09-02-2020, 14:33
|
#34 |
| Stajnia i okolice. Lauga czekała przed tawerną w okolicy stajni. Stała koło wielkiego wojskowego konia, choć umaszczenie i siodło przypominały raczej wierzchowce którymi poruszali się barbarzyńscy wojownicy. Być może była to zdobycz wojenna. Wojowniczka obserwowała drzwi tawerny, jej mina wyrażała lekkie rozdrażnienie. Najwidoczniej Lauga z Czerwonej Doliny nie lubiła tracić dnia. - Przyjmij panno raz jeszcze wyrazy ubolewania - usłyszała za sobą znajomy już głos. Młody mężczyzna, albo świetnie się starał wyglądać poważnie, albo taki właśnie był z natury. I jakby kwiecistej mowy było mało, to i odzienie zresztą tak samo jak towarzysząca mu czarodziejka, nosił nietutejsze i nawet na myśl sąsiadujących królestw nie przywodzące. - Nie wiem co w naszych towarzyszy wstąpiło. Wczoraj jeszcze sprawę traktowali poważnie. Ale dość o tym. Chciałbym zapytać ile dni dzieli nas od miejsca starcia panny drużyny ze smokiem. To znaczy ile czasu zajął pannie powrót tutaj do miasta? Lauga machnęła ręką. - Nie szkodzi, zdarza się. Choć towarzysze..waszmości mogliby w końcu ruszyć dupy. - Lauga odpowiedziała starając się wynieść swoją wypowiedź do poziomu rycerza, choć potoczny język jednak grał pierwsze skrzypce i nie dał się zapomnieć. - Co do nas,..wyruszyliśmy przed wczoraj z samego rana na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem i postanowiliśmy rozbić obóz, jak tylko się ściemniło nastąpił atak. Nie spodziewaliśmy się tak szybkiej konfrontacji więc część z moich towarzyszy...miało podobne priorytety co twoi. - Lauga oszczędziła rycerzowi szczegółów prokreacyjnych jej poprzedniej drużyny. - ...więc...gadzina z tego co mi się wydaje jest może trochę większa od Tarana - wskazała palcem na konia bojowego koło niej. - Rozbiliśmy się na dosyć otwartym terenie, daliśmy jej tym możliwość atakowania z powietrza. Podfrunął i chwycić naszego maga w locie po czym uniósł go w powietrze i upuścił z dosyć wysoka….watpie by Armag to przeżył. Narmia nasza kapłanka po prostu uciekła...nie od razu ale ...tak. Shina z tego co mi się wydaje poszedł za Narmią. Ja i Trevor staraliśmy się zrobić co do nas należało ale on w końcu został mocno opluty przez kwas. Musieliśmy się wycofać, powrót zabrał nam trochę dłużej, wróciliśmy wczoraj po zachodzie słońca. Trevor nie będzie jeszcze przez jakiś czas w stanie się ruszyć...ja jestem w stanie trzymać miecz, więc chcę spróbować znaleźć tamtych….albo ich ciała. Villem z uwagą słuchał słów wojowniczki przyswajając szczegóły opowieści. Najbardziej ucieszył go fakt, że drużyna Laugi w niecałe trzy dni dotarła na bagna, znalazła smoka i przynajmniej częściowo wróciła do Secomber. To była wręcz bardzo dobra wieść po tym co rano usłyszał od tropicielki w sprawie bagien, które jakoby ciągnęły się setkami mil na południe i wschód. Rycerz był już wyraźnie rozpogodzony choć taktownie tego nie okazywał zważywszy na ponury finisz historii półelfki. - W pierwszej kolejności skupimy się na panny towarzyszach panno Laugo. Czasu nie minęło dużo i jeśli tarcie ze smokiem przetrwali, to jestem dobrej myśli, że znajdziemy ich żywych. Czy udało się pannie i panu Trevorowi zranić bestię? Albo, czy co znamiennego w jej zachowaniu się wam w oczy rzuciło? Przemawiając patrzył na swoją rozmówczynię. Ale widać też było, że zerkał z zaciekawieniem na wierzchowca wojowniczki. Lauga wzruszyła ramionami. -Jeśli go dziabneliśmy to nie dał tego po sobie poznać. - Przyznała ognistowłosa z lekkim rozczarowaniem. A może to gniew lub kobieca irytacja. - Nie wydawał się być poruszony naszymi atakami...no ale była nas dwójka z piątki więc może już uznało to że wygrało. Słyszałam że te jaszczury są cholernie inteligentne.- Przyjrzała się z zaciekawieniem szlachcicowi. - Interesuje się waszmość moim koniem.. -Stwierdziła wyłapując te spojrzenia jakie Villem posyłał Taranowi. - Nie są mi obce - rycerz kiwnął głową i korzystając ze zmiany tematu zbliżył się do wierzchowca od strony łba. Przyjrzał się gniewnie parskającym chrapom i stulonym uszom, a nawet na chwilę spojrzał w wielkie czarne oczy i uśmiechnął się. - To koń rycerski panno Laugo. Niejedną walkę ma wyrytą w spojrzeniu. Rzadki widok w Secomber. - Hahahaha..słyszysz to Taran. Ktoś w końcu zobaczył w tobie szlachetną błękitną końską krew. - Kobieta zaśmiała się głośno i szczerze, najwidoczniej miała inne zdanie na temat swojego wierzchowca. - Taran to owszem wspaniałe zwierze...co do jego ‘rycerskości’ … no nie mogę potwierdzić czegoś takiego.- Poklepała konia płaską dłonią po szyi. - Był wcześniej wierzchowcem wodza barbarzyńców z jakimi nasz oddział się tłukł. Po stracie pana stał się zdobyczą wojenną. A ja wygrałam go w karty. Spojrzała znowu na Villema i zastanowiła się chwile. - Być może ma odpowiednie korzenie by mówić o sobie ‘rycerski rumak’ kto wie. Ja się aż tak na tym nie znam. Villem przyglądając się Taranowi skinął głową. - Może - przyznał - A może rycerskość nie zawsze jest przynależna błękitnej krwi. Spotkała może panna barona Secomber. O dziwo ostatnie zdanie nie zabrzmiało jak pytanie, a rycerz niespodziewanie skłonił się Laudze. - Dziękuję za tę rozmowę. To ciekawa historia. I wspaniały koń. Radzi byśmy razem z Carys dowiedzieć się więcej o tym wodzu barbarzyńców i wojnie, którą panna toczyła. Ale to przy innej okazji może. - Na pewno znajdzie się czas i na to. - Wojowniczka zapewniła swojego rozmówcę po czym dała mu się oddalić w celu załatwiania swoich Villemowych spraw. Rycerz zaś zniknął na chwil parę w stajni gdzie uzgodnił z Liamem znalezienie nowej karczmy i czekanie tam powrotu państwa. Następnie wrócił do karczmy gdzie zastał szkicującą coś Carys i Olgrima w stanie budzącym w rycerzu iskrę współczucia. Westchnął i spojrzał na pogrążoną w dziele czarodziejkę, po czym zapytał jednego z pomocników karczmarza, czy widział bardkę i druida. - Są w łaźni - skinął chłopak - właśnie wodę im podgrzewają. Szczęka młodego rycerza zadrżała. Odwrócił się i skierował ku Carys i tropicielce. - Wyruszamy - powiedział krótko tonem, który nie zachęcał do prośby o wyjaśnienia i ruszył ku karczmarzowi uregulować należność za pobyt w karczmie. - Aaaa… ten jasnowłosy wspominał, że za drzwi wy płacicie. Rycerz zmierzył oberżystę liczącego otrzymane monety wzrokiem, który mógł być na granicy rękoczynu. - Przekaż jasnowłosemu, że nie jest ważne czyja noga wykopała, drzwi, a przez czyje pijaństwo je musiano wyważyć. Co rzekłszy odwrócił się i skierował do wyjścia. - Panno Laugo. Wyruszamy. Może mi panna pomóc wsadzić pijanego krasnoluda na kuca? Po przywiązaniu Olgrima do kulbaki, mogli ruszać.
Ostatnio edytowane przez Obca : 09-02-2020 o 18:25.
|
| |