Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2020, 15:25   #406
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

4 sierpnia AD 1250. Czwartek


Płock

Gdy tylko usta Anny dotknęły pierścień biskupa Pan wysłuchał jej modłów. Gunter był wiernym sługą. Gunter pomagał inkwizycji. Gunter się nimi opiekował.

I ujrzała więc Guntera jak on całuje zdobiony pierścień. Na dłoni bladej i wychudłej. Pierścień ze szczerego złota z herbem. Herb widziała wyraźnie. Na tarczy z lewa skos, pole pierwsze błękitne, pole drugie czarne znajdował się czarno błękitny orzeł w koronie, z głową zwróconą w prawo i uniesionymi skrzydłami. W prawym szponie dzierżył on jakieś dziwne berło. W lewym zaś miecz o wygiętym ostrzu. Herb ów okalał napis “Morte Ascendō”
Gunter ucałował ów pierścień, a jego ciemne włosy zaczął okalać cień. Dłoń owa z czułością odwróciła się i potarła policzek Guntera. Biskup zamknał oczy i z rozczuloną niczym dziecko miną spoczął w dłoni swego dobroczyńcy. Cień wypływał i okalał jego głowę. Wypływał z szerokiej rany. Czarnej i ziejącej otchłani. I wtedy Gunter zaczął wciągać ów cień, tak jakby wciągał dym z dalekowschodnich narkotyków. Wciągał ów cień, a oczy jego stały się czarne niczym nocne niebo. I wtedy spojrzał na Annę.
Dziewczyna jęknęła przerażona co wybudziło ją z wizji. Gunter patrzył na nią zdziwiony, jednak Gerge szybko zareagował i wziął Annę pod ramię.
- Siostra Anna straciła tej nocy dwoje naszych towarzyszy. Myślę, że powinna wypocząć. Francisca godnie ją zastąpi w kwestii omawiania wszelkich tematów związanych z przygotowaniem ceremonii.


Tak też się stało. Francisca w towarzystwie dwóch prezbiterów obchodziła katedrę. Grzebała w schowkach. Dobierała świece i wstęgi. Wszystko wskazywało, że sakiewka Fyodora ucierpi na przygotowanej ceremonii, ale miało być pięknie. Trzeba było zorganizować płaczki, opłacić grabarza, ośmiu trunnonoszy, czuwanie. Ale nic nie zaskoczyło Francisci. Dziewczyna miała wyjątkowy talent organizacyjny.

A i prezbiterzy byli pomocni. I choć sama Francisca dokładnie się rozglądała, to nie uraczyła niczego co by ją zaskoczyło. Ani w zapomnianych zakamarkach plebanii, gdzie kapłani zgromadzili niewielką fortunę w formie świec i ozdobników, ani też w samej katedrze, którą wypełniało przejmujące zimno i szum deszczu uderzającego jednostajnie o dach. Katedra musiała mieć swoje tajemnice. Franka czuła to pod skórą. Ale pozostawały one dla niej niedostępne za dnia. Nie mogła się jednak pozbyć uczucia, że w czasie długiej modlitwy jaką postanowiła zakończyć swój pobyt w świętym przybytku coś ją obserwowało.

Anna po opuszczeniu wzgórza katedralnego zwymiotowała pod jednym z domów. Wiele woli kosztowało ją poradzenie sobie z wizją której doświadczyła. Dotyk Gerge działał kojąco. Anna postanowiła zająć się pracą. Ruszyła do niewielkiego przybytku zajmującego się leczeniem. Nie było wielu rannych. Za to sporo ludzi miało problem z chorobami płuc i przemarznięciem. Szykowała się ciężka zima. Deszcz zniszczył sporą część upraw. Nad miastem wisiało widmo głodu. Aż dziwne wydawało się, że w niedalekich miasteczkach ktoś planował wyprawić dożynki. Jakby było co dożynać w tym pokrywającym wszystko błocie. Ludzie wiecznie przemoczeni i zmarznięci nie mieli odporności, a uboga dieta nie poprawiała ich sytuacji. Niewyobrażalne było wręcz to, że Pan wystawiał ich na takie próby w czasie gdy miasto otaczały wilkołaki, a katedra skrywała jakąś ciemność.

Gdy siostra zakonna wróciła do ich siedziby Francisca spała. Wtedy już wiedziała jak wielkie zmęczenie ogarnia i ją. Ale musiała zająć się też ciałami. Mimo deszczu był jednak środek lata. Należało przenieść je do kostnicy. Specjalnej małej kaplicy stojącej nieopodal katedry.

Anna asystowała w tym procederze, jednak przed samą kostnicą stanęła jak wryta. Nie prosiła o wizję. To wizja przyszła do niej. Mrok wylewający się z małej kaplicy. Nie była w stanie dostrzec niczego za jej progiem. Z przerażeniem obserwowała jak ludzie kanonika znikają w otchłani cienia z ciałem Fyodora i Klary, a zaraz potem wychodzą. Cokolwiek kryło się za progiem kaplicy było mocno związane z ciemnością.

Anna musiała to omówić z Franciscą. I choć czuła zmęczenie to do siedziby Inkwizycji biegła jakby anioły ją niosły na rękach.



Karczma.

W deszczu słychać było szczekanie broni. Wojowie trenowali zawzięcie mimo zimna. A potem udali się na wieczerzę. Wysiłek fizyczny wzmógł wszystkim apetyty. Kaszę ze skwarkami jedli z apetytem jakby była to najwytrawniejsza dziczyzna. I w czasie tej kolacji nagle zerwał się wiatr. Zdać się mogło, że niósł ze sobą jęki umarłych cierpiących gdzieś w lesie.

Drzwi karczmy otworzyły się. Ukazał się w nich wysoki i chudy mężczyzna. Miał on wytarty ciemny płaszcz z bogatym zdobieniem z czarnych piór wokół szyi i na ramionach. Jego włosy były mokre. Spojrzał po karczmie, która była praktycznie wypełniona świta Bogumsyła.

Mężczyzna ruszył w stronę szerokiej ławy. Rzucił na stół między wojów sporej wielkości sakwę, która rozsypała się i ukazała dwa srebrne groty. W sakwie z pewnością było ich więcej.

- Tyś Bogumysł, Inkwizytor, wyprawiasz się na wilkołaki do Suchodołu? Tedy przyjmij to jako znak dobrej woli.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline