki - mruknął przez komunikator do reszty najemników.
Zwiadowczyni bez zbędnej dyskusji wróciła do swojego motoru i dołączyła do Irlandczyka.Tak samo zrobił też Raver.
- Poczekam tu na was - zameldowała Scrap, zawracając Frugo i kierując go nad ich głowy, w razie gdyby jeszcze jakieś niespodzianki miały się przytrafić.
 
Sekal jest offline