Administrator | - Ale nas spotkał zaszczyt... - powiedział Tanyr na widok karocy i stojącego obok woźnicy. - Sama księżna de Frankia zaszczyciła nas swoją wizytą - dodał, z wyraźnie mieszanymi uczuciami.
- Sporo o niej słyszałem, jeśli choć połowa z tego to prawda, to faktycznie zaszczyt to niemały, o ile oczywiście dane nam będzie w ogóle ją zobaczyć - odpowiedział Zev, cały czas obserwując karetę z podziwem.
- Myślicie, że obecność księżnej może jakoś łączyć się z naszym zadaniem?
Tanyr skinął głową. - To rzucałoby nieco światła na kwestię naszej zapłaty - powiedział Kaelon, zsiadając z konia. - Ale jednocześnie zaciemnia inne - zauważył Sher, zastanawiając się nad czymś.
Tymczasem Novio zainteresował się zgromadzonymi w stajence osobami, a najbardziej rudowłosą, w stronę której węszył zawzięcie, merdając przy tym ogonem.
- Czarodziejka wcześniej wspomniała coś o księżnej - powiedział cicho Tanyr. - Więc to o to chodziło.. - Faktycznie - przypomniał sobie Kealon. - Tylko dlaczego robić z tego taką tajemnicę? - zastanowił się. - Nie wolno dotykać karocy! - rzucił siedzący tam strażnik, niezbyt przyjemnym i władczym głosem.
- Nie ma obawy... Novio jest lepiej wychowany niż niektórzy ludzie - odparł mag. - Nic nie zrobi karecie.
Strażnik w odpowiedzi skrzywił się tylko niezadowolony. - Dobrze powiedziane - zawtórował Sher, zsiadając z konia. - A co do tajemnic, to mamy jeszcze coś do odkrycia i sugeruję załatwić to czym prędzej - dodał, wykonując energiczny gest głową w stronę domu. - Wy do pana Hantrela? - kobieta włączyła się do rozmowy. - To znaczy. Jesteście umówieni, tak? - spytała, pochylając się nieznacznie aby “podrapać” Novio za uchem. Pies był z tego czynu zadowolony.
- Jesteśmy umówieni, ale nie na określoną godzinę - odparł Tanyr. - Ale pan Hantrel na nas czeka. Zapewne niecierpliwie. - Aha, no to dobrze, to pójdę z wami - powiedziała zadowolona kobieta. - Mam na imię Lisa. Straż nie chciała mnie wpuścić, a ja mam bardzo pilną sprawę, handlową - wyjaśniła, przedstawiając się przy okazji.
- Tanyr - zrewanżował się mag. - Może zdołasz się wślizgnąć razem z nami - dodał z uśmiechem. Przywiązał wierzchowca, po czym ruszył w stronę wejścia. - Novio, idziemy.
- W większym gronie zawsze raźniej. Ja jestem Zevran, miło poznać - dopowiedział Piwny Rycerz z uśmiechem zwracając się do Lisy, po czym zsiadł z konia i przeciągnął się lekko. - No nic, myślę że czas skonfrontować się z Panem Hantrelem i zakończyć to nasze dziwne zadanie, gotowi? - dodał zwracając się już do swoich towarzyszy. - Miło poznać - odparła zadowolona kobieta, odwzajemniając uśmiech. - Gotowi - potwierdził Kaelon, rozglądając się uważnie dookoła.
Cała ekipa zostawiła konie, oraz strażnika i zdezorientowanego woźnicę karocy, aby na piechotę pokonać ostatnie metry trasy.
Jako pierwszy szedł Tanyr, ale Sher szybko nadrobił stratę i się z nim zrównał. - Prawie gotowi - zagadał cicho, idąc obok czarodzieja. - Powinniśmy omówić to wcześniej, ale jakoś tak umknęło. Chodzi o to, że przed wejściem ci dwaj strażnicy zabiorą nam broń, więc w razie czego zaopatrzyliśmy się z Zevranem w dodatkowe ostrza. Możesz je ukryć zaklęciem iluzji? - wyjaśnił szeptem.
- Dopóki w to nie wmiesza się jakaś magiczka, lub strażnicy nie zaczną was obmacywać, to da się zrobić - zapewnił równie cicho Tanyr, po czym spełnił prośbę kompana, wykorzystując fakt że Kaelon zajął Lisę rozmową.
- Myślę, że przejdzie, bo przecież nie powinni się po nas spodziewać, że mamy coś do ukrycia, miejmy nadzieję że się nam one jednak nie przydadzą… - wtrącił Zev przyciszając odpowiednio głos.
Dwa proste zaklęcia sprawiły, że miecz który miał Sher został ukryty pod iluzją bukłaka, zaś broń Zevrana skryła się pod postacią zwiniętego w rulon koca. Przy użyciu odpowiedniego paska, oba te przedmioty niesione były na plecach i nie wzbudzały żadnych podejrzeń.
Gdy ekipa dotarła do bramy, tak jak poprzednio, krata sama się przed nimi otworzyła. Przewidywania Shera, jakoby dwóch strażników miało ich poprosić o broń, zaczęły się sprawdzać... w większości. Tym razem, straży było aż pięć osób. - Witamy szanownych państwa, pamiętamy was i poznajemy - odezwał się stojący po środku sierżant, początkowo mówiąc do przybyłej drużyny, a potem raczej do “nowych” strażników, którzy uważnie przyglądali się gościom. - Kapralu, powiadomcie pana Hantrela że przybyli jego kurierzy - zwrócił się następnie do stojącego obok mężczyzny z brodą, który kiwnął głową i skierował się w stronę drzwi. - A panów muszę prosić o pozostawienie tu broni... Tym razem chodzi o bezpieczeństwo kogoś więcej niż Edmunda - sierżant ponownie zwrócił się do drużyny.
- Tak, rozumiem. - Tanyr uśmiechnął się ze zrozumieniem, po czym podał sierżantowi swój sztylet.
- Jak trzeba to trzeba - rzucił Zevran również szerokim uśmiechem, po czym oddał strażnikom swoje noże i miecz.
Kaelon i Sher też nie mieli przeciwwskazań, przed zostawieniem swoich ostrzy.
Kolejne egzemplarze broni lądowały na stoliku i wszystko przebiegało gładko i spokojnie, aż do momentu gdy Lisa odłożyła tam swój sztylet. - Pani nie musi oddawać broni. Skoro nie wchodzi pani do środka - powiedział sierżant. - Chyba już o tym rozmawialiśmy? - dodał. - Bo nie dał mi pan wtedy wyjaśnić. A my jesteśmy razem, ja jestem z nimi - powiedziała kobieta pewnym siebie głosem, gestem rąk wskazując całą drużynę.
Część strażników wyglądała na lekko zdezorientowanych tym stwierdzeniem, ale część przyjęła tę wiadomość jako fakt. - To prawda? - spytał dowódca warty dla pewności, omiatając wzrokiem zgromadzonych tam kurierów.
Tanyr ograniczył się do skinięcia głową, pozwalając Zerwanowi na zaplusowanie u Lisy.
- Tak jest Panie sierżancie! - odpowiedział dziarsko Piwny Rycerz. - Lisa należy do drużyny, zatem proszę również o jej wpuszczenie, nie sprawi kłopotów - dodał spoglądając na nową towarzyszkę z uśmiechem.
Kobieta spojrzała na niego zadowolona, odwzajemniając się uroczym uśmiechem.
Sher pokiwał też nieznacznie głową, potwierdzając słowa towarzysza, nawet jeśli nie było to konieczne do przekonania strażników. - Skoro tak, to oczywiście proszę - zgodził się sierżant, skinąwszy przy tym głową.
Nikt nie przeszukiwał gości. Być może ci dwaj strażnicy, których spotkali tu poprzednim razem, pamiętali kto jaką miał broń i polegali teraz na tej wiedzy - choć tak naprawdę to poprzednim razem też nikogo nie przeszukiwali.
Zaraz potem, w drzwiach pojawił się wysłany wcześniej kapral. - Pan Hantrel zaprasza - powiedział, gestem ręki zapraszając zgromadzonych do domu.
Tanyr ruszył przodem. Co prawda powinien był przepuścić Lisę, ale wolał, by jako pierwszy w oczy Hantrela wpadł ktoś z tych, co przyjęli zlecenie.
Zev wskazał gestem, aby Lisa poszła za Tanyrem i sam ruszył za nią, wyciągając szkatułkę. Odwrócił się tylko i rzucił Sherowi porozumiewawcze spojrzenie drugą ręką poprawiając zwinięty w rulon koc. Khajiit skinął delikatnie głową, trzymając bukłak na wino w pogotowiu. |