Noc 22 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf
Poruszający się niezgrabnie mężczyzna podszedł bliżej, wsunął się ciężkim krokiem w ruchliwą poświatę rzucaną przez łuczywo dzierżone przez Saxę. Ciemnowłose dziewczę otworzyło na jego widok szeroko oczy, a z ust Vadis popłynął mimowolny jęk przerażonego niedowierzania.
Rosły mężczyzna w chłopskim odzieniu miał strój przesiąknięty świeżą, pachnącą ostrym odorem krwią. To ona sprawiała wcześniej wrażenie czarnych plam, wciąż cieknąc z głębokich ran w gardle i brzuchu człowieka. Tyle krwi, ściekającej przez nogawice grubych wełnianych spodni, plamiącej buty.
Żaden człowiek nie mógł stracić tyle krwi i wciąż być zdolnym do stawiania kroków, choćby i tak chwiejnych!
Rodząca kobieta krzyknęła na całe gardło, a Saxa pojęła w jednej chwili, że źródłem tego krzyku nie było fizyczne cierpienie, lecz straszny, bez mała obłąkańczy lęk.
Zakrwawiony mężczyzna spojrzał na remerską służkę szklistymi oczami, w których głębi paliła się coraz silniejsza poświata o barwie chorobliwej zieleni, a potem ruszył w jej stronę wyciągając przed siebie dłonie o rozcapierzonych drapieżnie palcach.