Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 22:59   #30
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Wieczorne przygotowania


Krasnolud po obiedzie przemierzył jeszcze osadę dokupując to co mu brakowało. Nie było jednak tego wiele. Jako podróżny kapłan miał i tak plecak wypchany różnymi przedmiotami, więc niewiele mu zostało do kupienia. Po powrocie do karczmy zdumiony Olgrim dowiedział się że Carys i jej rycerz zajęli jeden z dwóch pokojów dostępnych w karczmie. Ten z dwoma łóżkami. Drugi pokój… też z dwoma łóżkami przypadał pozostałym członkom drużyny. Krasnolud trochę sarkał pod nosem, że nie przywiązał do tej sprawy większej wagi wcześniej i ten szczególik umknął mu wtedy. Niemniej nie było co płakać nad rozlanym mlekiem i należało jakoś całą sytuację przecierpieć. W końcu to była jedna noc. Najbardziej z tego powodu martwił się o Amaranthe… niewiastę wszak, nawet jeśli o bezpruderyjnej naturze.

Amaranthe na zakupy się nie wybierała. Jakby na to nie spojrzeć, miała pewne zobowiązania względem swojej widowni. Tym bardziej, że miał to być pierwszy jej występ w tym przybytku, a każdy wszak wiedział, że pierwsze wrażenie najdłużej w pamięć zapadało. Z tego też powodu, gdy już kolacja dobiegła końca, zabrała się bardka za swój występ. Tym razem w swym repertuarze miała zarówno romantyczną balladę o rycerzu i jego ukochanej, jak i pełną przestróg opowieść o skąpym szlachcicu. Nie zabrakło także okraszonych wybuchami śmiechu opowiastek o pewnym krasnoludzie, który za dnia mędrca udawał, a wieczorami niewiasty po karczmach uwodził. Atmosfera ożywiła się i Amaranthe z satysfakcją obserwowała jak jej talent wpływa na zebranych. Powiedzieć, że występ się udał to było lekkie niedopowiedzenie. Przez chwilę pozwoliła sobie na pławienie się w oklaskach i wyrazach uznania, po czym zebrawszy całkiem godziwe napiwki, ruszyła z powrotem do stolika.
- Będzie nam miał kto umilać czas w obozowe wieczory - powiedział cicho Daveth do Olgrima.
- Mhmmm… z pewnością jest utalentowaną artystką.- odparł kapłan wyciągając z plecaka swoją księgę i zabierając się za pisanie. Uzupełniał strony informacjami i odkryciami związanymi z dzisiejszym dniem. Zarówno tymi dotyczącymi misji, jak i tymi dotyczącymi samej miejscowości. Oczywiście wszystko w dethek.
- Paadam z nóg - i dokładnie to zrobiła, zwalając się na jedno z wolnych miejsc siedzących. - Co ty tam jeszcze skrobiesz w tej swojej księdze? - zapytała Olgrima. - I co powiecie na zamówienie napitku do pokoju, pokrzepienie się jeszcze co nieco i sen? Nie wiem jak wy, moi drodzy panowie, ja jednak owego snu nieco potrzebuję co by jego brak przypadkiem negatywnie na moją urodę nie wpłynął - dodała, gwoli wyjaśnienia, sięgając po kufel by przepłukać zmęczone gardło.
- To co się wydarzyło dziś i wszystko co warte zapamiętania jest.- wyjaśnił Olgirm i dodał ostrożnie.- W komnacie są dwa łóżka. więc przyjdzie nam znów jedno wspólnie dzielić?
- Oczywiście. No, chyba że wolisz spać na podłodze - dodała, po czym zrobiła nadąsaną minę. - No albo że już ci nasz układ nie pasuje - wymamrotała, chociaż sądząc po wesołych błyskach w oczach, zdecydowanie tylko się z nim droczyła. - Nie zapomnij wspomnieć o naszych wspaniałym baronie - przypomniała mu, już normalnym głosem.
- Tak. Tak…- miała wrażenie, że sprawiła iż Olgrimowi się pióro obsunęło. Widać jego myśli poszybowały ku niebezpiecznym krainom.- Nasz układ pozostaje w mocy.
Zerknął w kierunku druida, który pewnie będzie świadkiem tego układu. -Masz swój namiot na wrzosowiska? Bo jak nie, to ja mam… ciasny, ale we dwójkę się wciśniemy.
- Twojej urodzie nie potrzeba wielu godzin snu. - Daveth spojrzał na bardkę,
- Mam, mam - zapewniła. - Ale jak będzie chłodno to lepiej we dwoje - dodała, szczerząc ząbki do krasnoluda. - I dziękuję. Chociaż jednak wolałabym nie wyruszać półprzytomna - dodała, zwracając się do druida.
- Myślę, że nie będziemy musieli wstawać aż tak szybko.- odparł krasnolud poprawiając błędy w tekście.- No i samo tropienie smoka pewnie łatwym nie jest. Bo on lata. Nie wiem czy musimy się aż tak spieszyć.
- Mimo wszystko warto wyruszyć wcześnie - powiedział druid. - Co prawda powiadają, że kto rano wstaje, ten cały dzień ziewa, ale to niezbyt często się sprawdza. A ja i tak zwykle wstaję wcześnie.
-To dobrze. Bo ja niekoniecznie.- odparł żartobliwie krasnolud, który spodziewał się dość bezsennej nocy. Jeszcze nie całkiem przywykł do nowej sytuacji. Następnie zwrócił się do Amaranthe.- To co chcesz zjeść? Pójdę zamówić jedzenie i napitki i spotkamy się wszyscy w pokoju ?
- Coś lekkiego - poinformowała, nie precyzując dokładnie o co jej chodziło. - Co niekoniecznie tyczy się trunków. Nie ma to jak wypić przed snem, od razu szybciej przychodzi. I może ktoś się wtedy wiercić nie będzie - zasugerowała, wstając od stołu. - Chodźmy zatem - zwróciła się do Davetha.
- Dla mnie coś... solidniejszego - powiedział druid, również się podnosząc. - Nie muszę dbać o linię. Panie przodem - dodał uprzejmym tonem, słowa popierając gestem.
- Idę, idę - pomachała krasnoludowi i żwawym krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro. - To który pokój jest nasz? - zagadnęła Davetha.
- Siódemka. Na samym końcu korytarza - odparł druid.
Amaranthe ruszyła korytarzem, nucąc coś pod nosem. Gdy dotarła do właściwych drzwi odczekała, aż druid je otworzy po czym przekroczyła próg jako pierwsza. Od razu też ruszyła w stronę jednego z łóżek.
- Padam z nóg - poskarżyła się, odkładając jednocześnie kantele.
- Nie pomyślałem o tym, by cię wnieść na rękach... przepraszam - powiedział Daveth z kamienną miną.
- Następnym razem - odpowiedziała, zabierając się za rozplątywanie warkocza. - Jestem pewna że jakaś okazja się nadarzy.
- Ja też jestem pewien - odparł.

Krasnolud oddalił się zaś w drugim kierunku drapiąc po brodzie w zamyśleniu. Cokolwiek jednak gnębiło kapłana, znikło przy kontuarze gdzie zamówił posiłki i trunki. Po czym wspomniał karczmarzowi, do którego pokoju zanieść należy zamówienie. I na koniec udał się do pokoju który wynajęli, by dołączyć do dwójki swoich towarzyszy.
- O wilku mowa - powitała go Amaranthe z nader psotną miną. Zaraz też poklepała miejsce obok siebie zapraszając Olgrima, a gdy ten usiadł, skorzystała z jego ud jako poduszki.
- Masz na myśli jego wilczy apetyt? - zażartował Daveth.
- To wam przyniosłem jedzenie.- obruszył się krasnolud, choć niezbyt mocno. Bardziej był zajęty mimowolnym iskaniem włosów artystki i zerkaniem do swojej księgi, którą rozłożył obok.
- No i mi popsułeś zabawę - Amaranthe co prawda nie sprawiała wrażenia szczególnie oburzonej czy złej, jednak nie obyło się bez wskazania winnego druida palcem. - Zatem, moi panowie… Tak się zastanawiam nad tym smokiem i powodem dla którego tak, a nie inaczej sobie poczynia. Myślicie że baron maczał swoje palce w jego pojawieniu się? A może to kronikarz za problemem stoi? - rzuciła pierwsze lepsze pytania, jakie się jej w głowie pojawiły, przy okazji moszcząc się wygodniej.
- Ani jedno, ani drugie - odparł druid, zabierając się za jedzenie. - To znaczy jeśli mowa o baronie i sekretarzu. A czarne smoki mają swoje... fanaberie.
- Smoki są chciwe i samolubne i złe. A wioski to źródło łatwego żarcia i skarbów. Nawet jeśli skromne to zdobycze.- Olgrim zdjął rękawicę i by poprawić Amarante humor, zaczął pieszczotliwie muskać palcami szyję i czasem dekolt bardki.
Amaranthe jednak nie sprawiała wrażenia przekonanej słowami Davetha.
[i] - No skoro tak uważacie [i]- mruknęła jednak pojednawczo. Humor jednak szybko jej powrócił, po części za sprawą Olgrima. - Ciekawe jak ta drużyna, co to już wyruszyła, sobie radzi. I jaką nagrodę im obiecano. Oraz jaka obiecano tym, których spotkaliśmy. I co planujemy zrobić z truchłem gdy już smoka ubijemy?
- Utnie się łeb i… hmm… możemy sprzedać go którejś z tych drużyn, żeby sobie poszli do barona i odebrali nagrodę. Chyba że nam na sławie zależy, wtedy łeb będzie dowodem naszego bohaterstwa. No i… to jest smok. Smoki zbierają skarby w swoim leżu. Ten pewnie jeszcze wiele nie uzbierał, ale to też będzie nasza zdobycz.- stwierdził krasnolu i wzruszył ramionami dodając.-A co barona to on swojego tłustego dupska na wrzosowiska nie ruszy, więc nim będziemy martwić się po powrocie.
- Ten skarbów raczej jeszcze nie zdążył zebrać, chyba że na naszych poprzednikach się dorobił - wtrącił Daveth. - Smocza skóra jest coś warta - dodał - więc prócz sławy i parę groszy może wpaść do kieszeni.
- Wychodzi na to, że tak czy siak, wyjdziemy na plus. O ile się nam powiedzie, oczywiście - dodała, chociaż sądząc po tonie jej głosu, nie miała co do tego wątpliwości. - Zastanawiam się jeszcze czy by z samego rana, zanim wyruszymy, nie udać się na targ co by zaopatrzyć się w solidny zapas mikstur. Co wy na to?
- Coś do ochrony przed kwasem by się przydało - przyznał druid. - A co miałaś na myśli?
- Skóra jest warta jeśli umiesz ją poprawnie zedrzeć i wyprawić. Jeśli nie to szkoda czasu.- odparł krasnolud i dodał.- A mikstury są drogie.. bardzo drogie. Pięćdziesiąt złotych co najmniej. A przecie to te najsłabsze tyle kosztują, potężniejsze znacznie więcej.
- Psujesz mi plany - pożaliła się unosząc dłoń i ciągnąć krasnoluda za brodę, w ramach kary. - Nic konkretnego - odpowiedziała druidowi. - Ot rozejrzeć się jeszcze trochę po targu, może trafi się coś, co mogłoby się przydać. Wiesz, wolę zaopatrzyć się na zapas niż później żałować że czegoś nie mam. Szczególnie gdy od tego czegoś będzie zależało czyjeś życie - uściśliła. - Ale dość o tym… Wina! - nakazała, podnosząc się z ud Olgrima i sięgając po karafkę. - Trzeba was trochę rozruszać bo zaczyna stypą zalatywać - wyjaśniła podstawy dla owego nakazu, mierząc towarzyszy pełnym potępienia wzrokiem.
- A zdawało mi się, że się dobrze bawicie. - Daveth musnął wzrokiem biust bardki. - Co zatem proponujesz? Masz jakiś pomysł?
- Pić jakby jutra nie było, śpiewać, tańczyć i korzystać z życia - oświadczyła Amanathe ze zwyczajową sobie radością.
- Picie popieram. Z tańcem i śpiewaniem to już trochę gorzej u mnie. Ale zobaczymy… co da się zrobić.- odparł polubownie kapłan.
- Przy odpowiedniej motywacji każdy zatańczy - powiedział druid z lekkim uśmiechem. - Ale lepiej nie śpiewaj...
- Nie, nie, nie - zaprzeczyła bardka, stając w obronie Olgrima. - Z całą pewnością Olgrim potrafi pięknie śpiewać, prawda? - nie czekała jednak na odpowiedź. - No a co do tańca to po paru butelkach chyba i tak nie ma większego znaczenia czy się tańczy dobrze, czy tylko podryguje - zapewniła z miną osoby znającej się na owym temacie.
- Intonuję pieśni modlitewne… ale w świątyniach to śpiewa się chórami.- odparł krasnolud.
- W trójkę to kiepski chórek wyjdzie, ale... chyba znasz nie tylko pieśni modlitewne... - Daveth przyjrzał się bacznie Olgrimowi.
- Po kilku kielichach zna się naprawdę, ale to naprawdę dużo pieśni - podzieliła się swoją wiedzą Amaranthe, rozlewając wino do owych kielichów. - Może nas nasz drogi kapłan jeszcze zadziwi - dodała, szczerząc się ciut złośliwie.
- Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz - powiedział Daveth. - Ale krasnoludy ponoć są oporne... Może on powinien pić więcej, niż my? - zasugerował.
- Nie widzę powodu, żebym miał pić więcej. W końcu nie pijemy by się upić, ino dla przyjemności.- stwierdził kapłan niezbyt zadowolony z tego planu.
- O tak! Zdecydowanie powinien - Amaranthe z kolei ten plan się spodobał i to bardzo. - Co najmniej dwa razy więcej! I oczywiście że nie pijemy żeby się upić tylko dla przyjemności. Dla mnie przyjemnością będzie upicie ciebie - wyjaśniła, starając się wyglądać niewinnie.
- Jasne, że dla przyjemności. - Druid udał, że nie słyszy znacznej części wypowiedzi bardki.
- A co dostanę za to poświęcenie się dla ogółu? - Krasnolud próbował negocjować wietrząc podstęp. A i pamiętał co mu się takiego stało, jak ostatnim razem znalazł się w podobnej sytuacji.
- Jestem pewna że ci to jakoś wynagrodzę - bardka uśmiechnęła się lubieżnie i nader obiecująco. - Może ułożę jakąś balladę na twą cześć - dodała, przysuwając się do krasnoluda i opierając się o niego swoim ciałem.
- Ballada? To brzmi bardzo ciekawie. W twoim wykonaniu to będzie arcydzieło. - W głosie Davetha brzmiało przekonanie.
- Jeszcze nie ma o czym. Zresztą… żeby przebić prawdziwych pijaków to… - zadumał się krasnolud i zaintonował cichą modlitwę.-Trzeba mieć krzepę.
- A ja myślałem, że to chodzi o tęgą głowę, a nie siłę mięśni... - odparł druid.
- Specyficzną krzepę.- odparł kapłan enigmatycznie.
- Zatem postanowione - Amaranthe o mały włos nie klasnęła w dłonie ale szybko się powstrzymała co by wina nie rozlać. - Zobaczymy ile potrzeba by upić naszego drogiego kapłana. Może jakiś zakład? - zasugerowała.
- Dwie butelki wystarczą? - spytał Daveth, spoglądając nie na krasnoluda, a na bardkę.
- Nie doceniasz go - zaprzeczyła bardka, mierzwiąc włosy krasnoludowi. - Swobodnie ze cztery wytrzyma jak nie więcej. I to nie mówię o byle czym, a o porządnym napitku. Prawda, Olgrimie? - zapytała.
- A stawka?- zapytał obojętnie krasnolud, bo on wszak nie był stroną w tym zakładzie.
- Co powiesz na… 10 sztuk złota? - zaproponowała Amaranthe mierząc Davetha uważnym spojrzeniem.
- Że cztery butelki solidnej gorzały są potrzebne? - upewnił się druid. - Mimo wszystko stawka jest dość wysoka.
Parę groszy miał, ale to nie był powód, by rzucać złotem na prawo i lewo.
Olgrim się nie wtrącał w ten spór uznając, że dwie strony zakładu są wystarczające.
- Dokładnie - skinęła głową na potwierdzenie. - Jestem przekonana że Olgrim sobie z taką ilością poradzi - zapewniła.
- Znasz go lepiej, więc pięć sztuk złota - odparł Daveth.
- Dorzuć dwie więcej i zakład stoi - zaproponowała.
- Niech ci będzie - zgodził się.
- Wspaniale! - Radość Amaranthe ozdobiona została buziakiem na pokrzepienie, jaki dziewczyna złożyła na policzku Olgrima. - No, to teraz będziesz się musiał postarać - poleciła uśmiechając się psotnie.
- Taa…- westchnął kapłan i pochwycił za pierwszą butelkę wychylając ją duszkiem. To okazało się za mało, by powalić krasnoluda.
Amaranthe piła nieco wolniej, w końcu wypadało by dotrwała do swojego zwycięstwa. Póki jednak co wino jedyne jakie działanie miało to przyjemnie rozgrzewało i sprawiało że psotne myśli wypełniały umysł. Co by nie paść zbyt szybko zajęła dłonie brzdąkaniem na kantele. W końcu w takt muzyki lepiej się piło, a ona jakoś swojego championa wspierać musiała.
Póki co pijaństwo ciągnęło się milczeniu. Trunki wlewały się (lub nie) do gardeł bez widocznych efektów.
Po drugiej flaszce… krasnolud zrobił sobie przerwę, by chwiejnym krokiem udać się do wychodka i nieco opróżnić nadmiar cieczy w pęcherzu.
Bardka zaś skorzystała z okazji by zadbać o zapas trunku do dalszej części zakładu. W końcu zamierzała wygrać, a ciężko by to było osiągnąć gdyby napitku brakło.
Krasnolud powrócił, wdrapał się na łóżko i spojrzał po współlokatorach pokoju.
- No to… pijemy dalej?- zapytał.
- Oczywiście - potwierdziła Amaranthe, wskazując na doniesione zapasy. - Chyba nie masz zamiaru się poddać, Olgrimie? - zapytała z niedowierzaniem, przyglądając się krasnoludowi znad brzegu kielicha.
No… nie…- wymamrotał kapłan. Poddać się nie zamierzał, ale polegnąć mógł. Póki co walczył dzielnie o honor swojego brodatego ludu. I wygrywał! Znów udało mu się wypić.
I beknął przy tym. Wzrok Olgrima był już taki jakiś rozmarzony, a spojrzenie co chwila skupiało się bezczelnie na krągłościach Amaranthe.
- I tak trzymaj - pochwaliła go bardka, klepiąc przy okazji po głowie i o mały włos nie rozlewając wina. Ona sama ani myślała towarzysza w boju opuszczać i dolewała sobie za każdym razem gdy dno w kielichu stawało się widoczne.
- Trzeba walczyć do ostatniej kropli… wina… albo tego co się akurat pije - dodała, dzieląc się życiową mądrością.
- Ano.- zgodził się kapłan dalej wlewając w siebie alkohol.
- Jak będziesz tak pić, to się nie nacieszysz zwycięstwem - powiedział, pod adresem bardki, Daveth.
- Będę się cieszyć jutro - zapewniła z właściwą sobie radością, chociaż bez dwóch zdań nieco wzmocnioną alkoholem. - Daj spokój Daveth, baw się z nami! - zarządziła, unosząc kielich nad głowę przez co trochę wina opuściło jego wnętrze i zwilżyło skórę bardki, pokrywając dekolt szkarłatnymi strużkami. - Oj… - sapnęła zaskoczona.
- Zmarnuje się... - powiedział druid.
Krasnolud się zasępił i od razu wylądował twarzą w dekolcie Amaranthe zlizując łapczywie ten trunek.
Cóż… był bliżej, był pijany… i coś mu się należało za to, że oboje wykorzystali go do zakładu.
- Hej! - Amaranthe roześmiała się, łapiąc krasnoluda za włosy, ale nie odciągała jakoś szczególnie mocno. - Nie masz dość w butelce? Jeszcze mi się spijesz za szybko i zakład przegram. No patrzcie go - śmiała się dalej, próbując upić coś z kielicha, nie fundując Olgrimowi przy okazji prysznicu.
- Eee…. no… ta… popitka?- kapłan wygrzebał z pamięci słowo, które pasowało do tej sytuacji.
- Co mu zawiścisz odrobiny przyjemności? - powiedział Daveth tłumiąc rozbawienie. - No, może nie odrobiny, ale przyjemności z pewnością - poprawił się, spoglądając na miejsce, od którego właśnie odkleił się Olgrim.
- Ja nie odmawiam, ja chcę zakład wygrać - oświadczyła Amaranthe, nieco oburzona takim oskarżeniem. - Tu się gra toczy nie tylko o złoto ale i… ale i… - chwilkę pomyślała. - Ale i o dumę i… I pewnie coś jeszcze - zakończyła z zadowoloną miną.
Olgrim nie miał pojęcia o co toczy się gra, ale wypił już tyle że to nie miało znaczenia. Zresztą zabrał się za wypicie jeszcze więcej. I pokonawszy kolejną flaszkę zabrał się za…. następną? Ostatnią? W sumie kto by to liczył.
- Już jesteś bliski wygranej... - powiedział druid, z pewnym rozczarowaniem spoglądając na wyczyny Olgrima. Był przekonany, że krasnolud podda się wcześniej... i nie zacznie następnego dnia z potężnym bólem głowy.
- Wygrał - poprawiła, dopijając zawartość kielicha tylko po to by go ponownie napełnić. - Ale spokojnie, rozliczyć się możemy rano. Teraz trzeba się bawić! Złoto poczeka - stwierdziła wesoło.
Krasnolud odetchnął z ulgą, bo ostatnie wódki to w siebie wmuszał.-To dobrze.. bawmy.. się… a ja idę do wychodka. Zaraz wracam.
Kapłan stoczył się z łóżka i po chwili chwiejnym krokiem opuścił pokój.
- Ciekawe czy trafi we właściwe drzwi - zainteresowała się bardka, patrząc w ślad za krasnoludem. Nie sprawiała jednak wrażenia szczególnie zaniepokojonej ewentualnymi problemami Olgrima. Było jej zwyczajnie zbyt dobrze. - O bogowie, lubię to kołysanie, a ty Daveth? W ogóle to co tak szybko się poddałeś? Trzeba było pić z nami, byłoby teraz podwójnie wesoło. - Wyszczerzyła ząbki do druida, niechętnie przeganiając nazbyt kosmate myśli z głowy.
- Ależ ja się świetnie bawię - zapewnił Daveth. - A to wylanie wina... palce lizać... - Przeniósł wzrok na biust bardki.
- To było przypadkiem - sprostowała Amaranthe, chociaż sądząc po minie, różnie z tym być mogło. - Poza tym… Nie zmarnowało się więc nie wiem w czym miałby być problem - na potwierdzenie przesunęła palcem po dekolcie.
- Przypadkiem? - Daveth zdawał się być nieco rozczarowany. - Nie mam żadnych zarzutów. Wprost przeciwnie, mi się podobało - zapewnił. - Bardzo przyjemna metoda picia - dodał.
- Czyżbyś miał w tej dziedzinie doświadczenie? Poza tym trzeba tak było mówić od razu, może wtedy udałoby się wtoczyć w ciebie więcej wina - zasugerowała ze śmiechem.
- Kiedyś... ale wtedy materiał mniej przeszkadzał - wyjaśnił z udawaną powagą.
- Ja tu problemu nie widzę. Jeżeli coś przeszkadza to się tego zawsze można pozbyć - odparła bardka upijając jeszcze łyczek wina. - Jeszcze nie jest za późno na to by spróbować - dodała sugestywnie.
- Pozbyć się, czy spróbować? - zainteresował się druid, przesiadając się nieco bliżej bardki.
- Spróbować się pozbyć? - odpowiedziała pytaniem, chichocząc nad kielichem. - Po co wybierać jedno albo drugie jak można jedno i drugie w życie wprowadzić?
Druidowi nie trzeba było dwa razy powtarzać - bez wahania sięgnął do zapięcia, utrzymującego na bardce znaczną część jej odzienia. Które to poddało się wpływowi grawitacji i opadło, odsłaniając wcześniej zakryte części ciała Amaranthe.
Drzwi się otwarły i krasnolud wszedł zakłócając to co się działo, na miejscu… spojrzał na dwójkę na łóżku i podrapał się po czuprynie próbując wywnioskować co się działo.
- Olgrim! - bardka przywitała krasnoluda z radością. - Chodź, będziemy testować picie z nagiego ciała - poinformowała wesoło, sięgając po butelkę z winem i z werwą zmieniając pozycję na leżącą. Brzuszkiem, i nie tylko, do góry.


Daveth sięgnął po butelkę i wylał nieco wina na odsłonięty biust bardki, po czym zaczął zlizywać napój, poświęcając może zbyt wiele uwagi miejscom, na których krople wina nie miały prawa się utrzymać.
Pijany kapłan wzruszył jedynie ramionami, wdrapał się na łóżko i dołączył do wodzenia językiem za kropelkami wina… po skórze leżącej Amaranthe, głównie na brzuchu dziewczyny.
Bardka zaś, no cóż, za wiele do roboty w zaistniałej sytuacji nie miała. Ułożyła się wygodnie i cieszyła wrażeniami. A to sapnęła, a to się roześmiała gdy czyjś język trafił na szczególnie wrażliwe na łaskotanie miejsce. Pokój wokół niej wirował i wirował i wszystko było absolutnie wspaniałe.
Krople to miały do siebie, że z czasem znikały, więc Daveth wylał na dziewczynę kolejną porcję wina - niezbyt dużo, ale tyle jednak, by przede wszystkim Olgrim się czym zająć. Jemu samemu wino w zasadzie nie było potrzebne - i bez niego bardka świetnie smakowała. Nieco zawiany krasnolud miał niewielkie problemy z równowagą, toteż musiał się podeprzeć… na ciele leżącej Amaranthe. Dłonią oparł się o obszar między jej udami, a że czasem mu się ręka lekko ześlizgiwała, to przerywał wodzenie językiem by palcami przesunąć po jej podbrzuszu. Zapomniał już po co wodzi językiem po skórze dziewczyny. Ot, czynił tak już bez konkretnego powodu.
Bardce zaś robiło się coraz goręcej, a i oddech jej przyspieszył, co nie ułatwiało wyławiania językiem poszczególnych kropel alkoholu. Dłonie Amaranthe także w tym nie pomagały. Jedna na głowie Davetha, a druga na głowie Olgrima. Pierwszą prztulała do piersi, drugą zaś nieco niezdarnie starała się doprowadzić tam, gdzie błądziły jego palce. Kwestia wina jakoś wyleciała dziewczynie z myśli na obecną i zapewne kilka kolejnych chwil.
Daveth również nie myślał o winie. I bynajmniej nie próżnował. Jego usta zajmowały się jedną z piersi, by zaś druga nie była poszkodowana, to zajęły się nią jego palce.
Krasnolud… z pewnością nie był niedoświadczony. A może po prostu kierował się instynktem, a może pamiętał że ma lizać skórę… więc bardka czuła jak kapłan podwija jej spódnicę i dobiera się do majteki. Jak na serdelkowate palce należące do kapłana… były one zaskakująco zwinne. I szybko palce owe wślizgnęły się pod materiał bielizny Amaranthe.
Niekoniecznie o palce jej chodziło ale Amaranthe nie miała zamiaru narzekać. W sumie to i tak ledwo ogarniała co się dzieje. Działo się jednak dobrze i tylko to ją w danej chwili obchodziło. Wygięła się więc by ułatwić zarówno jednemu jak i drugiemu towarzyszowi igraszek, dostęp do swego ciała.
Współudział krasnoluda w zajmowaniu się bardką niezbyt druidowi przeszkadzał. Co prawda uznał, Olgrimowi przypadł w udziale ciekawszy kawałek jej ciała, ale nie zamierzał narzekać i zajął się, z większym zapałem, biustem dziewczyny.
Bielizna została zsunięta, a palce pijanego krasnoluda zgodnie ze złodziejskim nawykiem znalazły szczelinę przy której zaczęły zwinnie majstrować. Język Olgrima dołączył po chwili wodząc nim zamaszyście po skórze. Do tego broda łaskocząca skórę. Dużo różnych doznań fundował bardce pijany kapłan.
Bardka zaś, w tym słodkim upojeniu, odnalazła dość świadomości by uznać, że się panom należy coś w zamian. Jako że tylko jednego miała na tyle blisko co by móc podziałać coś zwinnymi palcami, przeto właśnie do Davetha odzienia zaczęła się niecierpliwie dobierać.
Druid, jako że miał jedną ręką wolną, zaczął pomagać bardce w jej działalności.
A złodziejskie palce krasnoluda zanurzały się w odkrytej szczelince, by otworzyć… usta Amaranthe tym razem i skłonić do głośnego wyrażania opinii na temat kapłańskich metod Olgrima. Krasnolud już całkiem zapomniał się w sytuacji tańcząc językiem podbrzuszu i udach wspólniczki.
Co mu się udało i to całkiem dobrze, przez co zapewne sąsiedzi szans na sen nie mieli żadnych. Utrudniło to także nieco jej własne działania, na szczęście nie była w nich sama i w miarę szybko udało się dziewczynie dobrać do nagiego ciała Davetha, które to ciało zareagowało na dotyk tak, jak powinno A krasiek zajmował się badaniem obszarów, które pachniały coraz bardziej lubieżnie. Język schodził w dół zlizując… no cóż… nie było to wino, ale była to ciecz. Więc w tej sytuacji spełniała warunki Olgrima. Bardka zaś pojękiwała coraz to głośniej i coraz gwałtowniej chwytała w usta powietrze. Przynajmniej do chwili, w której nie przekręciła się nieco i nie zajęła owych ust nieco inną czynnością. Druid nie tylko przesunął się, by jej tę czynność ułatwić zmianą pozycji, ale i chwycił ją za głowę. Całkiem jakby się obawiał, iż bardka w ostatniej chwili się wycofa. Czego Amaranthe nie miała w planach, chociaż po krótkiej chwili jednak przerwała zabawę, chociaż jedynie na czas potrzebny by wypowiedzieć dwa słowa.
- Zmiana… Pozycji - wyjęczała, bo obecna już jej nie wystarczała. Idąc za słowami zaczęła wyślizgiwać się krasnoludowi chociaż tylko po to by ponownie podsunąć mu swój skarb tyle że teraz zamiast leżeć, opierała się na łokciach i kolanach.
- Lepiej - skomentowała jeszcze, po czym powróciła do przerwanego zajęcia.
Krasnolud powrócił więc do grzebania przy “zamku”, najwyraźniej polubiwszy badanie tego obszaru paluchami i językiem… być może odwdzięczając się za poprzednią noc. I wodząc chropowatą powierzchnią dłoni po udach bardki.
Daveth w zasadzie nie musiał nic robić - wystarczyło stać i cierpliwie czekać... ale poruszył nieco biodrami, by dać znać, iż działania bardki sprawiają mu niekłamaną przyjemność.
Przyjemność ta była obopólna co wyrażane było jękami i energicznymi ruchami zarówno rąk, jak i warg czy też języka. Także i działania krasnoluda nie pozostawały bez odzewu. Domagające się więcej ciało Amaranthe zaczęło napierać na jego twarz, zaś rozsunięcie nóg sugerowało, że dziewczyna jest gotowa na ciut więcej.
Krasnoludowi chwilę zajęło zmienienie pozycji, chwilę uwolnienie się od spodni… nieznośnie długą chwilę. Potem jednak silne dłonie pochwyciły pośladki i wraz z głośnym sapnięciem nastąpił szturm. Krasnoludzki taran wbił się w wrota owe i zagłębił gładko...choć z racji swoich gabarytów był wyczuwalny wyraźnie.
Na tyle wyczuwalnie że odczuł to nawet Daveth, bowiem bardka idąc za impetem nadziała się głębiej na dumę druida. Nieco zdziwiona wycofała się pospiesznie, zaraz jednak powróciła do swych działań dopasowując się do rytmu narzucanego przez Olgrima i pomagając sobie w owych działaniach dłonią.
Druid, chociaż miał nieco mniejsze możliwości manewru, również spróbował dostosować się do rytmu, starając się jednak, by za szybko nie dojść do finału.
Krasnolud zaś poruszał się miarowo i coraz mniej dostojnie czując jak z każdym ruchem przyjemność rozgrzewa jego ciało i budzi więcej pożądania… większą ochotę na przyspieszenie tempa. Coraz mocniej więc napierał i coraz bardziej bujał biodrami, zaciskając mocno palce na miękkim tyłeczku Amaranthe.
Ta zaś zatraciła się całkiem i z każdym kolejnym ruchem coraz bliżej znajdowała szczytu. Ilość doznań plus poziom upojenia sprawiły że dotarła do niego przed swoimi partnerami.
Być może w tym momencie druid powinien był się wycofać, ale Daveth był daleki od czegoś takiego. A że działania bardki nieco osłabły, on nieco zintensyfikował swoje, chociaż daleko mu było do animuszu, z jakim poruszał się Olgrim. Który dysząc głośno i zatracając się w doznaniach przyspieszył mocno, acz ten “sprint” nie trwał długo. I Amaranthe poczuła jego finisz. Po nim zaś kapłan przestał się poruszać i klęczał jeno głaszcząc krągłości pośladków artystki.
Druidowi udało się jeszcze chwilę trwać, lecz i on doszedł, spełniając się w usta dziewczyny, w paru coraz słabszych skurczach. Zmęczony nieco oparł się o łóżko. Podobnie jak Amaranthe, która zwinęła się w kuleczkę i najwyraźniej zamierzała zwyczajnie usnąć tam gdzie padła.
Krasnolud odsunął się od niej i niezgrabnie zaczął się rozbierać. I jemu się oczy kleiły, ale resztkami siły woli zdjął z siebie tyle ile zdołał… nim położył się i zasnął używając biodra Amaranthe jako poduszki.
Daveth nie miał zwyczaju zasypiać tuż po... ale bardka nie wyglądała na chętną do rozmowy. Dlatego też, w ramach podziękowania, pieszczotliwym gestem pogłaskał piersi dziewczyny, a potem pocałował - tę bardziej dostępną.
A potem wypił nieco wina za zdrowie bardki i poszedł spać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 01-02-2020 o 23:07.
Grave Witch jest offline