Dalacitus zajęty był jedzeniem swoich zapasów gdy Dowódca nagle upadł. Z zaciekawieniem obserwował zbiegowisko które nagle powstało, by po chwili ruszyć w kierunku Modliszki. Wciąż z nią nie porozmawiał, co trzeba było w końcu nadrobić. - Cześć. - zaczął niezręcznie - Co mu się stało? - spytał wskazując dłonią namiot w którym zniknął Canth. - Jeszcze nic - odparła Modliszka - Jeszcze? - przekrzywił z zaciekawieniem głowę.
- Tak, jeszcze - powtórzyła się, tak jakby nie chciała wyjaśniać całej sytuacji - Z każdą chwilą coraz bardziej tajemnicza. - stwierdził Łotr - Kim... Czym jesteś? I skąd tak dużo wiesz? Jesteś Bezimiennym? Jakąś jego... tego... kurwa nie wiem, cząstką?
-Odpowiedź, jakakolwiek, coś zmienia? - zapytała się - Jak myślisz, długo pożyjesz? - zapytała się znienacka - Pewnie nie zmienia. Ale w ludzkiej naturze jest wiedzieć. A w każdym razie chcieć wiedzieć. - wzruszył ramionami - I czy długo pożyję… To zależy. Jeśli uda mi się przytulić do nich - podbródkiem wskazał Przybyszów - To może. W każdym razie do momentu aż opuścimy ten plan, wątpię żeby nasz błękitnokrwisty przyjaciel chciał im zachodzić za skórę. Jeśli nie… Dzień? Może dwa?
- Chcesz uciec ze służby? No. no, nie spodziewałam się tego po Tobie - spojrzała się głęboko w oczy Łotra. Łotr przez długi czas widział tylko owadzie oczy, jednak przez chwilę coś w nich mignęło. Ciężko mu było sprecyzować co to było, jakiś cień. - Byłoby miło gdybym został odprawiony z fanfarami, ciężką sakiewką u pasa i buziakiem w policzek ale... Ta podróż wiele mnie nauczyła. Pokazała mi że wszyscy - tutaj zatoczył ręką koło, obejmujące całą karawanę, w tym jego samego - są niewolnikami. Ja chcę wreszcie zaznać namiastki wolności. Nawet jeśli moim jedynym wyborem będzie to gdzie zdechnę.
Modliszka zazgrzytała żuwaczkami, chyba na kształt śmiechu - Nie bój się, nie zginiesz na tej pustyni - Nie na pustyni, ale... - przez chwilę chciał ją pociągnąć za język - Odpowiedź niczego nie zmienia, prawda? - sparafrazował wcześniejsze słowa tajemniczej istoty i natychmiast zmienił temat - Ponoć jesteś wstanie otworzyć portal do Szarości?
Modliszka od razu spojrzała się w stronę Kalbesana, a ten czując jej wzrok, spojrzał się w dół i nie podnosił wzroku
- Skąd to wiesz, nie będę się pytała, to oczywiste. Chcesz uciec.- stwierdziła niż pytała - Otworzę przejście, ale Ty zostajesz. Twój los się jeszcze tu nie dokończył.
Przez moment Łotr stracił kontrolę nad swoją twarzą. Wykrzywiła się w mieszaninie gniewu i niedowierzania, by po chwili powrócić do wcześniejszego, zaciekawionego wyrazu. - Raz niewolnik, zawsze niewolnik. - stwierdził sentencjonalnie - Poinformuję obco-planowców, z pewnością się ucieszą.
- O nagle zrozumiałeś swoje położenie. Wcześniej zadowolony ze złota i pozycji Czarnoksiężnika, odkryłeś, że dla niego jesteś tylko pionkiem bez imienia, którego się posyła wszędzie gdzie potrzeba. Co zauważyłeś swój łańcuch u szyi? - zakpiła - Za wybory trzeba ponieść konsekwencje. A ja wcale nie zamierzam ci życia ułatwiać. - Tak jak powiedziałem wcześniej, ta podróż wiele mnie nauczyła. - Łotr wzruszył ramionami, wyglądało na to że odzyskał kontrolę nad swoimi emocjami - Ale nie masz też zamiaru mi go utrudniać jak mam nadzieję?
- O nie, ja zamierzam was czegoś nauczyć - rzuciła na odchodne, bo skierowała się w stronę przybyszów.
Łotr westchnął delikatnie i obrócił się na pięcie, by po chwili zacząć rozstawiać swój namiot. Nie chciał patrzeć jak jego jedyna nadzieja nadzieja opuszcza ten plan. W zasadzie... W zasadzie teraz było mu wszystko jedno. Nie miał żadnego optymalnego wyjścia z tej całej sytuacji, a w szczególności machinacji bytu który nosił twarz Przewodnika. Pozostawało czekać na rozwój wypadków, jak pionek, którym przecież był. |