- Zgadza się, Hectorze, obok wodospadu. Tak nas pokierowano z klasztoru. – Cyrulik przetarł piekące ze zmęczenia oczy. – Wyście są stąd, nie my. Wy znacie drogę, nie my. Prowadźcie i jako rzekliście, módlcie się o czas. My pomożemy, na ile starczy sił i możliwości. Wybaczcie, zwiadowcy wracają, mogą potrzebować pomocy.
Nie potrzebowali, szczęśliwie udało im się ominąć wroga. Nie przynosili jednak dobrej nowiny, wręcz przeciwnie. Rache dopełnił obraz informacjami otrzymanymi od młynarza.
- Wieśniacy pójdą gdzieś bokiem. Nie wiem, co zrobią ożywieńcy. Czy pójdą najkrótszą drogą w dół doliny, czy wyczują jakoś bliskość ofiary i podążą za uciekającymi?
Westchnął głęboko i prykucnął w nadziei na chwilkę odpoczynku.
- Z tego co mówicie, będzie ich za dużo, by walczyć. Zginiemy, a nie zwolnimy ich pochodu. Możemy próbować ich odciągnąć od wieśniaków, kierując się na wodospad, ale czy uda nam się uciec przed tymi, którzy nie czują zmęczenia?