Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2020, 23:28   #6
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin był lekko zaskoczony tak bezpośrednim przywitaniem i tak przepełnionym poczuciem beznadziejności. Często spotykał podobne nastawienie ludzi, dla których miał pracować, a wiedźmin był już naprawdę przysłowiową ostatnią deską ratunku. Ostatnią nadzieją. Jednak tu to odczucie było znacznie bardziej intensywne. Być może dlatego, że czas rzeczywiście naglił, a pożoga wojenna z dnia na dzień była coraz bliżej. Mógł się jednak mylić i sedno problemu mogło leżeć jeszcze gdzieś indziej lub gdzieś znacznie głębiej niż tylko strach przed wojną.
Za dużo już w życiu widział, żeby dziwiły go takie rzeczy jednak nigdy nie ustawał w wysiłkach niesienia pomocy. Chciał czy nie w ten sposób przecież zarabiał na życie i miał opinię dobrego fachowca.
-Mości hrabio jak sam pewnie wiesz czasy są trudne, a wiedźminów coraz mniej niestety. Ja sam znalazłem się tu całkowitym przypadkiem, a i wasze ogłoszenie zauważyłem dziwnym zrządzeniem losu. Czasy są trudne i każdy grosz się liczy tym bardziej w moim wymierającym fachu, tak więc proszę przyjmij na słowo moje zapewnienie, że przybyłbym znacznie szybciej gdybym wcześniej się o tym dowiedział. - Odezwał się Draugdin uważnie przyglądając się zarówno hrabiemu jak i jego córce. Podobieństwo było uderzające.
Jednocześnie rad był docierającego do niego ciepła z pobliskiego kominka. Wiele dni na szlaku i wczorajsza noc w opuszczonym domostwie dawały mu się już pomału we znaki. Także z satysfakcją korzystał z tych drobny i chwilowych przyjemności jakie oferowało mu życie.
- Daleko mi do sławy Białego Wilka, jednak wieść niesie, że jestem nienajgorszym fachowcem, a sprawy beznadziejne zjadam na śniadanie bez popitki. Także rad bym był dowiedzieć się w czy leży sedno problemu, a wtedy będę w stanie powiedzieć coś więcej. - Powiedział Draugdin, gryząc się język, nie chcąc by niezamierzona przenośnia nie została odebrana przez hrabiego, że chamsko i bezczelnie podmawia się o poczęstunek.

- Nie będziemy gadać tak, o suchym pysku mości wiedźminie – stwierdził hrabia jakby podłapując o czym myśli Draugdin i skinął na Igrid. Dziewczyna opuściła komnatę, a po chwili w pomieszczeniu pojawiło się dwóch służących. Położyli na stole półmiski pełne kiełbas, smalcu i chleba, a do pucharów rozlali czerwonego wina. Draugdinowi daleko było do wykwintnego smakosza, potrafił jednak odróżnić parszywego węgrzyna od czerwonych win z Toussaint. Pewnym było, że Richelius nie ma węża w kieszeni i nie żałuje swojemu gościowi dobrego trunku.
- By dokładnie nakreślić wam mój problem, muszę się cofnąć nieco w czasie. Wyglądacie młodziej niż ja panie Draugdin, lecz przypuszczam, że to tylko efekt tych waszych…czarów? Mutacji? Na pewno więc dobrze pamiętacie pierwszą wojnę z Nilfgaardem, rzeź Cintry, królową Calanthe. Już wtedy wiedziałem, że van Emreis, dopiero się rozkręca, że ostrzy sobie kły na Rivię i Lyrię, a następna w kolejności będzie Temeria, Kaedwen i Redania. I co kurwa, myliłem się? Przewidziałem wszystko, ale głupcy, nie chcieli mnie słuchać. Próbowali się układać z tym syczym synem.
Spojrzał gorzko na wiedźmina i pociągnął łyk z pucharu. Nie czekając na jego komentarz kontynuował opowieść.
- Mury ani fosy nie są dla czarnych i ich magów żadną przeszkodą. Jaki więc sens się zbroić? Minęły już te czasy gdy de la Blanche mieli pod rozkazy swoją własną armię. Co więc zrobiłem wiedźminie? Sprowadziłem z Mahakamu czterech krasnoludzkich inżynierów, żeby zaprojektowali pod zamkiem sieć podziemnych korytarzy. Skończyli kopać w ostatniej chwili, gdy Emhyr zerwał rozmowy z Foltestem a jego wojska ruszyły na Temerię. Rozumiesz do czego zmierzam? Czarni mogli podbić moje ziemie, spalić wioskę, zburzyć zamek, ale przysiągłem sobie, że nie dostaną żywcem ani jednego mojego człowieka. Ani mojej Igrid – wymawiając imię córki głos hrabiego wyraźnie złagodniał – W piwniczce znajdowało się sekretne przejście a tunel i różne jego odnogi prowadziły do przejść poukrywanych pod mchem w lesie i na przystani. Jak wiesz Czarni nigdy nie dotarli do Nirh Haben, w Cintrze podpisano traktat pokojowy, ale moje kłopoty się wcale nie skończyły…a dopiero zaczęły.
Mężczyzna wstał od stołu, po czym podrzucił do kominka parę szczapek drewna. Płomień rozjaśniał, ale Draugdin mógł przysiąc, że zrobiło mu się zimniej. Gdy hrabia zasiadł z powrotem w krześle, jego wzrok wydawał się ponury i zamglony, jakby wracał do jakichś nieprzyjemnych wspomnień.
- Siedziałem w tej komnacie z Igrid, tak jak z tobą teraz, zbliżał się czas kolacji. Poprosiłem mojego domarada…Gustav mu było…żeby zszedł do piwniczki i przyniósł na zaś parę butelczyn. Ledwo zaczęliśmy wieczerzać usłyszeliśmy jak po korytarzach echem krzyk się niesie. Od razu poznałem, że to Gustav. Złapałem co miałem pod ręką i pobiegłem sprawdzić co się stało. Zbiegając do piwniczki, zobaczyłem tylko jego głowę i ręce wyciągnięte do przodu. Coś wciągało go w głąb tunelu, biedak płakał, darł się w niebogłosy, próbował walczyć, paznokcie wbił w posadzkę, do dzisiaj są tam jego ślady.
Richelius mętnym wzrokiem zapatrzył się w opróżniony niemal do dna posrebrzany puchar, wzrok wciąż pozostawał nieobecny.
- Nie minęła chwila jak zniknął w szybie. Gdyby mnie wtedy Ingrid nie przetrzymała, przysięgam, pobiegłbym za nim i nigdy, tego jestem pewien, nie spotkalibyśmy się przy tym stole mości wiedźminie. Co najwyżej mógłbyś sobie popatrzeć na mój portret w korytarzu. Richelius de la Blanche, zwany Głupcem, tak by pewnie ten obraz nazwano.
Hrabia chwycił na butelkę, rozlał następną kolejkę, kontynuując.
- Rankiem zebrało się sześciu chłopa. Stare wiarusy, zabijaki jak się patrzy. Aż się rwali, żeby wejść do tunelu i potwora posiekać. Tylko jeden wrócił. Zanim coś zdążył powiedzieć, oczy krwią mu zaszły, żyły poczerniały i skonał biedak w męczarniach. Wiedziałem już wtedy, że to nie byle utopiec czy nekker lecz poważniejsza sprawa. Wejścia do szybów kazałem zasypać, a gońcom do zamku wiedźmina sprowadzić. Przez parę miesięcy spokój był i każdy myślał, że straszydło zdechło z głodu. W końcu Drzazga, najmłodszy syn miejscowego szewca, wymyślił sobie, że do tunelu wejdzie i sprawdzi czy bydle ciągle tam siedzi. W nagrodę zażądał czterech morg ziemi pod lasem i oczywiście ręki mojej Igrid. Kazałbym chama zakuć w dyby i wychłostać, ale pomyślałem, że zaczekam aż wróci z dobrą nowiną. No i wrócił, ale to nie był już ten sam Drzazga. Cokolwiek tam zobaczył odebrało chłopakowi rozum. Wejście zasypaliśmy z powrotem i od tego czasu nikt tam już nie wszedł. Czasem w bezwietrzną noc słychać pod podłogą skrobanie. To coś tam ciągle siedzi wiedźminie a ja od trzech lat nie mogę przestać o tym myśleć. Słabo sypiam. Dużo piję.
Hrabia westchnął i jako na dowód prawdziwości swoich słów jednym haustem opróżnił puchar.

Draugdin słuchał z uwagą całej historii opowiadanej przez hrabiego delektując się zarówno jadłem jak i trunkiem. Tak smacznego mięsiwa to już dawno nie kosztował, a i wino czerwone, którym częstowano bez umiaru musiało niewiele ustępować tym słynnym wyrobom z Toussaint. Wiedźmin słuchał uważnie starając się wyłowić jak najwięcej szczegółów. Identyfikacja potworów zazwyczaj była w miarę prosta jednak czasem w rzadkich przypadkach wymagała jednak dużo więcej zachodu, a nawet czasem po prostu przypadku lub w najgorszym przypadku identyfikacji oko w oko. Te ostatnie były najmniej korzystne, gdyż zostawiały bardzo niewielu lub nawet w ogóle czasu na przygotowanie.
Słuchając cały czas hrabiego Draugdin intensywnie myślał. Ani nekker ani utopiec to na pewno nie był. Ghul raczej też nie gdyż one preferowały egzystencję w małych stadach. Poza tym ghul potrzebował dostępu do w miarę stałych “dostaw” ciał lub innej padliny. Z całego tego opisu najbardziej skłaniał się do pomysłu, że może to być upiór. Upiory do zjawy ludzi i nieludzi, którzy umarli gwałtowną śmiercią lub pozostawili ważne, a niedokończone sprawy. Jedna sprawa jednak nie dawała mu spokoju. W bardzo rzadkich przypadkach powstanie upiora związane było z rzuconym potężnym przekleństwem utrzymującym upiora przy życiu. Byłby to już drugi przypadek związany z klątwą lub urokiem, z którym spotkał się i to jednego dnia. Draugdin nie wierzył w takie przypadki. Ktoś tu się igrał z mocami, których nie pojmował i nie kontrolował.
Mości hrabio, zazwyczaj łatwo jest mi zidentyfikować potwora, z którym mogę mieć do czynienia jednak zdarzają się rzadkie trudniejsze przypadki. Mówiąc w prostych żołnierskich słowach “sposób na potwora” i czas na przygotowanie się jest wprost proporcjonalny do powodzenia operacji oraz zwiększa przeżywalność wiedźmina. Dlatego wiedza jest ważna, a resztę robi doświadczenie i umiejętności. Nie zmienia to jednak fakt, że jak już wspomniałem, że mogę się mylić, a wolałbym być przygotowany niż zaskoczony tym co zastanę na miejscu. *
- Rozumiesz jednak wiedźminie, że czasu nie ma dużo? Jeśli chcesz ubić bestię, musisz to zrobić najpóźniej do jutrzejszego wschodu słońca. Rankiem wypływamy do Kaedwen. – powiedział hrabia - [i] Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała. Nie wiem czy to ważne, ale te tunele podmyła powódź. Tam jest wilgotno jak w kanałach a przynajmniej tak przedstawiała się sytuacja zanim nie zasypaliśmy wejścia /i]
Rzeczywiście czasu było bardzo mało i nie było nawet marginesu na to żeby go marnować. Draugdin wiedział, że na przeprowadzenie standardowego wiedźmińskiego śledztwa miał bardzo mało czasu, góra ledwie kilka godzin o ile nie mniej. Czas naglił, a okoliczności nie sprzyjały. Swoją drogą wiedźmina zastanawiało tylko jedno. Skoro hrabia ostatecznie i nieodwołalnie zamierzał jutro i tak opuścić posiadłość nie wiadomo na jak długo i czy w ogóle z opcją powrotu tu kiedyś to dlaczego aż tak mu zależało na wyjaśnieniu tej sprawy i ewentualnym jej załatwieniem. Przypuszczalnie tu właśnie leżało sedno tematu i miał wrażenie jakby mówiono mu nie całą prawdę. Cóż nie byłby to pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni raz. O ile prościej by było znać całą prawdę niż jej samemu dochodzić lub odkrywać krok po kroku.
Wytarł usta i dłonie w ozdobną w jedną z ozdobnych chust, które leżały przy każdej zastawie stołowej, jednym haustem dopił wino, po czym zdecydowanym i mocnym głosem powiedział.
-Dziękuję za wyśmienity poczęstunek mości hrabio, ale czas mi brać się do pracy by zapracować na moje wynagrodzenie. Mamy naprawdę mało czasu. Chciałby jak najszybciej osobiście przesłuchać świadków lub tych, którzy widzieli lub słyszeli chociażby cokolwiek, a potem chciałbym obejrzeć ślady na miejscu. Moje wprawione zmysły wiedźmina na pewno coś zarejestrują. Także za pozwoleniem jaśnie hrabio, ale czas nagli…
- Świadków…hmmm….jedyny świadek, który widział bestię a przynajmniej wlazł do tych tuneli i wrócił żywy to Drzazga. Alem tak jak mówił, chłopak oszalał. Ojciec go do lasu wyprowadził, szkoda mu było takiego durnia w domu trzymać. Drzazga wrócił po paru dniach, ale szewc go do domu nie wpuścił. Żeby nie zdechł z głodu, wziąłem go na szczurołapa. Jeśli chcecie zbadać wiedźminie jakieś ślady, zaraz każę chłopom odgruzować przejście w piwnicy. Tyle że to chwilę potrwa
-Nie zwlekajmy dłużej. Może twoim sługom zajmie to tyle czasu co mnie przesłuchanie tego Drzazgi. - Powiedział energicznie wiedźmin gotów do działania. Najedzony i ogrzany był w dobrym nastroju pełen nadziei i chętny do ruszenia tej sprawy z miejsca. - Mam jeszcze tylko prośbę mości hrabio o zaopiekowanie się równie gościnne jak mną moim towarzyszem, który wkrótce powinien tu dotrzeć z obstawą pani Igrid. I proszę się nie dziwić jego wyglądowi. Jakem wiedźmin zapewniam, że jest to tylko i wyłącznie wynikiem rzuconej klątwy, którą mam zamiar odczynić. To gdzie ten świadek? - Powiedział Draugdin.
Hrabia kazał swoim ludziom znaleźć Drzazgę a sam wyszedł z komnaty by dopilnować prac przy odgruzowaniu tunelu. Chwilę później, drzwi się otworzyły a jeden ze strażników kopniakiem w dupę wprowadził do środka szczurołapa. Drzazga nie mógł być starszy niż Igrid czy Kosma, lecz włosy na jego głowie miały barwę czystego śniegu. Chłopak całkowicie osiwiał, miał rozlatane oczka, którymi nerwowo mrugał w jakimś nerwowym tiku. Na twarzy nie ostała się ani jedna oznaka inteligencji. To rzeczywiście był przygłup.

Strażnik wyszedł. Drzazga rozglądał się nerwowo na boki, po czym zatrzymał wzrok na wiedźminie.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Drzazgę, żeby Draugdin się zorientował, że raczej niczego się od młodzieńca nie dowie. Gdyby mieli więcej czasu mógłby poeksperymentować z kilkoma miksturami… Na pewno by mu już bardziej nie zaszkodziły, a może coś byłby w stanie pomóc. Młodzieniec najprawdopodobniej rzeczywiście postradał rozum w wyniki bardzo silnej traumy. Beznadziejny przypadek pomyślał sobie, ale z drugiej strony czy nie do takich właśnie zazwyczaj wzywani są wiedźmini? No cóż nic nie wadzi chociaż spróbować, a że chłopak w tym momencie skupił swój wzrok na nim Draugdin zapytał spokojnym głosem:
-Drzazga słyszysz i rozumiesz mnie? Jeśli tak to czy pamiętasz cokolwiek z dnia gdy poszedłeś do tunelu? Co tam widziałeś lub słyszałeś?
Szczurołap spojrzał na wiedźmina wzrokiem z którego ziała przerażająca pustka. Draugdinowi jednak wydawało się, że twarz chłopaka dygnęła, gdy wypowiadał słowo „tunel”.
- [i] He? /i]
Wiedźmin pstryknął gwałtownie palcami żeby utrzymać na sobie skupienie młodzieńca jak najdłużej. Szok musiał być potężny żeby spowodować tak głęboką traumę. Draugdin pstryknął jeszcze raz i powtórzył z nadzieją w sercu słowo klucz.
-Tunel! Co jeszcze pamiętasz?
Drzazga impulsywnie zaczął kręcić głową, wydął usta jak obrażone dziecko.
- Ni, ni, ni, ni, ni
Wyglądało na to, że chłopak próbuje się skryć we własnym świecie, nie dopuszczać do siebie żadnych wspomnień.
- Drzazga wracać! Drzazga wracać, szczury łapać! – wyjąkał po czym zaczął cofać do drzwi.
Tak jak przypuszczał trauma była za głęboką. Słyszał kiedyś o bardzo podobnym przypadku jednak nigdy się z takim nie spotkał osobiście. Przypadek beznadziejny. Przypomniał sobie jednak, że kiedyś ktoś mu opowiadał iż czasem jedyną słuszną metodą ostatniej szansy w podobnych przypadkach jest terapia wstrząsowa. Klin klinem. Nie miał nic do stracenia, najwyżej powoła się na doświadczenie wiedźmina i przeprosi.
Dłużej się nie zastanawiając błyskawicznie uderzył młodzieńca z otwartej dłoni prosto w twarz. I krzyknął.
-Drzazga! TUNEL! *
Szczurołap złapał się za policzek, popatrzył na wiedźmina rozżalony a potem rozpłakał się żałośnie.
- Drzazga wracać, szczury łapać! Drzazga wracać szczury łapać, DRZAZGA WRACAĆ SZCZURY ŁAPAĆ!!! – mężczyzna zaczął krzyczeć coraz głośniej i bić się po głowie, jakby sam chciał się za coś ukarać. Cóż, niektórych chorób umysłu nie da się wyleczyć bez pomocy magii. Nie wiadomym, też było, czy na takiego głupka podziała znak Axii, których wiedźmini w wyjątkowych sytuacjach używali by wymusić na kimś swoją perswazję.
Przypomniał sobie jeszcze o możliwości użycia znaku Axii jednak zrezygnował z tego pomysłu. Znak ten pomagał gdy trzeba było chociażby uspokoić znarowione zwierzę lub narzucić chwilowo komuś swoją perswazję jednak w tym przypadku jak mniemał wiedźmin niewiele by to pomogło. Przez chwilę się jeszcze zastanowił czy gdy dotrze to Kosma, mógłby jego zapytać. Podobno był utalentowanym zielarzem, a nóż a widelec by coś poradził. Szansa ku temu jednak było nikła.
Hrabia miał rację, że przesłuchanie świadka nic nie da. Drzazga po prostu stracił rozum w wyniku bardzo silnego szoku. Być może gdyby miał więcej czasu mógłby nad nim trochę popracować jednak tu czas naglił nawet bardziej niż nadciągająca wojna. Może chociaż przeszukanie tunelu i zbadanie śladów, jakie tam mogły zostać coś pomoże i przybliży go do zidentyfikowania potwora.
Jedna myśl cały czas nie dawała mu spokoju. Dlaczego hrabiemu Richelius de la Blanche tak bardzo zależało na rozwiązaniu zaistniałego problemu skoro i tak jutro wszyscy opuszczają to miejsce i nawet nie mają ani krztyny pewności, że będą w stanie kiedykolwiek tu jeszcze wrócić. Niby wiedział, że tak jest tak w wielu przypadkach i często się takie sytuacje powtarzały jednak nigdy się nie przyzwyczaił do tego że rzadko kiedy mówią mu całą prawdę. Być może to i lepiej. Tak przynajmniej przez cały czas musi zachować wzmożoną czujność i nieufność, a to natomiast uratowało mu już życie nie raz i nie dwa.

Wiedźmin poddał się, uznając przypadek szczurołapa za beznadziejny. I gdy Drzazga już miał wyjść zanosząc się szlochem, za oknem zapiał kur. To co się za chwilę wydarzyło, przeszło najśmielsze oczekiwania Draugdina. Chłopak padł na ziemię, zasłonił głowę rękami i zaczął wrzeszczeć jakby obdzierano go żywcem ze skóry. Wił się po podłodze, wyjąc z bólu, to było czyste przerażenie powodujące wręcz fizyczny ból. Widać było, że chłopak cierpi potworne katusze.
Krzyk Drzazgi rozniósł się po korytarzach zamku, więc po chwili przyleciało dwóch strażników a za nimi Igrid.
- Co tu się dzieje!? Co mu zrobiłeś? – zapytała z pewnym wyrzutem dziewczyna.
Wiedźmin pozostał niewzruszony. Raz, że miał czyste sumienie -no może poza tym policzkiem jakim zaserwował młodzieńcowi - dwa, że nie było czasu na tłumaczenia, a trzy nieraz już był w podobnych sytuacjach i wiedział, że rozemocjonowany czy speszony, a już tym bardziej tłumaczący się ze swoich czynów wiedźmin był super nieprofesjonalny.
Wcześniej odrzuciwszy tą metodę, jako raczej nieskuteczną tym razem się nie wahał ani chwili. Pomoże czy też nie jednak na pewno uspokoi młodzieńca skoro potrafi zadziałać na znarowionego konia czy też inne dzikie zwierzę. Nie zastanawiał się dłużej żeby nie pozwolić wypadkom potoczyć się w niewłaściwym kierunku.
Złożył szybko palce w bardzo dziwny i skomplikowany układ i rzucił na wrzeszczącego wniebogłosy młodzieńca znak Axii.
Biały blask otoczył dłonie Draugdina i głowę Drzazgi. Igrid i strażnicy zrobili krok w tył przestraszeni, nigdy wcześniej nie widzieli wiedźmina czyniącego znaki. Nie był to przyjemny widok. Szczurołap jeszcze przez chwilę kwilił i wił po podłodze jak opętany, lecz nagle płacz zamarł mu w ustach. Rozpaczliwa pustka w jego oczach zaczęła się wypełniać czymś co można nazwać świadomością. Widać było jednak, że Drzazga próbuje się opierać, ukryć znów w swoim szaleństwie. Wiedźmin nie miał wiele czasu
Draugdin był zdumiony, że działanie znaku dało aż tak dobry efekt jednak ani przez moment nie dał tego po sobie znać. Przynajmniej ni musiał się martwić Igrid i strażnikami gdyż to co zobaczyli na własne oczy wystarczyło by powstrzymać ich od jakiegokolwiek działania czy przeszkadzania wiedźminowi. Wiedział też, że czasu miał bardzo mało i trzeba to było wykorzystać do maksimum.
-Drzazga skup się na moim głosie. Tunel. Co tam się wydarzyło? Co widziałeś lub ci Cię spotkało? - Draugdin utrzymując cały czas znak mówił głosem stanowczy i jednostajnym. Wiedział, że szansa na uzyskanie jakichkolwiek wiadomości była właśnie i teraz i mogła się już nie powtórzyć. *
- Drzazga iiiiidzie…Drzazga widzi koooości! Potwora nie ma, Drzazga się cieeesszy….dostanie ziemię pod lasem, wydupczy Iiiiigrid. Drzazga wracaaaaaa, Drzazga czuje jak woda pod stopami falujeeeeee, Drzazga się odwracaaaaa…i….i…..
Wiedźmin czuł jak chłopak walczy. Choć miał rozum dziecka a jego wolę złamał strach i obłęd opierał się, nie chciał wracać do wspomnień, które kaleczyły jego umysł. Udało mu się jednak przetrzymać znak.
- Ma dziób….dziób jak kuuuuur! I zębyyyyy…. pazuryyyy, ogooon, skrzydłaaaaa – chłopak zaczął żałośnie skowyczeć [i] – Drzazga rzuca pochodnię, ucieeekaaaa, uciekaaaaa….słyszy kuura…słyszy syk….kur syczyyyyy….kur głodny….kur zje Drzaaaazgę! Drzazga ucieka…ucieka w zły tunel…nie wie jak wyjść…słyszy kura…kur głodyyyyy….kur go szukaaaa!
Chłopak wydał siebie przeciągły jęk po czym padł nieprzytomny na ziemię. Igrid, wyraźnie poruszona tym co zobaczyła, zwróciła się natychmiast do strażników.
- Wynieście go stąd i ocućcie. A jak się obudzi dajcie mu coś do picia. Najlepiej wódki
Strażnicy natychmiast wykonali rozkaz hrabianki. Igrid patrzyła na Draugdina z mieszaniną strachu, złości, ale i zafascynowania.
- Co tu się wydarzyło Draugdinie?
Jednak opłacało się zaryzykować w ostatnim desperackim pomyśle. Draugdin wiedział już wszystko... Bazyliszek. Stwór może niezbyt wymagający jednak nie znaczy to, że mniej niebezpieczny. W końcu gdyby banda chłopów z widłami była w stanie zabić takiego bazyliszka to on sam mógłby swoje dwa miecze powiesić na kominku i zacząć strugać fajki na sprzedaż. Póki co jednak wiedźmini nadal byli potrzebni.
- Już wszystko wiem Pani Igrid. To bazyliszek. Wyglądem przypomina koguta tyle tylko, że wielkości konia jak nie lepiej, no i dodatkowo uzbrojony w szpony i pazury, które potrafią dorosłego człowieka rozpłatać na pół. Jednak najniebezpieczniejszy jest jego jad, który jest jedną z najsilniejszych trucizn znanych człowiekowi. - Powiedział spokojnie wiedźmin.
- Czy to prawda co ludzie gadają, że wzrok bazyliszka zamienia w kamień? - Zapytała hrabianka już trochę uspokojona po wydarzeniach, które zastała w komnacie.
Draugdin uśmiechnął się pod nosem po czym kontynuował:
-To akurat są bujdy i ludzkie gadanie. Nie mniej jest to potwór bardzo niebezpieczny i uciążliwy gdy już osiądzie na danym terytorium. Swoją drogą ciekaw jestem co go tu przywiało. Na szczęście mam wszystko co jest potrzebne do jego pokonania czyli wiedzę i umiejętności, a potrzebne eliksiry zawsze mogę zdążyć uwarzyć tym bardziej, że mój nowo poznany towarzysz Kosma jest uzdolnionym zielarzem. Z tego co pamiętam to bazyliszki paradoksalnie polują głównie za dnia także mamy czas do wieczora, a ja zdążę się przygotować.
Draugdin mówił jednocześnie obserwując, jak Igrid dosłownie spija każde słowo z jego ust. Nie wiedział tylko czy w wyniku chęci czerpania wiedzy czy też fascynacji wiedźminem
-Drzazga pomału dojdzie do siebie. Może zawsze już będzie lekko głupawy jednak trudno mu się dziwić po tym co zobaczył. Cud, że udało mu się przeżyć. Bazyliszek musiał być nażarty. Jak go ocucicie, przyłóżcie mu proszę zimny okład do lewego policzka z przeprosinami od wiedźmina. - Dodał Draugdin.
Potrzebował się przygotować do czekającej go walki. Ważne było to, że wiedział z czym będzie miał do czynienia, choć kilka elementów jeszcze mu nie pasowało do tej dziwnej układanki. Głównym z nich natomiast było pytanie dlaczego hrabiemu tak bardzo zależało na wyjaśnieniu tej sprawy.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline