Secomber
Karczma “Śpiewający duszek”
Nastał nowy dzień, dzień wyprawy na bagna, celem ubicia Czarnego Smoka, i to bynajmniej nie dla Barona. Drużyna “Potężnych Pięcioro” miała zamiar zatłuc gadzinę na własną rękę, kierując się różnymi motywacjami, ale po kolei…
Jako pierwsi, w głównej sali karczmy - tak w połowie między godziną ósmą a dziewiątą - zjawili się Carrys i Villem. Oboje wypoczęci, rześcy, i tryskający energią, wszystko w jak najlepszym porządku. Parka nieco się zdziwiła, widząc kto na nich czeka przy jednym ze stołów. Oprócz bowiem wynajętej przez drużynę przewodniczki, siedział tam wraz z nią jakiś smark, a oboje zajadali się właśnie jajecznicą i chlebem, popijając wszystko wodą.
Była tam jednak i jeszcze jedna Półelfka, o czerwonych niczym ogień włosach, zdecydowanie jakaś wojująca, co było widać po noszonym napierśniku i wielkim mieczu. Po krótkiej rozmowie, okazało się, iż młoda kobieta zwie się Lauga z Czerwonej Doliny, i chce również wyruszyć na Wysokie Wrzosowiska, i to ponownie. Należała bowiem do drużyny, która jako pierwsza się tam wybrała dla Barona, i mieli już spotkanie ze smokiem, który ich rozbił. Przeżyła tylko ona i ranny Tropiciel, a co z resztą ich ludzi, tego nie wiedzieli…
Młodzik z kolei był bratem Caistiny, i miał zadbać o bezpieczny powrót rumaków do miasta, gdy śmiałkowie wejdą już w bagna piechotą.
~
Gdzieś tak dwa kwadranse po dziewiątej, Tropicielka(i nie tylko ona) miała już zdecydowanie dosyć czekania. Caistyna ruszyła więc na pięterko w towarzystwie Carrys, po drodze zgarniając wiadro wody.
Łomotanie w drzwi Półelfki na niewiele się zdało. Co prawda Druid się obudził, był jednak zbyt wolny, a jego “już już” utonęło właśnie w odgłosach walenia po drzwiach… a sama Caistyna chyba była w gorącej wodzie kąpana. Potraktowała bowiem bardzo szybko drzwi z buta, wpadając do izby, za nią zaś mocno zaniepokojona całą sytuacją Czarodziejka.
Obie zastały właśnie wyskakującego z łoża, nagiego Davetha, reagującego na tą “napaść”… który na widok kobiet, szybko okrył się kocem. W tym czasie zaś, Bardka otworzyła jedno oczko, zbierając myśli, i próbując jakoś zareagować słownie na taki raban. Leżała w łożu naga, jedynie minimalnie przykryta w okolicach brzucha, obok niej zaś kompletnie nagi Krasnal chrapał za pięciu na brzuchu, świecąc gołym zadem. W całej izbie zaś śmierdziało bardziej niż w gorzelni, a na podłodze walały się liczne flaszki po winie i wódce.
-
Wstawać ochlajtusy! - Tropicielka chlusnęła wiadrem zimnej wody na Amaranthe i Olgrima, co wywołało piski tej pierwszej, oraz mamrotanie pod nosem Krasnoluda, który nadal się jednak nawet nie poruszył...
A Carrys? No cóż, Czarodziejka zareagowała na to wszystko w wyjątkowo nieprzewidywalny sposób. I już mocno pokręcona sytuacja, stała się taką po chwili jeszcze bardziej, a na pięterko pędził już Villem.
~
Z prawie godziny dziesiątej, zrobiła się wkrótce jedenasta, a połowa “zmaltretowanego” towarzystwa w końcu zjawiła się na parterze. Najbardziej z całego trio cierpiał Olgrim, mając poważnego kaca, następnie Amaranthe, a na końcu mocno niewyspany Daveth.
W tym czasie, karczmarz przyniósł przygotowane zapasy na podróż na Wrzosowiska, prosił o zapłatę za rozwalony zamek w drzwiach, oraz grzecznie - ale stanowczo - domagał się jak najszybszego opuszczenia przybytku przez zakłócających spokój nocny, jak i poranek delikwentów, grożąc nawet wezwaniem straży miejskiej.
A do tego wszystkiego trio Bardka, Druid i Kapłan, mieli również problem odnośnie swych medytacji/modłów, by uzyskać czary na nowy dzień… jak nic, zrobi się i południe albo dalej, a całość jeszcze nie ruszy na bagna.
No ale smok, nie zając, nie ucieknie?
.