Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2020, 21:24   #1696
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Bestigor, minotaur czy czymkolwiek był rogaty olbrzym, pędził w dół po schodach zupełnie nie zważając na to, że zakończone szerokimi racicami nogi nie do końca nadają się do biegania po schodach. W oczach stwora widać było żądzę zabijania, ale również wyrachowanie. Nie wróżyło to dobrze. Nie można było liczyć na to, że wymachując toporzyskiem zacznie bezmyślnie siekać na lewo i prawo… Nim jednak rogaty Kratz zbiegł, Axel wygrzebał się spod Lothara i zamiast sięgać po leżący poza zasięgiem jego rąk garłacz, wyrwał zza pasa pistolet. Nacisnął spust. Mechanizm skałkowy szczęknął, a zaraz potem pomieszczenia zamku wypełnił huk. Obłok prochowego, gryzącego dymu zasłonił wszystko dookoła. Z obłoku, nie tak szybko jak chwilę wcześniej wynurzył się chwiejnym krokiem rogaty stwór. Już nie był tak napalony do bójki, a w futro na jego lewym ramieniu pokrywała lejąca się szerokim strumieniem krew.

Axel skoczył w bok aby podnieść garłacz. Zakrawiony Lothar, najwidoczniej w szoku krzyczał coś niezrozumiale. Berni z mieczem w dłoni przez moment wpatrywał się w stwora, oceniając szanse. Krótka modlitwa do Ranalda wystarczyła by podjął decyzję. Nie zamierzał umierać, ale… Kątem oka widział Axela podnoszącego strzelbę o lejkowatej lufie. Zwiadowca potrzebował tylko chwili by wystrzelić, a nie wypadało znajdować się w polu rażenia. Odwrócił się błyskawicznie, uchylając przed ciosem topora, który ze świstem ciął powietrze i wpadł na Lothara. Obaj wylądowali na podłodze. Zingger niemal czuł na plecach gorące szrapnele, którymi Axel ładował garłacz.

Klik… Spust postawił opór, przełamany silniejszym naciskiem Axela i kiedy doszedł do maksymalnej pozycji, zębatka przeskoczyła i nic więcej się nie stało. Broń podczas upadku musiała ulec uszkodzeniu. Bestigor ryknął tryumfalnie i zwrócił się w stronę Mayera. Nim Axel choćby zdążył pomyśleć o zasłonięciu się drogocenną bronią, już z krwawiącą raną na piersi uderzył w ścianę za sobą. Kolczuga i kaftan spełniły swoje zadanie, gdyby nie zbroja już byłby martwy.

*

Tymczasem na górze Leonard dokonywał zemsty. Po Kurcie przyszła kolej na Ingrid. Stara kobieta konała w męczarniach, walcząc o każdy oddech, usiłując słabnącymi palcami zatkać szeroko rozcięte, broczące krwią gardło. Drzwi zatrzęsły się uderzone od zewnątrz, ale na razie trzymały. Leonard dopiero w tym momencie poczuł smród, który zidentyfikował jako koci odór. Odwrócił się od drzwi. Wpatrywało się w niego kilkanaście par oczu. Miał naprzeciw siebie stado kotów. I to nie zwykłych, a zmutowanych bestii. Chyba żadne ze zwierząt nie było normalne. Różniły się rozmiarami (największy miał rozmiar świni), umaszczeniem, długością łap, ogonów i szponów, liczbą oczu, uszu a nawet głów. Siedziały na podłodze, stole, fotelu i na serwantce. I wszystkie z zaciekawieniem, z przekrzywionymi głowami wpatrywały się w umierającą arystokratkę i stojącego nad nią z zakrwawionym nożem mężczyznę.
 
xeper jest offline