Jedno z najstarszych powiedzeń na świecie mówi "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". W patologicznym półświatku z którego wywodził się Hans Hans różnie ją rozumiano. Z jednej strony wszyscy mniej lub bardziej partnerami w zbrodni, a donoszenie na swoich kolegów do straży miejskiej było wielkim faux pas, karanym często powszechnym ostracyzmem czy, bardziej prymitywnie, kosą pod żebra. Z drugiej strony każdy posiadający olej w głowie przestępca, będąc w sytuacji podbramkowej nie będzie miał problemu, by ratować własną skórę wbrew wszelkim ideałom o lojalności i braterstwie. Jednak co zrobić w obliczu takich decyzji, jak teraz? Sytuacja na murze nie była kryzysowa, ale nie ma co ukrywać, że Hans był jednym z głównych filarów obrony na tym fragmencie fortyfikacji. Czy warto było opuszczać to stanowisko, dla bądź co bądź, defensywnie mało użytecznej Olivii? Czy wspomniana zasada w ogóle miała tu zastosowanie, czy traktował smarkule jak kogoś, względem kogo należy się jakakolwiek lojalność?
- ARGH!!! PSIA MAĆ!!! Zajmę się Smarkiem, zaraz wracam, nie przestawajcie! - warknął, i być może wbrew zdrowemu rozsądkowi ruszył w stronę młodej czarodziejki, która zdążyła przynajmniej odczołgać się spory kawałek.
-Masz siły na beczenie, to dobrze. Mów do mnie i łapy trzymaj na ranie! Nie próbuj mi mdleć, bo Ci przyp... - powstrzymał się od opisu oprych i po prostu wziął dziewczynę na ręce, a że trochę krzepy w rękach miał, to starał się to zrobić w miarę delikatnie. Prosty plan który wymyślił na poczekaniu zakładał, że odniesie ranną do chaty kapłana Sigmara, a w drodze powrotnej ściągnie posiłki, najlepiej w postaci jednego z przydupasów Letto.