Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2020, 15:31   #110
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
- Tylko spróbuj przynieść coś bez alkoholu - tym razem Fierce nie omieszkała umieścić groźby w tonie swojego głosu. - Jak dobrze, że teraz będzie on waszym problemem - rzuciła w kierunku Clevelanda i popatrzyła w sufit jakby dziękowała stwórcy czy innemu bogu.
- Jak tylko nie każe nam czytać tych babskich gazetek to jakoś damy radę. -odparł mrugając do niej.
Hunter wbił oczy w plecy Duke’a. Widział jaki alkohol jest w mordowni. Wiedział też jaki czeka na niego w kajucie i miał ochotę właśnie tam się udać. Jednak w tym momencie trzeba było się poświęcić dla sprawy. Jedyne co ich trzymało teraz w kupie to solidarność i bliskie relacje. Żadne konflikty teraz nie były nikomu potrzebne.

Fierce wyłowiła spośród tłumu znajomą twarz, a zważywszy na jej niski wzrost nie było to łatwe.
- Zajmij miejsca dla naszych sexlalek - rzuciła do Jokinena i zanim odpowiedział szybko zmieniła kierunek i podeszła do Androidek.

- Nasze skrzydło pije tam - powiedziała z szerokim uśmiechem do Dorothy Malone i spojrzała na milczącą Duvale.

- My podziękujemy odparła Duval i zaczęła się obracać.

Dzwoneczek złapała ją za ramię i powiedziała:
- No chodź!! Pić nie musisz ale przynajmniej na gęby nowego skrzydła popatrzymy.

Duval się zawahała, ale ruszyła za zbierającą się ekipą stronę Mordowni.

Ale expiratka nie zamierzała poprzestawać na spraszaniu dodatkowych gości.
- Dzwoneczek, jak możesz to weź jeszcze zgarnij resztę dawnego F - dodała Fierce. - Trzeba porządnie opić awans nowego dowódcy skrzydła A - w jej uśmiechu był jakiś podtekst.

- Będzie ciężko skrzywiła się. Ale dam im znać.

- Ja będę z małym poślizgiem
- Rzucił Cliff do Diuka i puścił oko do Haqima który w odpowiedzi uniósł brew a potem się uśmiechnął.

Mordownia była dużym lokalem umiejscowionym zaraz za parkiem maszyn na 2 pokładzie. Urządzona była spartańsko. Metalowe blaty stołów, proste krzesła, na stołach żadnych ozdób. Jedynie ściany obwieszone zdjęciami z misji bojowych, w których marines w pełnych pancerzach bojowych rozbijali głowy Kilrah. Zdjęć było mnóstwo. Na niektórych żołnierze tryumfalnie podnosili do góry broń depcząc głowy pokonanych wrogów. Na innych dwójka żołnierzy leżała w jakiś ruinach. Jeden mierzył z długiego karabinu przeciwsprzętowego Gal-3X drugi ze skomplikowanym układem optycznym służył jako spoter. Na kolejnym olbrzymi marines pozbawiony hełmu w grymasem ślepej furii zwarł się w uścisku z potężnym Kilrah. Grzywa wroga opadała złotymi falami na potężne ramiona. Pazury wpijały się w ramiona marines. Ten jednak wyrywał rękę by wbić sztylet bojowy w gardło wroga… Dynamika ujęcia była niesamowita.

Zdjęcia otaczały całą salę aż do długiego zawiającego się na końcu wysokiego blatu. Za którym stał Xavier Lavelle. Potężny czarnoskóry człowiek, którego zdjęcie zdobiło ścianę. Jego aktywna służba dobiegła końca wraz z utratą obu rąk… Teraz zamiast nich miał 2 wojskowe protezy. Metaliczny chwytak zaciskał się na delikatnym szkle szklanki zaś druga ręka trzymająca miękką bawełnianą szmatkę polerowała jej wnętrze.

W środku nie było jeszcze wiele ludzi, ale zaraz za nimi na pewno pojawi się tłum.

- Cześć, dwie kolejki dla naszej gromadki - powiedział Duke. Normalnie nie spouchwalał by się tak z byłym marinsem, ale tu los spłatał figla. Pokazał jaki ten wszechświat mały. Lavell, parę lat temu, jeszcze na służbie, był na przepustce w pewnym raju wypoczynkowym. Oczywiście leżenie na plaży nie było w jego stylu. Znalazł sobie inne zajęcie, bardziej emocjonujące i dochodowe. Wyścigi ścigaczy pomiędzy wyspami archipelagu. Zazwyczaj połowa maszyn kończyła wyścig, reszta zaściela dno. Lavelle obstawił odpowiedniego zawodnika. Zarobił na czysto parę tysięcy. Nie, nie przez cynk od Duka. Duke był tym zawodnikiem.
- Tylko dwie?
- Trzeba uczcić pamięć poległych i opić mój awans
- wyszczerzył się. - A potem czas na gry wideo. Muszę zgrać swoje skrzydło.
- Gratulacje
- sięgnał po kieliszki i zaczął je ustawiać w rządku na tacy. - Specjalność zakładu?
- Nie inaczej.


Gdy Diuk kończył zamawiać do Mordowni wszedł Clivland prowadząc pod ramię urodziwą pielęgniarkę którą niektórzy mogli kojarzyć ambulatorium.
- A dla pani coś lżejszego. - Wtrącił się i gestem wskazał barmanowi aby drinka wpisał na Diuka.
Dziewczyna zobaczyłą towarzystwo mocniej przylgnęła do pilota.
- Wy tu zawsze… - Zapytała nieco niepewnie.
- Diuk zaprasza - wskazał wzrokiem nowo upieczonego dowódcę skrzydła - A skoro góra prosi nie wypada odmówić. - Uśmiechnął się promiennie - Jest tu całe… No są prawie całe dwa skrzydła. Będę wesoło. - Uspokoił ją Cliff

Było ich 15 osób. Jeszcze zanim się goście zebrali dostawili kolejny pobliski stół robiąc przy tym sporo hałasu. Po chwili do pomieszczenia zwaliła się duża grupa osób. Widząc zajęty stół paru barczystych marines zaczęło krzywo patrzyć i coś mamrotać do siebie. Lavelle wyszedł zza baru i wskazał towarzystwu drugi kąt sali.
- Jak chcecie są tam jeszcze wolne miejsca, tutaj mamy uroczystość..
- Jak komuś trzeba będzie obić piniatę to wołajcie - Powiedział jeden z marines z długą szramą na lewym policzku sięgającą od ucha aż do ust.
Drugi nieco niższy wyglądał jednak na groźniejszego dodał
- Tommy nie przejmuj się złamasami pić nie umieją zaraz trzeba będzie pomóc stalowej ręce ich stąd wynieść.
- No recykler jest za rogiem...- dodał ktoś z tyłu
- w sam raz na utylizację gówna…- jeszcze cichszy głos wywołał salwę śmiechu.
Gościu z blizną obrzucił ich jeszcze raz spojrzeniem po czym powiedział:
- Idziemy stąd… piją z plastikami. A to psuje smak alkoholu…

Wtedy zupełnie niespodziewanie rozpychając się łokciami między marines wszedł niewysoki azjata z rozczochraną czupryną ciemnych włosów. Zupełnie przypadkowo nacisnął piętą na stopę marines z blizną i szturchnął go w bok mówiąc głośno.

- P R Z E P R A S Z A M! - powoli artykułował przepychający się - Coś mówiłeś? Mam tu spotkanie chyba.. - Spojrzał przed siebie na stolik wypełniony pilotami i podrapał się po karku.

Wszyscy stojący za nim zobaczyli że ma tam charakterystyczną dla androidów wypustkę. Większość androidów jest niemal nieodróżnialnych od ludzi jedyną cechą fizyczną jest brak pępka i właśnie charakterystyczna wypustka na karku. Nowo przybyły zaś kontynuował

- Rzeczywiście piją z plastikami. Ale chyba się do nich dołącze… Zawsze to lepiej niż picie z trepami… Ten smród za rzadko wymienianych skarpet…


Ori ruszył do przodu, a koledzy w ostatniej chwili złapali Marine z blizną zanim się na niego rzucił.

- Już nie żyjesz plastiku! - Wrzeszczał rozwścieczony żołnierz próbując wyrwać się kolegom.

- Nie jesteś pierwszym, który mi to życzy i pewno nie ostatnim, więc ustaw się grzecznie w kolejce oczekujących… - Odpowiedział Android zajmując miejsce przy stole.

- Ty się zamknij - powiedział Duke do Psa stawiając tacę z kieliszkami - a ty się uspokój - rzucił do żołnierza. - Nie lubię sztuczniaków, ale potrafie docenic profesjonalizm. Latają lepiej niż połowa ludzi. A teraz jesteśmy w szambie po szyje. Wszyscy po równo. Więc zluzujcie, ponapierdalamy się po pyskach jak wrócimy do naszej przestrzeni. Teraz każdy jest na wagę złota, czy to pilot czy marine.

- Warrington to potrafi zjednywać sobie otoczenie - zaśmiała się ironicznie Fierce, na starania świeżo upieczonego dowódcy skrzydła A. - Nie ma to jak obrazić swoich podkomendnych na dzień dobry. Swoją skrzydłową masz za śmiecia, bo jest skazańcem? Gdzie cię dyplomacji uczyli? - rzuciła do Diuka.

Pies jako pierwszy sięgnął po kieliszek. Skinął na Fierce wypił jednym haustem i odstawił dnem do góry.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają nawet jeśli się dowódca zmieni… - Spojrzał na Duval z niekrytą niechęcią i dodał. - Choć jak to mówi stare przysłowie: “Cieszmy się małymi radościami…” - Skinął do Diuka i powiedział - No to ja się czuje zintegrowany idę popływać w tym szambie… - Powiedziawszy to wstał i odszedł. Na odchodne uśmiechając się w stronę Marines, którzy zaczęli się jednak wycofywać do swojego kąta.

Eyre powiodła spojrzeniem za androidem. Ta aura duszonej wściekłości przykuła jej uwagę i zainteresowała ją. Co jak co, ale gdyby nie wprosiła się w Nightskya to Pies byłby martwy jak reszta plastików. Ombre też.

- Nie ma znaczenia kim jest - odpowiedział spokojnie Duke. - Liczy się to, że umie latać. Nie zamierzam nikomu włazić w dupę, ani się przypodobywać. Kto się poczuł obrażony z mojego skrzydła niech weźmie dupę w troki i pokaże dziś na symulatorach co jest wart. A teraz… - podniósł kieliszek - Uczcijmy pamięć tych, którzy pozostali w próżni. Obyśmy spotkali się z nimi ponownie jak najpóźniej.

Wychylił kieliszek i odstawił go na stół.

Małomówny do tej pory Hunter pochłonął zawartość swojego kieliszka i skrzywił się z obrzydzeniem.
- Duval, Malone - wyciągnął palec dłoni trzymającej pusty kieliszek w kierunku androidek. - Tak z przy okazji i z ciekawości to jak u was z metabolizmem i reakcją na alkohol?

- A Kilrah byś zapytał czy sami sobie wymieniają żwirek w kuwecie, Hunter? - Eyre nie mogła powstrzymać się od komentarza. - Z całym szacunkiem dowódco, ale za takie pytania powinno być przyzwolenie do dania w mordę - dodała z szerokim uśmiechem. Przed nią stała już pusta szklaneczka, nie wiedzieć kiedy ją przechyliła. - Ty chyba tego syfu nie zamierzasz pić? - powiedziała do Jokinena, który z jakimś dylematem przyglądał się swojemu drinkowi.
- A bierz - wzruszył ramionami.

- No, w końcu na służbie nie wypada - powiedziała cicho, gdy się ku niemu pochyliła i nie czekając aż zmieni zdanie, złapała za jego szklankę. Wypiła płyn i nawet trochę się nie skrzywiła.

Clif nie miał za bardzo okazji włączyć się w ogólną wymianę uprzejmości bo Chou wpiła mu w ramię paznokcie i Cliff skupił swoją uwagę na pielęgniarce dyskretnie wyjaśniając jej kto kim jest w tym przemiłym stadzie indywidualności.
- Jak by na koloniach ktoś próbował osadnikom coś wyrwać też by polała się krew. - Cliff wziął stronę androidów i wychylił kielona. Skrzywił się i wyszczerzył. - Taki sam jak u mamy.

Duval odsunęła od siebie kieliszek, kręcąc przecząco głową dodała
- Ja nie piję. I to nie dlatego że nie mogę, ale dlatego że nie muszę! Oficer powinien być trzeźwy - spojrzała krytycznie na huntera. Którego oddech czuła nawet siedząc po przeciwnej stronie stołu.
- A ja i Owszem! - mruknęła Doroty wychylając pierwszy kieliszek. - A skoro Ombre bawi się w abstynentkę to grzech nie skorzystać. - Pochwyciła drugi kieliszek i wypiła duszkiem nawet się nie krzywiąc. Uśmiechnęła się do Huntera i powiedziała. - Możemy pić jak wy metabolizm jest mocno zbliżony. Jak to lubią mawiać spece od plastików… - zmieniła glos na nieco tubalny i w przerysowany sposób starała się naśladować inżyniera - Komponent biologiczny odpowiedzialny za działanie jednostki jest genetyczny niemal równoważny ciału ludzkiemu. Układ trawienny okazał się najwydajniejszą metodą zasilania organizmu. Niesie to jednak ze sobą pewne utrudnienia jak choćby reakcje na alkohol i środki psychotropowe. Komponent elektroniczny reaguje w chaotyczny sposób na zakłócenia w działaniu organizmu po zatruciu. - Nagły atak czkawki urwał jej wypowiedź, a wszyscy przy stole wybuchnęli śmiechem. Doroty zakryła usta czerwieniąc się uroczo. Wszyscy poza Duval, która podsumowała.
- Właśnie dlatego nie piję...Oficer nie powinien robić z siebie takiego pośmiewiska...
- O! Właśnie - Hunter pokiwał głową z uznaniem w stronę Malon. Wziął butelkę i nadał jej kolejną porcję “na syna” - Fierce gówno się znasz na androidach. Ja zresztą też, ale przynajmniej otwarcie się do tego przyznaję i chcę to zmienić. - Skierował twarz w kierunku Ombre. - Duval oczywiście, że nie musisz. My też nie musimy. My chcemy - powiedział zachowując powagę na równi z nią. - Po pierwsze więcej zostanie dla nas, a po drugie faktycznie ktoś musi zostać trzeźwy na posterunku.

- Gówno mnie obchodzi kto na co ma nietolerancje pokarmowe - odpowiedziała Fierce rzeczowo Hunterów. - Diuke, gdzie ta druga kolejka? - krzyknęła niepocieszona ex-piratka. - Podobasz mi się - stwierdziła do Dzwoneczka i zaraz spojrzała na Ombre. - Duval, a może wymienimy się skrzydłowymi? - zaproponowała, nie skrępowany zupełnie tym, że Simon siedzi tuż obok niej.

- Nawet nie masz co o tym marzyć - zgasił jej zapał Jokinen.

- To czym się tak generalnie różnicie? - St. John nie owijając w bawełnę skierował kolejne pytanie do Malone po wychyleniu następnego kieliszka. - Znaczy chodzi mi o codzienne funkcjonowanie, a nie to co każdy wie - doprecyzował.

- Tym, że nie przechodzą przez traumę błędów wychowawczych jaką nam zapewniają rodzice - zaśmiała się Eyre.
- Przecież wyraźnie powiedziałem, że nie pytam o to co każdy wie - skarcił ją Hunter.
- Trafiłam w czuły punkt? - Fierce przekrzywiła głowę w zaciekawieniu.
- Mnie pytasz? Czy je? - Ian skierował na nią spojrzenie. - Nie obchodzi mnie kto, jak, gdzie się urodził i ilu jakiej płci rodziców posiada. Dotyczy to również was - przebiegł wzrokiem po pilotach przy stoliku. - Właśnie dostałem dwie androidki pod opiekę. Chciałbym wiedzieć o nich wszystko co może mi się przydać i za co mogę dostać sztych pod żebra w ciemnym korytarzu.
- Czyli trafiłam - zacmokała Eyre. - Spokojnie Hunter, widać nie było to dzieciństwo tak złe, skoro wyszedłeś na ludzi - mrugnęła do niego.
- Fierce.
- Ian aż odwrócił się na krześle w jej kierunku. - Czy ty masz jakiś problem z tym, że gadam z Malone? Może byś jej dała dojść do głosu zamiast co chwilę dogadywać. Zachowujesz się jakbyś była zazdrosna… - Oczy Huntera otworzyły się szeroko. - O kurwa! Pearce jest zazdrosna! No tak! Przed chwilą chciałaś się zamienić skrzydłowymi.
- Ale to do ciebie mrugam - ex piratka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu skierowanym do Huntera. - Faceci są tacy niedomyślni - pokręciła bezradnie głową.
- Jak bym uwierzył, że to na serio to już byłabyś w drodze do ambulatorium z rozpoznaniem udaru - wyznał podporucznik. - Do tej pory myślałem że tylko trepy cię kręcą, ale dziewczyny w sumie też pasują do obrazka.
- Ten obrazek zawiera wiele elementów
- Eyre zaśmiała się. Widać było że dobrze się bawi. - Z życia trzeba czerpać pełnymi garściami, podporuczniku - dodała tonem mędrca.
- Ten etap masz już za sobą Fierce, właśnie za to czerpanie garściami tu jesteś - powiedział Duke. - Teraz pozostaje ci tylko utopić smutki w alkoholu - postawił tacę z druga kolejką.
- Malone, nie skończyłem z tobą
- ostrzegł Hunter stawiając jeden kieliszek z tacy przed androidką, a drugi przed sobą.

Ex-piratka od razu przywłaszczyła sobie trunek przeznaczony dla Jokinena. Przechyliła ten, który był z przydziału dla niej, a simonowy trzymała w ręce.
- Fakt, nie żałowałam sobie niczego w życiu - przyznała z rozmarzeniem Eyre. - A teraz jestem w tym samym punkcie co i wy wszyscy - roześmiała się. - Z tym, że ja i Strzyga mamy lepsze predyspozycje na przetrwanie tego piekła przez, które właśnie leci Viktoria - dodała już ponurym tonem.
- Predyspozycje być może tak, szanse raczej nie - odparł Duke. - Bez swojej rodziny… skrzydła… każdy inny bez wahania was poświęci. Was tym bardziej - skinął na androidki - Ale teraz świętujmy. Nie ma co się martwić na zapas… chyba, że ktoś coś wie czego nam nie mówią?
Hunter otworzył usta ale tylko wypuścił powietrze na wspomnienie Jasmine. Ona pewnie coś wiedziała, ale i tak by nie powiedziała. Postanowił nie odzywać się i dać szansę innym.
- As dyplomacji przemówił - skomentowała słowa Warringtona rozbawiona Eyre i uniosła drink w geście toastu. - Oby nikt mu noża w plecy nie wbił za przekonania - dodała i wypiła.
Duke też się roześmiał.
- Ty się po prostu boisz. Nie walki… boisz się dołączyć do rodziny. Wszystkich oceniasz miarą ze swojej przeszłości. Ona minęła. Teraz jesteś tutaj. Dołącz do rodziny lub giń. Kto zaryzykuje życie dla wrednej suki? Ale dla siostry prawie każdy pójdzie w ogień. Doceń ludzi… i nieludzi, którzy cię otaczają. Nie zaprzeczaj ani nie przytakuj. Po prostu przemyśl to. - Wstał - Czas do roboty. Muszę przejrzeć wasze akta, a wy w tym czasie nie chlejcie. Widzimy się przy symulatorach.
Ruszył do wyjścia.
Eyre patrzyła na Warringtona ze straszliwie znudzoną miną, gdy ten robił jej wykład wychowania do życia w rodzinie.
- Nareszcie - Fierce ucieszyła się, gdy Duke sobie poszedł. Oparła się łokciami o blat stołu. - Marudy się zmyły i możemy się w końcu bawić! - wykorzystała chwilową nieuwagę Simona, który zagadał się z Eagel Eyem i weszła na stół. - Barman, rzuć jakąś żywą muzykę, towarzystwo musi się wyszumieć!

Lavelle spojrzał na ex-piratkę, która była w Mordowni stałym gościem. Nie raz widywał jak ogrywa Marines w karty, ale później za wygraną stawia wszystkim po piwie. Unika bójek i raczej siedzi cicho. Raz ucięli sobie pogawędkę o walce z Kilrah i pewnie gdyby nie sława Fierce to mogliby się zakumplować. Lavelle dokończył nalewanie piwa do szklanki i podszedł do panelu sterowania nagłośnieniem, by już po chwili popłynęła muzyka zgodna z zamówieniem.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rZHjxQuf-Tc[/media]

- Nie ma co. Niektórzy to wiedzą jak świętować. - Mruknął zdegustowany. - ale wiesz, oni naprawdę zyskują przy bliższym poznaniu. - Odezwał się do Pielęgniarki. - Na szczęście muzykę potrafią wybrać.*



Diuk opuścił towarzystwo pewny siebie widział, że niektórzy potrzebowali tego bardziej niż on. Skierował się powoli w kierunku wind. Poprawił okulary, był teraz oficerem, co prawda nie odebrał jeszcze nowych pagonów, ale samą swoją obecnością roztaczał autorytet. Na korytarzach zrobiło się pustawo. Ludzie rozeszli się po kajutach. Jak zawsze po tego typu apelach. Okręt teraz nie wyglądał na taki na którym mieszka 1000 osób.


Chou wtuliła się w ramie Clevlanda i czule szepnęła
- Ja mam już ich dość. Jest tu za głośno. Chodźmy do ciebie… Odpocznijmy.. - to ostanie wypowiedziała tak miękko i czule, że Cliff nie czekał ani chwili. Niemal poderwał się z miejsca.

Przeprosił towarzystwo i wyszedł z przypiętą do boku pielęgniarką. Towarzystwo na pożegnanie dodało jakiś jeden czy dwa niewybredne komentarze, ale Cliff skupiony był na czym innym… Na tym zapachu i na uśmiechu z dołeczkiem…

Ruszyli szybko w kierunku wind. Mieli dla siebie przecież tyle czasu, szkoda go marnować na takie błahostki jak spacer.


Diuk wyszedł z windy na 5 pokładzie. Tam gdzie sypialnie miała większość pilotów. Obchodził kwatery gdy coś zwróciło jego uwagę 3 marines stało na końcu korytarza dyskutowali o czymś jeden pchnął drugiego. DIuk jednak nie zamierzał się wdawać w dyskusje z dryblasami ruszył powoli przed siebie. Wchodząc za łuk korytarza.

Zza jego plecami winda obróciła drugi raz i wysiedli z niej chou i Cliff tym się ewidentnie spieszyło. Ruszyli niemal biegiem śmiejąc się do siebie. Minęli pierwszy zakręt korytarza. Gdy nagle coś z boku wyskoczyło. Coś wielkiego i rozpędzonego. Z potężną siła uderzyło w bok pilota posyłając go na ścianę. Uderzenie wybiło mu powietrze z płuc. Osunął się na podłogę niemal tracąc przytomność. Dostrzegł 3 przeciwników. Byli wielcy to musieli być Marines. Jeden zbliżał się do niego był niski i barczysty. Drugi złapał Chou i dociskał ją do ściany jedną ręką zakrywając jej usta. Trzeci stał z tyłu z założonymi rękami.

- Zachciało ci się wyrywać cudze dupy… Chou była moja! - Warknął trep pochylający się nad Clifem i kopnął go w brzuch tak, że pilot skulił się w spazmie bólu.

- Ivan powiedział ślicznotko, że skoro lubisz smakować różnych chłopaków, że chętnie spróbujesz całego naszego oddziału!- warknął drugi marines dociskający do ściany pielęgniarkę.

Cliff próbował się podnieść ale kolejne kopnięcie posłało go na ścianę. Ivan pochylił się nad nim i wycharczał mu do ucha.

- Taaa cały oddział jeden po drugim… a ty pilociku będziesz na to patrzył… aż do zarzygania….

Dłoń klifa opadła na jego bok na rękojeść jego zabytkowego colta… Naładowanego ostrą amunicją….

Nagły hasłas zaalarmował Diuka, zatrzymał się nasłuchując odgłosy rozległy się ponownie. Cofnął się i zobaczył jak trójka marines pastwi się nad cowboyem i pielęgniarką. Właśnie kopnięciem posłał Clifa na ścianę. Uderzenie zdarło kapelusz cowboya, który potoczył się po pokładzie. Dziewczyna się wyrywała ale potężne łapska drugiego marines dociskały ją do ściany. Lubieżne oczka żołnierza oraz bliskość jaką jej narzucał ewidentnie świadczyły o intencjach zbira.

Najdziwniejszy był stojący z tyłu bardzo spokojny wysoki mężczyzna. Stał z założonymi rękami i przyglądał się wszystkiemu z powściągliwą satysfakcją. Diuk rozpoznał obu zbirów. Należeli do jednych z najbardziej problematycznych na pokładzie statku. Ale tego, który zdawał się nimi dowodzić Diuk nie kojarzył.


- Zdrowie szefa - mruknęłą Malone, wypijając ostatni kieliszek i opierając się o krzesło. Po czym czknęła i uśmiechnęła się szeroko przyglądając się Fierce. Wyglądało to przekomicznie. Była naprawdę mikrego wzrostu i jej nogi zdawały się dyndać nie dotykając podłogi. Hunter mimowolnie się uśmiechnął.
Jednak mimo wszystko poczuł się ignorowany. Malone niemal całą jej uwagę skupiała na Fierce totalnie zapominając o jego pytaniu. O pochmurnej Duval już niemal sam zapomniał.

Wtedy komunikator w jego kieszeni rozbrzmiał znaną melodyjką połączenia priorytetowego. Spojrzał na komunikator.

Oficer śledczy Georgia Hudson.

Nie miał z tą osobą chyba jeszcze kontaktu. Mimo to odsunął się od stołu i dał ręką znak barmanowi by lekko przyciszył muzykę.

- Podporucznik Ian St. John?

- Tak… -
odpowiedział Hunter

- Oficer śledcza Georgia Hudson. Jest Pan proszony bezzwłocznie o stawiennictwo w kwaterach mieszkalnych na pokładzie 4.

- W jakiej sprawie?
- zapytał

- Dowie się Pan na miejscu. Proszę jednak o bezzwłoczne stawiennictwo inaczej zostanie Pan doprowadzony.

Hunter zamarł na moment. On sam mieszkał na pokładzie 5. Na 4 mieszkała chyba Żuraw i Grey…

Fierce patrząc na Huntera zamarła w tańcu. Znała już podporucznika od pewnego czasu a taka mina nie wróżyła nic dobrego.


Proszę o kontakt w sprawie szczegółów jakie chcecie jeszcze znać odnośnie sytuacji. Bezpośrednio lub w komentarzach.

 

Ostatnio edytowane przez Fenrir__ : 04-02-2020 o 08:59.
Fenrir__ jest offline