Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2020, 20:43   #100
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pizga jak w Kentucky - Stwierdziła żartem Jean, rozglądając się po ponurej okolicy, nie wiedząc, że za chwilę będzie jeszcze "lepiej" za sprawą śnieżycy.
- Ej, patrzcie, tam są i pierwsze rogacze… trzymają dystans skurczybyki. Hmmm, "Switch" może byś tak jednego z nich od nas pozdrowiła co? - J.R. zagadnęła do Meyes.
- Mogłabym. -stwierdziła z wahaniem metyska, ale Hamato się wtrącił.- Nie ma co prowokować ich do ataku.
- Ale można im pokazać, że wcale tam nie są tacy bezkarni jak im się wydaje, nie? - Fuknęła na niego sierżant, zerkając na van Erp.
- I pokazać im nasze możliwości?- stwierdził sceptycznie Kurishima, na co zobaczył "faka" od J.R.
Van Erp zaśmiała się pod nosem.
- Pokaż im co potrafisz J.R.- rzuciła Lili.
- A żeby ci cycki odmarzły! - Tym razem Jean warknęła do van Erp, po czym się roześmiała, pokazując ten sam palec co wcześniej, teraz do oddalonych rogaczy.
- Boisz się, że nie trafisz?- zapytała zadziornie van Erp.
- A czy ja wyglądam na, i mam sprzęt snajpera?? - Stwierdziła Jean, po czym odwróciła się dupskiem do reszty, odchodząc na dwa kroki od nich.
- Ze snajperskim to każdy potrafi - odpowiedziała jej Lili, a McAllister coś tam cicho bluzgała pod nosem, nie udzielając się już w tej sytuacji.
- Jeśli nas śledzą, to lepiej dla nas że wiemy gdzie są.- stwierdziła Collier polubownie.- Mogłyby się zacząć ukrywać przed nimi, gdyby wiedziały że możemy je zranić.
- Póki je widać, są mniej groźne - dorzucił Kit, popierając przedmówczynię, co ta przyjęła z wdzięcznością sądząc po uśmiechu.

- Ja pierdzielę! Trzeba się gdzieś schować! - McAllister stwierdziła oczywistą oczywistość, gdy zamieć śnieżna trafiła ich ze sporą siłą. Po chwili oddział znalazł dosyć marną osłonę, zwłaszcza pod względem taktycznym… pogodowo jakoś te skałki radę dawały.
- Pilnujemy się panie i panowie, te skorpionie gówienka mogą nas tu odwiedzić pod osłoną zamieci! - Powiedziała do wszystkich przez komunikator, wśród wyjącego wiatru, zmieniając broń na "pompkę".
- Mówiłam, że to zły pomysł- powiedziała ironicznie Elizabeth.
- A były ostatnio jakieś dobre? - Stwierdziła Jean, i się zaśmiała.
- Zamarzniemy tu - sierżant van Erp nie było do śmiechu. - Może trzeba wykopać sobie jamę w tym śniegu?
- Jedni niech kopią, a drudzy pilnują!- zaproponował Guerra przekrzykując śnieżycę.
- Switch, pilnujesz. I ty, przystojniaczku. A reszta zabiera się za kopanie- zdecydowała sierżant. Sama zabrała się do żmudnej, ale rozgrzewającej pracy.
- Nie chcesz się psytulić? - Dało się usłyszeć w komunikatorze baaaardzo przesłodziutko-ciotowaty głosik, a J.R. udawała, że to nie ona, zabierając się za owe cholerne kopanie.
- Fort śnieżny imienia J.R - rzucił Kit, ruszając do pomocy.
- Tak jest!- padło ze strony niektórych żołnierzy, ale wszyscy wzięli się do roboty. Śnieg był dość szybko odgarniany i jama zaczęła szybko rosnąć. Teraz pozostało liczyć na to, że zadymka śnieżna nie potrwa więcej niż kilka godzin.
Jak na razie żądłogony nie atakowały żołnierzy. Może liczyły, że wpierw zimno i głód ich osłabi?

Gdy AST jakoś się w końcu wcisnęli w osłonę przed zamiecią śnieżną, i nawet już tak nie wiało prosto w pysk… znaczy się, wizjer, wśród względnej ciszy, J.R. nagle spojrzała gdzieś prosto w jedną z otaczających ich ścian śniegu.
- Acha. Ok - Powiedziała sama do siebie, a po chwili i odezwała się do reszty, wywołując jeszcze większe zdziwienie, niż już te powstałe dwie sekundy wcześniej.
- Do tego całego "Lewusa" to tam - Wskazała znowu na jedną ze śniegowych ścian ich schronienia.
- Dobrze się czujesz Jean?- Zapytała van Erp wyraźnie zdziwiona.
- Ostatnio rzeczywiście zachowuje się nieco dziwnie.- stwierdził z troską Dominic.
- Skąd to wiesz, J.R.? - spytał Kit.
- Wszystko gra i trąbi. Pamiętacie tego potworko-węża tej kapłanko-ogrodniczki? No właśnie - McAllister postukała się palcem po hełmie, gdzieś w okolicy skroni.
- No właśnie co?- Lili wpatrywała się w drugą sierżant.
A AST najbliżej niej przebywający przysłuchiwali się z ciekawością, bowiem nie mieli pojęcia o czym JR. mówi.
- Pamiętam. Gadał do nas w myślach - powiedział Kit. - Teraz też słyszysz głosy?
- A co, masz dla mnie biały kaftanik? - Jean spojrzała na Chrisa i zaśmiała się. - Nie. To było tylko parę słów, podanie kierunku i tyle, cisza.
Lili westchnęła ciężko. Opowieść J.R. była dziwna. Może ona powinna już przyzwyczaić się do tego, że tu dzieją się takie dziwne rzeczy, ale nie mogła.
- I chcesz tam iść?- Z intonacji wynikało, że sierżant van Erp nie tryska radością.
- Świat jest dość spory - powiedział Kit. - Szukanie na własną rękę może się nieco przeciągnąć. Może warto zaryzykować? Może to sam mister Lewi rozpoznał w nas swych wybawicieli - dodał z wyraźnym brakiem wiary w te ostatnie słowa.
- To był kobiecy głos - Wyjaśniła Jean, i spojrzała zdziwiona na Lili - No przecież po to tu się wybraliśmy, czy nie?? Więc albo będziemy się szlajać bez celu, aż zamarzniemy, albo pójdziemy gdzie trzeba, skoro kierunek mamy. Innego wyboru nie widzę.
- No to poczekajmy, aż przestanie tak sypać i ruszajmy - poparł ją Kit.
- Ten wąż nie miał kobiecego głosu - powiedziała Lili. - Kapłanka musiała nas pobłogosławić, żeby z nami rozmawiać. To raczej nie oni. Więc kto J.R? Kto do twojej głowy zagląda?
- A kij wie z tą kapłanką? Może paru osobom na raz nie umiała, ale jednej tak? Może musiała coś tam sobie wydumać, albo jakieś mocniejsze voodoo przygotować? Mało tu takich zakręconych rzeczy? - J.R. wzruszyła ramionami. - A czemu ja? Też nie mam pojęcia.
- W sumie… i tak nie wiemy w którą stronę iść. To może udamy się… tam gdzie chce JR.- zaproponował polubownie BFG.
- Ufam twojej intuicji Jean. Tylko musimy przeczekać tę burzę - powiedziała Lili.


Ta osłabła jakieś pół godziny później. Ekipa wygrzebała się ze śniegu i ruszyła dalej. Na przedzie szła Switch i McAllister. Za nimi reszta. Dziwne skorpiono-humanoidy znikły gdzieś podczas zadymki i nie było ich w polu widzenia. A cała ekipa doszła na spore pole lodowe pokryte śniegiem pełne odłamków lodowych sterczących w górę niczym ostrza sztyletów. Pomiędzy nimi AST dostrzegli tą grupkę stworów która przedtem podążała przed nimi. Teraz wydawała się przemykać pomiędzy lodowymi iglicami w tym samym kierunku, w który oni sami podążali. Nie wyglądało na to, by chciały przygotować pułapkę na drużynę. Zdawało się raczej, że chcą przemknąć. I wtedy… ziemia się zatrzęsła.
 
Kerm jest offline