Kowal-Rebeliant |
Czy Anathem Flame przyciągał wzrok w jakiś szczególny sposób? Niezbyt. Na pierwszy rzut oka był zwykłym młodzieńcem, który niedawno wszedł w dorosłość. Proporcjonalna budowa, średni wzrost i ciemne włosy nie były cechami, przez które ludzie wytykaliby go na ulicach. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku.
Uważniejszego obserwatora mogłyby zainteresować bursztynowe, bardziej kocie niż ludzkie oczy,, bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie brzucha, widoczne spod, nigdy nie zapiętej, skórzanej kamizelki z kapturem. Spodnie, sandały i plecak nie wyróżniały się spośród miliona im podobnych.
Kolejne spojrzenie, jeśli ktoś w ogóle widziałby sens w przyglądaniu się Anathemowi, ujawniłby jeszcze dwie niepokojące rzeczy. Przy wyraźniejszych oględzinach, można zauważyć, że ciemny sznur owinięty wokół pasa mnicha w tajemniczy sposób drży i porusza się, nie mając ku temu powodów i znika, niejako pod spodniami, gdzieś mniej więcej na wysokości pośladków. Druga sprawa jest równie zagadkowa, co niepokojąca. Ciało mnicha, w przeciwieństwie do przedmiotów i osób z jego otoczenia, postanowiło nie rzucać cienia.
Świadomy swoich cech wrodzonych i najczęstszych reakcji otoczenia, zwłaszcza na dwie ostatnie, Anathem starał się za bardzo nie wychylać. Niestety wrodzone, żartobliwe i raczej radosne usposobienie młodzieńca, a także wysokie poczucie sprawiedliwości, a przede wszystkim zasady, jakie wyznawał, często krzyżowały jego plany. Prawda jest taka, że dotychczasowa podróż upłynęła pod znakiem figli i dobronych psot, wyrządzanych przez młodziutkiego mnicha. Większość żartów była wymierzona w członków karawany, którzy swoim zachowaniem urazili, skrzywdzili czy też zwyczajnie obrazili pozostałych towarzyszy podróży. Nazywał to sprawiedliwością Flame’a. Kilka razy dał się przyłapać, kilka razy uszło mu na sucho, a raz czy dwa podejrzenia padły na Lenę, którą szczerze polubił za jej usposobienie i brak wyraźnej agresji w stosunku do niego i jego pochodzenia. Nie chcąc zrazić jej do siebie, przynał się, za co zarobił kilka ekstra wart w najgorszych możliwych porach.
Anathem nie lubił podróży w karawanie. Takie wycieczki najczęściej wiązały się z tym, że ktoś prędzej czy później odkrywał jego inność i rzadko wychodziło mu to na dobre. O dziwo tym razem było inaczej. Udało mu się nawiązać kilka znajomości i podejrzewał, że to dzięki temu, reszta dała mu spokój. Spędził kilka wieczorów z Corrisem, wypytując o miejsca, w których bywał, a były to opowieści barwne i zapewne nieco podkoloryzowane, ale słuchało się ich z przyjemnością. Nibra doskonale rozumiała jego problem ze społecznym odrzuceniem i potrafiła docenić wspólne milczenie, a Dresden, mimo młodego wyglądu był istną skarbnicą doświadczenia, ciekawostek i anegdot. Najwięcej czasu spędzał jednak z Leną i Erikiem. Ifryt, nie dość, że zdawał się być bardziej egzotyczny niż Flame to zgodził się na wspólne sparingi, które pozwoliły obu zachować formę i były miłym urozmaiceniem codziennych treningów mnicha.
***
Przemowy na placu niespecjalnie go interesowała. Wiedział już nieco o miasteczku i zdecydowanie bardziej interesowały go przygotowane atrakcje. Znalezienie miejsca do spania, wydało mu się rozsądnym wyborem, tutejsze potrawy równieź kusiły, ale zdecydowanie najbardziej spodobała mu się propozycja Leny.
-Chętnie pójdę z wami, jeśli nie macie nic przecwiko. - uzupełnił wypowiedź Erika. - Może umówmy się, że spotkamy się w tym miejscu na godzinę przed zmierzchem? - zaproponował pozostałym.
- Na wszelki wypadek umówmy się również jutro po śniadaniu tu, jakbyśmy się wieczorem nie spotkali. - odpowiedział Dresden.
Ostatnio edytowane przez shewa92 : 01-02-2020 o 11:57.
|